always:
nie wyszedł rewelacyjnie, ale to nie powód do rezygnowania z tego numeru. Może powinni to grac gdzieś na początku koncertu. Chyba, ze Jon specjalnie
decyduje na końcu, sprawdzając czy da rade, bo wcześniej grana ta piosenka mogłaby wyssać z Jona trochę głosu

na resztę show. Zostawmy to im i jemu samemu,niech decyduje.
Druga sprawa może powinien to śpiewać mniej trudno tzn. nadal melodyjnie, ale bez prób wyciągania najtrudniejszych momentów. Na pewno da się trochę pokombinować,
tak, żeby zachować klimat i trochę "spłaszczyc" ten utwór.
Inna sprawa, ze pytałem już Was na forum, ale nikt mi nie odpowiedział - czy obecnie jest wiele zespołów i wokalistów szczególnie po 50 z tyloma koncertami w gardle
i takiej ich częstotliwości. Nie mam na myśli zespołów, które graja po długich przerwach lub reaktywacjach.
Cały czas wydaje mi się, ze ich kariera była i jest trochę za intensywna szczególnie po 2000r. Powinni wydać o polowe mniej płyt i co za tym idzie przystopować z koncertowaniem (Adrian pisał o zagrożeniach głosowych Johna).
Albumy wtedy spokojnie byłyby bliższe doskonałości a i struny i jego gardło w lepszym stanie.
Springsteen Springsteenem przykład nie wiem czy trafny, ja nie mogę nic powiedzieć na ten temat, bo nie jestem jego fanem. Zresztą dla mnie on wielkim guru to nie jest (chociaż wiadomo szacunek się należy).
Ale pytanie dotyczy intensywności kariery, a nie w sumie lat występów czy wieku.
Ja właśnie o tym pisałem, ze lepiej dla Bon Jovi i dla nas byłoby, żeby grali mniej intensywnie, ale dużej.
Ogólnie koncert zajebisty. Jakość piękna 720p HD i nigdy mi nie zerwało - miód.
Water piękny

!. Jak dla mnie to nie musiało być Who says i Lost Highway. Za nie Hey God i I'm with You i byłby git
Super klimat był - noc, parę ludzi z forum i ta świadomość, że to się odbywa LIVE

...and just only rock...