recenzje z prasy
Moderator: Mod's Team
- Adrian
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 4413
- Rejestracja: 17 września 2005, o 17:02
- Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Spoko Pepe nie rusza mnie takie gadanie już. Dla mnie HAND to modern rock z naleciałościami brytyjskiej ściany dźwięku. Powiedziałbym, że słychać tam naleciałości tego czym Jon i Richie się zachwycali w tamtych czasach (wywiady przy nagrywaniu albumu) a mianowicie min The Killers i Franz Ferdinand.
A jeśli ktoś to nazywa inaczej Pop, Country, HRock, to już jego odczucia.
Zresztą proponuje powrócić do głównego wątku. Dodam do właściwego tematu to, ze czytałem już jakieś 2-3 podsumowania roczne w których Circle było wybrana jedną z najgorszych płyt roku
Może dzięki temu powrócą do grania z czasów HANDa
A jeśli ktoś to nazywa inaczej Pop, Country, HRock, to już jego odczucia.
Zresztą proponuje powrócić do głównego wątku. Dodam do właściwego tematu to, ze czytałem już jakieś 2-3 podsumowania roczne w których Circle było wybrana jedną z najgorszych płyt roku
Może dzięki temu powrócą do grania z czasów HANDa
- PePe
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 738
- Rejestracja: 7 czerwca 2006, o 20:05
- Lokalizacja: Poznań
Ooooo co do opinii z HAND sie zgadzam w 100% 
A wracajac do Circle to im dluzej slucham tym mniej mi sie podoba :/ moj "hura-optymizm" byl przesadzony niestety i juz nie uwazam, ze Circle jest lepsze od HAND.... Oprocz paru kawalkow ktore naprawde mi sie podobaja (Superman, WWWB (!) itp.) plyta nie sprawa na mnie wrazenia, po ktorym chcialbym do niej zbyt czesto wracac
Podsumowujac - dla mnie nadal najlepszym albumem BJ po 2000r jest Bounce i nie zanosi sie na jakas zmiane
Moze to nie temat na to ale dam swoja ocene dla The Circle jesli mozna:
Ocena: 7.5 (ta polowka glownie za ST )
A wracajac do Circle to im dluzej slucham tym mniej mi sie podoba :/ moj "hura-optymizm" byl przesadzony niestety i juz nie uwazam, ze Circle jest lepsze od HAND.... Oprocz paru kawalkow ktore naprawde mi sie podobaja (Superman, WWWB (!) itp.) plyta nie sprawa na mnie wrazenia, po ktorym chcialbym do niej zbyt czesto wracac

Podsumowujac - dla mnie nadal najlepszym albumem BJ po 2000r jest Bounce i nie zanosi sie na jakas zmiane
Moze to nie temat na to ale dam swoja ocene dla The Circle jesli mozna:
Ocena: 7.5 (ta polowka glownie za ST )
- Adrian
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 4413
- Rejestracja: 17 września 2005, o 17:02
- Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
HANDa recenzje są raczej stonowane, ani na plus ani minus. Nie przypominam sobie jednak, aby wybierali go do najgorszych płyt roku.Adi... po HAND też jechali niemiłosiernie, poczytaj recenzje na większych portalach muzycznychjakby się przejmowali tym co piszą krytycy to by już dawno skończyli grać xD
Po średnich recenzjach w latach 90tych zrobili sobie kilku letnią przerwę. Crush i Bounce mieli dobre oceny wiec BJ jechali z koksem. Co następny album to już gorzej a Circle ma bardzo słabą prase. Chyba jedną z najgorszych.
Co nie wpływa na to, ze album lubię i uważam, ze ma sporo ciekawych rozwiązań.
Adi, przy całej mojej sympatii dla Ciebie, jak zwykle gdy bronisz swoich poglądów musisz "zakrzywić" rzeczywistość w tą bardziej korzystną dla Ciebie stronę... pierwsza recenzja z brzegu HAND (z portalu muzyczna.pl)
z pominięciem nudnego wstępu (chwalącego CR jako bdb płytkę), cytuję
"Po katowaniu się (bo nazywajmy po imieniu obcowanie z nowym albumem Jona i spółki pt. “Have A Nice Day”) świeżutkim materiałem dzień i noc, stwierdzam oficjalnie-ten album jest do bani. Nie to żeby mi się nie chciało szukać jakichś bardziej wyrafinowanych słów by określić jego beznadziejność, ale te słowa tak mocno cisną się na usta, że nie można od nich uciec. Na trzynaście utworów zawartych na płycie, dwa można słuchać z jako takim zainteresowaniem. Jest to promujący wydawnictwo tytułowy utwór, będący TOTALN?, świadomą zrzyną z ogromnego przeboju jakim kilka lat temu było “It’s My Life”, a także “Who Says You Can’t Go Home”, który jako drugi jakimś cudem zapadł mi w pamięć po 20-tym przesłuchaniu płyty.
Reszta utworów to kawałki, które co najwyżej mogą służyć jako podkład muzyczny pod odkurzanie podczas którego i tak za wiele nie będziemy słyszeć. Nie ma tutaj ani szczypty pomysłu, choćby wpadającego w ucho refrenu, który możnaby śpiewać razem z wokalistą, po prostu nic godnego uwagi. Nieważne o jakiej porze dnia słuchałem “Have A Nice Day”, nieważne w jakim nastroju byłem, muzyka ciągle omijała mnie szerokim łukiem, najzwyczajniej w świecie nie chcąc wdawać się w bliższe kontakty ze mną. Fanom zespołu nie będzie to chyba jednak przeszkadzało, gdyż ich ślepa wierność może być jedynie przyćmiona przez fanatyków Toola. Nie zmienia to jednak faktu, że Bon Jovi gra to samo w kółko, ale zaczyna się to robić już naprawdę niesmaczne.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze kiepska okładka. Już chyba wolałbym żeby w ogóle jej nie było. Dla równowagi, jeszcze jeden mały plusik za poczucie humoru, bo gdyby poważnie traktować tytuł wydawnictwa – “Miłego Dnia” – możnaby to uznać za szczyt bezczelności wobec biednego słuchacza.
ocena: 2/10"
czy to jest Twoim zdaniem wyważona recenzja ani na plus ani na minus?
Na pozostałych portalach jest podobnie...
z pominięciem nudnego wstępu (chwalącego CR jako bdb płytkę), cytuję
"Po katowaniu się (bo nazywajmy po imieniu obcowanie z nowym albumem Jona i spółki pt. “Have A Nice Day”) świeżutkim materiałem dzień i noc, stwierdzam oficjalnie-ten album jest do bani. Nie to żeby mi się nie chciało szukać jakichś bardziej wyrafinowanych słów by określić jego beznadziejność, ale te słowa tak mocno cisną się na usta, że nie można od nich uciec. Na trzynaście utworów zawartych na płycie, dwa można słuchać z jako takim zainteresowaniem. Jest to promujący wydawnictwo tytułowy utwór, będący TOTALN?, świadomą zrzyną z ogromnego przeboju jakim kilka lat temu było “It’s My Life”, a także “Who Says You Can’t Go Home”, który jako drugi jakimś cudem zapadł mi w pamięć po 20-tym przesłuchaniu płyty.
Reszta utworów to kawałki, które co najwyżej mogą służyć jako podkład muzyczny pod odkurzanie podczas którego i tak za wiele nie będziemy słyszeć. Nie ma tutaj ani szczypty pomysłu, choćby wpadającego w ucho refrenu, który możnaby śpiewać razem z wokalistą, po prostu nic godnego uwagi. Nieważne o jakiej porze dnia słuchałem “Have A Nice Day”, nieważne w jakim nastroju byłem, muzyka ciągle omijała mnie szerokim łukiem, najzwyczajniej w świecie nie chcąc wdawać się w bliższe kontakty ze mną. Fanom zespołu nie będzie to chyba jednak przeszkadzało, gdyż ich ślepa wierność może być jedynie przyćmiona przez fanatyków Toola. Nie zmienia to jednak faktu, że Bon Jovi gra to samo w kółko, ale zaczyna się to robić już naprawdę niesmaczne.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze kiepska okładka. Już chyba wolałbym żeby w ogóle jej nie było. Dla równowagi, jeszcze jeden mały plusik za poczucie humoru, bo gdyby poważnie traktować tytuł wydawnictwa – “Miłego Dnia” – możnaby to uznać za szczyt bezczelności wobec biednego słuchacza.
ocena: 2/10"
czy to jest Twoim zdaniem wyważona recenzja ani na plus ani na minus?
Na pozostałych portalach jest podobnie...
- DiamentowaDusza
- It's My Life
- Posty: 183
- Rejestracja: 2 stycznia 2010, o 17:07
- Lokalizacja: Szczecin
:)
facet z recezji (fan) pewnie miał "te" dni osobiście chyba wolę płyty z lat 80 czasem jest tak,ze w ogóle nie mam ochoty słuchać twórczości Bon Jovi po 1993 roku, ale czasem wręcz potrzebuję puścić sobie Hook Me Up czy I am czy tez Happy Now i to w tym zespole jest najpiękniejsze różne krążki na różne okazje. Ja teraz np. na nowo odkrywam Fahrenheita wgniata w ziemię. Przeplatany z The Circle.
...and just only rock...