
Jesteś z Polski? To świetnie!- wita mnie Tico Torres, perkusista Bon Jovi. „Wiem, że nasz gitarzysta, Richie Sambora i klawiszowiec David Bryan mieli polskich przodków. Mamy też polskiego ochroniarza. Nazywa się Kozłowski.”
„No cóż, bycie ochroniarzem to chyba nasza narodowa specjalność”, odpowiadam, ale nie liczę na pełne zrozumienie.
W odpowiedzi Tico wybucha śmiechem. „No tak. Znam tez wszystkie dowcipy o Polakach. Ale wiesz co, o nas też opowiadają sporo kawałów, więc się nie martw.” Staram się nie martwić, chociaż czas ucieka, a bohater wieczoru- Jon Bon Jovi zwyczajowo każe na siebie czekać. Wreszcie jest- z rozwianym włosem, w czerwonym obcisłym podkoszulku, skórzanych spodniach i kowbojkach. Mina typu-„znudzenie numer sześć” na przemian z „czego oni ode mnie chcą” i „najchętniej zaszyłbym się w hotelowym barku”. W każdym ruchu pełna nonszalancja. Nie bez przyczyny amerykańscy dziennikarze nazywają go „typowym chłopakiem z New Jersey”, prostym, równym, nie wypierającym się swych włoskich korzeni i ojca fryzjera. Jon pewnym krokiem przecina salonik i pada na brązową kanapę.
„Taaak, ten mebel lubię najbardziej”, oświadcza sobie a muzom, równocześnie testując jego sprężystość. Tico po raz kolejny uśmiecha się do mnie porozumiewawczo. Dzień wcześniej podczas konferencji prasowej, zapytany przez włoską dziennikarkę o znajomość jej ojczystego języka, Bon Jovi odparł: „Nie znam, ale myślę, że możesz mnie go nauczyć w moim wygodnym pokoju hotelowym.”, co wywołało salwę śmiechu i zakłopotanie nieśmiałej Włoszki.
W końcu możemy zacząć.
-Co jest najprzyjemniejsze w show-biznesie?
Oczywiście pieniądze. W tym biznesie nie są najgorsze. A jak już masz kasę, reszta sama przyjdzie.
-Władza?
Władza także przyjdzie.
-Masz tego rodzaju ambicje?
Na razie nie. Ale kto wie… Może zostanę prezydentem.
-Prezydentem Stanów Zjednoczonych?
Nie. Na początek zostałbym dyktatorem w jakiejś małej bananowej republice, gdzieś na Pacyfiku. Leżałbym sobie w dobrym towarzystwie pod palmą, sączył drinki i stamtąd rządził moimi poddanymi. Tak, to dobra perspektywa. Chociaż nie! Lepiej niech będzie to Kuba. Tam będzie łatwiej, ponieważ ludzie znają już uroki dyktatury. No i jest wiele pięknych kobiet.
-Bycie muzykiem pomaga Ci w kontaktach z pięknymi kobietami?
Nie muszę chyba wyjaśniać, że muzykę rockową gra się głównie po to, by mieć dziewczyny. Po koncertach zawsze mam wiele propozycji, nazwijmy to, matrymonialnych, więc nie mogę narzekać.
-Jak się do nich odnosisz?
Niestety nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Albo inaczej – ustosunkowuję się do nich negatywnie.
-Jakimi słowy odrzucasz te propozycje?
„Przepraszam za mój seksapil”. Naprawdę nie jestem niczemu winien”
-To wystarcza?
Zwykle tak. Ale zdarza się, że muszę uciekać się do różnych tricków, by uciec przed zbyt namolnymi fankami, które na przykład mają ochotę odnaleźć mnie w hotelu.
-Jak sobie z tym radzisz?
Mam swoje sposoby.
-Rezerwujesz pokoje na inne nazwisko?
Jasne. Również w tym hotelu zarejestrowałem się pod innym nazwiskiem. Polskim zresztą. Ale nie mogę ci go zdradzić, bo będziesz mnie nachodził i w ogóle nie dasz mi póżniej spokoju.
-Kozłowski?
Skąd wiesz?
-Nie mogę Ci tego zdradzić, bo będziesz mnie nachodził i w ogóle… nie dasz mi później spokoju.
OK. Załóżmy, że w tej potyczce na razie wygraliśmy po jednej rundzie. Zaczynaj kolejną.
-Co dostajesz od fanek po koncertach, poza propozycjami matrymonialnymi?
Różne rzeczy. Kwiaty, płyty, butelki z alkoholem, części garderoby…
-Jest co, co chciałbyś dostać, a jeszcze tego nie dostałeś?
Oczywiście, Liz Hurley, ElleMcPherson… Życzyłbym sobie dostać je w prezencie gwiazdkowym.
-Co na to Twoja żona?
Będzie musiała zrozumieć. No dobra, ale koniec tych żartów, bo jeszcze się to skończy rozwodem. Kocham swoją żonę i wiem, że Dorothea też mnie kocha. Poza tym w pewnych sprawach jestem konserwatystą i nie lubię zbyt częstych zmian. Nie bez przyczyny od ponad 20 lat jesteśmy razem.
-Bycie wiernym mężem przez tak długi czas jest trudne?
Życie dzień w dzień stwarza mnóstwo pokus. Cała sztuka im nie ulec.
-A bez banałów?
Cóż, kobiety są dla mnie bardzo ważne. Często powtarzam, że kobiety są jedynymi osobami, którym w życiu ufam-poczynając od mojej matki, kończąc na córce.
Ale nie oznacza to, że idę do łóżka z każdą, która wzbudza mój zachwyt. Nic z tych rzeczy. Do łóżka chodzę tylko z żoną, a rodzina jest dla mnie najważniejszą wartością w życiu i wiem już, że dla niej warto zrezygnować z wielu innych przyjemności.
-Możesz być dobrym ojcem, tak często przebywając poza domem?
Mam nadzieję, że tak. Kiedy tylko jestem w domu, staram się poświęcić dzieciom każdą wolną chwilę. Co więcej, Stephanie Rose i Jesse James pomagają mi w pracy
-W jaki sposób?
Dzieci są fenomenalne-od razu wiedzą co im się podoba, a co nie. Dlatego nowe piosenki zawsze daję im do przesłuchania .A one szczerze mówią, co o nich sądzą. Na taką szczerość nie zdobyłby się żaden dorosły. Nawet kobieta.
-Nawet Calista Flockhart, która ostatnio podrywa Cię w serialu Ally McBeal?
Nawet ona.
-Nie bałeś się zagrać u boku takiej żylety?
Czy wyglądam na kogo, kto czegoś się boi? No dobra, pewnie, że się bałem. Wprawdzie grałem w paru filmach, ale produkcja telewizyjna to o c trochę coś innego niż kinowa. Musiałem pójść na konsultacje do Heather Locklear, żony naszego gitarzysty. Ona ma w tej dziedzinie spore doświadczenie. Powiedziała mi krótko a treściwie: „Uczysz się tekstu na pamięć a potem musisz być tylko maksymalnie skupiony.”
-Zastosowałeś się do rady?
Reżyser nie pogonił mnie z planu, więc chyba nie jest źle.
Rozmawiał: Maciej Wesołowski