Eh...
1. This House Is Not For Sale - Hardwired (1:0) - obie to sztampy gatunku, podobające się na listach (aktualnych) przebojów, ale niegodne długoterminowego zainteresowania. W zasadzie to remis, ale niech będzie House.
2. Living With The Ghost - Atlas, Rise! (0:1) - bez dyskusji
3. Knockout - Now That We Are Dead (0:1) - bez dyskusji, nawet gdyby tu był St. Anger albo I Am The Table
4. Labor Of Love - Moth Into Flame (1:0) - ćma ma pecha, trafiła na coś dobrego
5. Born Again Tomorrow - Dream No More (0:1) - wypełniacz xDDD tak jak Twoje posty na forum xDDD
6. Roller Coaster - Halo On Fire (0:1) - błagam xD
7. New Year's Day - Confusion (0:1) - to jakby zderzyć Backstreet Boys z Judas Priest
8. Devil's In The Temple - ManUNKind (1:0) - no miał szczęście Devil, trafił na przeciętniaka
9. Scars On This Guitar - Here Comes Revenge (1:0) - a tu akurat ewidentnie BJ
10. God Bless This Mess - Am I Savage? (0:1) - błagam xD
11. Reunion - Murder One (0:1) - dwa światy, a Reunion lubię... zawsze jednak chciałem być gwiazdą rocka, a nie grajkiem na dworcu

12. Come On... BŁAGAM XD (0:1)
Gdybym miał wszystkie 24 sklasyfikować, Labor byłby na trzecim stopniu podium, więc jakiś sukces to jest. Potem głucha cisza, aż w końcu Devil i Scars mogliby powalczyć w pierwszej dziesiątce. Piosenki z House'a bez wątpienia okupują pięć ostatnich miejsc, co doprowadza mnie do smutnego wniosku, że połowa tej płyty brzmi gorzej, niż najgorszy utwór na Hardwired.
Zgadzam się jednak, że THINFS jest bardziej zapamiętywalny, niż drugi krążek albumu Mety. Tam faktycznie w zdecydowanej większości jest dosyć miałko, bez polotu i trudno przypomnieć sobie jak co brzmi. Z drugiej jednak strony wolę nie pamiętać jak brzmi ManUNKind, niż pamiętać jak leciało Ona Tańczy Dla Mnie.
Wygląda na to, że Bon Jovi ma ogromny problem z tożsamością. Jest trochę jak Ariana Grande, która raz robi z siebie dojrzałą kobietę, a raz mokry sen gimnazjalistów. I THINFS taki właśnie jest, chce robić wszystko na raz i z jednym utworem trafia do jednego słuchacza, z innym do innego, ale z żadnym do każdego.