2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
Moderator: Mod's Team
- PePe
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 738
- Rejestracja: 7 czerwca 2006, o 20:05
- Lokalizacja: Poznań
Re: 2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
Serio?
Jak to mówią na zachodzie, to nie jest rocket science, tutaj czarno na białym widać, że Jon nie posiada głosu a co najwyżej głosiczek (a dla tych, którzy twierdzą, że nagrania z telefonu mają "fatalną" jakość - polecam występ chociażby u Ellen) a Dave włącza się o wiele częściej i o wiele głośniej niż kiedyś, nawet po odejściu Sambory. To jest CHOLERNIE smutne ale uwierzcie mi, od nowej płyty wolałbym operację strun głosowych zaraz po trasie w 2013 roku i powrót np w 2018. Jak wiele to daje pokazał chociażby wokalista Creed.
I nie mówię tego, by kogokolwiek wyśmiać - tak po prostu jest i też jest mi z tego powodu źle, jak nam wszystkim. I chyba nie ma co zamydlać rzeczywistości.
Jak to mówią na zachodzie, to nie jest rocket science, tutaj czarno na białym widać, że Jon nie posiada głosu a co najwyżej głosiczek (a dla tych, którzy twierdzą, że nagrania z telefonu mają "fatalną" jakość - polecam występ chociażby u Ellen) a Dave włącza się o wiele częściej i o wiele głośniej niż kiedyś, nawet po odejściu Sambory. To jest CHOLERNIE smutne ale uwierzcie mi, od nowej płyty wolałbym operację strun głosowych zaraz po trasie w 2013 roku i powrót np w 2018. Jak wiele to daje pokazał chociażby wokalista Creed.
I nie mówię tego, by kogokolwiek wyśmiać - tak po prostu jest i też jest mi z tego powodu źle, jak nam wszystkim. I chyba nie ma co zamydlać rzeczywistości.
- Bon Jovi
- Have A Nice Day
- Posty: 629
- Rejestracja: 21 września 2005, o 21:09
- Ulubiona płyta: Cała twórczość
- Lokalizacja: Warszawa - Śródmieście
Re: 2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
U Ellen właśnie słychać dobrze brzmiące Bon Jovi, dobry wokal Jona, głośniejszy David brzmi ciekawie. Ja tam nie mam się do czego przyczepić. Ty odbierasz to po swojemu a ja po mojemu. Mojej Córce nawet bardziej się podoba wersja u Ellen niż studyjna, mimo że przy tej studyjnej także się cieszy i wyraża dużo pozytywnych emocji.
"Livin' On A Prayer"
-----------
Aby się dowiedzieć kim jestem, trzeba mnie najpierw poznać.
-----------
Aby się dowiedzieć kim jestem, trzeba mnie najpierw poznać.
Re: 2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
To wokalista Creed robił sobie takie coś? Facet głos ma zajebisty. Ale chyba są jakieś uwarunkowania i ryzyko z tym związane. Inaczej co drugi(a) by sobie robił(a) taką operację.PePe pisze:Serio?
Jak to mówią na zachodzie, to nie jest rocket science, tutaj czarno na białym widać, że Jon nie posiada głosu a co najwyżej głosiczek (a dla tych, którzy twierdzą, że nagrania z telefonu mają "fatalną" jakość - polecam występ chociażby u Ellen) a Dave włącza się o wiele częściej i o wiele głośniej niż kiedyś, nawet po odejściu Sambory. To jest CHOLERNIE smutne ale uwierzcie mi, od nowej płyty wolałbym operację strun głosowych zaraz po trasie w 2013 roku i powrót np w 2018. Jak wiele to daje pokazał chociażby wokalista Creed.
I nie mówię tego, by kogokolwiek wyśmiać - tak po prostu jest i też jest mi z tego powodu źle, jak nam wszystkim. I chyba nie ma co zamydlać rzeczywistości.
...and just only rock...
-
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 1310
- Rejestracja: 26 maja 2008, o 20:49
- Ulubiona płyta: These Days
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: 2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
TheRock pisze:
To wokalista Creed robił sobie takie coś? Facet głos ma zajebisty. Ale chyba są jakieś uwarunkowania i ryzyko z tym związane. Inaczej co drugi(a) by sobie robił(a) taką operację.
Facet kiedyś miał super głos, później faktycznie mu się popsuł, a teraz nawet nie wiem co się z nimi dzieje. No, ale barwę miał idealną! JBJ niech lepiej nie ryzykuje, bo straci kompletnie i będzie klops.
Damned please pisz tę recenzję, żeby nie było tak jak z Adrianem Do dziś się nie doczekaliśmy na opis jego wrażeń z koncertu z Gdańska
Re: 2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
w oczekiwaniu na materiał DamnedTV zobaczmy co o londyńskim występie sądzą osoby nie będące fanami "die-hard":
"A “live listening party” rather than a conventional show". Ocena 3/5:
http://www.standard.co.uk/goingout/musi ... 65966.html
"The Bon Jovi gig that was more therapy session than concert - review" ocena 3/5:
http://www.telegraph.co.uk/music/what-t ... han-conce/?
"6 Things We Learned At Bon Jovi’s London comeback show":
http://teamrock.com/feature/2016-10-11/ ... eback-show
"BON JOVI MAKES LIVE COMEBACK AT 2,000 CAP VENUE - REVIEW":
http://www.gigwise.com/news/108323/bon- ... eback-show?
"A “live listening party” rather than a conventional show". Ocena 3/5:
http://www.standard.co.uk/goingout/musi ... 65966.html
"The Bon Jovi gig that was more therapy session than concert - review" ocena 3/5:
http://www.telegraph.co.uk/music/what-t ... han-conce/?
"6 Things We Learned At Bon Jovi’s London comeback show":
http://teamrock.com/feature/2016-10-11/ ... eback-show
"BON JOVI MAKES LIVE COMEBACK AT 2,000 CAP VENUE - REVIEW":
http://www.gigwise.com/news/108323/bon- ... eback-show?
- EVENo
- Have A Nice Day
- Posty: 1585
- Rejestracja: 9 października 2016, o 11:51
- Ulubiona płyta: New Jersey
- Lokalizacja: Siemianowice Śląskie
- Kontakt:
Re: 2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
Gdybym miał wybierać pomiędzy godzinnym słuchaniem Jona na żywo, a godzinnym czytaniem Twoich postów, wybrałbym samobójstwo.Bon Jovi pisze:Chyba wyjdzie na to że miałem racje broniąc JBJ i BJ, że przez fatalną jakość urządzeń typu telefon część użytkowników twierdziła że Jon ma kiepski wokal i że nie wyrabia, opierając swoje opinie na fatalnej jakości nagrań na youtube. A także broniąc Jona że w zeszłym roku nie śpiewał z playback'u na trasie Azjatyckiej. Jak dobrze jest wierzyć w swój ulubiony zespół i nie dać się ponieść fałszywym opiniom.
Telewizja kłamie, a Radio Epsilon
Re: 2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
Re: 2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
Postprzez EVENo » dzisiaj, o 19:25
Bon Jovi napisał(a):
Chyba wyjdzie na to że miałem racje broniąc JBJ i BJ, że przez fatalną jakość urządzeń typu telefon część użytkowników twierdziła że Jon ma kiepski wokal i że nie wyrabia, opierając swoje opinie na fatalnej jakości nagrań na youtube. A także broniąc Jona że w zeszłym roku nie śpiewał z playback'u na trasie Azjatyckiej. Jak dobrze jest wierzyć w swój ulubiony zespół i nie dać się ponieść fałszywym opiniom.
Gdybym miał wybierać pomiędzy godzinnym słuchaniem Jona na żywo, a godzinnym czytaniem Twoich postów, wybrałbym samobójstwo.
Żenada!tyle z mojej strony
Postprzez EVENo » dzisiaj, o 19:25
Bon Jovi napisał(a):
Chyba wyjdzie na to że miałem racje broniąc JBJ i BJ, że przez fatalną jakość urządzeń typu telefon część użytkowników twierdziła że Jon ma kiepski wokal i że nie wyrabia, opierając swoje opinie na fatalnej jakości nagrań na youtube. A także broniąc Jona że w zeszłym roku nie śpiewał z playback'u na trasie Azjatyckiej. Jak dobrze jest wierzyć w swój ulubiony zespół i nie dać się ponieść fałszywym opiniom.
Gdybym miał wybierać pomiędzy godzinnym słuchaniem Jona na żywo, a godzinnym czytaniem Twoich postów, wybrałbym samobójstwo.
Żenada!tyle z mojej strony
- Damned
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 4971
- Rejestracja: 7 listopada 2012, o 03:16
- Ulubiona płyta: These Days
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
Re: 2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
edit
Ostatnio zmieniony 12 października 2016, o 20:17 przez Damned, łącznie zmieniany 2 razy.
- Damned
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 4971
- Rejestracja: 7 listopada 2012, o 03:16
- Ulubiona płyta: These Days
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
Re: 2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
Wybaczcie, że dopiero teraz, ale impreza się troszkę przedłużyła, więc nie miałem kiedy zdać relacji.
Nikogo nie zaskoczę pisząc, że to była niesamowita noc, ale jestem naprawdę w pełni usatysfakcjonowany. Byłem wiele razy na sztuce w teatrze czy na koncercie w filharmonii, ale to co zobaczyłem i usłyszałem w poniedziałek to było spełnienie marzeń fana Bon Jovi. Zespół w świetnej formie. Nowe utwory brzmią na żywo kapitalnie. Słabszy wokal JBJ został wyraźnie obnażony dopiero podczas wykonania starych utworów czyli "Who Says" i "Bad Medicine", co utwierdza mnie w przekonaniu, że album "THINFS" został napisany pod obecne możliwości JBJ.
Zacznę od tego, że stojąc pod Palladium i rozglądając się wokół, uświadomiłem sobie, że średnia wieku wynosi jakieś 40 lat. Najmłodsi ludzie sprawiali wrażenie 25-30 latków. Najstarsi mieli całkowicie siwe włosy na głowach. Po wyglądzie zakładam, że byli w okolicach 70-ki. Inni ludzie wyglądali jakby urwali się wczoraj ze "Slippery When Wet Tour". Czarne skóry, długie włosy, tyle że jakby twarze już nie tak gładkie jak 30 lat temu. Nagle przez drzwi główne wyszedł jakiś facet z obsługi Palladium i zaczął krzyczeć niczym Sam Kinison na początku teledysku do "Bad Medicine"!! Różnica polegała na tym, że ten nie kazał szturmować drzwi do sali, tylko kulturalnie ustawić się w dwie kolejki do wejścia (jedna na balkony, a druga na dół, pod scenę). Przed samymi drzwiami wejściowymi na salę, na ekranie przywitał mnie napis: "This show is being filmed". Gdy wszedłem do środka, to nie mogłem uwierzyć w to, co tu się zaraz wydarzy. Siadłem na fotelu niczym w kinie, 10 metrów przede mną biały mikrofon. Scena była tak blisko, że musiałem obracać głową, aby obejrzeć ją od prawej do lewej (od Hugh do Shanksa). Siedzenia były tak ustawione, że można było zobaczyć całą podłogę sceny, a więc dostrzec takie szczegóły jak kolor podeszwy butów czy sznurówek członków zespołu. Pomiędzy sceną, a siedzeniami chodził kelner z małymi butelkami wina (za 7 funtów) lub puszkami piwa (za 5 funtów), aby każdy mógł najlepiej jak to możliwe podstroić swoje zmysły. W oczekiwaniu na zespół standardowo można było posłuchać muzyki wyselekcjonowanej przez ekipę Bon Jovi. Tym razem były to kawałki The Rolling Stones, Queens of the Stone Age, The Black Keys, AC/DC oraz oczywiście "London Calling" The Clash. Wreszcie około 15 minut po 20-stej, zaczęło się...
Co ciekawe, zamiast od razu uderzyć z grubej rury, JBJ i David pożartowali sobie najpierw, jakoby JBJ nie był pewien jaki jest dzisiaj dzień tygodnia. Wszystko miał charakter wyreżyserowanego spektaklu, jak przystało na teatr. Po krótkim wprowadzeniu John Shanks zaczął wreszcie charakterystyczny riff z utworu tytułowego. Gdy weszła druga gitara Phila i perkusja Tico, wiedziałem już, że jestem na koncercie rockowym, a nie disco-popowym czy jaki tam kto słyszał w ostatnich nagraniach studyjnych. Palladium ma świetną akustykę, więc wszystko brzmiało cudownie. Każdy instrument był doskonale słyszalny. Hugh uśmiechał się szeroko patrząc jak wymachuję zaciśniętą pięścią w górę podczas refrenu. Zdziwiło mnie jednak, to że wielu ludzi wokół, będąc tak blisko sceny, stało jak przysłowiowe kołki. Pomimo wszystko i tak wyglądało to lepiej, niż to widać na nagraniach z Red Bank, gdzie ludzie przyszli pooglądać zespół niczym do kina. Na szczęście z czasem wszyscy bez wyjątku się rozruszali. Nie mogłem uwierzyć, że słucham ten sam zespół, który tydzień temu występował u Ellen. Różnica była kolosalna. Brzmieli fantastycznie. Nie mówię tylko o wokalu, ale o każdym instrumencie. U Ellen gitary, bębny, bass, chórki brzmiały po prostu słabo. Myślę, że to kwestia pracy dźwiękowców. Mam nadzieję, że podczas przyszłotygodniowego streamu dźwięk będzie znacznie lepszy niż w tym talk-show. JBJ sporo gadał między kawałkami. Publika bardzo dobrze przyjęła "Knockout", które JBJ przedstawił jako "prawdopodobny drugi singiel", co oznacza, że nic nie jest jeszcze w tej kwestii przesądzone. Dla przykładu pamiętam jak "Amen" przedstawiał jako prawdopodobny drugi singiel z "What About Now", a przecież wcale nim nie został. "Labor of Love" to było coś co nie wymaga rekomendacji i w sumie jedyne nagranie video które przywiozłem z koncertu. Planuję zrobić jakiś filmik i udostępnić go wkrótce. Przykro patrzyło się na Phila, który nie miał za dużo roboty w tym utworze. Z resztą nie tylko w tym. "Born Again Tommorow" to prawdziwa petarda. Kawałek przybiera na żywo bardziej rockowy (w klasycznym słowa znaczeniu) charakter. Bębny brzmiały naturalnie, nie było komputerowych dźwięków, które starszym fanom mają prawo nieodpowiadać. Murowany hit przyszłorocznych koncertów. Solówka Phila 10x lepsza niż w Red Bank. "Roller Coaster" ciekawy, inny utwór, któremu David nadał oryginalnego wyrazu swoimi klawiszami. Nie powiedziałbym jednak aby kawałek zawładnął sercami publiczności, tak jak poprzedni utwór. Zaskakująco dobrze wypadł "New Years Day". Utwór który po wysłuchaniu nagrania z Red Bank traktowałem raczej jako zapychacz nr1, a na żywo pozytywnie mnie zaskoczył, może przez to, że miałem o nim nieprzychylne zdanie. Mistrzowskie "The Devil is in the Temple" z riffem a'la AC/DC sprawiło radochę wszystkim miłośnikom ostrych surowych gitar. Minusem jest krótki czas trwania utworu, ale to problem nie tylko tego kawałka. "Scars on This Guitar" to była uczta dla zmysłów. Z resztą przy tych bardziej cichych, balladowych utworach można było najbardziej delektować się poszczególymi instrumentami. Przepiękna akustyczna gitara i klawisze Davida w tle. Kolejnym utworem który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył było "God Bless This Mess"! Rock and Roll pełną parą. Wpadający w ucho refren. Już nie dziwię się dlaczego, ten utwór był rozważany jako singiel z nowego albumu. Mam nadzieję, że będzie stałym punktem przyszłorocznej trasy. "Reunion" w wersji całego zespołu to już inny utwór, publika świetnie się bawiła, klaszcząc do rytmu przez cały czas. Podejrzewam, że kawałek może być stałym punktem przyszłorocznej trasy, bo JBJ miał wiele frajdy widząc pozytywne przyjęcie Europy. Podczas "Real Love" wiele osób usiadło aby odpocząć. Oprócz klawiszy Davida, w tle można było wyraźnie usłyszeć smyczki. Myślę, że w wersji studyjnej ten element będzie sporym atutem tego utworu. "All Hail the King" to kolejny mocniejszy utwór i wreszcie jakaś solówka gitarowa, jednak kawałek wypadł blado po tym co nastąpiło później, czyli "We Don't Run" - jeden z lepszym fragmentów całego koncertu. Zabawa była przednia, pewnie dlatego że każdy znał ten utwór. JBJ wyjaśnił, że zdecydował się dodać go jako bonus bo idealnie pasuje do treści całego albumu. To na pewno będzie stały element przyszłorocznej trasy. "Come On Up to Our House" nie wypadło tak dobrze jak wydawało mi się w nagraniu z Red Bank. Zdecydowanie tej nocy było o wiele więcej ciekawych punktów programu. Podczas bisów pierwszy raz zaczęły być słyszalne problemy wokalne Jona. W pewnym momencie, gdy śpiewał "It's all right, it's all right...", zafałszował "lekko", a los chciał, że akurat w tym momencie patrzył na mnie. Obydwoje zareagowaliśmy śmiechem. Fajna sytuacja, pokazująca, że on ma dystans do własnych niedoskonałości wokalnych i pomimo tego cały czas cieszy się tym co robi na scenie. Przez cały koncert ochroniarze pilnowali, aby ludzie trzymali się swoich miejsc i nie napierali do przodu dwoma alejkami prowadzącymi do sceny, jednak podczas "Bad Medicine" wielu ludzi z dalszych miejsc, przestało przejmować się ochroniarzami i ruszyli jak najbliżej sceny, aby dotknąć JBJ, lub zrobić zdjęcie z odległości metra. Bezradna ochrona, próbowała działać, ale po chwili odpuścili sobie Podczas koncertu kilkukrotnie nastąpiła wrzawa, jakiej chyba jeszcze nie słyszałem na koncercie nigdy w życiu. Sala była na tyle nieduża, że ten wrzask nie miał gdzie uciec. Ktoś o bardziej wrażliwym słuchu, bez użycia stoperów w uszach mógłby spokojnie doznać uszczerbku na zdrowiu
Podsumowując, to bez wątpienia jeden z najlepszych koncertów na jakich byłem w życiu. Nie powiem, że był najlepszy, bo widziałem sporo i myślę, że racjonalną ocenę w tej kwestii będę mógł wystawić dopiero z perspektywy czasu. Miejsce wydarzenia, ekskluzywny obiekt, komfortowe warunki, możliwość usłyszenia 14-stu nowych utworów jednej nocy, to było coś co może się już nigdy nie powtórzyć. Dla fana spełnienie marzeń.
Kilka niuansów, które udało mi się wyłapać podczas koncertu.
- Phil-X co raz pewniej czuje się na scenie z Bon Jovi. W szybszych gitarowych kawałkach, jego energicznie ruchy mogę porównać tylko z tym, co Sambora robił w latach '80. Jego zachowanie, miny do publiczności to coś czego nie widziałem 3 lata temu w Gdańsku. Można powiedzieć, że inspirował publiczność do zabawy. Co raz przyjemniej patrzy się na niego, ponieważ zaczyna być sobą, a nie tylko zastępcą Sambory, który woli się za bardzo "nie wychylać".
- Shanks i Phil próbują tworzyć między sobą sceniczną chemię. Co jakiś czas spoglądają sobie w oczy. Co jakiś czas pochodzą do siebie. To coś czego brakowało z Bobbym w składzie. Sambora w zasadzie nie zwracał uwagi na to, że Bandiera jest na scenie.
- W pewnym momencie JBJ chwalił się, że od 30-stu lat ma tą samą żonę. Publiczność zareagowała głośną wrzawą. Spojrzałem wtedy dyskretnie na Tico, którego przecież żadne z kilku małżeństw nie przetrwało próby czasu. Pan Torres nie wyglądał na zachwyconego takimi wyznaniami Jona. Spuścił na kilkanaście sekund głowę w dół.
- JBJ wspominał o "Burning Bridges" jako pierwszym albumie bez zdjęć i bez Credits wewnątrz. Wówczas ciekawa była reakcja Shanksa, który wciągnął mocno powietrze i widać było, że coś mu się mocno kotłuje w głowie. W moim domyśle, był to fakt, że Shanks od 2005 roku w oficjalnych rozpiskach ukrywany był instrumentalny wkład Shanksa w albumy Bon Jovi.
- JBJ wyjaśnił kwestię "These four walls have got a story to tell" jako 4 ściany symbolizujące 4 oryginalnych członków zespołu (chyba nie słyszałem wcześniej tego tłumaczenia, albo coś mi umknęło).
- Shanks sprawiał wrażenie mocno znudzonego długimi przemowami JBJ. Na próżno było szukać uśmiechu na jego twarzy, nawet w chwili gdy ten żartował.
- Wszyscy muzycy otrzymali oczywiście osobne owacje. I tutaj niespodzianka. Wielka owacja dla Hugh! Również spora dla Phila, a dla Shanksa, znacznie mniejsza. Skromniejsza nawet od tej jaką otrzymał Everett Bradley.
- Pomimo napisu "Show is being filmed" w środku nie dostrzegłem żadnych kamerzystów (przynajmniej na dole). Zauważyłem tylko 3 nieruchome kamery. Być może u góry było więcej sprzętu, ale na pierwszy rzut oka, nie doczekamy się profesjonalnych nagrań, ani tym bardziej DVD z tego koncertu. Za mały rozmach w porównaniu z koncertem w Red Bank (i zapewne przyszłotygodniowym webcastem z Nowego Jorku).
Na pewno o czymś zapomniałem. Jeżeli macie jakieś pytania to walcie śmiało. Nie mam prawie żadnych zdjęć z koncertu, bo pojechałem się bawić i przeżywać a nie rozpraszać aparatem. Nagrałem za to cały koncert w audio + Labor of Love video. Wkrótce udostępnię co nie co. Oraz zrobię scany z książeczki Playbill, w której są teksty, zdjęcia, podziekowania od zespołu i credits nowego albumu.
Nikogo nie zaskoczę pisząc, że to była niesamowita noc, ale jestem naprawdę w pełni usatysfakcjonowany. Byłem wiele razy na sztuce w teatrze czy na koncercie w filharmonii, ale to co zobaczyłem i usłyszałem w poniedziałek to było spełnienie marzeń fana Bon Jovi. Zespół w świetnej formie. Nowe utwory brzmią na żywo kapitalnie. Słabszy wokal JBJ został wyraźnie obnażony dopiero podczas wykonania starych utworów czyli "Who Says" i "Bad Medicine", co utwierdza mnie w przekonaniu, że album "THINFS" został napisany pod obecne możliwości JBJ.
Zacznę od tego, że stojąc pod Palladium i rozglądając się wokół, uświadomiłem sobie, że średnia wieku wynosi jakieś 40 lat. Najmłodsi ludzie sprawiali wrażenie 25-30 latków. Najstarsi mieli całkowicie siwe włosy na głowach. Po wyglądzie zakładam, że byli w okolicach 70-ki. Inni ludzie wyglądali jakby urwali się wczoraj ze "Slippery When Wet Tour". Czarne skóry, długie włosy, tyle że jakby twarze już nie tak gładkie jak 30 lat temu. Nagle przez drzwi główne wyszedł jakiś facet z obsługi Palladium i zaczął krzyczeć niczym Sam Kinison na początku teledysku do "Bad Medicine"!! Różnica polegała na tym, że ten nie kazał szturmować drzwi do sali, tylko kulturalnie ustawić się w dwie kolejki do wejścia (jedna na balkony, a druga na dół, pod scenę). Przed samymi drzwiami wejściowymi na salę, na ekranie przywitał mnie napis: "This show is being filmed". Gdy wszedłem do środka, to nie mogłem uwierzyć w to, co tu się zaraz wydarzy. Siadłem na fotelu niczym w kinie, 10 metrów przede mną biały mikrofon. Scena była tak blisko, że musiałem obracać głową, aby obejrzeć ją od prawej do lewej (od Hugh do Shanksa). Siedzenia były tak ustawione, że można było zobaczyć całą podłogę sceny, a więc dostrzec takie szczegóły jak kolor podeszwy butów czy sznurówek członków zespołu. Pomiędzy sceną, a siedzeniami chodził kelner z małymi butelkami wina (za 7 funtów) lub puszkami piwa (za 5 funtów), aby każdy mógł najlepiej jak to możliwe podstroić swoje zmysły. W oczekiwaniu na zespół standardowo można było posłuchać muzyki wyselekcjonowanej przez ekipę Bon Jovi. Tym razem były to kawałki The Rolling Stones, Queens of the Stone Age, The Black Keys, AC/DC oraz oczywiście "London Calling" The Clash. Wreszcie około 15 minut po 20-stej, zaczęło się...
Co ciekawe, zamiast od razu uderzyć z grubej rury, JBJ i David pożartowali sobie najpierw, jakoby JBJ nie był pewien jaki jest dzisiaj dzień tygodnia. Wszystko miał charakter wyreżyserowanego spektaklu, jak przystało na teatr. Po krótkim wprowadzeniu John Shanks zaczął wreszcie charakterystyczny riff z utworu tytułowego. Gdy weszła druga gitara Phila i perkusja Tico, wiedziałem już, że jestem na koncercie rockowym, a nie disco-popowym czy jaki tam kto słyszał w ostatnich nagraniach studyjnych. Palladium ma świetną akustykę, więc wszystko brzmiało cudownie. Każdy instrument był doskonale słyszalny. Hugh uśmiechał się szeroko patrząc jak wymachuję zaciśniętą pięścią w górę podczas refrenu. Zdziwiło mnie jednak, to że wielu ludzi wokół, będąc tak blisko sceny, stało jak przysłowiowe kołki. Pomimo wszystko i tak wyglądało to lepiej, niż to widać na nagraniach z Red Bank, gdzie ludzie przyszli pooglądać zespół niczym do kina. Na szczęście z czasem wszyscy bez wyjątku się rozruszali. Nie mogłem uwierzyć, że słucham ten sam zespół, który tydzień temu występował u Ellen. Różnica była kolosalna. Brzmieli fantastycznie. Nie mówię tylko o wokalu, ale o każdym instrumencie. U Ellen gitary, bębny, bass, chórki brzmiały po prostu słabo. Myślę, że to kwestia pracy dźwiękowców. Mam nadzieję, że podczas przyszłotygodniowego streamu dźwięk będzie znacznie lepszy niż w tym talk-show. JBJ sporo gadał między kawałkami. Publika bardzo dobrze przyjęła "Knockout", które JBJ przedstawił jako "prawdopodobny drugi singiel", co oznacza, że nic nie jest jeszcze w tej kwestii przesądzone. Dla przykładu pamiętam jak "Amen" przedstawiał jako prawdopodobny drugi singiel z "What About Now", a przecież wcale nim nie został. "Labor of Love" to było coś co nie wymaga rekomendacji i w sumie jedyne nagranie video które przywiozłem z koncertu. Planuję zrobić jakiś filmik i udostępnić go wkrótce. Przykro patrzyło się na Phila, który nie miał za dużo roboty w tym utworze. Z resztą nie tylko w tym. "Born Again Tommorow" to prawdziwa petarda. Kawałek przybiera na żywo bardziej rockowy (w klasycznym słowa znaczeniu) charakter. Bębny brzmiały naturalnie, nie było komputerowych dźwięków, które starszym fanom mają prawo nieodpowiadać. Murowany hit przyszłorocznych koncertów. Solówka Phila 10x lepsza niż w Red Bank. "Roller Coaster" ciekawy, inny utwór, któremu David nadał oryginalnego wyrazu swoimi klawiszami. Nie powiedziałbym jednak aby kawałek zawładnął sercami publiczności, tak jak poprzedni utwór. Zaskakująco dobrze wypadł "New Years Day". Utwór który po wysłuchaniu nagrania z Red Bank traktowałem raczej jako zapychacz nr1, a na żywo pozytywnie mnie zaskoczył, może przez to, że miałem o nim nieprzychylne zdanie. Mistrzowskie "The Devil is in the Temple" z riffem a'la AC/DC sprawiło radochę wszystkim miłośnikom ostrych surowych gitar. Minusem jest krótki czas trwania utworu, ale to problem nie tylko tego kawałka. "Scars on This Guitar" to była uczta dla zmysłów. Z resztą przy tych bardziej cichych, balladowych utworach można było najbardziej delektować się poszczególymi instrumentami. Przepiękna akustyczna gitara i klawisze Davida w tle. Kolejnym utworem który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył było "God Bless This Mess"! Rock and Roll pełną parą. Wpadający w ucho refren. Już nie dziwię się dlaczego, ten utwór był rozważany jako singiel z nowego albumu. Mam nadzieję, że będzie stałym punktem przyszłorocznej trasy. "Reunion" w wersji całego zespołu to już inny utwór, publika świetnie się bawiła, klaszcząc do rytmu przez cały czas. Podejrzewam, że kawałek może być stałym punktem przyszłorocznej trasy, bo JBJ miał wiele frajdy widząc pozytywne przyjęcie Europy. Podczas "Real Love" wiele osób usiadło aby odpocząć. Oprócz klawiszy Davida, w tle można było wyraźnie usłyszeć smyczki. Myślę, że w wersji studyjnej ten element będzie sporym atutem tego utworu. "All Hail the King" to kolejny mocniejszy utwór i wreszcie jakaś solówka gitarowa, jednak kawałek wypadł blado po tym co nastąpiło później, czyli "We Don't Run" - jeden z lepszym fragmentów całego koncertu. Zabawa była przednia, pewnie dlatego że każdy znał ten utwór. JBJ wyjaśnił, że zdecydował się dodać go jako bonus bo idealnie pasuje do treści całego albumu. To na pewno będzie stały element przyszłorocznej trasy. "Come On Up to Our House" nie wypadło tak dobrze jak wydawało mi się w nagraniu z Red Bank. Zdecydowanie tej nocy było o wiele więcej ciekawych punktów programu. Podczas bisów pierwszy raz zaczęły być słyszalne problemy wokalne Jona. W pewnym momencie, gdy śpiewał "It's all right, it's all right...", zafałszował "lekko", a los chciał, że akurat w tym momencie patrzył na mnie. Obydwoje zareagowaliśmy śmiechem. Fajna sytuacja, pokazująca, że on ma dystans do własnych niedoskonałości wokalnych i pomimo tego cały czas cieszy się tym co robi na scenie. Przez cały koncert ochroniarze pilnowali, aby ludzie trzymali się swoich miejsc i nie napierali do przodu dwoma alejkami prowadzącymi do sceny, jednak podczas "Bad Medicine" wielu ludzi z dalszych miejsc, przestało przejmować się ochroniarzami i ruszyli jak najbliżej sceny, aby dotknąć JBJ, lub zrobić zdjęcie z odległości metra. Bezradna ochrona, próbowała działać, ale po chwili odpuścili sobie Podczas koncertu kilkukrotnie nastąpiła wrzawa, jakiej chyba jeszcze nie słyszałem na koncercie nigdy w życiu. Sala była na tyle nieduża, że ten wrzask nie miał gdzie uciec. Ktoś o bardziej wrażliwym słuchu, bez użycia stoperów w uszach mógłby spokojnie doznać uszczerbku na zdrowiu
Podsumowując, to bez wątpienia jeden z najlepszych koncertów na jakich byłem w życiu. Nie powiem, że był najlepszy, bo widziałem sporo i myślę, że racjonalną ocenę w tej kwestii będę mógł wystawić dopiero z perspektywy czasu. Miejsce wydarzenia, ekskluzywny obiekt, komfortowe warunki, możliwość usłyszenia 14-stu nowych utworów jednej nocy, to było coś co może się już nigdy nie powtórzyć. Dla fana spełnienie marzeń.
Kilka niuansów, które udało mi się wyłapać podczas koncertu.
- Phil-X co raz pewniej czuje się na scenie z Bon Jovi. W szybszych gitarowych kawałkach, jego energicznie ruchy mogę porównać tylko z tym, co Sambora robił w latach '80. Jego zachowanie, miny do publiczności to coś czego nie widziałem 3 lata temu w Gdańsku. Można powiedzieć, że inspirował publiczność do zabawy. Co raz przyjemniej patrzy się na niego, ponieważ zaczyna być sobą, a nie tylko zastępcą Sambory, który woli się za bardzo "nie wychylać".
- Shanks i Phil próbują tworzyć między sobą sceniczną chemię. Co jakiś czas spoglądają sobie w oczy. Co jakiś czas pochodzą do siebie. To coś czego brakowało z Bobbym w składzie. Sambora w zasadzie nie zwracał uwagi na to, że Bandiera jest na scenie.
- W pewnym momencie JBJ chwalił się, że od 30-stu lat ma tą samą żonę. Publiczność zareagowała głośną wrzawą. Spojrzałem wtedy dyskretnie na Tico, którego przecież żadne z kilku małżeństw nie przetrwało próby czasu. Pan Torres nie wyglądał na zachwyconego takimi wyznaniami Jona. Spuścił na kilkanaście sekund głowę w dół.
- JBJ wspominał o "Burning Bridges" jako pierwszym albumie bez zdjęć i bez Credits wewnątrz. Wówczas ciekawa była reakcja Shanksa, który wciągnął mocno powietrze i widać było, że coś mu się mocno kotłuje w głowie. W moim domyśle, był to fakt, że Shanks od 2005 roku w oficjalnych rozpiskach ukrywany był instrumentalny wkład Shanksa w albumy Bon Jovi.
- JBJ wyjaśnił kwestię "These four walls have got a story to tell" jako 4 ściany symbolizujące 4 oryginalnych członków zespołu (chyba nie słyszałem wcześniej tego tłumaczenia, albo coś mi umknęło).
- Shanks sprawiał wrażenie mocno znudzonego długimi przemowami JBJ. Na próżno było szukać uśmiechu na jego twarzy, nawet w chwili gdy ten żartował.
- Wszyscy muzycy otrzymali oczywiście osobne owacje. I tutaj niespodzianka. Wielka owacja dla Hugh! Również spora dla Phila, a dla Shanksa, znacznie mniejsza. Skromniejsza nawet od tej jaką otrzymał Everett Bradley.
- Pomimo napisu "Show is being filmed" w środku nie dostrzegłem żadnych kamerzystów (przynajmniej na dole). Zauważyłem tylko 3 nieruchome kamery. Być może u góry było więcej sprzętu, ale na pierwszy rzut oka, nie doczekamy się profesjonalnych nagrań, ani tym bardziej DVD z tego koncertu. Za mały rozmach w porównaniu z koncertem w Red Bank (i zapewne przyszłotygodniowym webcastem z Nowego Jorku).
Na pewno o czymś zapomniałem. Jeżeli macie jakieś pytania to walcie śmiało. Nie mam prawie żadnych zdjęć z koncertu, bo pojechałem się bawić i przeżywać a nie rozpraszać aparatem. Nagrałem za to cały koncert w audio + Labor of Love video. Wkrótce udostępnię co nie co. Oraz zrobię scany z książeczki Playbill, w której są teksty, zdjęcia, podziekowania od zespołu i credits nowego albumu.
-
- Gdańsk Supporter
-
Keep The Faith
- Posty: 408
- Rejestracja: 3 czerwca 2007, o 13:35
- Lokalizacja: Sosnowiec
- Kontakt:
Re: 2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
WOW :-)
dzięki za relacje...
Masz może jakieś wieści/ciekawostki zakulisowe? może rozmawiałeś z kimś z otoczenia BJ?
dzięki za relacje...
Masz może jakieś wieści/ciekawostki zakulisowe? może rozmawiałeś z kimś z otoczenia BJ?
http://kolekcjamuzyczna.blogspot.com/
22-06-2014 - Berlin, D - RS
19-06-2013 - Gdańsk, PL - BJ
13-10-2012 - Berlin, D - RS
10-06-2011 - Dresden, D - BJ
04-06-2008 - Vienna, A - BJ
22-06-2014 - Berlin, D - RS
19-06-2013 - Gdańsk, PL - BJ
13-10-2012 - Berlin, D - RS
10-06-2011 - Dresden, D - BJ
04-06-2008 - Vienna, A - BJ
- monjovi
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 2553
- Rejestracja: 4 lutego 2006, o 11:48
- Ulubiona płyta: New Jersey
- Lokalizacja: Turek/Poznań
- Kontakt:
Re: 2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
Świetnie się to czytało ! To było oczywiste, że wrócisz zachwycony, bardzo mnie cieszy, że zespół jest w takiej dobrej formie. JBJ jest świadomy swoich problemów z głosem, nikogo nie czaruje ani nie udaje, że jest inaczej. Koncert w takim miejscu, z taką setlistą jest szczytem marzeń wielkiego fana, Tobie idealnie udało się je spełnić, niewiarygodna historia
Mnie tylko interesuje to czy Jon faktycznie tak łysieje?
ok, żartowałam
Dzięki za ten wyczerpujący opis i teraz czekam na przyszłotygodniowy stream !
Mnie tylko interesuje to czy Jon faktycznie tak łysieje?
ok, żartowałam
Dzięki za ten wyczerpujący opis i teraz czekam na przyszłotygodniowy stream !
[align=center]http://www.lastfm.pl/user/monjovi[/align]
- Dand
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 2758
- Rejestracja: 16 września 2005, o 18:52
- Lokalizacja: Szczecin
Re: 2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
Ja mam parę pytan:
1. Jak wyglądała relacja na scenie JBJ z Shanksem. Dużo do siebie podchodzili, widać,ze tworzą zgrany duet ?
2. Backing vocals Davida są bardziej słyszalne niż na poprzedniej trasie przy WAN ?
3. Jakbyś miał wskazać 5 utworów z najlepszym przyjęciem publiki to były by to ? Może od przyjęcia zależeć będzie co wejdzie na stałe do setlisty w trasie 2017.
4. Jon rzeczywiście się wzruszył przy All hail the King czy po prostu pomylił ? Jeśli wzruszył to co mówił przed utworem ?
1. Jak wyglądała relacja na scenie JBJ z Shanksem. Dużo do siebie podchodzili, widać,ze tworzą zgrany duet ?
2. Backing vocals Davida są bardziej słyszalne niż na poprzedniej trasie przy WAN ?
3. Jakbyś miał wskazać 5 utworów z najlepszym przyjęciem publiki to były by to ? Może od przyjęcia zależeć będzie co wejdzie na stałe do setlisty w trasie 2017.
4. Jon rzeczywiście się wzruszył przy All hail the King czy po prostu pomylił ? Jeśli wzruszył to co mówił przed utworem ?
-
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 1310
- Rejestracja: 26 maja 2008, o 20:49
- Ulubiona płyta: These Days
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: 2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
Świetna relacja! Mogłabym o tym wydarzeniu czytać jeszcze z godzinę! Pamiętam jak zawsze narzekałam na długość Twoich postów ;-) a teraz mi mało hehe
Po Twoim wypadzie do UK, jeszcze bardziej pragnę trasy & We don't run liveeeee!
Po Twoim wypadzie do UK, jeszcze bardziej pragnę trasy & We don't run liveeeee!
- madm
- Have A Nice Day
- Posty: 947
- Rejestracja: 28 listopada 2012, o 14:20
- Ulubiona płyta: NJ
- Lokalizacja: Rzeszów/Kraków
Re: 2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
Ja też mam kilka pytań:
1. Na Azjatyckiej trasie rok temu zamiast Bobbiego był Matt. Różnice w gitarach było słychać ogromną. Jak ma się teraz Shanks do Matta i Bobbiego?
2. We Dont Run koncertowo wymiata. Przynajmniej moim zdaniem. Nie jest to twoim zdaniem najlepszy stadionowy killer od czasów It's my life?
3. Patrząc po filmach na YT - w końcu 1 lini stanęli wszyscy gitarzyści. Hugh nie stał z tyłu, tak samo jak 2 gitarzysta(gdzieżby Shanksa do tyłu wyrzucili). Nowa reguła czy przypadek?
W sumie to tylko te 3 Dzięki za relację, jest bezcenna. Słyszymy się za tydzień w nowym jorku
ewentualnie jeszcze pytanie bonusowe: Patrząc na Jona, jaka jest szansa że na trasie usłyszmy Saturday Night Gave Me Sunday Morning?
kurcze, a każdą minutą przychodzą mi kolejne pytania Jak zdrowie Tico? Chłopisko swoje lata ma, wygląda co raz gorzej. Jak z jego kondycją?
1. Na Azjatyckiej trasie rok temu zamiast Bobbiego był Matt. Różnice w gitarach było słychać ogromną. Jak ma się teraz Shanks do Matta i Bobbiego?
2. We Dont Run koncertowo wymiata. Przynajmniej moim zdaniem. Nie jest to twoim zdaniem najlepszy stadionowy killer od czasów It's my life?
3. Patrząc po filmach na YT - w końcu 1 lini stanęli wszyscy gitarzyści. Hugh nie stał z tyłu, tak samo jak 2 gitarzysta(gdzieżby Shanksa do tyłu wyrzucili). Nowa reguła czy przypadek?
W sumie to tylko te 3 Dzięki za relację, jest bezcenna. Słyszymy się za tydzień w nowym jorku
ewentualnie jeszcze pytanie bonusowe: Patrząc na Jona, jaka jest szansa że na trasie usłyszmy Saturday Night Gave Me Sunday Morning?
kurcze, a każdą minutą przychodzą mi kolejne pytania Jak zdrowie Tico? Chłopisko swoje lata ma, wygląda co raz gorzej. Jak z jego kondycją?
It's my life!
- Damned
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 4971
- Rejestracja: 7 listopada 2012, o 03:16
- Ulubiona płyta: These Days
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
Re: 2016-10-10 - Palladium, Londyn, UK
Przed koncertem 3 metry obok mnie stał Obie, później między innymi Mike Rew, Bergman, TheRealMatt, ale nie odczuwałem potrzeby nikomu z nich się narzucać. Mogłem za to z bliska przyjrzeć się konsoletom mikserskim i całemu sprzętowi produkcyjnemu i to było dla mnie zdecydowanie większą atrakcjąyanni pisze:Masz może jakieś wieści/ciekawostki zakulisowe? może rozmawiałeś z kimś z otoczenia BJ?
1. JBJ i Shanks podeszli do siebie kilka razy podczas koncertu, ale nie można tego porównać do najbardziej zgranego duetu jaki tworzył Jon z Richiem. JBJ przedstawił Shanksa żartobliwie jako Shrink.Dand pisze: 1. Jak wyglądała relacja na scenie JBJ z Shanksem. Dużo do siebie podchodzili, widać,ze tworzą zgrany duet ?
2. Backing vocals Davida są bardziej słyszalne niż na poprzedniej trasie przy WAN ?
3. Jakbyś miał wskazać 5 utworów z najlepszym przyjęciem publiki to były by to ? Może od przyjęcia zależeć będzie co wejdzie na stałe do setlisty w trasie 2017.
4. Jon rzeczywiście się wzruszył przy All hail the King czy po prostu pomylił ? Jeśli wzruszył to co mówił przed utworem ?
2. Trudne pytanie. Dźwięk był fantastyczny, David był słyszalny tak jak być powinien, np. w nagraniach od Ellen był zdecydowanie za cicho. Myślę, że na każdym koncercie może być nieco inaczej. Jak wiemy po to między innymi przed każdym koncertem robi się soundcheck.
3. We Don't Run", "Labor", "Born Again", "The Devil" i "This House" (ten ostatni po części na pewno z uwagi na rozszerzoną wersją z drugą solówką Phila)
4. Wzruszył się rzeczywiście, opowiadał coś o SoulFoundation. Niestety nie zrozumiałem tego dokładnie bo mówił niewyraźnie. Na następny raz muszą chyba pozwolić wygrać bilety komuś z lepszym angielskim ode mnie
1. Matt o'Ree robi na mnie dobre wrażenie, ale nie wiem czy pasuje do wielkich stadionowych koncertów Bon Jovi. Shanksa można nie lubić i winić za wiele spraw, ale cieszę się, że na trasie to on będzie drugim gitarzystom Jona. Potrafi zagrać agresywnie. Bez żadnego porównania z Bobbym. Matta o'Ree i jego band wolałbym zobaczyć jako support z autorskim materiałem.madm pisze:1. Na Azjatyckiej trasie rok temu zamiast Bobbiego był Matt. Różnice w gitarach było słychać ogromną. Jak ma się teraz Shanks do Matta i Bobbiego?
2. We Dont Run koncertowo wymiata. Przynajmniej moim zdaniem. Nie jest to twoim zdaniem najlepszy stadionowy killer od czasów It's my life?
3. Patrząc po filmach na YT - w końcu 1 lini stanęli wszyscy gitarzyści. Hugh nie stał z tyłu, tak samo jak 2 gitarzysta(gdzieżby Shanksa do tyłu wyrzucili). Nowa reguła czy przypadek?
4.Patrząc na Jona, jaka jest szansa że na trasie usłyszmy Saturday Night Gave Me Sunday Morning?
5. Jak zdrowie Tico? Chłopisko swoje lata ma, wygląda co raz gorzej. Jak z jego kondycją?
2. HAND mógłby spokojnie powalczyć o to miano z "We Don't Run"
3. Faktycznie, gitarzyści stali praktycznie w równej linii z Jonem. Myślę, że wielkość sceny, kameralny koncert były przyczyną, ale na 100% upewnimy się w lutym
4. To raczej pytanie nie do mnie, ale na mój nos ten utwór pozostanie raczej symbolicznym oddaniem Samborze należnych mu tantiemów i wypełnieniem jego kontraktu. Na żywo tego raczej nie usłyszymy.
5. Kondycja Tico bardzo dobra, dziadek Hector trzyma fason. Podobno dojechał do Londynu dopiero w dzień koncertu, co mnie trochę martwiło. Najbardziej ciekaw byłem jak zagra w "Born Again Tomorrow", zwłaszcza to wprowadzenie do trzeciego refrenu. Wyszło to bardzo dobrze. Umieram z ciekawości jak to wypadnie na streamie z Nowego Jorku.