Minęły cztery lata…

Minęły cztery lata, a wszystko w pamięci wydaje się tak jakby to było wczoraj. Patrzę na swoje ręce, które dokładnie cztery lata temu spiekłem niemiłosiernie na mocno grzejącym słońcu przed stadionem w Gdańsku, który wtedy nazywał się PGE Arena. Wspominam spotkanie z fanami z Polski znanymi wcześniej jedynie z bonjovi.pl, którzy opanowali jedną z gdańskich restauracji naprzeciwko Dworca Głównego. Pamiętam zdziwienie na mojej twarzy, mieszające się z podziwem i lekką zazdrością kiedy słuchałem jak Ricky przeskakując przez stadionowe ogrodzenie wmieszał się w ekipę przygotowującą obiekt na koncert i doglądał postępów prac zdając potem relację z „wycieczki”. Pamiętam jak razem z innymi nagraliśmy pozdrowienia dla fanki, która nie mogła z powodów zdrowotnych spełnić swojego marzenia i pojawić się w Gdańsku. Wtedy pierwszy raz większość z was poznałem osobiście, czy jak to się inaczej mówi – „na żywo”. Niesamowite było to, że praktycznie już po kilku chwilach czułem się jakbyśmy się znali kopę lat. Istotnie tak było. Przecież codziennie spotykaliśmy się na naszym forum tocząc zażarte i ciekawe dyskusje na temat muzyki, na temat Bon Jovi. Wtedy to wszystko wydawało się tak mało realne. Można to porównać do obserwowania dorosłych bawiących się w klubie, pijących piwo. Będąc nieletnim można było obserwować z boku, ale bez dowodu osobistego wejście „do kręgu” było niemożliwe.
Pamiętam bursztynową kopułę PGE Arena, która razem z przebijającymi promieniami słońca tworzyła niesamowity, malowniczy obraz. Pamiętam fanów, którzy w tempie ekspresowym uskuteczniali tzw. bieg do sektorów mimo wcześniejszych uwag porządkowych i ich wyraźnego zakazu biegania.
O samym koncercie napisano już wiele. Umieszczałem tu też swoją obszerną, osobistą relację z tego wydarzenia. Poniżej cytat z 25.06.2013, który przez te cztery lata cały czas wydaje się jakbym napisał go wczoraj…

„[…] to czego doświadczyłem podczas koncertu było…..wybaczcie bo nie znajduję słów by opisać to co czułem będąc tam z wami, stojąc wśród ponad 30 tysięcznego tłumu śpiewającego piosenki, które przez ostatnie 18 lat towarzyszyły mi w dobrych i złych momentach mojego życia. Śpiewałem na całe gardło mimo tego, że w pewnym momencie zaczęło ono zgłaszać zastrzeżenia do pobierania pełnej mocy przez ponad dwie godziny. To poczucie jedności z tłumem. Z tłumem, który jednak w satysfakcjonującej liczbie wypełnił stadion mimo tego, że był to środek tygodnia. Z tłumem, który ku mojemu zdziwieniu śpiewał i żywiołowo reagował od początku do końca show. Nigdy tego nie zapomnę jak Jon i spółka kończyli utwór a mimo tego publika nadal cały czas szalała klaszcząc, albo chóralnie skandując BON JOVI!! Widać było, że zespół nie spodziewał się w ogóle tak entuzjastycznego przyjęcia. Ta reakcja Jona na forumową flagę. Widać, że od pierwszych chwil koncertu nastrój publiki się mu udzielił i już do końca uśmiech nie schodził mu z twarzy. (I like it, I like it), David dyrygujący tłumem. Phil X podczas jammowania w KTF też się chyba dał porwać nastrojowi bo wyszło kapitalnie. Na stadionie trwała prawdziwa fiesta, która nie ustępowała ani na moment.

Pięknie w to wszystko wpisała się niezwykła oprawa w postaci forumowej flagi (brawa Jona wywołały u mnie uśmiech), białoczerwonej koszulki na bisach, dmuchanych piłeczek, czy niebieskiego konfetti na Kapitanie, które ktoś całkiem blisko mnie odpalił. Wspaniała reakcja tłumu na BWC. To machanie left-right takie spontaniczne, wynikające z chwili, nieplanowane. Będąc w środku tego tłumu widziałem, że Jon po prostu nie może uwierzyć w to co widzi, w to morze machających rąk. Był totalnie zaskoczony. Byłem cholernie dumny. Miałem lekkie obawy, czy to wszystko może się udać, czy publika nie będzie drętwa. W najśmielszych snach nie wyobrażałem sobie czegoś takiego. Nie przeszkadzało mi zupełnie, że ktoś mi prosto do ucha darł się na We Got It Going On bo darłem się również ile sił w płucach. Tego dnia, w tamtej chwili wszyscy należeliśmy do (jak to tutaj ktoś ładnie napisał) jednej wielkiej rodziny. Tego dnia zapomnieliśmy o wszystkich problemach. I choć wtedy spiekłem się jak cholera i teraz moje ręce wyglądają jak kurczak podawany z rożna, czy w końcu latałem po stadionie z ulotkami o suchym pysku to wtedy kiedy moi idole (-1) grali na scenie nie liczyło się dla mnie nic. Widziałem tylko scenę, zespół i Jona, z którym śpiewałem ocierając raz po raz pot z czoła. I te oświadczyny podczas Never Say Goodbye….Było tyle epickich momentów…..
Koncert był genialny, nieziemski…. Te słowa i tak nie oddadzą tego jaki był dla mnie ten wieczór.”

Jestem pewien, że nie tylko dla mnie.

1

 

Może Ci się również spodobać...

16

  1. Z przyjemnością przeczytałam tekst, ożyły wspaniałe wspomnienia,to był cudowny,niezapomniany dzień. Pamiętam czwórkę fanów,która przyjęłam pod swój dach,cudownie było w towarzystwie czekac na koncert,a po koncercie rozmawiać o tym,co się wydarzyło na pięknym gdańskim stadionie.. Cudowny,cudowny koncert,nawet gdyby nigdy nie miało sie to powtórzyć (chociaz mam wielką nadzieje,że zobaczymy zespół ponownie w Polsce), to wspomnienia będa “forever” !!!

Dodaj komentarz