Guns n Roses

Wszystko co dotyczy szeroko pojętego działu muzyki, innych zespołów itp.

Moderator: Mod's Team

Awatar użytkownika
Collie
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 510
Rejestracja: 13 lutego 2013, o 12:35
Ulubiona płyta: Keep The Faith
Lokalizacja: Rzeszów
Kontakt:

Post autor: Collie »

Niedawno, bo wczoraj ze znajomymi rozmawialiśmy właśnie o tym jak to Axl chce by na niego czekano, jednym to imponuje, a mnie trochę odrzuca taka pogarda dla fanów.
Geminiman019

Post autor: Geminiman019 »

Slash od jakiegoś czasu mocno ubolewa nad tym, że muzyka rockowa zdycha w bolesnych męczarniach. Oto jego komentarze na ten temat.
To smutne. Nie ma już gitarzystów, którzy wyróżnialiby się w tłumie. Jest może jeden wyjątek. To Jack White z The White Stripes. On jest wspaniały. Ale pozostałe nowe zespoły? W żadnym z nich nie znajduję porządnego gitarzysty. Rock 'n' Roll w XXI wieku jest straszny. Nie słyszy się już dobrych solówek. I jeszcze to emo... Nienawidzę tego stylu.
Kiedyś ukazaniu się nowej płyty towarzyszyło podekscytowanie. Przykro patrzeć, jak CD wychodzą z mody. Teraz albumów już nie dotykamy, bo ściągamy je z Internetu. Nie mam nic przeciwko temu, ale po drodze gdzieś zatraciła się cała magia muzyki.
Rihanna imprezuje, ale wydaje się być jedną z niewielu. Ludzie z grup takich jak One Direction idą w zupełnie innym kierunku. Rock bardzo się skomercjalizował.
Czy według was Saul Hudson ma rację i muzyka rockowa jest naprawdę w stanie zaawansowanego rozkładu.
Nightrain
Little Bit Of Soul
Little Bit Of Soul
Posty: 23
Rejestracja: 6 kwietnia 2013, o 15:22
Lokalizacja: New Jersey/Kraków
Kontakt:

Post autor: Nightrain »

Kretyn. Nie wie, że najzdrowsze mleko ma zawartość 1,5% tłuszczu :P
Nie, on jest boski. Ma po mnie to z mlekiem :D Pierogi i sznycle! xd
Why, you wanna tell me how to live my life?
Who, are you to tell me if it's black or white?
Mama, can you hear me? Try to understand.
Is innocence the difference between a boy and a man.
Geminiman019

Post autor: Geminiman019 »

Czy ktoś z was kiedykolwiek słyszał w radiu takie utwory, jak Garden of Eden czy Yesterdays? Są to jedne z krótszych piosenek, które były z singlami z tego dubletu Iluzji. Garden of Eden trwa 2:43 a Yesterdays 3:16.
Awatar użytkownika
prezes1
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 3527
Rejestracja: 4 maja 2010, o 21:48
Ulubiona płyta: These Days i NJ
Lokalizacja: Lublin

Post autor: prezes1 »

Słyszałem w radiu 'Yesterdays' wiele razy ale było to 'wieki temu'...
"Opinions are like assholes...Everybody has one!"
Geminiman019

Post autor: Geminiman019 »

Wątpię żeby jakakolwiek komercyjna rozgłośnia puściła Garden of Eden. Co z tego że trwa poniżej trzech minut, skoro jest bardzo czadowy kawałek, którego nie sposób zanucić. Axl tak szybko tam nawija, że powtórzenie tego jest rzeczą bardzo trudną.
Gregory7877
Little Bit Of Soul
Little Bit Of Soul
Posty: 9
Rejestracja: 14 czerwca 2013, o 18:48
Lokalizacja: Oświęcim

Post autor: Gregory7877 »

Garden of Eden napewno nie puszcza, napewno nie w np RMF :D
Yesterdays slyszalem wiele razy ale nigdy nie pamietam jak leci.
W ogole w RMFce ostatnio zaczeli puszczac Don't Cry i Knockin on heavens door
Geminiman019

Post autor: Geminiman019 »

Rok po odejściu z Guns n' Roses, Jeffrey Isbell wydał swoją pierwszą solową płytę która nosiła nazwę Izzy Stradlin and the Ju Ju Hounds. Ciekawe, czy ktoś zna ten solowy album byłego gitarzysty tego zespołu.
Geminiman

Post autor: Geminiman »

Ciężko to przyznać, ale Guns n' Roses był ostatnim wielkim rockowym zespołem, który jednocześnie odniósł sukces komercyjny jak i artystyczny. Ich koniec jakoś dziwnie zbiegł się też ze śmiercią Kurta Cobaina, rozpadem Nirvany zmierzchem ery Grunge'u. Po tym jak to się stało, pojawił się Nu-Metal z Kornem na czele, a klasyczny rock w starym stylu musiał zejść do podziemia.
Awatar użytkownika
medicineman90
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Keep The Faith
Keep The Faith
Posty: 425
Rejestracja: 30 kwietnia 2013, o 11:36
Lokalizacja: Działdowo
Kontakt:

Post autor: medicineman90 »

Geminiman pisze:Ciężko to przyznać, ale Guns n' Roses był ostatnim wielkim rockowym zespołem, który jednocześnie odniósł sukces komercyjny jak i artystyczny. Ich koniec jakoś dziwnie zbiegł się też ze śmiercią Kurta Cobaina, rozpadem Nirvany zmierzchem ery Grunge'u. Po tym jak to się stało, pojawił się Nu-Metal z Kornem na czele, a klasyczny rock w starym stylu musiał zejść do podziemia.
Dokładnie...razem z klasycznym GN'R coś umarło. Można gadać, że narkomani, alkoholicy i ogólna patologia...ale to byli GIGANCI. Prawdziwi, autentyczni - sex, drugs n' rock n'roll, aż do upadłego :)
Harlem rain coming down,
Another shattered soul, in the lost and found.
One more night, on the street of pain,
Getting washed away by the Harlem rain.
Geminiman

Post autor: Geminiman »

A przyczyną końca starego Guns n' Roses była megalomania Axla, do którego wszyscy musieli się dostosowywać. To spowodowało że nastąpił exodus klasycznego składu, a oficjalna chwila końca GNR, miała miejsce w 1997 roku, kiedy odszedł ostatni oryginalny członek tego składu, czyli basista Duff McKagan. Ponadto czytałem, że w 1994 roku Axl był zafascynowany twórczością Trenta Reznora i chciał żeby następca Iluzji był w stylu Nine Inch Nails. Pozostali członkowie mieli zupełnie inną wizję albumu, a dokładniej powrotu do stylu z Apetytu. Jaka szkoda że nie dało się przekonać Axla, żeby ten industrialowy album był jego solową płytą, a nie następcą Iluzji. Potencjonalna porażka komercyjna solowej płyty Axla w stylu Nine Inch Nails, pewnie ukarałaby pychę tego nadętego buca, a wtedy wszystko pewnie potoczyłoby się inaczej.
Awatar użytkownika
medicineman90
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Keep The Faith
Keep The Faith
Posty: 425
Rejestracja: 30 kwietnia 2013, o 11:36
Lokalizacja: Działdowo
Kontakt:

Post autor: medicineman90 »

Fakt, że po trasie UYI Axlowi ostro odbiło. Z tego co wiem, to większość piosenek z debiutanckiego albumu Snakepit'ów była pisana przez Slasha właśnie na następce UYI. Szkoda, że wszystko potoczyło się tak, jak się potoczyło,bo w wykonaniu Gunsów ten repertuar zabrzmiałby jeszcze potężniej.
Harlem rain coming down,
Another shattered soul, in the lost and found.
One more night, on the street of pain,
Getting washed away by the Harlem rain.
Geminiman

Post autor: Geminiman »

Chinese Democracy pewnie ukazałoby się wcześniej (powiedzmy w 1997 roku) a skład by się nie posypał, gdyby ktoś wywarł na Axla wystarczająco dużą siłę perswazji, która przekonałaby go w końcu, że ten album zainspirowany twórczością Trenta Reznora, byłby jego solową płytą. To byłby bezpieczny kompromis: wilk syty i owca cała. Ten solowy album Axla Rose'a mógłby być też balonem próbnym, który wybadałby czy fani GNR, akceptują jego industrialowe wcielenie.
Miracle-BJ
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 2014
Rejestracja: 7 sierpnia 2011, o 16:59
Lokalizacja: Nowy Sącz

Post autor: Miracle-BJ »

Od kilku dni siedzę w domu z powodu kontuzji, która dopadła mnie tak jak sraczka czyli znienacka.
Postanowiłam, że zapoznam się bliżej z zespołem Guns n' Roses, a zainspirowały mnie do tego wypowiedzi naszych forumowiczów.
Podzielę się z wami moimi przemyśleniami i opinią na ten temat. Możecie mnie wyśmiać, zganić, ale co mi tam. Nie umiem pięknie pisać, ale poznajcie moje zdanie na temat GNR.
GNR znałam tylko i wyłącznie z ich kilku hitów, paru video clipów i nic poza tym. Ostatnio dość dużo poczytałam, pooglądałam, weszłam na ich forum, zapoznałam się z biografią każdego z chłopaków itd i uważam, że wszystko potoczyło się nie tak jak powinno. Genialne płyty, fantastyczne clipy i zaje… te koncerty. Wszystko zepsuł ten furiat Axl i karierę swoją, zespołu oraz swoje życie prywatne.
Ale wracając do zespołu - kapela okrzyknięta najniebezpieczniejszym zespołem na świecie, gdzie się nie pojawiali tam zadyma i kłopoty, balangi, alkohol i narkotyki. Zdziwiło mnie to, że Axl jako jedyny nie był uzależniony od narkotyków. Wszyscy byli na odwykach, a on miał czyste konto. Zawsze myślałam, że on był największym wciągającym i zażywającym. Ale za to kochał pić i prać po pysku każdego kto się nawinął pod ręką. Skandale towarzyszące chłopakom wszędzie tam gdzie się pojawiali nawet gdy nie było z nimi Axla np.; pijany Slasch i Duff na American Music Awards w 1991. https://www.youtube.com/watch?v=odWkJFHIkJQ
Odwoływane koncerty lub przerywane w połowie z powodu wścieklizny lidera tak jak tutaj na posiadacza aparatu fotograficznego St. Louis w 1991
https://www.youtube.com/watch?v=Y2zDkqxXFFU
Takie życie zdemoralizowanych rockowców, szastanie pieniędzmi, olewanie i brak szacunku dla fanów doprowadziło do tego, że zespół rozpadał się kawałek po kawałku. Ciśnienie rosło z zastraszającym tempie głównie przez lidera, który stał się egoistą i furiatem do potęgi. Wylanie perkusisty Stevena i odejście gitarzysty ( Izzy) tak naprawdę rozwaliło zespół. Później to już poleciało.
Axl zaszył się gdzieś na parę lat, zniknął i pojawił się na nowo nie do poznania. Nie tylko zmienił się fizycznie, ale też wokalnie. Oglądając koncerty z lat największego szaleństwa GNR, a ostatnimi koncertami to niebo a ziemia. Tylko podobno olewka ze strony Axla pozostała. Dla mnie niech tam GNR (czy to jeszcze GNR cz tylko Axl?) grają nadal, mają swoich wiernych fanów, którzy cieszą się, że ich ukochany „zespół” gra i daje im niesamowitą radość i szczęście, że mogą znowu słuchać i oglądać kochanego „rudzielca” .
Ale spojrzałam też na zespół i lidera z innego punktu widzenia. Wiadomo lata 80 – 90, zespół odnosi niewyobrażalne sukcesy, kasa leje się strumieniami, dostają szajby, żyją chwilą i nie martwią się o jutro. Refleksja zapewne przychodzi dopiero później.
Axl skrzywdzony w dzieciństwie, nerwus i furiat. Chce założyć rodzinę, mieć dzieci. Małżeństwo zawarte po pijaku pod groźbą samobójstwa i pozew rozwodowy złożony w sądzie za dwa dni.
Niestety gdy jego żona poroniła i rozpadło się małżeństwo szuka zapomnienia w alkoholu i muzyce. W muzyce idzie mu bardzo dobrze, ale wszystko niszczy jego duma, wariactwo, szaleństwo i alkohol . Życie osobiste bez zmian. W końcu wszystko co do tej pory osiągnął bierze w łeb i kończy się odizolowaniem od świata na kilka lat. Powraca. Jednak Axl nie zmienia się, pozostaje sobą i tylko mniej sił i energii na szaleństwo z tamtych lat. Głos o wiele słabszy, ale daje radę, werwy brak, bladość na koncertach. Ale mimo wszystko niech nadal rozbrzmiewa "Welcome to the Jungle" , "Paradise City", "Sweet Child o' Mine", „Don't Cry” itd. …
A wracając do wspomnianego forum GNR podzielę się z Wami kilkoma wybranymi wypowiedziami zagorzałych fanów GNR o naszym BJ i o koncercie w Gdańsku

I. … Podczas koncertu naszła mnie mała refleksja. Porównałem sobie koncert BJ do zeszłorocznego Rybnika i co zaobserwowałem:
- Jon i Axl to ten sam rocznik, ale porównajcie sobie wygląd obu panów. Bon Jovi nadal ma sylwetkę nastolatka, czyli jednak można. Zawartość tkanki tłuszczowej w naszym ciele to sprawa, którą możemy w dużym stopniu kontrolować sami
- głos Jona w dalszym ciągu jest ostry jak brzytwa
- lepszy kontakt lidera z publiką
- ilość płyt nagranych przez BJ > ilość płyt nagranych przez GN'R (a co się z tym wiąże - bardziej urozmaicony set). Zaraz pewnie ktoś napisze, że nie liczy się ilość tylko jakość i Bon Jovi od czasów These Days nic dobrego nie nagrali. Może. Ale skoro wy twierdzicie, że Bounce, The Circle czy What About Now? to słabe płyty, to poczytajcie sobie opinie fanów BJ na temat Chinese Democracy i wnioski wyciągnijcie sami
- brak męczenia buły zbędnymi jamami, solami i nadmierną ilością coverów
- fajnie jak koncert zaczyna się jednak o czasie.
… Na plus na korzyść Axla można jedynie zapisać lepszy dobór ciuchów. Reszta do poprawy…
II. … Jon jest wspaniały, tak bardzo dba o fanów, nigdy ich nie zawiódł, a zespół nigdy nie zmieniał składu. W dodatku ma ładne włosy i zęby a przecież tylko o to chodzi w muzyce…
III. … Bo niektórych boli dupa, że BJ może zdobywać serca czytelniczek BRAVO, a Axl już nie. Żeby nie było offa: Szkoda, że BJ jest ładny, a Axl taki gruby…
IV. …Nie będę oryginalna i też powiem, że to najlepszy koncert na jakim byłam! Może się komuś narażę, ale przebija nawet Slasha w Katowicach. Pięknie przygotowana scena, bardzo fajny pomysł z tym samochodem. Przedział wiekowy publiczności 10-60 i chyba większość dobrze się bawiła. Pierwszy raz widziałam, żeby ponad połowa trybun przestała (klaszcząc, ruszając się i śpiewając) calusieńki koncert! A jaki Jon miał wspaniały kontakt z publicznością... cały czas zagadywał, cieszył się, uśmiechał. Jak zobaczył flagę, to ciągle się w jej stronę się odwracał, a z kolei jak na pierwszym bisie wszyscy zapalili światełka w telefonach (taka była druga, po fladze, akcja zorganizowana przez autoryzowany polski fanclub), to powiedział na ten temat kilka miłych słów. Na następnej piosence, Wanted Dead Or Alive, popłakałam się ze wzruszenia, co raczej mi się nie zdarza, bo lubię zgrywać twardą babkę. Ogólnie - jestem pod ogromnym wrażeniem, po wyjściu z koncertu jeszcze przez godzinę drżały mi nogi, z resztą do tej pory czuję tamte emocje i nucę w głowie niektóre piosenki. …uważam ten wieczór za najlepszy w moim życiu!...
V. …Zdecydowanie najlepszy koncert, na jakim byłam. Być może to kwestia wspaniałego towarzystwa, a może lepszej publiki i lepszego kontaktu zespołu z nią, ale podobało mi się bardziej na Gunsach (trochę szkoda, bo to jednak GN'R jest tą ukochaną kapelą). Brak mi słów, żeby opisać te wszystkie emocje, które we mnie buzowały podczas imprezy (i nadal buzują!). Cudowna atmosfera panowała na stadionie. Chłopaki się spisali, bez dwóch zdań. A porównań Jona do Axla chyba nie dało się uniknąć, ja też sobie o tym pomyślałam i Axl nie wypadł w tym zestawieniu zbyt dobrze…
VI. …Nikt w porównaniu BJ do Axla nie brał pod uwagi muzyki, ponieważ to kwestia gustu i nie podlega ocenie.
My porównujemy frontamnów kapel rockowych i ich zachowań na scenie, którzy są w tym samym wieku.
Axl niestety przegrywa na całej linii.
Teraz się nikt już nim (poza wiernymi fanami) nie interesuje, bo i on nie ma nic ciekawego do przedstawienia- olewa terminy, promocję słownego wiekopomnego dzieła i samego siebie, bo powoli zaczyna wyglądać jak chodząca karykatura Axla z lat 90'.
Nadal muzycznie będę murem stał za GnR, ale po środowym koncercie widzę, że dla chcącego 50'latka to żaden problem aby trzymać wysoki poziom
i nadal być w fantastycznej formie, którą przedstawia się nie tylko wiernym fanom…
VII. … fakt- atmosfery pozazdrościliby i pewnie muzycy Metalliki czy innego bandu zapełniającego stadiony.
Chyba pierwszy raz (nie widziałem jeszcze U2 kurcze) widziałem tak entuzjastyczną i zgraną publiczność, która faktycznie większość czasu reagowała pozytywnie na każdy gest wokalisty…
VIII. …Osobiście nie wiem co było pod sceną, ale tam dostali się głównie członkowie autoryzowanego fan clubu, więc chyba rzeczywiście gimbazy jako tako brak
Jak się zaczął koncert i sobie pomyślałam: "Mój Boże, jak Ci ludzie muszę być teraz cudownie szczęśliwi" to aż mnie samej się ciepło na duszy zrobiło…
IX. …No jest czego żałować moim zdaniem . Bardzo lubiłam Bon Jovi ale nie powiem, żeby zaliczał się do moich ulubieńców, dla których miałabym tracić głowę. Natomiast koncert był fenomenalny, kapela i publiczność włożyła w to dużo serca, atmosfera przewspaniała. Nie żałuję wydanej kasy, wręcz przeciwnie, jak jeszcze kiedyś chłopaki zawitają do Polski, od razu lecę po bilet (choć pewnie nie będzie już tak samo fajnie, pewne momenty są nie do odtworzenia)…
X. …Najbardziej sie bawiono, z mojej perspektywy, przy It's My Life, Prayer oraz Because We Can, gdzie każdy machał rękami w prawo i lewo, sektory, trybuny, dwa małżeństwa dziadków naprzeciwko, i 10 letni (na oko) lamus, którego rodzice wzieli na koncert bo nie mieli z kim zostawić, a który pod koniec koncertu sie sam dobrze bawił…
XI. …Myślę, że świetnie by się tam bawił nawet ktoś kto znalazłby się tam przypadkowo. Jon miał świetny kontakt z publiką i potrafił ją rozruszać, zabawa była przednia.
A co było najważniejsze? Emocje Bon Jovi posiada świetne skoczne piosenki do wyszalenia się, ale to też zespół z masą pięknych ballad, które potrafią wycisnąć łzy …
XII …Cadillac zaś mógł się podobać lub nie. Wiochą trochę z tego zalatywało – brakowało jeszcze tylko piosenek country i szczyt kiczu zostałby przekroczony. Oprawę koncertu oceniam jednak bardzo wysoko. Ktoś się tam postarał, żeby przy tych kawałkach, które są słabsze móc sobie przynajmniej na coś popatrzeć. Po raz kolejny to powiem: miło jest dostać to za co się zapłaciło o czasie. Bon Jovi zaczęli grać równo o 20:00 w myśl zasady „nasz klient - nasz fan - nasz Pan”. Koncert trwał ponad dwie i pół godziny, przy czym główny set zakończył się po 1h i 45 minutach. Hmm… mało? Na pewno nie tyle samo co w innych miastach podczas tej trasy. Ale nie ma co narzekać. Dostaliśmy gratis w postaci akustycznego „Never Say Goodbye”. Czy mieli to zagrać? A bo ja wiem… jak na moje oko to nie. I teraz uwaga: będę narzekał. Wszystko było ładnie-pięknie jak chłopaki grali stare hity. Nuda i smutek zaczynał się w momencie odgrywania kawałków wyprodukowanych po 2000 roku, no może poza sztandarowym „It’s My Life”, które niestety dziś bardziej mi się kojarzy z czołówką „Bitwy na głosy” aniżeli rockiem z New Jersey. Na „Because We Can” ostentacyjnie położyłem się na barierkach. Mam nadzieję, że Jon to zobaczył i zrozumiał, że to kupiasty utwór. „Lost Highway” zaleciało stęchłą rybą, pozostałe dwa kawałki z nowego albumu zresztą też. No sorry, ale to jest przepaść kompozytorska, pomiędzy tym co działo się w latach 90tych a tym teraz. Jedynym nowszym utworem, który do mnie przemówił było „Who say you can’t go Home”. Nie wiem czemu, wpadło w ucho. Ale clue wieczoru był chyba mój ulubiony kawałek BJ: „Keep the faith”. Świetna, energetyczna i długa wersja, wzbogacona o solówki Dawida i Phila oraz dziwaczny taniec Jona . Ten cały drugi gitarzysta Bobby też coś próbował, ale chłopak niech sobie jednak siedzi z tyłu, bo umiejętności to ma niewiele… Ale ogółem: cud, miód na moje uszy!
Warto wspomnieć o akcji fanowskiej: flaga była duża, ładna i bezproblemowo wyciągnięta. Fani BJ to jednak cwaniaki! Druga akcja z rozświetleniem płyty czerwonymi pałeczkami, jakoś nie za bardzo wyszła. Ktoś tam jeszcze strzelał confetti podczas „tej piosenki o kapitanie i księżniczce z marsa”, ale to wyczaiłem tylko dlatego, że wiedziałem, że się do tego szykują. Sam Jon był przez cały wieczór godnym gospodarzem wieczoru. Miał kontakt z publiką, coś tam sobie zagadywał i reagował na potrzeby tych którzy najwięcej zapłacili (oczywiście mówię o Diamond Circle i akcji z oświadczynami). Nawet posłuchał rad polskiego stylisty i na bisie założył barwy biało-czerwone. Głos to jednak już nie ten sam, słychać że chłopak się zestarzał, ale tylko wytrawny znawca muzyki (w tej roli ja) potrafi to zauważyć. Jon faktycznie sprawia wrażenie, jakby niektóre dźwięku śpiewało mu się z olbrzymim trudem. Ktoś tam gdzieś kiedyś mówił/pisał, że facet miał faktycznie problemy z głosem w przeszłości – sam nie wiem, więc się nie wypowiadał i nie będę szerzył fermentu, bo mi się nie chce przeszukiwać wujka Google w poszukiwaniu tych niesprawdzonych informacji. Ogółem postawę lidera oceniam jednak bardzo wysoko. Gratulację! Na ślub swojego dzieciaka Was Jonie zaproszę i będziesz mi wodzirejem . Wyśmienite show, świetna scena i wizualizacje, super lider. Na minus zaliczyć można na pewno nieobecność Richiego. Jego zastępstwo, sprawny grajdołek o ksywie z boiska „Phill X” odgrywał partie Sambory, ale o jakimkolwiek efekcie „WOW” nie może być tutaj mowy. Szkoda. Może kiedyś. Na YouTubie jak zobaczyłem Richiego live podczas „Keep The Faith” to stwierdziłem, że gdyby był w Gdańsku to bym chyba szczękę z podłogi zbierał. A tak byłem tylko zachwycony .Żałujcie Ci, którzy nie byliście. Show jest show i pod tym względem rozumiem już dlaczego Bon Jovi zarabia tyle kasy na swoich koncertach. Po prostu dobrze podchodzą do swojej roboty!...

Ps. Sorry za nudziarstwo :D
BJ - It's my life - Always !
Hao
I Believe
I Believe
Posty: 99
Rejestracja: 27 września 2013, o 13:51
Lokalizacja: Tarnów

Post autor: Hao »

Miracle-BJ pisze: Skandale towarzyszące chłopakom wszędzie tam gdzie się pojawiali nawet gdy nie było z nimi Axla np.; pijany Slasch i Duff na American Music Awards w 1991. https://www.youtube.com/watch?v=odWkJFHIkJQ
Ostatnio sobie poczytuję biografię Pana Slasha. W tamtym okresie był niesamowicie uzależniony od heroiny. Więc gdy wreszcie udało mu się ją chwilowo odstawić zaczął pić jak szalony. W zasadzie nie było koncertu w tamtych czasach, na którym Slash nie byłby pod wpływem narkotyków/alkoholu. A na gałę zostali zaproszeni wraz z Duffem i nawet nie spodziewali się że będą musieli stanąć przed mikrofonem i powiedzieć parę słów, więc postanowili uraczyć się dostępnym tam winem...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Muzyka”