prezes1 pisze:
A te 30 tys. osób to jak sen...Skąd oni się wzięli?
Mniej więcej o 16 zaczepiła nas sympatyczna para, prosząc o zrobienie im fotki na tle stadionu z bilbordem BJ, byli to młodzi ludzie zastanawiający się czy czasem nie kupić biletów. Oczywiście namówiłem ich na kupno biletów i obejrzenie koncertu, myślę, ze ludzi z okolicy, którzy decydowali przed samym koncertem było sporo
Było super cudownie, jak porównam to do Drezna...BEZ PORÓWNANIA! Udało mi się dostać do barierki przed wybiegiem z żona, tak na środku, potem poznaliśmy Wiktora i Puline z Warszawy. Wiktor załatwił Diamonda dla swojej dziewczyny i....również dla mojej żony. Coś pięknego!Jeżeli czytacie to bardzo, bardzo dziękuje, mam nadzieję, że się odwdzięcze !
Paulinie z Poznania również dziękuję bo sprzedając mi bilet miała szczęśliwą rękę!
Poza tym przepraszam, że trochę urosłem i paru osobom zasłoniłem ale czekałem w kolejce długo, na pełnym słońcu aby spełnić nasze marzenia i nie zgadzam się z opinią, że wysokich nie powinno być pod w/w barierką. Fantastyczny wykon Livin' On A Prayer, Wanted..też
Ah....teraz ciągle You Tube:)
Ostatnio zmieniony 23 czerwca 2013, o 18:12 przez beehoo, łącznie zmieniany 1 raz.
Co tu dużo mówić, kiedy nie wiadomo co powiedzieć... koncert dla mnie fenomenalny, perfekcyjny, spełnienie marzeń, a jako publiczność przeszliśmy samych siebie . Cieszy mnie niesamowicie że Jon miał tak dobry humor i tak się mu podobało, i wierze że wrócą. Każda minuta koncertu była niesamowita, dopiero teraz jakoś ochłonąłem i odpocząłem żeby wejść na forum i coś napisać Dzięki wszystkim którzy ze mną byli i których poznałem (afterparty też było zaj*biste! ) za wspaniałą zabawe, ciężko mi było wyjeżdżać z Gdańska...
I'll never grow up, and I'll never grow old
Blame it on the love of rock n' roll!
Na koncert zdążyłem... cudem. Dosłownie 5 minut przed 20:00. Ale może to i dobrze. Na IRĘ i tak nie miałem zamiaru się wybierać. Sam koncert to bezsprzecznie coś wyjątkowego. Mnie ruszyła dopiero końcówka. Improwizacja pod koniec "Keep The Faith" obrazująca Xendisa jako bardzo dobrego strunmana (cholera, przez cały koncert ten facet nie miał słabego momentu, a "Livin'..." wyszedł mu zawodowo), wykrzyczany przez tysiące gardeł magiczny "Wanted", pokazujący, że wciąż mogą grać rocka "Have A Nice Day", wspomniany już "Prayer" przy którym zapanował totalny szał i zamykający rozbujany "Always", przy którym dotarło do mnie, że to wszystko jednak dzieje się naprawdę. Wspaniałe uczucie. Szkoda wymęczonego "Supermana", "Follow" i "Who Says". Pozytywnie zaskoczył mnie "Because We Can" - okazuje się - typowy stadionowy numer. Przy "It's My Life" skakali niemal wszyscy na płycie. Ktoś strasznie fałszował za mną przy "Rockin' All Over The World" ale... czy to ważne? Petarda. Po koncercie naszła mnie mała refleksja. Dość smutna jednak o tym co mnie zasmuciło nie chcę się rozpisywać...
Sam Bora pisze:Po koncercie naszła mnie mała refleksja. Dość smutna jednak o tym co mnie zasmuciło nie chcę się rozpisywać...
... że to koniec zespołu? Koncert dla wielu ludzi magiczny. Myślę że po końcu trasy to koniec zespołu. Niestety. Koncert jeden z wielu, ale wyjątkowy ... Jon w koszulce reprezentacji i to tyle.
M.J. pisze:Dajcie spokój, tuż przed rozpoczęciem koncertu rozglądam się po stadionie i myślę "co za wstyd, puste trybuny, gdzie jest niby te 30 tysięcy osób?
Miałam to samo jak patrzyłam na trybuny a DC świecący jeszcze przed samym koncertem pustkami, to był widok nie do opisania xD
M.J. pisze:Dajcie spokój, tuż przed rozpoczęciem koncertu rozglądam się po stadionie i myślę "co za wstyd, puste trybuny, gdzie jest niby te 30 tysięcy osób?
Miałam to samo jak patrzyłam na trybuny a DC świecący jeszcze przed samym koncertem pustkami, to był widok nie do opisania xD
Wiecie, miałem na myśli jedynie moje osobiste odczucia dotyczące zespołu. Oczekiwania przed tym wydarzeniem skonfrontowane z tym co czułem po wszystkim. Obraz grupy, który stworzyłem sobie przez te wszystkie lata słuchając jedynie muzyki z kaset, z kompaktów, z nośników DVD i ten ktory się wykrystalizował po usłyszeniu ich na żywo. Prywatne emocje. Dawni nieosiągalni bogowie będący na wyciągnięcie ręki... Jednak inni. Koncert grzeczny, nikt nie deptał po stopach (gdybym wiedział poszedłbym boso). Moja dziewczyna stwierdziła, ze to najdziwniejszy - najspokojniejszy koncert na jakim kiedykolwiek była. Dziwne to biorąc pod uwage fakt, że był to pierwszy koncert Bon Jovi w Polsce...
Koncert był moim zdaniem przede wszystkim kulturalny i niezwykle sympatyczny. Przez 2,5h byliśmy w innym świecie, innym, lepszym. Nie było nic dzikiego. Nikt chyba nie oczekiwał rzucania się butelkami, rozbojów, petard czy czegoś podobnego. Oklasków dla Jona i całego zespołu, tych rąk w górze, tej sceny, tego dnia, nie zapomnę nigdy.
Koncert był moim zdaniem przede wszystkim kulturalny i niezwykle sympatyczny. Przez 2,5h byliśmy w innym świecie, innym, lepszym. Nie było nic dzikiego. Nikt chyba nie oczekiwał rzucania się butelkami, rozbojów, petard czy czegoś podobnego. Oklasków dla Jona i całego zespołu, tych rąk w górze, tej sceny, tego dnia, nie zapomnę nigdy.
Nikomu nie każę ani nikogo nie proszę by podzielał moje odczucia. Było fajnie - z tym sie zgodzę. Ale szału nie było i to jest fakt. Może po prostu zbyt wiele oczekiwałem. Wiesz, nie jestem Tobą. Cieszę sie jednak, że pojechałem na koncert. Teraz miejmy nadzieję, że Sambora wróci i w przyszłości przyjedzie z zespołem do Polski. Musze przyznać, że 19.06 z nim na scenie byłaby pełnia szczęścia. Mylę się?