Zespół Bon Jovi wpadł na 4 godziny do Polski. Muzycy opowiedzieli o swoich polskich przodkach, nagrali krótki występ dla TVP i obiecali nam wielki koncert w czerwcu.
Bon Jovi promują w Europie swój ostatni album „Crush”. Przylecieli do nas z Londynu. Prywatny odrzutowiec zespołu wylądował na warszawskim Okęciu w sobotę, parę minut po 14. Na muzyków czekały czarne Mercedesy i fanki. Dwie dziewczyny podały przez okno limuzyny gitarę, na której Bon Jovi złożyli swoje autografy i odjechali na nagranie do klubu Lokomotywa.
Dla Davida i Richiego, muzyków zespołu, podróż do Polski była specjalnym przeżyciem. Obaj mają polskich przodków.
-Moi dziadkowie wyjechali z Warszawy w 1939 roku-opowiedział nam David.
-Jak będę tu następnym razem, odnajdę bliskie im miejsca.
Muzyk zapewniał, że w domu dziadków często słyszał język polski, ale zapamiętał tylko jedno zdanie…
-Kiedy moja babcia się na mnie zdenerwuje, mówi „Pocałuj mnie w d..”- mówi nam ze śmiechem.
Richie popisał się ładniejszym zwrotem: „Dzień dobry”. To na jego prośbę dla zespołu przygotowano typowe polskie dania: bigos, pierofi i czerwony barszcz. A oprócz złotej płyty przyznanej za „Crush”, muzycy dostali obraz z warszawską Starówką i- za kulisami- polską wódkę.
Nagranie występu trwało 20 minut. Jon Bon Jovi pojawił się na scenie w czarnym obcisłym golfie. Wykonał 4 utwory, m.in. hit ostatnich wakacji „It’s my life” oraz stary przebój „Livin on a prayer”. Tym razem grali z playbacku.
-Ale w czerwcu przyjedziemy do Polski na wielki koncert- zapowiedział Jon. Wtedy pokażemy wam, co potrafimy!
O godz.18 muzycy byli już z powrotem na lotnisku. Odlecieli do Kolonii. Występ Bon Jovi został pokazany w TVP 1 wieczorem 29 grudnia.
Autor: Patrycja Michalak