Ja pokuszę się o konfrontację New Jersey i Permanent Vacation Aerosmith. Sam Bora wspominał, że płyty są na podobnym poziomie (tak zrozumiałam), jednak główny mój powód to to, że oba albumy zapadły mi niemal całkowicie w pamięć już po pierwszym odsłuchaniu, można by rzec - dwie miłości od pierwszego wejrzenia. Nie ma wiele takich albumów. Do tej pory oba pozostają moimi ulubionymi nie tylko w obrębie danego zespołu, ale również wśród wszystkich ogółem.
Jako, że w obu nie ma piosenek, które pomijałabym przy słuchaniu zostanę przy klasycznym sposobie porównania - numerami tracków.
Przechodząc do sedna:
1. Lay Your Hands On Me vs. Heart's Done Time - 1:0
LYHOM jest dużo lepszym openerem, ma ten swój charakterystyczny wstęp i jest nie tylko energiczny, ale również z czymś, co nazywam "powerem".
2. Bad Medicine vs. Magic Touch- 0:1
Medicine jest lekkie i przyjemne, (wtedy jeszcze) chłopcy postawili na koncept - porównanie miłości do choroby, jest to czysta piosenka-zabawa; mimo to Magic Touch wygrywa skupieniem się na przekazie emocji - dobitniejszym i pod pewnymi względami dojrzalszym.
3. Born To Be My Baby vs. Rag Doll - 0:1
To pierwszej mam ogromny sentyment - to w zasadzie po usłyszeniu BTBMB zachciałam przekopać dyskografię BJ od góry do dołu, jednak Rag Doll zyskuje dzięki swojej aranżacji. Wyjście poza klasyczny, rockowy skład instrumentów i dodanie partii np. instrumentów dętych, postawienie na moc i wprawiający w trans rytm kojarzy mi się z musicalami. Gdy słyszę tę piosenkę nie mogę powstrzymać przynajmniej delikatnego kołysania ramionami.
4. Livin’ In Sin vs. Simoriah – 1:0
Simoriah to pełen energii utwór, jednak w tym wypadku przegrywa ze spokojną balladą. Livin’ ujmuje swoją prostotą, emanuje emocją i wywołuje wzruszenie. To są cechy prawdziwie dobrego utworu.
5. Blood On Blood vs. Dude (Looks Like A Lady) – 1:0
Przyjaźń jest bardzo ważnym dla mnie aspektem życia, nic więc dziwnego, że wygrywa piosenka, która opisuje ją w tak piękny sposób. Dude jest świetne, jednakże tekst nie jest mi tak bliski.
6. Homebound Train vs. St. John – 0:1
Aerosmith znowu wygrywają niezwykłą aranżacją. St. John ma w sobie coś tajemniczego, coś, co kojarzy mi się z zadymionym klubem z czasów the Roaring Twenties, a dodając do tego drapieżną nutę zawartą w solówce… Dreszcze
7. Wild Is The Wind vs. Hangman Jury – 0:1
Przede wszystkim za skojarzenia Hangman z inną lubianą przeze mnie piosenką – Gallows Pole. Posiada ona wyjątkowo chwytliwe momenty (szczególnie zabawnie brzmiące „dontcha line the track a lack a”). Piosenka typowo westernowa, nie potrafię się przy niej nie uśmiechnąć. A z kolei żeby w pełni napawać się WITW muszę wcześniej być wprowadzona w odpowiedni nastrój.
8. Ride Cowboy Ride vs. Girl Keeps Coming Apart – 1:0
Za cheesy effect, przez który przy pierwszym odsłuchaniu myślałam, że ściągnęłam złą wersję, nagraną dyktafonem przy głośniku

Stanowi ona bardzo udany wstęp do następnego utworu, jego zapowiedź.
9. Stick To Your Guns vs. Angel – 0:1
Angel była drugą poznaną przeze mnie balladą Aerosmith – po sztandarowym, równie genialnym Dream On - i już przy pierwszym jej słuchaniu miałam łzy w oczach. Jest nie tylko moją ulubioną balladą zespołu, ale też jedną z lepszych moim zdaniem wśród ballad wszech czasów. Przepiękna, ściskająca za serce, jedna z najodpowiedniejszych do wolnego tańca – czyste oddanie i uczucie zamknięte w melodii.
10. I’ll Be There For You vs. Permanent Vacation – 1:1
Ciężko porównywać dwa tak różne utwory, dlatego tu wyjątkowo zdecydowałam się na remis. Nie jestem w stanie stwierdzić, że jeden jest lepszy od drugiego, jak to robiłam z poprzednimi. W ich przypadku nie ma nawet jednego argumentu, dającego utworowi przewagę nad tym drugim. Nie jestem w stanie nawet powiedzieć, że po jeden z nich sięgam częściej, bo to zależy od humoru i nastroju, w jakim w danej chwili się znajduję.
11. 99 In The Shade vs. I’m Down – 1:0
Ninety nine jest utworem potrafiącym naładować mnie tak, jak mało która inna. Piosenka „z drugiego odsłuchu”, bo rzuciła na mnie urok nagle, gdy myślałam, że znam NJ jak własną kieszeń i nic na niej mnie już nie zaskoczy. Odpowiednia chwila? Pewnie tak. Właśnie przez ten impet, z jakim weszła do kanonu moich ukochanych piosenek wygrywa z I’m Down, która jeszcze nie zdążyła aż tak namieszać mi w głowie. (Po cichu przyznam się, że szalenie chciałam usłyszeć ją w Gdańsku, choć od początku wiedziałam, że to marzenia ściętej głowy.)
12. Love For Sale vs. The Movie – 1:0
Permanent Vacation jest zamykane przez bardzo zgrabny instrumental, jednak z zasady wolę utwory z tekstem. Love to luźna piosenka, mająca klimat niezobowiązującego jammowania, bardzo chwytliwa.
WYNIK –
6:6!
Prawdę powiedziawszy spodziewałam się tego remisu. Oba albumy są równie mocne, bo pomimo dłuższego stażu Aerosmith w tamtym okresie NJ to w moim odczuciu album, którym Bon Jovi zrównali się z wieloma legendarnymi zespołami i osiągnęli szczyt muzycznej kondycji – i mimo zmian brzmienia bardzo długo z niego nie schodzili.
[ Dodano: 2013-10-14, 22:29 ]
Na marginesie, strasznie kusi mnie, by porównać Night Songs Cinderelli i Appetite Gunsów, jako debiuty dwóch odkrytych przez Jona zespołów, ale temat trochę nie ten...
Chyba, że dostanę pozwolenie na drobny offtop