Tomker pisze:A mi się wydaje, że Jon otwarcie pokazał ileś już razy, że sukces muzyczny jest dla niego utożsamiany z ilością sprzedaży płyt, czy biletów. Czyli chcąc nie chcąc jednostką miary jego spełnienia muzycznego jest dolar
Jon jest najtrudniejszy do rozgryzienia, to fakt, w sensie co jest dla niego największą motywacją. Ale mimo wszystko wg mnie kasa, dolary, rankigi, to i tak nie jest główny motywator. Gdyby tak było piosenki jak Amen czy The Fighter nie zobaczyłyby światła dziennego. Kasa to jest efekt uboczny, ale za to najbardziej mierzalny. Jon wierzy w to co robi i wierzy w swój przekaz. Niestety jest coś w tym, że dość mocno się oddalił od tego co tworzył jakieś 20-30 lat temu, ale najwyraźniej to jest to co jemu teraz gra w sercu. Coraz częściej to nie jest to czego oczekują "starzy" fani, i mam wrażenie że jak się im to nie podoba, to zaczynają szukać powodów na to czemu im się to nie podoba, i wtedy pojawia się temat kasy i rozleniwienia Jona jak bumerang. Zresztą dzisiejszy muzyczny biznes też jest zupełnie inny niż kiedyś. Wszystko się zmieniło. Oni są z epoki albumów, a dziś ludzie żyją pojedyńczymi utworami z Itunes albo nawet tylko z YT, i częściowo muszą się dostosować.
Może się mylę, ale wg mnie jak się ma setki milionów dolarów na koncie jak oni, to kolejne kilka już nie robi róźnicy. Coś tworzą, bo tak im dusza artysty podpowiada, a potem chcą się z tym podzielić. I żadne pieniądze, nie dadzą im takiej radości i satysfakcji jak krzyk 80 tys ludzi śpiewających na raz Livin czy Wanted. Żadne. To są już 50 latkowie którzy w życiu widzieli i mieli/mają wszystko, mają rodziny, dzieci itd. I się im kompletnie nie dziwię jak mówią, że podróżowanie podczas trasy ich znudziło, i częściowo robią to dla kasy, ale to moment kiedy wychodzą na te 2-3h na scenę jest właśnie tym motywatorem który ich trzyma 30 lat w tym biznesie. Szczególnie jak widzą, że publiczności zależy na ich muzyce, jak to jest w Europie czy Płd.Ameryce. Jak są w USA to się wcale nie dziwię, że często Jon leci na autopilocie bo widząc ludzi gadających, pijących browary i chodzących do kibla co chwilę, też bym pewnie tak robił po jakimś czasie. To jest brak szacunku do artysty i może ich za to ukarać krótszą set listą lub bardziej bezpłciową. Odwalą swoje, skasują i jadą dalej. Ale jak jest szacunek do siebie nawzajem, a przede wszystkim do muzyki, to oni dają z siebie wszystko, przy okazji tylko dostając za to wielką kasę.
Jon może jest najmniej wylewny w tym że muzyka go ciągle motywuje najbardziej, częściowo dlatego że to jego zespół i on ma największą odpowiedzialność na swojej głowie, i musi ponosić tego konsekwencje w każdej formie, złej czy dobrej. I to na pewno wpływa na jego podejście do tematu, i tak też jest niestety odbierany, jako CEO, lider i biznesman, bardziej niż muzyk, ale kasa to nie jest nr jego liście, przynajmniej wg mnie.
A u Richiego to już na 100% kasa nie ma większego znaczenia. I jego ostatnia solowa płyta to pokazała najbardziej. Można się spierać czy zła czy dobra, to kwestia gustu każego z nas, ale to ile serca on w nią włożył widać gołym okiem. To było jego oczko w głowie. Poczuł się wolny jako muzyk, poza wielkimi wytwórniami, poza listami przebojów. I Ci co go widzieli podczas kilku jego koncertów na żywo, mogą potwierdzić, że tak podekscytowany nie był od lat na scenie, a suma sumarum zrobił to pewnie za darmo albo i dopłacił, sądzać po ilości odwołanych koncertów w USA.
Wczoraj trafiłem na wywiad z Richiem ze stycznia, który już wcześniej widziałem, ale warto go może też przypomnieć. Część od 5min jest o tym o czym teraz mówimy.
http://youtu.be/aw8ooygQvxs?t=4m56s