"Not Running" ma już kilka lat. Podobała mi się od początku, ale czas zawsze wszystko weryfikuje najlepiej.
Wydaje mi się, że kiedyś odbierałam tę piosenkę jako "piękną balladę", bez wchodzenia w jej szczegóły. Choć minęło stosunkowo niewiele czasu, to z całą pewnością mogę powiedzieć, że "nieco" (khem, khem) się zmieniłam i na wszystko patrzę zupełnie inaczej.
Widziałam post, który tu kiedyś napisałam i mogę tylko rozwinąć swoje zdanie. Po kilku latach od premiery stwierdzam, że... lubię tę piosenkę jeszcze bardziej. Jest piękną, skromną (przewinęło się tu gdzieś trafne określenie - "surową"), refleksyjną i bardzo, bardzo dojrzałą kompozycją, jakich ciągle i ciągle mi brakuje, zwłaszcza od Jona. Często do niej wracam w chwilach wymagających jakiś cięższych przemyśleń. Kołysankowo "plumkająca" gitara mnie akurat nie usypia, a urzeka, ale to rzecz upodobań czy też może wrażliwości, nie wiem. Ujmuje mnie też prostota teledysku i mało skomplikowana symbolika na samym końcu. Nie czepiałabym się też samego śpiewania - ja tu słyszę zróżnicowany koloryt i czuję emocje, a ponoć nieczuła ze mnie zołza. Przeszkadza mi tylko to "pomrukiwanie", którym się kiedyś najwyraźniej zachwycałam. Dykcyjnie jest to za bardzo bełkotliwe i wymiauczane, zwłaszcza live.
Bardzo mnie cieszy, gdy w dniu urodzin Jona w mediach społecznościowych pojawia się właśnie ten numer, a nie "Blaze Of Glory", nie wspominając już o Livinie.
Nigdy nie wystawiałam "cyferkowych" ocen, ale - a niech tam! Ode mnie mocne 9/10. Życzyłabym sobie i Jonowi, żeby nagrał cały krążek pełen równie dobrych kompozycji.