Kątem oka dojrzałem w sekcji "Co słychać na fejsie", że dziś rocznica wydania albumu Lost Highway. Postanowiłem więc odświeżyć ten dwunastoletni wątek
No właśnie, dwanaście lat. Tak jak z większością rzeczy mam tak, że wydają mi się bliższe, tak na pierwszy rzut oka mógłbym powiedzieć: wydawało mi się, że minęło więcej czasu
To chyba jednak iluzja, bo po prostu moja wciąż młoda osoba nie za bardzo wie, jaki to szmat czasu.
Pod jednym względem płyta Lost Highway pozostanie dla mnie bardzo ważna. Te dwanaście lat temu przypadał mój szczyt fascynacji zespołem i był to pierwszy album, którego oczekiwałem śledząc newsy na bieżąco. Nie byłem jednak zbytnio podjarany - kiedy dowiedziałem się, że ma to być płyta country, nie oczekiwałem niczego dobrego. Od początku nastawiałem się na to, że będzie to płyta do zapomnienia.
Pewnego dnia na antenie Vh1, ni stąd, ni zowąd, puścili teledysk do (You Want To) Make A Memory. Zabawne, że choć starałem się być na bieżąco z wiadomościami o Bon Jovi, dowiedziałem się o tym singlu z telewizji, a nie z portalu
I prawdę mówiąc - dobrze się stało, bo gdyby nie to, nie miałbym tutaj o czym pisać. Był to chyba pierwszy i ostatni raz, kiedy mogłem zaznać old-schoolowego szoku, kiedy piosenka, na którą tyle czekałem (choć nawet o tym nie widziałem) niespodziewanie zostaje zagrana gdzieś w mediach. Smaczku dodaje fakt, że Make A Memory wcale nie jest country i głównie dlatego byłem wniebowzięty, gdy to usłyszałem.
Ten moment był dla mnie BARDZO WAŻNY. Wiem to, bo pamiętam go doskonale. Pamiętam teledysk, pamiętam telewizor na którym go oglądałem, pamiętam słońce, które odbijało się od kineskopu, a co za tym idzie - pamiętam nawet pogodę za oknem
Niepowtarzalne doświadczenie.
Oczywiście płyta zawiodła od pierwszego odsłuchu. Jedynym pozytywnym akcentem było "We Got It Going On", który wydawał mi się wtedy brzmieć jak żywcem wyrwany z sesji do Sliperca. Wspomnienie o samym Make A Memory jest dziś silniejsze, niż wspomnienie o reszcie albumu. Mimo to, dobrze to dziś wspominam, bo choć samego Lost Highway prawie w ogóle dziś nie słucham, to jego premiera niesie całkiem przyjemne wspomnienia. Wspomnienia, w których wybaczałem Bon Jovi więcej, niż teraz i kiedy nawet kiepska płyta nie sprawiała poczucia zażenowania i wstydu, że się tego w ogóle słucha. Tak, biję do WAN
Lost Highway po prostu nie jest w moim guście, ale nie jest żenujący
To zaskakujące ile dobrego mam do powiedzenia na temat albumu, z którego nie pamiętam prawie nic