Najbardziej oczekiwane albumy 2020
Moderator: Mod's Team
Re: Najbardziej oczekiwane albumy 2020
Ja już chyba na nic nie czekam w tym roku? Z zaległości to chciałbym "nadrobić" nowy Deftones, ale czasu brak jakoś, by w spokoju posłuchać, a nawet jak coś tam się znajdzie to ciągnie mnie nowy Seether, nowy Manson i oczywiście fragmentarycznie "2020", z tym że ten ostatni choć mało odkrywczy ma działanie retrospektywne i co jakiś czas "odsyła" mnie do starszych kawałków głównie z lat 1988-1995 i "What About Now".
A co do małych i dość wczesnych podsumowań 2020... Do końca roku zostało jeszcze trochę. Najsłabszym albumem jaki przesłuchałem w całości był najnowszy Harem Scarem. Wbrew tytułowi mojego świata nie zmienił, ale to przecież nie mój katalog dźwięków więc nie ma co się czepiać.
Najszybciej wyłączyłem chyba nowe Trivium (omijać z daleka ? ), a i Havok okazał się banalny do bólu. Taki Gotthard dla odmiany, choć na samym początku asekuracyjnie podkreślał już, że ma "złe wiadomości" i raczej nic dobrego tam nie znajdziesz to jakieś momenty miał.
W miejscu stoi Five Finger Death Punch, choć trzeba oddać, że w tym korpometalowym sosie mają świetny groove i gitarzystów najwyższej próby. I to słychać.
Zawód roku? Niestety Pearl Jam. I nie w tym sensie nawet, że "Gigaton" jest słaby. Po prostu oczekiwałem chyba za wiele.
Zaskoczenie? Zdecydowanie Sepultura. Cieszy cholernie, że ten okrutnie okaleczony w przeszłości (odejście Maxa w szczytowym momencie kariery) brazylijski potwór nadal oddycha(i wreszcie znalazł właściwy tor), bo momentami (albumy "Roorback", "Kairos") ten oddech chwytał już niemal agonalnie.
Stabilnie i kreatywnie w szeregach Testamentu, Seether. Drugą młodość przeżywa za to Marilyn Manson, a którąś już z kolei Ozzy, ale o tym za chwilę...
"Na placu budowy aut stoi dziesięć..." Póki co bez zbędnych numerków... Moja "dycha" do "walki" o miano płyty roku ?
* City Burials (Katatonia) - póki co mój zdecydowany faworyt. To dowód, że nawet w tych czasach wciąż nagrywa się dobre albumy.
* Si Vis Pacem Para Bellum (Seether) - najpoważniejszy chyba konkurent dla Szwedów. Świetna kompilacja brzmienia Nirvany, KoRn i Alice in Chains.
* We Are Chaos (Marilyn Manson) - to już trzeci po "Pale Emperor" i "Heaven upside down" niezwykle udany album dawnego obrazoburcy. Soczysty, mroczny, eteryczny. Zresztą pomijając słabe "Born Villain" Manson słabego krążka nigdy nie popełnił.
* Quadra (Sepultura) - Andreas Kisser i jego Grobowiec wreszcie na właściwej ścieżce.
* Obsidian (Paradise Lost) - krążek, który powinien spodobać się fanom mocnego, ciężkiego metalu, jak i wielbicielom bardziej przestrzennego, technicznego grania. Bardzo równy i klimatyczny materiał.
* Titans of Creation (Testament) - morderczy to krążek. Napakowany i dynamiczny. Naszpikowany mocarnym groovem i świetnymi melodiami. Owo "Creation" w tytule wydaje się mieć uzasadnienie...
* Ordinary Man (Ozzy Osbourne) - w Ozzym najlepsze jest to, że
.. jest Ozzym. Wystarczy jego charakterystyczne "Alright Now" i w zasadzie słuchacz jest kupiony. "Ordinary Man" to swoiste pożegnanie więc nie sposób traktować go jak kolejny zwykły krążek. Mój faworyt to Alice'owy "Goodbye".
* 2020 (Bon Jovi) - album o którym zostało już tu wszystko napisane... Dobrze, że są, dobrze że nagrywają... Szkoda "tylko" tego Sambory... Kto wie czy nie krążek na osobiste podium.
* Gigaton (Pearl Jam) - znajdą się tacy, którzy powiedzą, że Pearl Jam tylko pierwszy album miał dobry... Znajdą się również tacy, którzy napiszą, że Pearl Jam to dopiero od "Vitalogy"...
Pearl Jam już dawno przestał grunge'ować, uwodzić hard rockowym ciężarem, nokautować harmoniami. Mniej więcej od "Vitalogy" chłopaki przestawili zwrotnicę i zamiast być klonem Mother Love Bone z Vedderem na wokalu poszli w stronę bardziej eksperymentalnego grania. I tak było, aż do momentu, gdy znać dała o sobie starość... W rezultacie od albumu "Pearl Jam" jest to znów granie bardzo przystępne... Ale również udane i dopracowane muzycznie.
Tutaj niestety czegoś zabrakło.
* Klauzula sumienia (Maleńczuk) - jeszcze w drodze...
A co do małych i dość wczesnych podsumowań 2020... Do końca roku zostało jeszcze trochę. Najsłabszym albumem jaki przesłuchałem w całości był najnowszy Harem Scarem. Wbrew tytułowi mojego świata nie zmienił, ale to przecież nie mój katalog dźwięków więc nie ma co się czepiać.
Najszybciej wyłączyłem chyba nowe Trivium (omijać z daleka ? ), a i Havok okazał się banalny do bólu. Taki Gotthard dla odmiany, choć na samym początku asekuracyjnie podkreślał już, że ma "złe wiadomości" i raczej nic dobrego tam nie znajdziesz to jakieś momenty miał.
W miejscu stoi Five Finger Death Punch, choć trzeba oddać, że w tym korpometalowym sosie mają świetny groove i gitarzystów najwyższej próby. I to słychać.
Zawód roku? Niestety Pearl Jam. I nie w tym sensie nawet, że "Gigaton" jest słaby. Po prostu oczekiwałem chyba za wiele.
Zaskoczenie? Zdecydowanie Sepultura. Cieszy cholernie, że ten okrutnie okaleczony w przeszłości (odejście Maxa w szczytowym momencie kariery) brazylijski potwór nadal oddycha(i wreszcie znalazł właściwy tor), bo momentami (albumy "Roorback", "Kairos") ten oddech chwytał już niemal agonalnie.
Stabilnie i kreatywnie w szeregach Testamentu, Seether. Drugą młodość przeżywa za to Marilyn Manson, a którąś już z kolei Ozzy, ale o tym za chwilę...
"Na placu budowy aut stoi dziesięć..." Póki co bez zbędnych numerków... Moja "dycha" do "walki" o miano płyty roku ?
* City Burials (Katatonia) - póki co mój zdecydowany faworyt. To dowód, że nawet w tych czasach wciąż nagrywa się dobre albumy.
* Si Vis Pacem Para Bellum (Seether) - najpoważniejszy chyba konkurent dla Szwedów. Świetna kompilacja brzmienia Nirvany, KoRn i Alice in Chains.
* We Are Chaos (Marilyn Manson) - to już trzeci po "Pale Emperor" i "Heaven upside down" niezwykle udany album dawnego obrazoburcy. Soczysty, mroczny, eteryczny. Zresztą pomijając słabe "Born Villain" Manson słabego krążka nigdy nie popełnił.
* Quadra (Sepultura) - Andreas Kisser i jego Grobowiec wreszcie na właściwej ścieżce.
* Obsidian (Paradise Lost) - krążek, który powinien spodobać się fanom mocnego, ciężkiego metalu, jak i wielbicielom bardziej przestrzennego, technicznego grania. Bardzo równy i klimatyczny materiał.
* Titans of Creation (Testament) - morderczy to krążek. Napakowany i dynamiczny. Naszpikowany mocarnym groovem i świetnymi melodiami. Owo "Creation" w tytule wydaje się mieć uzasadnienie...
* Ordinary Man (Ozzy Osbourne) - w Ozzym najlepsze jest to, że
.. jest Ozzym. Wystarczy jego charakterystyczne "Alright Now" i w zasadzie słuchacz jest kupiony. "Ordinary Man" to swoiste pożegnanie więc nie sposób traktować go jak kolejny zwykły krążek. Mój faworyt to Alice'owy "Goodbye".
* 2020 (Bon Jovi) - album o którym zostało już tu wszystko napisane... Dobrze, że są, dobrze że nagrywają... Szkoda "tylko" tego Sambory... Kto wie czy nie krążek na osobiste podium.
* Gigaton (Pearl Jam) - znajdą się tacy, którzy powiedzą, że Pearl Jam tylko pierwszy album miał dobry... Znajdą się również tacy, którzy napiszą, że Pearl Jam to dopiero od "Vitalogy"...
Pearl Jam już dawno przestał grunge'ować, uwodzić hard rockowym ciężarem, nokautować harmoniami. Mniej więcej od "Vitalogy" chłopaki przestawili zwrotnicę i zamiast być klonem Mother Love Bone z Vedderem na wokalu poszli w stronę bardziej eksperymentalnego grania. I tak było, aż do momentu, gdy znać dała o sobie starość... W rezultacie od albumu "Pearl Jam" jest to znów granie bardzo przystępne... Ale również udane i dopracowane muzycznie.
Tutaj niestety czegoś zabrakło.
* Klauzula sumienia (Maleńczuk) - jeszcze w drodze...
Re: Najbardziej oczekiwane albumy 2020
ciekawe spostrzeżenie nt. Pearl Jam... Gdy uciekł nam Chris Cornell myślałem, że Eddie może podźwignąć ten cały STYL, ale jednak nie - są (byli) ludzie niezastąpieni i tak bardzo jak lubię Eddiego tak bardzo szkoda mi że NIE zastąpi Chrisa. i obym przestał oceniać PJ przez pryzmat miłości do Soundgarden 
- Ricky Skywalker
- Administrator
-
Have A Nice Day
- Posty: 1648
- Rejestracja: 1 sierpnia 2005, o 21:17
- Ulubiona płyta: NJ+KTF+SITT+AOTL
- Lokalizacja: Bydgoszcz
- Kontakt:
Re: Najbardziej oczekiwane albumy 2020
Jest nowa Ori. Bez szału, ale i bez wstydu
Więcej napiszę pewnie w recenzji, a póki co tu zostawiam link: https://open.spotify.com/album/65IO1sAR ... iQoxMHcxuw
Więcej napiszę pewnie w recenzji, a póki co tu zostawiam link: https://open.spotify.com/album/65IO1sAR ... iQoxMHcxuw
***
"these days all we got is hope, we got redemption and we got forgiveness. And we got one more thing - we got us these days..."
- Richie Sambora, 29-10-2007
"these days all we got is hope, we got redemption and we got forgiveness. And we got one more thing - we got us these days..."
- Richie Sambora, 29-10-2007
Re: Najbardziej oczekiwane albumy 2020
OK, tylko po kiego Eddie miałby Ci zastępować Chrisa? Vedder to raczej songwriterstwo w stylu Younga, czy nawet wyciszonego Springsteena (np. taki "One minute..." z nowej płyty cholernie vedderowski), podczas gdy Chrisowi spod czapy wychodziły Hard metalowe (często "kwaśne") wrzaski podchodzące pod rejestry Ronny'ego Dio.Tomker pisze:ciekawe spostrzeżenie nt. Pearl Jam... Gdy uciekł nam Chris Cornell myślałem, że Eddie może podźwignąć ten cały STYL, ale jednak nie - są (byli) ludzie niezastąpieni i tak bardzo jak lubię Eddiego tak bardzo szkoda mi że NIE zastąpi Chrisa. i obym przestał oceniać PJ przez pryzmat miłości do Soundgarden
Mogę oczywiście pisać tylko za siebie, ale... w moim odbiorze było to coś co kładło Soundgarden i sprawiało, że nie mogłem się w ich muzykę wgryźć tak jak w muzykę choćby wspomnianego tutaj Pearl Jam.
Oczywiście wokal Eddiego dominuje nad muzyką PJ podobnie jak Cornella nad Soundgarden, z tym, że ten pierwszy wydaje się być bardziej osiągalny, namacalny, a przy tym wokalnie jest bardziej plastyczny, wszechstronniejszy.
Pearl Jam nigdy zespołem (post) metalowym nie był. Raczej wywodził się z brudnego garażowego punk rocka ożenionego z wpływami klasycznego hard rocka, co sprawiało, że trudno było ich sklasyfikować. Mieli przecież hałaśliwy (nirvanowy) ciężar, Hard rockową przestrzeń, luz, brud, funkujący bas i niesamowity czysty drive, podczas gdy Soundgarden to heavy metalowa alternatywa, która potem za sprawą lżejszego i wygładzonego "Superunknown" dobiła do mainstreamu. Ale to oznaczało koniec Soundgarden...
Re: Najbardziej oczekiwane albumy 2020
Skoro już zrobił mam się przypadkowo grunge'owy offtop to jeszcze (nawiązując do tego, że w tym roku album wydał Mark Lanegan) chciałbym napisać 3 słowa o grupie Screaming Trees. Cholernie niedoceniany zespół... Dokładnie 3 słowa?
Co o ich muzyce sądzisz? Kojarzysz?
https://youtu.be/1lfd7zeHRRs
https://youtu.be/vujMy_r5NsY
https://youtu.be/F5D6-ny1OBE
Co o ich muzyce sądzisz? Kojarzysz?
https://youtu.be/1lfd7zeHRRs
https://youtu.be/vujMy_r5NsY
https://youtu.be/F5D6-ny1OBE
Re: Najbardziej oczekiwane albumy 2020
pomyślę nad Twoim słabym pojmowaniem Chrisa i Eddiego
Bez obrazy! , serio spróbuję zweryfikować moją ocenę, bo wiem ze tez znasz ten temat
a
Lanegan to niestety dewil, ale zajedwabisty, dzięki za przypomnienie
p. s. to nie Eddie tylko Lanegan daje kontynuacje fanom Chrisa?
a
Lanegan to niestety dewil, ale zajedwabisty, dzięki za przypomnienie
p. s. to nie Eddie tylko Lanegan daje kontynuacje fanom Chrisa?
Re: Najbardziej oczekiwane albumy 2020
P.S.
Tak,a szczególnie trzecia z Twoich propozycji jest tą, którą oceniam legendarną notą tego forum; 12/10! Świetna nuta!M pisze:Skoro już zrobił mam się przypadkowo grunge'owy offtop to jeszcze (nawiązując do tego, że w tym roku album wydał Mark Lanegan) chciałbym napisać 3 słowa o grupie Screaming Trees. Cholernie niedoceniany zespół... Dokładnie 3 słowa
Re: Najbardziej oczekiwane albumy 2020
Nie. Lanegan "dawałby" kontynuację fanom Eda,w przypadku gdyby to jego zabrakło (odpukac oczywiście). Screaming Trees był zdecydowanie bliżej Pearl Jam niż Soundgarden, a Lanegan bliżej Veddera (bluesujacy tembr) i Cantrella niż krzykacza Chrisa, choć ta surowość wokalu... Kto wie, może...Tomker pisze:pomyślę nad Twoim słabym pojmowaniem Chrisa i EddiegoBez obrazy! , serio spróbuję zweryfikować moją ocenę, bo wiem ze tez znasz ten temat
a
Lanegan to niestety dewil, ale zajedwabisty, dzięki za przypomnienie
p. s. to nie Eddie tylko Lanegan daje kontynuacje fanom Chrisa?
Mi stosunkowo łatwo wyobrazić sobie Veddera w takich kawałkach jak "Witness", "Dime Wastern", "Gospel Plow".
NASZEGO JBJ WIDZIAŁBYM NATOMIAST W OBECNEJ FORMIE W TAKIM "Dying Days".
Chris wśród gardłowych BIG 4 grunge był najlepszy technicznie i dysponował (podobnie jak Layne Staley) dużą skalą. Nie była to skala Geoffa Tate'a, ale w swojej krainie dźwięków Cornell był gigantem. Słuchając go jednak często odnoszę wrażenie jakby "przytłaczał" sobą muzykę, z lekka ją "buforując". Chris był też najbardziej klasycznie śpiewającym wokalistą grunge'owym często zaczynającym z przysłowiowego "mocnego C"? był też prawdopodobnie najbardziej wyględny co z pewnością pomogło mu podbić niejedno kobiece (i pewnie nie tylko ?) serce. Znam jednak takich, którzy oglądając "Outshined" pytają czy to Michał Szpak?
Uwielbiam go w kawałkach pokroju "Room a thousands Years Wide", "Slaves and Buldożera", "Taree", "Bones of Birds", "Fell on black Days", "Mailman"... Szkoda tylko, że swego czasu s**wił się wydając "Scream". Kończąc jednak ten przydługi offtop - artysta był świetnym, a wokalistą unikalnym. A gdzie go "szukać"? Odpiszę w innym temacie. ?
Re: Najbardziej oczekiwane albumy 2020
zgarnę znowu minusy (trudno;) ) , ale nie mam pojęcia co zaśpiewał Szpak i kojarzę go tylko z wtrętów reklam z tv i tego jak dziewczyny robily sobie z nim/nią zdjęcia przed koncertem MUZYKÓW, a on siedział sobie grzecznie w pierwszym najdroższym rzędzie i udawał fana rocka. Wtedy nawet pojęcia nie miałem kim jest ta smerfetka ?M pisze:Nie. Lanegan "dawałby" kontynuację fanom Eda,w przypadku gdyby to jego zabrakło (odpukac oczywiście). Screaming Trees był zdecydowanie bliżej Pearl Jam niż Soundgarden, a Lanegan bliżej Veddera (bluesujacy tembr) i Cantrella niż krzykacza Chrisa, choć ta surowość wokalu... Kto wie, może...Tomker pisze:pomyślę nad Twoim słabym pojmowaniem Chrisa i EddiegoBez obrazy! , serio spróbuję zweryfikować moją ocenę, bo wiem ze tez znasz ten temat
a
Lanegan to niestety dewil, ale zajedwabisty, dzięki za przypomnienie
p. s. to nie Eddie tylko Lanegan daje kontynuacje fanom Chrisa?
Mi stosunkowo łatwo wyobrazić sobie Veddera w takich kawałkach jak "Witness", "Dime Wastern", "Gospel Plow".
NASZEGO JBJ WIDZIAŁBYM NATOMIAST W OBECNEJ FORMIE W TAKIM "Dying Days".
Chris wśród gardłowych BIG 4 grunge był najlepszy technicznie i dysponował (podobnie jak Layne Staley) dużą skalą. Nie była to skala Geoffa Tate'a, ale w swojej krainie dźwięków Cornell był gigantem. Słuchając go jednak często odnoszę wrażenie jakby "przytłaczał" sobą muzykę, z lekka ją "buforując". Chris był też najbardziej klasycznie śpiewającym wokalistą grunge'owym często zaczynającym z przysłowiowego "mocnego C"? był też prawdopodobnie najbardziej wyględny co z pewnością pomogło mu podbić niejedno kobiece (i pewnie nie tylko ?) serce. Znam jednak takich, którzy oglądając "Outshined" pytają czy to Michał Szpak
Re: Najbardziej oczekiwane albumy 2020
Ja nie dyskredytuje Chrisa odnosząc się do Szpaka??? po prostu wiele osób które znam nie wie kto to Cornell, a Primadonna Szpak to chyba idol obecnych czasów i rozpoznawalna twarz? Mogę się oczywiście mylić...Tomker pisze:zgarnę znowu minusy (trudno;) ) , ale nie mam pojęcia co zaśpiewał Szpak i kojarzę go tylko z wtrętów reklam z tv i tego jak dziewczyny robily sobie z nim/nią zdjęcia przed koncertem MUZYKÓW, a on siedział sobie grzecznie w pierwszym najdroższym rzędzie i udawał fana rocka. Wtedy nawet pojęcia nie miałem kim jest ta smerfetka ?M pisze:Nie. Lanegan "dawałby" kontynuację fanom Eda,w przypadku gdyby to jego zabrakło (odpukac oczywiście). Screaming Trees był zdecydowanie bliżej Pearl Jam niż Soundgarden, a Lanegan bliżej Veddera (bluesujacy tembr) i Cantrella niż krzykacza Chrisa, choć ta surowość wokalu... Kto wie, może...Tomker pisze:pomyślę nad Twoim słabym pojmowaniem Chrisa i EddiegoBez obrazy! , serio spróbuję zweryfikować moją ocenę, bo wiem ze tez znasz ten temat
a
Lanegan to niestety dewil, ale zajedwabisty, dzięki za przypomnienie
p. s. to nie Eddie tylko Lanegan daje kontynuacje fanom Chrisa?
Mi stosunkowo łatwo wyobrazić sobie Veddera w takich kawałkach jak "Witness", "Dime Wastern", "Gospel Plow".
NASZEGO JBJ WIDZIAŁBYM NATOMIAST W OBECNEJ FORMIE W TAKIM "Dying Days".
Chris wśród gardłowych BIG 4 grunge był najlepszy technicznie i dysponował (podobnie jak Layne Staley) dużą skalą. Nie była to skala Geoffa Tate'a, ale w swojej krainie dźwięków Cornell był gigantem. Słuchając go jednak często odnoszę wrażenie jakby "przytłaczał" sobą muzykę, z lekka ją "buforując". Chris był też najbardziej klasycznie śpiewającym wokalistą grunge'owym często zaczynającym z przysłowiowego "mocnego C"? był też prawdopodobnie najbardziej wyględny co z pewnością pomogło mu podbić niejedno kobiece (i pewnie nie tylko ?) serce. Znam jednak takich, którzy oglądając "Outshined" pytają czy to Michał Szpak
Re: Najbardziej oczekiwane albumy 2020
Nowy Deftones... Świetny.
Ostatnio zmieniony 8 grudnia 2020, o 19:52 przez M, łącznie zmieniany 1 raz.
- EVENo
- Have A Nice Day
- Posty: 1594
- Rejestracja: 9 października 2016, o 11:51
- Ulubiona płyta: New Jersey
- Lokalizacja: Siemianowice Śląskie
- Kontakt:
Re: Najbardziej oczekiwane albumy 2020
Wysłuchanie nowego Deftones zakończyło się ogromnym rozczarowaniem. Nie polecam.
Nowy Skubas natomiast... POLECAM
Nowy Skubas natomiast... POLECAM
Telewizja kłamie, a Radio Epsilon