Lata 2000-2002 były okresem istnego szału na punkcie BJ w Polsce. W tym samym czasie internet zyskiwał na popularności i stawał się co raz bardziej wygodną formą pozyskiwania informacji, stąd też właśnie wtedy miał miejsce wysyp stron o BJ. Swego czasu było ich przynajmniej 6, a może i 10. Część z nich szybko umierało śmiercią naturalną, bo nikt na nie nie zaglądał. Inne łączyły się i rosły w siłę.
Podstawową różnicą pomiędzy dwoma największymi stronami czyli
www.bjovi.of.pl (
Fields of Fire), a
www.bonjovi.gery.pl (
Always) był fakt, że pierwsza była stworzona przez fanów, którzy znali ten zespół jeszcze sprzed
It's My Life. Twórcą drugiej był z kolei przedstawiciel nowej generacji fanów. Zaglądałem regularnie na obydwie, ale w pierwszym okresie funkcjonowania obu portali,
Fields of Fire oferowało - co naturalne - ciekawsze teksty, bo podparte wiedzą i wspomnieniami sięgającymi dawnych lat, a nawet relacje z koncertu w Berlinie czy też ze spotkania z samym Jonem. Później poziom się wyrównywał. Z jednej strony rósł na
Always, które w międzyczasie przybrało adres
www.bonjovi.pl i nieustannie się rozwijało. Z drugiej spadał na
Fields of Fire, gdzie zaczynało brakować newsów, a na forum zapanowała mało przyjazna atmosfera, która zniechęcała nowych użytkowników do rejestracji. Ostatecznie FoF zakończyło działalność w pierwszej połowie 2006 roku.
Co ciekawe od roku 2003, zainteresowanie zespołem w Polsce sukcesywnie spadało, ale paradoksalnie odwiedzin na dwóch największych portalach było co raz więcej. Miało to oczywiście związek z dalszym rozwojem internetu w Polsce. Kafejki internetowe powoli znikały, a ludzie wymieniali domowe modemy na łącza stałe. Zamiast płacić 5 zł za godzinę dostępu do internetu, można było surfować do woli za stałą, miesięczną opłatą.
Jednak dopiero listopad 2012 okazał się początkiem małego renesansu Bon Jovi w Polsce. Tysiące osób, które przestały już słuchać regularnie zespołu, na wieść o koncercie chciała spełnić marzenie sprzed lat. Do tego doszły setki nowych, najmłodszych fanów. Gdy pół roku później w Gdańsku zobaczyłem reakcję tłumu na
Because We Can, to pomyślałem od razu, że generacja fanów BJ 2000 - czyli ludzie wychowani m.in. na bardzo dobrze sprzedającym się w Polsce DVD
The Crush Tour - zniecierpliwieni brakiem pamiętnego
Captain Crash postanowili wziąć sprawę w swoje ręce
Obecnie nie widzę zapotrzebowania na nowe serwisy o zespole, czy też solowych członkach. Niestety wszystko wskazuje na to, że BJ jako zespół najlepsze lata mają już za sobą i sami o tym dobrze wiedzą. Dlatego też Sambora ucieka się do szukania drugiej młodości w kręgu młodych, cenionych, utalentowanych muzyków. Jon z kolei gra obecnie tylko dla czystej przyjemności ze swoimi rówieśnikami, szerzej nie znanymi lokalnymi muzykami. Pewnie doczekamy jeszcze w przyszłości jakiejś spektakularnej trasy pod szyldem REUNION, gdy Panowie zatęsknią za wypełnionymi stadionami, ale szanse na wspólny album prawdziwego BJ wydają się obecnie mało realne. Mało prawdopodobne jest też, aby jedyna polska strona o BJ miała w przyszłości zanotować jeszcze jakiś rekord frekwencji. Jednak pomimo wszystko
Always na zawsze powinno pozostać miejscem spotkań fanów zarówno zespołu, jak i Jona, Richiego, Davida, Tico, Aleca, Hugh, Phila czy Bobbyego z osobna. Dlatego dbajmy wspólnie o to miejsce, bo razem czy osobno, Panowie związani z BJ będą grać do końca swoich dni
