Paulska pisze:Dobre!!!
Na senny poranek w sam raz
To fajnie, że się jeszcze komuś podoba
W takim razie podzielę się mikroodczuciami
na początek
PinkCream69:
1. We Bow To None. 6/10
Z całości najbardziej przebija się bardzo melodyjny refren i dobry żywy wokal (obie te cechy staną się dobrą regułą na tym albumie). Świetnie brzmiące bębny, udane wyraziste cięcia gitar i miłe dla ucha kaskadowe solo. I chyba nic poza tym. Będą lepsze utwory od tego openera
2. Walls Come Down. 8/10
Mocny melodyjny hard rock. Z wielką chęcią posłuchałbym tego utworu na koncercie.
Jak bym miał do czegoś porównac to nasuwają mi się skojarzenia z h.e.a.t. (tyle, że mniej elektroniki i ostrzej) i gothard (tyle, że nie ma tu aż tak charakterystycznego wokalu jakim dysponował Lee). Energetyczny kawałek sprawdzający się chocby na rowerze i na siłce
Aha, dźwięk gitar, wokal, perki taki jak lubię. Gratulacje dla producenta* po raz pierwszy!
*Dennis Ward (produkował czy miksował niejeden album, ale dla mnie jest znany i tak najbardziej z grania w sekcji rytmicznej współzałożonego przez siebie zespołu... Pink Cream 69!:D
3. Unite And Divide. 7/10
Ostro (oczywiście jak na melodyjny rock, a nie jakies pantery czy inne slayery
). I znowu melodyjnie. (Póki co ) nigdy nie nudzący mnie refren. Silny męski wokal. Solówka akurat nie w moim typie, ale za to długa, nie zcenzurowana jak w "nowoczesnych" produkcjach, no i - co na kolejny plus - całkiem wyrazista. Dobra sekcja rytmiczna i chórki. Utwór świetny na rower czy do samochodu
(Kolacji przy tym jadał nie będę ;D )
4. No More Fear. 9/10
Jeden z lepszych utworów na płycie. Jest energia w wokalu, jest moc w instrumentach, jest smaczny dodatek w refrenie i solówce.
Zaczynamy w typowym stylu dla rockendrolowej zabawy w sztafecie hard rocka. Potem oczywiście melodyjny refren. Schemat. Nihil novi. Teoretycznie tytuł do zapomnienia, ale i tak będę to słuchał więcej razy niz nowoczesne megahiciory
Podsumowując: pomimo tego, że dzisiaj nie jestem w stanie poczuć jakiegos mega sentymentu do tej piosenki - to gdybym dopiero zaczynał zabawę z muzyką, chciałbym zaczynać od takich właśnie piosenek! I czuję, ze po latach miałbym do tego kawałka ogromny sentyment.
05. Man Of Sorrow. 9/10
Pierwsza ballada. Ale nie ckliwie, tylko na ostro.
Kapitalne intro (i równie dobre outro), po którym juz od pierwszego odsłuchu czułem, że będzie ciekawie; że utwór zostanie ze mną na dłużej... Jest bardzo klimatycznie. Styl z jakim zaśpiewał tu Readman pasuje do interpretacji tekstu i instrumentów idealnie. A gdybym miał to porównać do bardziej znanych wokalistów to początek (a potem koniec) jest takim wokalnym skrzyżowaniem Coverdalea z Jani Lanem. Miodzio. Potem supermelodyjny refren. Na myśl przychodzą mi też wpadające w ucho piosenki Damn Yankees. Tyle, że tu jest ostrzej i to wychodzi na dobre
6. Path Of Destiny. 8/10
Intro pokazujące jak powinien brzmieć trash metal w hardrockowej wersji? Mi pasuje, wcale nie uważam, ze ciężej to lepiej
Bardziej melodyjna wersja Antraxu? Nie mam nic przeciw!
David raz zdrowo zdziera gardło, raz jedzie na miodzie w refrenach. Rewelka. Sam refren super melodyjny, ocierający się nawet o stylistykę power metalu, co w żadnym stopniu nie przeszkadza, a wg mnie dodaje smaku. Minus jest taki, ze w pewnym momencie utwór robi zbyt prosty nawrót zamiast czyms w tym checkpoincie zaskoczyc. Ale generalnie jest to bardzo fajne połączenie elementów power metalu z trashem do melodyjnego hard rocka.
7. Vagrant Of The Night. 9/10
Gitara bez prądu i od początku czujemy klimat jak by na koncercie unplugged spotkali się Vandenberg z Coverdalem. Wstęp mógłby spokojnie znaleźć miejsce na takim klasyku jak Starkers In Tokyo... Superklimatyczna piosenka. Wokal idealnie dopasowany do instrumentów (lub na odwrót, nie wiem który pomysł, był pierwszy
) Taką piosenkę śmiało mogłyby zagrać "większe" firmy. Świetnie dopasowana solówka. Wokal miejscami jak ze "starego" Warrant. No i dowód na to, ze wokalista PC69 jest jak wino - nie pamiętam czy w młodości brzmiał tak dobrze
; tak dojrzale, ale i rześko
8. Bloodsucker. 6/10
Jeden ze słabszych utworów. Mimo to brzmi całkiem dobrze:)
Dobre riffy (świetnie wyprodukowane, nie ma tu debilnej ściany niepotrzebnych dźwięków, dzięki dobremu miksowi są wpasowane jak dla mnie idealnie), pasujące przydatne chórki, fajna nazwa piosenki (chodzi o komara? ;D ). Ale całościowo średnio. Najmocniejszym ogniwem są mocne męskie riffy, zadziorne wokale i gitarowa solówka
9. Whistleblower. 5-6/10
Taka sobie ta piosenka. Już nawet nie pamiętam jak to leci. Kojarzę tylko świetne wejścia gitar, ich bardzo dobry dźwięk (znowu należą się podziękowania dla producenta) i melodyjność refrenu (ale były lepsze). Gitarowe solo z cyklu tych za którymi nie przepadam. Technika - jak zwykłem nazywać - ruchomych schodów. Fajne outro i jakas taka ospałosć Readmana, który w sumie tylko w końcówce wydał z siebie to co powinien juz wcześniej
10. The Other Man. 7-8/10
Balladka? Wokalista zaczyna dobrą interpretację wokalną historii. Myślę, ze takiego wejścia nie powstydziliby się bardziej utytułowani koledzy z branzy. Dla przykładu ja bym widział z chęcią ten początek chociażby u Skid Row czy Ugly Kid Joe. Szkoda, że później nie ma rozwinięcia akcji i mocnego tupnięcia tylko tylko ten przeciętny refren. Refren i chórki - jak dla mnie - dużo popsuły. Króciótkie gitarowe solo dużo lepsze niż rozwlekłe refreny... No, ale zbyt krótkie by cos tu spróbować namieszać. Mało, albo dużo - w zalezności, kto czego słucha i oczekuje od muzyki
Z wersji "na żywo" wyróżniłbym tylko 2 utwory:
02. Talk To The Moon (Live) 7/10
Typowy german melodic hard rock!
To by mogli zagrać Bonfire, czy Phantom V. Wokalnie momentami lekkie otarcie się o power metal. I tu też dobrze się to komponuje. Pasują mi takie proporcje
04. Do You Like It Like That (Live). 8/10
Już początek jest jak spojrzenie na ćwierćotwartą szufladę, której zawartość lubię... Nie wiem co jest w melodyjnym hard rocku, że nawet gdy nie oferuje nic nowego to mnie wciąga...
"Do You Like it"? Surely I like it. Dla mnie to ulubiona piosenka z koncertowych dodatków tego albumu