M pisze:
NIE! Na dzień dzisiejszy odpadam  

 
A jednak spróbujmy...
12 pkt - 
SLIPPERY WHEN WET - to chyba jedyna w dyskografii Bon Jovi płytka, która łaczy w sobie (wciąż) młodzieńczą naiwność, polot, poniekąd niewinność i pasję z komercyjnym wyrachowaniem, które jest tutaj obecne choćby dzięki osobie D.Childa. Słucha się doskonale, zawiera trzy wielkie klasyki koncertowe i zarazem zdecydowanie trzy największe przeboje grupy. 
11 pkt - 
CRUSH - dla mnie 
Crush to muzyczne odrodzenie zespołu. Nie tylko z racji superhitu 
It's My Life... Sporo tutaj miło brzęczących gitar (np. 
Two Story Town) i przy okazji bardzo udanych kompozycji... Poprock? Cóż, przecież to Bon Jovi, a nie Iron Maiden  

 Świetny powrót z niebytu i bardzo ważny - nie tylko dla mnie - krążek
10 pkt - 
KEEP THE FAITH - nieco niżej od 
Crusha ale głównie dlatego, że nie jest aż tak równy. Są momenty słabe. Mimo to dla mnie jest to album kultowy i w pewnym sensie magiczny... Sugestywność okładki? Kto to wie....
9 pkt -
 THESE DAYS - Kiedy po raz pierwszy usłyszałem tą płytę wydała mi się... muzyką dla kur domowych. Swoją drogą - spoko się przy jego dźwiękach gotuje  

  Mocny 
Hey God, a potem po równi pochyłej w dół. Czasami może ogarnąć znużenie choć... 
These Days, My Guitar... i 
Something To Believe In to były wspaniałe momenty. Szkoda, że cały album nie jest aż tak mocny. Mimo wszystko to jedna z tych płyt, które przy odpowiednim klimacie i okolicznościach trafiają w słuchacza w 120%. Pod tym względem jest to najlepszy album tej grupy...
8 pkt - 
NEW JERSEY - ta płyta zaczyna się dla mnie dopiero od... 4-tej piosenki. OK, 
Lay Your Hands On Me to kawał soczystego hard rocka - niemal heavy metalu ale... ten gospel od zawsze mnie jakoś bardziej irytował niż porywał. 
Bad Medicine to z kolei najbardziej niezrozumiały megahit Bon Jovi. Luzacki, zamaszysty ale... cholera - kiczowaty. Tyle odnośnie narzekania...
Teraz pozytywy. TAK brzmi ZESPÓŁ świadom swojej klasy. Album o potężnym potencjale komercyjnym jako całość. Przyjemne, radosne granie. Byłoby wyżej ale... jak napisałem we wcześniejszym poście obecnie nie sięgam po ten album zbyt często...
7 pkt - 
LOST HIGHWAY - jak u większości z Was tak i u mnie 
Lost Highway w momencie premiery wywołał zgrzytanie zębami. Dzisiaj jest jednym z pierwszych wyborów jeśli chodzi o muzykę Bon Jovi. Nie chcę tutaj silić się na dywagacje i przekonywać innych co do wartości, dojrzałości tego wydawnictwa. To po prostu zupełnie inna płyta, inny zespół. I to jest fajne...
6 pkt - 
BON JOVI - jedyny surowy album w dyskografii zespołu. Na plus - brak patosu i werwa, na minus - płyta dość jednolita i poza trzema pierwszymi kawałkami (
She Don't Know Me wbija się w łeb głównie z racji swej kiczowatości) ciężko cokolwiek zapamiętać.
5 pkt -
 7800* FAHRENHEIT - lubię ten album. Hałaśliwy, rozbudowany i... niesztampowy. Szkoda, że niedoceniony/niedoceniany. Kapitalna linia gitar w 
In And Out Of Love, zaczepny riff 
Price Of Love, wciągający rytm
 To The Fire. Nastrój oczekiwania i rosnącego podniecenia. Szkoda, że nie wyszedł po epoce 
Slippery... bo wtedy świat i "fani" postrzegali by go nieco inaczej.
4 pkt - 
THE CIRCLE - to również było rozczarowanie. Głos, głos, głos... Szkopuł tkwi w wokalnych niedostatkach Jona. Poza tym - Bon Jovi pełną gębą. Stylistyczny przekrój przez całą karierę zespołu. Zastanawiam się czemu 
Work For The Working Man nie został singlem... To mógł być przebój. 
The Unforgiven II...
3 pkt - 
HAVE A NICE DAY - a jednak! Nie taki najgorszy  

 Ogólnie szału nie ma choć niektóre kawałki potrafią nieźle namieszać (
Last Cigarette, I Am, Dirty Little Secret, Last Man Standing). Mimo wszystko czegoś zabrakło...
2 pkt - 
WHAT ABOUT NOW - cytując bardzo dawną wypowiedź autora tego tematu " 

 przesłuchane do porzygu" 

 Nie jest to album wybitny, ponadczasowy. Jest... niedopracowany. Gdyby, gdyby, gdyby... Smutne jest jednak to, że to ostatni album zespołu w (niemal) klasycznym składzie. I jeszcze jedno...
Nie powinniśmy czepiać się ludzi lubiących to wydawnictwo. Dla każdego jest inne. W swoim czasie z albumów BJ sięgałem tylko po 
What About Now. To chyba najdobitniej obrazuje zmęczenie wcześniejszymi albumami.
1 pkt - 
BOUNCE - To był krok w tył. Albo nawet dwa. Zaczyna się rewelacyjnie. 
Undivided, Everyday, The Distance... Wyciszenie w postaci 
Joey wydaje się nawet zrozumiałe. Potem im dalej w las... 
You Had Me From Hello wycięto chyba Backstreet Boys'om. Szczyt "szczytów" muzycy osiągnęli w kończącym album 
Open All Night...