Odpada: [09] Have a Nice Day
RUNDA VII
[01] Bon Jovi
[02] 7800 Fahrenheit
[03] Slippery When Wet
[04] New Jersey
[05] Keep The Faith
[06] These Days
[07] Crush
[08] Bounce
[15] 2020
Termin: niedziela 21:00
Moderatorzy: Adm's Team, Mod's Team
Abstrahując od tego, że Lance Quinn i Tony Bongiovi wybitnymi producentami nigdy nie byli, uważam że sprzęt grający nie ma tu nic do rzeczy.EVENo pisze:Ja pozwolę sobie być trochę uszczypliwym i polecę Wam zakup dobrego sprzętu grającego i ponowne wysłuchanie Fahrenheita, bo ewidentnie nie słuchaliście go od dłuższego czasu
Z tą warstwą muzyczną to mocno Cię w tym przypadku poniosło.Paulska pisze:Może wyjdę na upartego, ale porównując co ma odpaść pomiędzy 2020 i 7800 wybór może być tylko jeden - chodzi zarówno o warstwę muzyczną jak i tekstową:
[02] 7800 Fahrenheit
Napiszę Ci tak... Choć to nie dział na takie rozwodzenie się...Paulska pisze:Ok, wyjaśniam, chodziło mi o dojrzałość muzyki i jej dopasowanie do tekstu.
Nie o technikę ani styl grania, bo pod tym kątem trudno w ogóle obie płyty porównać.
No nie wiem... Nie popadajmy w skrajnosci... Ja bym był ostrożny w dyskredytowaniu Slippery... Wnioskuję z Twojego wpisu, że być może tej płyty nie lubisz. Co by nie pisać, to była mała rewolucja. W dodatku z zaskoczenia. Album nie stał się bowiem od razu bestsellerem. Zadebiutował na 40-którymś (już dokładnie takich rzeczy nie pamiętam) miejscu Billboardu i dobicie do pierwszego miejsca zajęło mu kolejne 7 tygodni. A jak już się "dobił" i zadomowił (8 tygodni na szczycie zestawienia) to z top 10 (jeśli dobrze pamiętam) nie wyleciał przez 50 notowań. Album miał również (w przeciwieństwie do NJ) silne działanie retrospektywne, bo na listę wróciły pierwsze 2 longplaye. Gdyby 7800 miał brzmienie Slippery... to sukces być może przyszedłby wcześniej.EVENo pisze:Jeśli mam być szczery, to na ten moment SWW i NJ bardziej mi trącą myszką, niż 7800. Są bardziej przypisane do swojej epoki, która zestarzała się bardziej, niż kultowe lata 90. i, paradoksalnie, lata 70. Słabości Fahrenheita przerodziły się w zalety, tej płycie bliżej do AC/DC (nie mówię, że blisko), a jak wiemy AC/DC jest ponadczasowe cokolwiek by nie zagrało. Na SWW tymczasem mamy kilka utworów, które brzmią jak typowa tandeta lat 80. Coś, co było dobre tylko w tym konkretnym okresie, a teraz raczej wzbudza politowanie.