Rok 2021 był w moim odczuciu wydawnicza (względem moich oczekiwań) słaby. Potworków w stylu nowa IRA (bez silenia się na durną uszczypliwość) już po pierwszym zwiastunie (mimo, że nawet próbowałem) nie dało się słuchać. To po prostu straszny gniot i tyle.
Nowego The Pretty Reckless też jakoś nigdy nie udało mi się w100% przebrnąć, bo płyta strasznie siada gdzieś w okolicach "25". Sporo słuchałem za to "LP40", ale... tylko w marcu, a potem już nawet nie wróciłem.
Pewnie czas, wszystkie te remonty i zawirowania covidowe...
Z płyt, które conajmniej raz przebrnąłem lub wracałem co jakiś czas moja lista wyglądałaby tak:
1. Seether - Wasteland (Pulgatory EP) - po prostu lubię takie brzmienie, taki sposób przekazu, tego typu lirykę wokalną. Być może z tęsknoty za Nirvaną, kto to wie...
https://youtu.be/ZN2s7is3Lks tutaj pomiędzy Nirvaną, a Jerrym Cantrellem
2. Jerry Cantrell - Brighten - lata lecą, a Jerry jak to Jerry... Zgrany, przewidywalny. Jak zawsze świetny i z klasą.
3. Gojira - Fortitude - nie ukąsiła mnie aż tak jakbym chciał, ale przyjemnie wracać do tej sieczki.
4. Shogun Revolution -IV - spodziewałem się więcej... Nie jest źle.
5. Lady Pank - LP40 - dobry album. Tyle.
6. Mastodon - Hushed and Grimm - nieco za mało...
7. Iron Maiden - Senjutsu - sporo za mało
I to na tyle...