Richie Sambora: Znów z Bon Jovi
W 1983 roku, tylko na kilka miesięcy przed tym, zanim dołączył do Bon Jovi, gitarzysta Richie Sambora siedział w pokoju prób, przymierzając się do grania utworów takich jak Detroit Rock City, Hard Luck Woman i Rock and Roll All Light, z trzema muzykami, którzy te dźwięki znali lepiej niż ktokolwiek inny. Tak, tak, Sambora był właśnie na przesłuchaniu mającym wyłonić nowego gitarzystę „najgorętszego zespołu świata”, Kiss.
-Akurat byli nieźle zalani, kiedy tam się pojawiłem-wspomina Sambora-Podobał im się sposób, w jaki grałem, ale kiedy zaczęli pytać:-Znasz to? Tamto?- i wymieniać tytuły swoich piosenek, odpowiadałem za każdym razem: ”Nie”. Po odrzuceniu przez Kiss („Szczerze mówiąc, wcale nie chciałem być w tym zespole. Potraktowałem to jako możliwość sprawdzenia się, zarobienia pieniędzy, zdobycia pozycji w biznesie”), dość przypadkowo wziął udział w kolejnym przesłuchaniu, by w efekcie zostać zaproszonym do zastąpienia
gitarzysty Dave’a Sabo w Bon Jovi.
17 lat i 80 milionów sprzedanych egzemplarzy albumów Bon Jovi później, Sambora pije kawę bardzo wczesnym rankiem w studio w New Jersey. Za godzinę on i jego koledzy z zespołu zaczną próby przed koncertami wchodzącymi w skład tournee promującego ich ostatni album, Crush. W tym momencie kariery ćwiczenie i udoskonalanie swoich umiejętności nie jest aż tak ważne dla grupy, ale myśl o tournee wciąż wiąże się dla Sambory z dużą dawką adrenaliny. „Na nasze ostatnie tournee (trasę koncertową These Days, trwającą w latach 1996-1997), ćwiczyliśmy i odbywaliśmy próby przez zaledwie jeden
dzień. Tym razem jednak, zdecydowaliśmy, że próby będą trwały całe cztery dni.”
Nowy materiał Bon Jovi nie wymaga jednak nadliczbowych prób przed wykonaniem go na żywo. Crush kontynuuje to, co jest dobrze znane pod marką Bon Jovi-porywający pop-metal z rock’n’rollowymi korzeniami. Ale zawiera także pod względem muzycznym najbardziej dojrzałe brzmienie, jakie do tej pory Sambora prezentował przed publicznością. „Myślę, że wyrobiłem sobie własny styl, który jest rodzajem organicznego bluesa bazującym na
rock’n’rollu”-mówi Sambora. „Dla przykładu, o wiele więcej na tym albumie grałem na slide’ach. Mój styl po prostu staje się coraz bardziej mój”.
Guitar.com: Jak długie jest typowe tournee Bon Jovi?
Richie Sambora: Zespołowi takiemu jak my okrążenie świata zajmuje około roku. Ostatnie tournee objęło 42 kraje i 72 wyprzedane stadiony.
Guitar.com: Jaka była najbardziej szalona rzecz, która przytrafiła Ci się podczas tournee?
Sambora: Po tak wielu latach jeżdżenia w trasy, mógłbym wymienić niejedną! (śmiech) Raz na przykład spadł wiszący nade mną reflektor i dość solidnie uderzył mnie w głowę. Zdarzyło się to na stadionie Wembley w późnych latach 80-tych. Szczęśliwie mnie nie zabił, choć mogło być różnie…
Guitar.com: Jak określiłbyś swój styl jako gitarzysty?
Sambora: Lubię grać w wielu różnych stylach, używać wielu różniących się od siebie dźwięków i wydobywać nowe tony. Patrzę na piosenki trochę jak na „dźwiękowe malarstwo” i, szczęśliwie dla mnie, jestem kolekcjonerem gitar, mam ich bardzo wiele, a z każdej z nich wydobywać można inne tony. Podłączasz je do rozmaitych wzmacniaczy i tworzysz swoje własne „kolory”.
Guitar.com: Czy zawsze tak było?
Sambora: Jeśli posłuchasz wcześniejszych płyt, od razu poznasz, że używałem zasadniczo jednego lub dwóch tonów. Na tym, [Crush], głębia dźwięków którą wydaje mi się o wiele większa. Myślę, że w latach 80 byłem poszukiwaczem. Wszakże znalezienie własnego stylu jest najtrudniejszą rzeczą do osiągnięcia dla zespołu. Dokładnie w momencie wydania Slippery When Wet [1986] zrobiłem pierwszy krok w kierunku własnego stylu. W tamtym momencie jednak mój styl jako gitrzysty był nieco bardziej krzykliwy, ekstrawagancki. Były to wszak czasy, w których Eddie Van Halen popisywał się na scenie swymi trickami, kiedy popularni byli muzycy tacy, jak Satriani czy Vai. Ale w tym samym czasie chciałem grać rzeczy pasujące przede wszystkim do naszych piosenek, będąc wielkim fanem Beatlesów
oraz gościem, który lubił Aerosmith, Led Zeppelin, Erica Claptona i Muddy’ego Watersa. W tamtym okresie przywróciłem także gitary akustyczne do muzyki pop. Granie akustyczne było dla mnie czymś, w czym doszedłem do perfekcji grając w barach w bardzo młodym wieku, jednak także czymś, czego nie miałem szansy ukazać, grając na naszych dwóch pierwszych albumach [Bon Jovi i 7800 Fahrenheit]. Wówczas przywróciłem także talk-box muzyce rockowej, z której pierwotnie się wywodził.
Guitar.com: Czy dzisiaj twoje solówki są spontaniczne?
Sambora: Nie mam w zwyczaju ćwiczyć w domu zanim wejdę do studia. Wszystko co grane jest przeze mnie na albumach, wychodzi ode mnie spontanicznie.
Guitar.com: Czy na tej płycie użyłeś bardzo wielu efektów gitarowych?
Richie Sambora: Nie, i sądzę, że dzięki temu brzmienie gitar jest bardziej prawdziwe, po części także dzięki wspaniałemu studiu, w którym nagrywaliśmy Crush.
Guitar.com: Opowiedz więcej o studio.
Sambora: Jon zbudował cudowne, wielkie studio w swoim domu w Jersey. Tam nagraliśmy Crush. Nie mieliśmy dzięki temu żadnych limitów, nic nas nie ograniczało; przychodziłeś, kiedy chciałeś zagrać i nie było nikogo, kto w którymś momencie kazałby ci wyjść. Nagrywanie Crush odbywało się więc w bardzo komfortowych warunkach.
Guitar.com: Jedna z piosenek na płycie Crush, Say It Isn’t So brzmi nieco jak próba wskrzeszenia brzmienia The Beatles.
Sambora: O tak, zwłaszcza w refrenie, kiedy Jon śpiewa say it isn’t so, a ja odpowiadam mu za każdym razem inną linijką tekstu.
Guitar.com: Jak wiele piosenek napisaliście podczas prac nad Crush?
Sambora: Napisaliśmy ich 60, by na albumie mogło znaleźć się 12.
Guitar.com: Z jednej strony, Crush ma w sobie wiele z nowoczesności brzmienia, jest to album nagrany w duchu współczesności, czego dowodem jest choćby użycie loopów perkusyjnych w It’s My Life. Z drugiej jednak strony, Bon Jovi wciąż brzmi jak dobry, rock’n’rollowy zespół.
Sambora: Chcieliśmy nagrać płytę, która potwierdzałaby nasz status amerykańskiego zespołu
rock’n’rollowego. Chcieliśmy oczywiście także zrealizować materiał wyprodukowany w duchu XXI wieku. Nadaliśmy więc naszemu brzmieniu i stylowi nowe oblicze. Ale kiedy próbowaliśmy wyeliminować całkowicie bębny, nie pasowało to żadnemu z nas. Jesteśmy zespołem live i potrzebowaliśmy po prostu brzmienia grzmiących bębnów. Musieliśmy znaleźć złoty środek, jak połączyć w nagraniu trzy różnie brzmiące loopy perkusyjne z normalnymi bębnami.
Guitar.com: Nawet jeśli zespół nie poświęca wiele czasu próbom, czy Ty wiele czasu poświęcasz grze na gitarze?
Sambora: Oczywiście, i zawsze staram się nauczyć czegoś nowego. Staram się uzyskać nowe brzmienie, używając zaskakujących połączeń instrumentów i wzmacniaczy, jak również wzbogacać swoją kolekcję gitar. Każdy instrument ma inne brzmienie, więc używając czegoś nowego również uzyskuję nieco inne brzmienie, niż dotychczas. Ale jeśli chodzi o typowo techniczne ćwiczenie poszczególnych partii – nie, tego nie robię.
Guitar.com: Jaka była Twoja pierwsza gitara?
Sambora: Kosztowała 10 dolarów i została zwrócona do E.J. Corvettes, wielkiego domu towarowego w New Jersey. Mój tata pracował na pół etatu w dziale muzycznym i pewnego dnia przyniósł mi ją do domu.
Guitar.com: Kiedy zacząłeś grać?
Sambora: Miałem około 14 lat, było to już więc nieco późno. Grałem wcześniej na innych
instrumentach, ale nie pasowały mi. Jeśli zaś chodzi o gitarę, wziąłem jedną lekcję gry, by
zdecydować, że będę uczył się sam. Chciałem wypracować sobie własny styl, więc usiadłem z mnóstwem nagrań i wypróbowałem wszystkie po kolei.
Guitar.com: Kto z muzyków wywarł na Ciebie największy wpływ?
Sambora: Głównie muzycy bluesowi, współcześni oraz rock’n’rollowi. Zaczynałem
słuchając takich gości, jak Johnny Winter, Eric Clapton, Jimmy Page i oczywiście Jimi Hendrix, później cofnąłem się do Alberta Kinga, B.B. i Muddy’ego, by wreszcie dojść do Charley’a Pattona.
Guitar.com: Czy żałujesz czegoś, patrząc z perspektywy czasu na swoją karierę?
Sambora: Jestem zadowolony ze swojego życia i tak naprawdę niewiele rzeczy zrobiłbym inaczej. Jestem pracującym muzykiem. Co prawda, zawsze marzysz na początku, by skończyć będąc kimś takim jak Jimi Hendrix. Chcesz być kimś, kto jest zaakceptowany przez krytyków i przede wszystkim kimś, kto wywarł wpływ na miliony gitarzystów. Ale ja jestem zadowolony z bycia pracującym muzykiem, z przebojów, które nagrałem i z talentu, który posiadam. Niewielu rzeczy zaś muszę żałować.
Jeff Perlah, magazyn Guitar.com, 2000
Tłumaczenie: Twisted Sister