Wstrzymywałem się z recenzją by dobrze poznać album. Oto pare słów ode mnie o Bon Jovi 2020.
Już na wstępie zaznaczę,że jest to krążek w mojej opinii zdecydowanie najlepszy od czasów Bounce, duży wpływ na taką ocenę ma produkcja, która tym razem jest bardziej w tym dawnym stylu Bon Jovi aniżeli w stylu od Have a nice day, czyli tej transformacji na nowoczesność jaką przeprowadził John Szanks. Jest naprawdę wiele elementów gdzie poczułem to stare dobre Bon Jovi, zarówno jeśli chodzi o styl śpiewania JBJ jak i o brzmienie gitar czy perkusji. Pare piosenek przypomina mi piosenki z Box Setu, gdzie właściwie mamy przekrój całej kariery Bon Jovi. Jest też oczywiście wiele z tej nowoczesności ale myślę,że jest to pierwszy album w XXI wieku, który idealnie wyważył stare i nowe Bon Jovi. Czyli dla każdego coś miłego. Największe wrażenie robi na mnie perkusja, która w wielu utworach jest naprawde bardzo naturalna. Mam takie odczucie głównie dlatego,że w poprzednich albumach to właśnie perkusja była najbardziej komputerowa,sztuczna,szanksowa. Tym razem jak np. w Beautiful Drug Tico pare razy przywalił to naprawde wywołało to szczery uśmiech na mojej twarzy. Podobnie gitary brzmią lepiej, na przykład w Brothers brzmią naprawde fajnie, nie ma tam tego stylu a la The Edge jaki wprowadził Szanks. Właściwie taki karłowaty, mało udolny The Edge, który jednak pozostał gdzieniegdzie jak np. w Let it Rain, które to gdyby miało bardziej bonjoviwastą gitarkę to brzmiałoby o niebo lepiej. Całościowo muszę przyznać,że 2020 jest pierwszym albumem od 18 lat, który przypomniał mi rzeczy dzięki, którym się zakochałem w Bon Jovi. Uzmysłowił mi smutną prawdę jak dawno tego nie słyszałem. No ale lepiej późno niż wcale.
Moje oceny poszczególnych piosenek :
Limitless - singiel, który singlem być nie powinien. Możemy winić za to żonę JBJ, która to przekonała go by jednak wybrał Limitless zamiast Beautiful Drug. Numer właściwie z potencjałem ale w momencie gdzie trzeba było iśc w dobrą stronę to JBJ skręcił w tą złą. Za cicha i właściwie nic nie wnosząca, bez wyrazu, gitara to podstawowy zarzut, perkusja brzmi tu najgorzej ze wszystkich pozostałych piosenek. Brakuje solówki, która mogła uratować całość no i ten nieszczęsny bridge...żałosny wręcz. Ogólnie łapie się,że jednak przyjemnie mi się tego słucha, boli jednak,że mogli z tego zdecydowanie więcej wyciągnąć.
Daje 6/10.
Do what you can - piosenka z krótkim terminem ważności bo właściwie jak minie epidemia to stanie się nieaktualna, wątpie też by JBJ chciał wracać do czegoś co spowodowało wielką traumę dla wielu ludzi na świecie. Teraz dodaje otuchy ale później będzie tylko przypominać o tym nieszczęsnym okresie. Ja nie należę do ludzi, którzy ignorują wirusa ale jednak uważam,że walka z nim jest kompletnie nie trafiona i powoduje więcej nieszczęścia niż pożytku. Sama piosenka jest ok, często jej słucham choć przyznaje,że jednak częściej tej wersji z Jennifer. Ubolewam,że nie znalazła się na albumie. Jennifer dała tej piosence więcej energii i takiego flow. Ogólnie przyjemny song, fajny riff,
daje 6/10.
American Reckoning - tu mam problem. Uważam,że obecnie JBJ tekstowo jest w całkiem dobrym momencie i to też pokazał w tej piosence. Niestety ja nie popieram ruchu BLM, tego wszystkiego co się z tym wiązało, a przede wszystkim nie popieram gloryfikacji narkomana i kryminalisty. Choć oczywiście jego śmierć nie powinna była się zdarzyć. Piosenka ma fajny klimat, harmonijka jest genialna, tekst trafny i ujmujący. Jednak bardzo ciężko mi się z tym numerem utożsamić więc praktycznie tego nie słucham, daje skip za każdym razem.
3/10.
Beautiful Drug - o właśnie, to jest to, bardzo mi się podoba. Może początek troche zbyt jak This House ale nie przeszkadza mi to. Bardzo fajna gra Tico, ma pare genialnych momentów. Fajny tekst, świetna solówka. Utwór przypomina mi trochę Neurotice. Daje spokojnie
9/10
Story of love - kolejny utwór, z którym trudno mi się utożsamić z tego względu,że nie mam dzieci
![Uśmiech... :)](./images/smilies/icon_usmiech2.GIF)
Jednak przyjemnie mi się go nuci, fajna końcówka, świętne choć krótkie bardzo znaczące solo na pianinie, nadało to mega klimatu + proste ale ładne outro Shanksa. Daje
6/10.
Let it rain - fajny rock'n'rollowy numer. Szkoda tylko,że całość okraszona gitarą w stylu U2. Ten riff psuje mi ogólny odbiór. Bardzo podoba mi się styl śpiewania JBJ, w paru momentach miałem nawet jakby flashback z przeszłości. Przy "If you're out there, Christ I'm calling" mam mega ciary za każdym razem. Chyba najbardziej wpadający w ucho refren. Let it rain pokazuje Limitless jak powinien wyglądać bridge. Daje
8/10.
Lower the flag - wow, ale perełka. Może nie od razu odkryłem fenomen tego utworu ale z każdym odsłuchaniem było lepiej. Gitara troche przypomina "I'm With You" ale to nie przeszkadza. Mega klimat, fenomenalny,wzruszający tekst, chapeau bas Jon. Fraza "Word just came from upstate Joe. Lower the flag again" absolutnie fenomenalna. Nie dziwie się,że JBJ był na tyle dumny z tej piosenki,że zaprosil McCartneya i Bossa by im go zaśpiewać.
9/10, ciekaw jestem jak przejdzie próbę czasu.
Blood in the Water - jak kopiować swoje utwory to właśnie tak. Dry county 2, wiadomo, nie aż fenomenalne ale jak na obecne Bon Jovi to jest to utwór fantastyczny. Świetny klimat, znowu fantastyczny tekst. Przyznaje,że przy pierwszym przesłuchaniu nawet się wzruszyłem. Gdyby solówka była dłuższa to mógłby to być utwór epicki, może na żywo się pokuszą o rozszerzenie tego solo, choć mam nadzieje,że zrobi to Phil a nie Szanks. Myślę,że Blood mogłoby spokojnie znaleźć się na Young guns i dzis byśmy wspominali jakie to kiedyś JBJ pisał świetne piosenki
![Uśmiech... :)](./images/smilies/icon_usmiech2.GIF)
Daje
9/10.
Brothers in arms - świetne rock'n'rollowe granie. Przypomina mi troche I Could Make A Livin' Out Of Lovin' You. To właśnie w tym numerze produkcja jest najlepsza i naprawde to granie przypomniało mi stare dobre Bon Jovi. Solówka mega prosta ale idealne tutaj pasuje a jej powtórzenie to strzał w dziesiątke. Mam nadzieje,że będzie to często wykonywany utwór na koncertach.
9/10.
Unbroken - tu ma problem, czasem czuję wielkość tego numeru a czasem mnie nudzi i męczy. Czasem tekst mi się wydaje mega banalny a w innych momentach JBJ idealnie ujmuje to co chciał przekazać. Muzycznie, zwłaszcza początek i koniec jest całkiem fajnie. Troche też już za dużo się z Unbroken osłuchałem i nie ma tu tej świeżości jak w innych piosenkach. Daje
6/10
Płyta dość nierówna ale chyba najlepsza od lat. Na pewno dobrze wyprodukowana a to w ostatnich płytach było największa bolączką. Z ostatnich dokonań stawiam ją zdecydowanie ponad WAN, na pewno ponad Lost Highway,This House i Circle, może na równi z HAND.