Oceny - This House Is Not For Sale

Dyskusje na temat albumów, ich oceny, opinie.

Moderator: Mod's Team

Lodynapatyku

Re: Oceny - This House Is Not For Sale

Post autor: Lodynapatyku »

Cóz, płyta dla maniaków i... I jakbym nie wiem jak bardzo się starał dostrzec pozytywy to... cztery litery w kolorze kompresji niedokrwiennej ;)

Nie ma tutaj praktycznie żadnych riffów, solówek również jak na lekarstwo... Ta w "niebanalnym" "Living With The Ghosts" jest tak trudna, że ogarnąłby ją pewnie jedynie nasz "Forumowy Wymiatacz Solówek w 2 dni"

Ale ja tutaj sobie mogę ;) Co to zmieni?

Jak widzimy - na iTunes - sukces... Stany, Wielka Brytania, Niemcy...POLSKA! :o Niesamowite...

Co wiem - nie jest to płyta dla mnie. Szkoda. Dlatego daruję sobie (i Wam przede wszystkim) oceny poszczególnych kawałków. Zapewne byłoby to jedynie narzekanie.

Jutro moment prawdy... EMPIK (może Saturn albo Media). BJ czy Avenged Sevenfold? A jeśli BJ to PL czy deluxe? Szlag by to trafił ;)

Miłego wieczoru, miłego słuchania \.../
kikusia28
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 1310
Rejestracja: 26 maja 2008, o 20:49
Ulubiona płyta: These Days
Lokalizacja: Sosnowiec

Re: Oceny - This House Is Not For Sale

Post autor: kikusia28 »

Jednak Bon Jovi jest jak lekarstwo! Wszystkie dolegliwości, które mnie męczyły od kilku dni prawie przeszły :D

Nie wiem jak ocenić tę płytę, bo skoro kiedyś tam, Bounce dałam 8/10, gdzie połowa piosenek jest lekko tragiczna, to tu musiałabym dać 9/10
No dobra, niech będzie 8,5/10, bo przecież NJ to nie jest ;) Powiedzmy, że te 5 piosenek na Bounce ma tak wielką moc, że zasługuje na taką ocenę.
THINFS naprawdę mi się podoba. Teraz żałuję, że wysłuchałam tej płyty wcześniej, bo dziś nie miałam takiej uczty jak zwykle w dniu premiery. No ale cóż, takie czasy :)

I jakiś pismak z interii będzie narzekał na ballady!!! Akurat na TYM albumie ballady im wyszły i są naprawdę piękne. W ogóle cały album jest amazing :lol:
yanni
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Keep The Faith
Keep The Faith
Posty: 408
Rejestracja: 3 czerwca 2007, o 13:35
Lokalizacja: Sosnowiec
Kontakt:

Re: Oceny - This House Is Not For Sale

Post autor: yanni »

kikusia28 pisze:Jednak Bon Jovi jest jak lekarstwo! Wszystkie dolegliwości, które mnie męczyły od kilku dni prawie przeszły :D

Nie wiem jak ocenić tę płytę, bo skoro kiedyś tam, Bounce dałam 8/10, gdzie połowa piosenek jest lekko tragiczna, to tu musiałabym dać 9/10
No dobra, niech będzie 8,5/10, bo przecież NJ to nie jest ;) Powiedzmy, że te 5 piosenek na Bounce ma tak wielką moc, że zasługuje na taką ocenę.
THINFS naprawdę mi się podoba. Teraz żałuję, że wysłuchałam tej płyty wcześniej, bo dziś nie miałam takiej uczty jak zwykle w dniu premiery. No ale cóż, takie czasy :)

I jakiś pismak z interii będzie narzekał na ballady!!! Akurat na TYM albumie ballady im wyszły i są naprawdę piękne. W ogóle cały album jest amazing :lol:
LIKE IT ;)
http://kolekcjamuzyczna.blogspot.com/

22-06-2014 - Berlin, D - RS
19-06-2013 - Gdańsk, PL - BJ
13-10-2012 - Berlin, D - RS
10-06-2011 - Dresden, D - BJ
04-06-2008 - Vienna, A - BJ
Awatar użytkownika
ts
It's My Life
It's My Life
Posty: 108
Rejestracja: 14 kwietnia 2010, o 16:39
Ulubiona płyta: Crush
Lokalizacja: Łódź

Re: Oceny - This House Is Not For Sale

Post autor: ts »

kikusia28 pisze:Akurat na TYM albumie ballady im wyszły i są naprawdę piękne. W ogóle cały album jest amazing :lol:
Oj tak, nie wiem co się zmieniło w porównaniu z dwoma ostatnimi płytami, ale ballady są świetne. Te z WAN wiały dla mnie nudą. Blind Love z BB tym bardziej. Wielu porównuje Real love do Blind love właśnie, może słusznie, ale utwór z THINFS jest wg mnie o klasę wyższy i w żadnym momencie mnie nie znużył ani nie zmęczył, jest super. Wspomnę jeszcze o Scars, bo po wykonaniach live pokładałem w tej piosence spore nadzieje i w sumie wszystko jest super, gdyby nie perkusja w refrenie, strasznie mnie drażni tak jakby rozdwojony dźwięk werbla (czy jak to się nazywa, nie znam się), na żywo tego nie słychać, a tutaj denerwuje mnie strasznie, przez co psuje mi odbiór całej piosenki, która ma świetną linię melodyczną i słowa. Jedyną piosenką która czasem przynudza jest Labor of love, ale w stopniu nieporównywalnie mniejszym do tego jak np usypia mnie Amen, a poza tym Jon jakoś fajnie tu śpiewa :D
Kuba80BJ
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Keep The Faith
Keep The Faith
Posty: 389
Rejestracja: 31 stycznia 2013, o 15:58
Lokalizacja: Gdańsk

Re: Oceny - This House Is Not For Sale

Post autor: Kuba80BJ »

Witam po długiej przerwie. Premiera płyty sprawiła, że zgodnie z tradycją coś mnie pcha, żeby napisać parę słów co o niej myślę. Parę słów to w moim przypadku jest grube niedomówienie ale raz na rok chyba mogę sobie pozwolić na długiego posta. Dodam tylko, że przed premierą przesłuchałem tylko 4 single, nie słuchałem wersji live, ani snippetów. Choć w kawałku chciałem zachować resztki tradycji, chociaż krążka w ręku fizycznie nie mam póki co, co zdarzyło się pierwszy raz w historii i album znam z przecieku. Płytę natomiast przesłuchałem wielokrotnie, w tym raz ze słowami przed oczami, w samochodzie, dosłuchałem też wersji na żywo z ostatnich koncertów więc obraz mam pełny. Not numerycznych nigdy nie lubiłem dawać więc bardziej opisowo będzie, głównie o warstwie muzycznej. Jedziemy.

This House Is Not For Sale - wg mnie jedynie poprawny, bez szału, zbyt przewidywalny. Jest dla mnie entym wcieleniem tej samej piosenki, mixem między HAND i wg mnie Rich Man Living in a Poor Man’s House (wers ‘This house is not for sale’ w refrenie jest niemal identycznie odśpiewany jak Rich Man właśnie).

Living With The Ghost – genialny tekst. Szacun dla Jona za otwartość i najwyższa nota, szczególnie za zwrotki i bridge, cały tekst zasługuje zresztą na osobną dyskusję (i czekam na równie szczerą odpowiedź Richiego w postaci piosenki na jego/RSO nowym albumie, zresztą myślę, że już dawno jest napisana). Natomiast muzycznie kawałek do mnie słabo trafia (poza bridgem, który jest bardzo klimatyczny i wprowadzenie w ostatni refren). Mam taki dysonans między treścią a muzyką. Po słowie „ghost” spodziewałbym się czegoś mrocznego, molowego, a dostałem coś odwrotnego. Wg mnie tytuł powinien być z „ain’t” to może inaczej bym się nastawił i finalnie odebrał całość. Ale mimo wszystko powaga słów w zwrotkach i bridgu kłóci mi się z tą radosną melodyjką, która sama w sobie jest mimo wszystko przyjemna w odsłuchu.

Knockout – mimo ze produkcyjnie jest bardzo plastikowy i mocno przekombinowany, brak w nim gitar (lub po prostu znikoma ilość), dziwny wokal Jona, brak drugiego głosu, sztuczne i bardzo proste bębny, wnerwiające chórki itd., jest wg mnie odważnym posunięciem i jako taki mi się podoba. Wolę go chociażby od tytułowej piosenki, mega wtórnej. Tu jest dobry pomysł i chwytliwa melodia, tylko egzekucja marna. Jakby był zrobiony odpowiednio w latach 90’ albo chociażby w klimacie „Unbreakable” byłby dużo lepiej. Plus właśnie za tę próbę wyjścia poza strefę komfortu i energię.

Labor Of Love – ciekawa i klimatyczna gitarka w całym kawałku, dobre zwrotki, ale jakoś kompletnie nie pasuje mi refren do nich, w dodatku z nietrafiającą do mnie linią melodyczną, jakby sklejone 2 różne piosenki w jedną, czyli takie „so so”

Born Again Tomorrow – podobna sytuacja jak Knockout, fajny i energiczny, ze starym BJ w tle, fajne solo, tylko przytłoczony produkcją

Rollercoaster – i tu zaskoczka, mój faworyt z płyty. Na maxa mi się podoba. Jedyne co bym dodał do niego to długie solo albo i 2 i byłaby pełnia szczęścia, bo jest za krótki. To jest kawałek, przy którym po prostu chce mi się skakać, śpiewać na głos i szaleć. Pozytywny tekst, z którym się mocno utożsamiam. Całość wg mnie przemyślana aranżacyjnie, fajne zwrotki, typowy dla BJ refren, bridge itd. I wyjątkowo mi się podobają wszystkie „łołoły”, i przypominają mi trochę LTOR z TC (którą zresztą uwielbiam) i czuję, że Jon będzie to wykorzystywał na koncertach do zaangażowanie publiki jak to robił właśnie z LTOR. Jedyne czego bym się czepił, to że mam wrażenie jakby momentami Jon nie nadążał z wyśpiewywaniem tekstu, żeby się zmieścić we frazach, ale tak minimalnie, więc nie jest to duży problem.

New Year’s Day – typowy średniak, ani zła ani świetna, melodia jakaś mało chwytliwa, nic do czego będę wracał z utęsknieniem

The Devil’s In The Temple – drugi najmocniejszy punkt albumu. Na coś takiego muzycznie wszyscy czekali. Jest moc, ale czegoś mi tu brakuje w refrenie. Takiego mega kopa i oderwania od zwrotki chyba. Za to GENIALNA ostatnia minuta piosenki i ostatni refren, klimat niesamowity. Znowu przemyślana aranżacja i można tylko żałować że tak szybko się kończy. Jak w Ghost genialny tekst, znowu Jon w najwyższej formie lirycznej. Jednak jako całość nie powiedziałbym że jest to najlepsza piosenka od kilkunastu lat (wg mnie BrokenPromiseland jest lepsza) choć na pewno byłaby wysoko. Brawo!

Scars On This Guitar – z przykrością muszę przyznać, że największy zawód na płycie dla mnie. Po tytule spodziewałem się, podobnie jak w Ghost, czegoś mrocznego (co sugerowało mi słowo „scars”) a tu taka ckliwa balladka w stylu country. Przy pierwszym odsłuchaniu płyty po pierwszych kilkunastu sekundach stanął mi przed oczami Jon na ganku drewnianego domu w Teksasie o zachodzie słońca z gitarą w ręku, a to najgorsze co chciałbym widzieć. Chciałbym bardzo, żeby było inaczej ale jest dla mnie po prostu nudna na maxa i czeka ją „skip” za każdym razem. Sam tekst też mnie nie porwał. No szkoda.

God Bless This Mess – niby typowe BJ, ale znowu za dużo tu naleciałości z innych kawałków, a nawet z House z tej samej płyty, nie jest zły ale emocji nie wzbudził we mnie zbyt wielkich

Reunion – zbyt country, nie wspominając o podobieństwie do WLOL na wstępie, idealnie by się wpasował na LH ale nie takiego grania od nich oczekuję, skip

Come On Up To Our House – nie, po prostu NIE! Wg mnie najsłabszy punkt całego albumu i kojarzy mi się tylko z biesiadną imprezą i bujaniem przy stołach od lewej do prawej. Country pełną parą i takiego BJ nie trawię po prostu. Nic go nie broni - błyskawiczny skip.

Real Love – bardzo mi się podoba. Przez moment była u mnie na 3 miejscu. Świetny klimatyczny klawisz i smyczki, i dobry tekst, z którym mogę się utożsamić. I jest to chyba jedyny kawałek, w którym ewidentnie brakuje mi drugiego głosu RS. Po kilku przesłuchaniach jednak straciła na mocy, ale mimo wszystko bardzo fajny kawałek i w mojej czołówce albumu.

All Hail The King – bardzo dobry tekst po raz kolejny, szczególnie jak się wie co było inspiracją dla piosenki. Fajny mocny refren, zwrotki mniej ale mimo wszystko w tej wyższej części albumu dla mnie.

We Don’t Run – nie oceniam, wg mnie nie powinno jej tu być bo była na BB, gdyby nie to byłoby w czołówce bo ją po prostu na maxa lubię za energię

I Will Drive You Home – jako kompozycja mi się podoba. Klimatyczny niski wokal, wpadająca w ucho melodia itd ale … ten plastikowy beat (Tico ma tu ewidentnie wolne) przez cały kawałek mnie po prostu doprowadza do szału! Najczęściej słuchałem albumu na słuchawkach i mnie dosłownie od niego uszy bolały. Na głośnikach albo w aucie aż tak nie wali po uszach ale mimo wszystko ten beat rozwalił wg mnie bardzo fajny kawałek. On i te cyfrowe wokale na końcu – tragedia. „Brawo” Shanks!#@#%!

Goodnight New York – znowu nic co mnie by porwało, przelatuje bez refleksji, chyba tylko nowojorczycy go poczują

Touch of Grey – jeden z przyjemniejszych kawałków, nieprzeprodukowany. Powinien podmienić w głównym albumie któryś z tych countrowych kawałków i wyszłoby albumowi na lepsze

Color Me In – czyli można, Shanks miał dzień wolny i od razu inaczej to wszystko brzmi. Świetny kawałek, gdzie każdego słychać jak trzeba, nic nie dudni, jest pomysł, fajnie się buja itd. Jedyne „ale”, że gitara aż się prosi o długie rasowe solo, są małe zrywy ale odpuszcza nie wiadomo czemu. W innych okolicznościach przyrody kawałek byłby skrojony idealnie pod feeling Richiego i zapewne wysmarowałby świetne solo, no ale cóż. Mimo wszystko, jeden z najlepszych numerów na płycie i można zachodzić w głowę, czemu jest ostatnim bonusem, i to limitowanej wersji Tidal?!

Podsumowując, podchodziłem do albumu z otwartym umysłem, bez większych uprzedzeń. Byłem bardzo ciekawy co wyjdzie im bez Richiego, w która stronę to pójdzie i czy dalej będę to czuł. No i takie refleksje mi przychodzą do głowy.

Po pierwsze album traktuję teraz bez cienia wątpliwości jako 3 solowy album Jona. Mało już tu wg mnie BJ w BJ. Za to ewidentnie słychać dominację Jona, co szczególnie odzwierciedlają teksty, momentami bardzo osobiste i większości trzeba przyznać bardzo dobre a momentami wręcz genialne. Szkoda tylko, że takie trzęsienie ziemi musiało doprowadzić do tego, żeby Jon się przebudził z długiego letargu. Jako album solo sprzedałby się dużo gorzej i trasa byłaby mniejsza, dlatego nie dziwię się mu, że wydał to pod banderą BJ i na jego miejscu pewnie zrobiłbym tak samo. Słychać też, że piosenki są zrobione pod obecne możliwości wokalne Jona. Ogólnie rzecz biorąc album wg mnie ma dwie skrajne siły: bardzo dobrą warstwę tekstową i bardzo średnią muzyczną. Muzyka nie jest bardzo zła, jest po prostu średnia i wtórna. Jako całość jest lepszy od WAN, ale dużo gorszy od TC, wg mnie. I co ciekawe prawie wszystkie bonusy są wg mnie lepsze od połowy głównego albumu!

Po drugie, pierwszy raz w mojej prawie 25 letniej przygodzie z BJ, po pierwszym przesłuchaniu albumu (ani po drugim i trzecim, dopiero gdzieś za 4 razem zaczęło mi się to klarować) nie miałem faworyta, i co jeszcze gorsze żaden kawałek nie dał mi efektu WOW i nie było dreszczy na plecach. Nawet WAN miał taki moment (Thick As Thieves). A tu nic. Emocjonalnie tylko poprawnie, niby fajne, niby znajome, ale serce już nie bije przy tym tak mocno. Bardzo mnie to zasmuciło. W dodatku po kilku przesłuchaniach, wg mnie tylko 2 kawałki wyróżniają się z tłumu, ale mimo tego nie zasługują na najwyższe noty, powiedzmy że max. 7-8/10 (w moim przypadku Roller i Devil). I nie chodzi o to czy mam gust dobry czy zły, tylko porażający jest ten brak emocji. A Bon Jovi to była moja największa pasja życiowa, moje hobby, od premiery albumu KTF, kiedy to się zakochałem w ich muzie (którego rocznica premiery paradoksalnie była wczoraj). Nic tak jak ich muza nie wzbudzało we mnie tak pozytywnych emocji i dreszczy. A tu tego zabrakło. W warstwie muzycznej (a ta dla mnie jest ważniejsza od tekstu) są tu dla mnie 2 wyraźnie lepsze piosenki, kilka średniaków z czasem pewnie „do zapomnienia”, i kilka które czeka tylko i wyłącznie skip od razu.

Kolejne spostrzeżenie jest takie, że nie mam już wątpliwości, że to Shanks „zabił” stare BJ i jego osoba jest prawdopodobnie jednym z głównych powodów marginalizacji Richiego, różnic w kierunku między starymi liderami i finalnie odejścia. Jego produkcja, tak toporna, plastikowa i robiąca jeden wielki szum, i powtórzona któryś tam album z rzędu jest już po prostu dla mnie męcząca. W dodatku Shanksowe ściany hałasu wyparły to typowe i utęsknione przez nas wszystkich oryginalne brzmienie BJ. Akordowe walenie w gitary, brak solówek, brak charakterystycznych riffów. Wystarczy popatrzeć jak w sondzie Devil deklasuje resztę piosenek, a jest to przecież kawałek któremu brzmieniem najbliżej do starego BJ. I mimo, że album widzę zbiera tu bardzo pozytywne noty, wygląda, że nie tylko ja tęsknię za tym starym brzmieniem i trochę się wszyscy oszukują że jest tak różowo, bo głosy pokazują co innego. Wersje live pokazują zresztą, że jak znika „Shanks-plastik” to kawałki są spoko i dużo lepiej to wszystko brzmi na surowo. Mało tego widać, że mało że nie zanosi się na jego odejście w przyszłości to jest wręcz odwrotnie i stał się już chyba oficjalnym członkiem zespołu. Brzmienie tego albumu wg mnie mało różni się od tego z WAN, i obecność Richiego nic by tu nie zmieniła. Widać, że maszyną kręcą teraz (a w zasadzie od lat) Jon i John, i było tam zbyt tłoczno dla trójkąta. Chciałoby się powiedzieć: „Shanks is in the temple and he ain’t no friend of mine”.

Na ten moment nie wyobrażam sobie też siebie na koncercie obecnego BJ. Owszem po przesłuchaniu wersji live z koncertów słyszę, że są dość dobrze zgrani, Phil jest świetnym gitarzystą, Shanks na pewno lepszym niż Bobby, Everett dużo dodaje itd. Ale wizualnie obecny skład na scenie to jest już tylko 50% mojego BJ vs drugie 50% „obcych”. Obawiam się, że to jest widok nie do przejścia. W Gdańsku moja percepcja była znieczulona z innych powodów ale teraz świadomie mógłbym tego nie wytrzymać ponownie. Nigdy nie mów nigdy, ale na ten moment marnie to widzę. Chyba, że przekonam siebie, że idę na solowy koncert Jona, na który zawsze chętnie bym poszedł. Ale na pewno po całej Europie za nimi już w tej wersji jeździć nie będę, jak to było kiedyś. To se ne wrati.

Jeżeli ktokolwiek z Was myśli, że z wielkim zadowoleniem i satysfakcją pisałem tak momentami ostrą jak na mnie recenzję, że na pewno piszę tak dlatego, że nie ma mojego ulubionego Richiego i chcę się wyżyć na Jonie itd – grubo się myli i musiałby przeczytać wszystkie moje pozostałe recenzje albumów, z koncertów które widziałem, żeby zrozumieć jak dla mnie to trudny moment. Jest to chyba dla mnie najsmutniejsza recenzja bo uświadamia mnie, że mojego ukochanego BON JOVI już nie ma, i nie będzie. Będzie już tylko Jon solo, i Richie solo. Tylko tyle, ale może i „aż” tyle. Powiem Wam, że zazdroszczę tym, którzy cały czas mają ciarki słuchając nowego albumu. Zastanawiałem się nawet czy w ogóle wrzucać tę moją recenzję, żeby nie psuć pozytywnego odbioru i radości innym. Mi już zostały tylko wspomnienia z ciarkami, ale fakt, że są zarąbiste. Bez nich byłbym innym człowiekiem i dzięki im za to, że te 30 lat wytrzymali, bo dziś wiem, że nie było to łatwe zadanie. Życzę jak najlepiej każdej ze stron, niech każdy idzie tam gdzie go serce niesie.
Awatar użytkownika
EVENo
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 1584
Rejestracja: 9 października 2016, o 11:51
Ulubiona płyta: New Jersey
Lokalizacja: Siemianowice Śląskie
Kontakt:

Re: Oceny - This House Is Not For Sale

Post autor: EVENo »

Świetna recenzja, ale do tego nas przyzwyczaiłeś ;)
Ja może krócej: po obejrzeniu teledysku Labor Of Love podoba mi się trzy razy bardziej. Jednak dobry videoklip robi czasem robotę i tak jest w tym przypadku.
Telewizja kłamie, a Radio Epsilon
Awatar użytkownika
Iwa
It's My Life
It's My Life
Posty: 221
Rejestracja: 21 lutego 2015, o 17:27
Ulubiona płyta: NJ
Lokalizacja: Poland

Re: Oceny - This House Is Not For Sale

Post autor: Iwa »

Kuba80BJ pisze:Witam po długiej przerwie. Premiera płyty sprawiła, że zgodnie z tradycją coś mnie pcha, żeby napisać parę słów co o niej myślę. Parę słów to w moim przypadku jest grube niedomówienie ale raz na rok chyba mogę sobie pozwolić na długiego posta. Dodam tylko, że przed premierą przesłuchałem tylko 4 single, nie słuchałem wersji live, ani snippetów. Choć w kawałku chciałem zachować resztki tradycji, chociaż krążka w ręku fizycznie nie mam póki co, co zdarzyło się pierwszy raz w historii i album znam z przecieku. Płytę natomiast przesłuchałem wielokrotnie, w tym raz ze słowami przed oczami, w samochodzie, dosłuchałem też wersji na żywo z ostatnich koncertów więc obraz mam pełny. Not numerycznych nigdy nie lubiłem dawać więc bardziej opisowo będzie, głównie o warstwie muzycznej. Jedziemy.

This House Is Not For Sale - wg mnie jedynie poprawny, bez szału, zbyt przewidywalny. Jest dla mnie entym wcieleniem tej samej piosenki, mixem między HAND i wg mnie Rich Man Living in a Poor Man’s House (wers ‘This house is not for sale’ w refrenie jest niemal identycznie odśpiewany jak Rich Man właśnie).

Living With The Ghost – genialny tekst. Szacun dla Jona za otwartość i najwyższa nota, szczególnie za zwrotki i bridge, cały tekst zasługuje zresztą na osobną dyskusję (i czekam na równie szczerą odpowiedź Richiego w postaci piosenki na jego/RSO nowym albumie, zresztą myślę, że już dawno jest napisana). Natomiast muzycznie kawałek do mnie słabo trafia (poza bridgem, który jest bardzo klimatyczny i wprowadzenie w ostatni refren). Mam taki dysonans między treścią a muzyką. Po słowie „ghost” spodziewałbym się czegoś mrocznego, molowego, a dostałem coś odwrotnego. Wg mnie tytuł powinien być z „ain’t” to może inaczej bym się nastawił i finalnie odebrał całość. Ale mimo wszystko powaga słów w zwrotkach i bridgu kłóci mi się z tą radosną melodyjką, która sama w sobie jest mimo wszystko przyjemna w odsłuchu.

Knockout – mimo ze produkcyjnie jest bardzo plastikowy i mocno przekombinowany, brak w nim gitar (lub po prostu znikoma ilość), dziwny wokal Jona, brak drugiego głosu, sztuczne i bardzo proste bębny, wnerwiające chórki itd., jest wg mnie odważnym posunięciem i jako taki mi się podoba. Wolę go chociażby od tytułowej piosenki, mega wtórnej. Tu jest dobry pomysł i chwytliwa melodia, tylko egzekucja marna. Jakby był zrobiony odpowiednio w latach 90’ albo chociażby w klimacie „Unbreakable” byłby dużo lepiej. Plus właśnie za tę próbę wyjścia poza strefę komfortu i energię.

Labor Of Love – ciekawa i klimatyczna gitarka w całym kawałku, dobre zwrotki, ale jakoś kompletnie nie pasuje mi refren do nich, w dodatku z nietrafiającą do mnie linią melodyczną, jakby sklejone 2 różne piosenki w jedną, czyli takie „so so”

Born Again Tomorrow – podobna sytuacja jak Knockout, fajny i energiczny, ze starym BJ w tle, fajne solo, tylko przytłoczony produkcją

Rollercoaster – i tu zaskoczka, mój faworyt z płyty. Na maxa mi się podoba. Jedyne co bym dodał do niego to długie solo albo i 2 i byłaby pełnia szczęścia, bo jest za krótki. To jest kawałek, przy którym po prostu chce mi się skakać, śpiewać na głos i szaleć. Pozytywny tekst, z którym się mocno utożsamiam. Całość wg mnie przemyślana aranżacyjnie, fajne zwrotki, typowy dla BJ refren, bridge itd. I wyjątkowo mi się podobają wszystkie „łołoły”, i przypominają mi trochę LTOR z TC (którą zresztą uwielbiam) i czuję, że Jon będzie to wykorzystywał na koncertach do zaangażowanie publiki jak to robił właśnie z LTOR. Jedyne czego bym się czepił, to że mam wrażenie jakby momentami Jon nie nadążał z wyśpiewywaniem tekstu, żeby się zmieścić we frazach, ale tak minimalnie, więc nie jest to duży problem.

New Year’s Day – typowy średniak, ani zła ani świetna, melodia jakaś mało chwytliwa, nic do czego będę wracał z utęsknieniem

The Devil’s In The Temple – drugi najmocniejszy punkt albumu. Na coś takiego muzycznie wszyscy czekali. Jest moc, ale czegoś mi tu brakuje w refrenie. Takiego mega kopa i oderwania od zwrotki chyba. Za to GENIALNA ostatnia minuta piosenki i ostatni refren, klimat niesamowity. Znowu przemyślana aranżacja i można tylko żałować że tak szybko się kończy. Jak w Ghost genialny tekst, znowu Jon w najwyższej formie lirycznej. Jednak jako całość nie powiedziałbym że jest to najlepsza piosenka od kilkunastu lat (wg mnie BrokenPromiseland jest lepsza) choć na pewno byłaby wysoko. Brawo!

Scars On This Guitar – z przykrością muszę przyznać, że największy zawód na płycie dla mnie. Po tytule spodziewałem się, podobnie jak w Ghost, czegoś mrocznego (co sugerowało mi słowo „scars”) a tu taka ckliwa balladka w stylu country. Przy pierwszym odsłuchaniu płyty po pierwszych kilkunastu sekundach stanął mi przed oczami Jon na ganku drewnianego domu w Teksasie o zachodzie słońca z gitarą w ręku, a to najgorsze co chciałbym widzieć. Chciałbym bardzo, żeby było inaczej ale jest dla mnie po prostu nudna na maxa i czeka ją „skip” za każdym razem. Sam tekst też mnie nie porwał. No szkoda.

God Bless This Mess – niby typowe BJ, ale znowu za dużo tu naleciałości z innych kawałków, a nawet z House z tej samej płyty, nie jest zły ale emocji nie wzbudził we mnie zbyt wielkich

Reunion – zbyt country, nie wspominając o podobieństwie do WLOL na wstępie, idealnie by się wpasował na LH ale nie takiego grania od nich oczekuję, skip

Come On Up To Our House – nie, po prostu NIE! Wg mnie najsłabszy punkt całego albumu i kojarzy mi się tylko z biesiadną imprezą i bujaniem przy stołach od lewej do prawej. Country pełną parą i takiego BJ nie trawię po prostu. Nic go nie broni - błyskawiczny skip.

Real Love – bardzo mi się podoba. Przez moment była u mnie na 3 miejscu. Świetny klimatyczny klawisz i smyczki, i dobry tekst, z którym mogę się utożsamić. I jest to chyba jedyny kawałek, w którym ewidentnie brakuje mi drugiego głosu RS. Po kilku przesłuchaniach jednak straciła na mocy, ale mimo wszystko bardzo fajny kawałek i w mojej czołówce albumu.

All Hail The King – bardzo dobry tekst po raz kolejny, szczególnie jak się wie co było inspiracją dla piosenki. Fajny mocny refren, zwrotki mniej ale mimo wszystko w tej wyższej części albumu dla mnie.

We Don’t Run – nie oceniam, wg mnie nie powinno jej tu być bo była na BB, gdyby nie to byłoby w czołówce bo ją po prostu na maxa lubię za energię

I Will Drive You Home – jako kompozycja mi się podoba. Klimatyczny niski wokal, wpadająca w ucho melodia itd ale … ten plastikowy beat (Tico ma tu ewidentnie wolne) przez cały kawałek mnie po prostu doprowadza do szału! Najczęściej słuchałem albumu na słuchawkach i mnie dosłownie od niego uszy bolały. Na głośnikach albo w aucie aż tak nie wali po uszach ale mimo wszystko ten beat rozwalił wg mnie bardzo fajny kawałek. On i te cyfrowe wokale na końcu – tragedia. „Brawo” Shanks!#@#%!

Goodnight New York – znowu nic co mnie by porwało, przelatuje bez refleksji, chyba tylko nowojorczycy go poczują

Touch of Grey – jeden z przyjemniejszych kawałków, nieprzeprodukowany. Powinien podmienić w głównym albumie któryś z tych countrowych kawałków i wyszłoby albumowi na lepsze

Color Me In – czyli można, Shanks miał dzień wolny i od razu inaczej to wszystko brzmi. Świetny kawałek, gdzie każdego słychać jak trzeba, nic nie dudni, jest pomysł, fajnie się buja itd. Jedyne „ale”, że gitara aż się prosi o długie rasowe solo, są małe zrywy ale odpuszcza nie wiadomo czemu. W innych okolicznościach przyrody kawałek byłby skrojony idealnie pod feeling Richiego i zapewne wysmarowałby świetne solo, no ale cóż. Mimo wszystko, jeden z najlepszych numerów na płycie i można zachodzić w głowę, czemu jest ostatnim bonusem, i to limitowanej wersji Tidal?!

Podsumowując, podchodziłem do albumu z otwartym umysłem, bez większych uprzedzeń. Byłem bardzo ciekawy co wyjdzie im bez Richiego, w która stronę to pójdzie i czy dalej będę to czuł. No i takie refleksje mi przychodzą do głowy.

Po pierwsze album traktuję teraz bez cienia wątpliwości jako 3 solowy album Jona. Mało już tu wg mnie BJ w BJ. Za to ewidentnie słychać dominację Jona, co szczególnie odzwierciedlają teksty, momentami bardzo osobiste i większości trzeba przyznać bardzo dobre a momentami wręcz genialne. Szkoda tylko, że takie trzęsienie ziemi musiało doprowadzić do tego, żeby Jon się przebudził z długiego letargu. Jako album solo sprzedałby się dużo gorzej i trasa byłaby mniejsza, dlatego nie dziwię się mu, że wydał to pod banderą BJ i na jego miejscu pewnie zrobiłbym tak samo. Słychać też, że piosenki są zrobione pod obecne możliwości wokalne Jona. Ogólnie rzecz biorąc album wg mnie ma dwie skrajne siły: bardzo dobrą warstwę tekstową i bardzo średnią muzyczną. Muzyka nie jest bardzo zła, jest po prostu średnia i wtórna. Jako całość jest lepszy od WAN, ale dużo gorszy od TC, wg mnie. I co ciekawe prawie wszystkie bonusy są wg mnie lepsze od połowy głównego albumu!

Po drugie, pierwszy raz w mojej prawie 25 letniej przygodzie z BJ, po pierwszym przesłuchaniu albumu (ani po drugim i trzecim, dopiero gdzieś za 4 razem zaczęło mi się to klarować) nie miałem faworyta, i co jeszcze gorsze żaden kawałek nie dał mi efektu WOW i nie było dreszczy na plecach. Nawet WAN miał taki moment (Thick As Thieves). A tu nic. Emocjonalnie tylko poprawnie, niby fajne, niby znajome, ale serce już nie bije przy tym tak mocno. Bardzo mnie to zasmuciło. W dodatku po kilku przesłuchaniach, wg mnie tylko 2 kawałki wyróżniają się z tłumu, ale mimo tego nie zasługują na najwyższe noty, powiedzmy że max. 7-8/10 (w moim przypadku Roller i Devil). I nie chodzi o to czy mam gust dobry czy zły, tylko porażający jest ten brak emocji. A Bon Jovi to była moja największa pasja życiowa, moje hobby, od premiery albumu KTF, kiedy to się zakochałem w ich muzie (którego rocznica premiery paradoksalnie była wczoraj). Nic tak jak ich muza nie wzbudzało we mnie tak pozytywnych emocji i dreszczy. A tu tego zabrakło. W warstwie muzycznej (a ta dla mnie jest ważniejsza od tekstu) są tu dla mnie 2 wyraźnie lepsze piosenki, kilka średniaków z czasem pewnie „do zapomnienia”, i kilka które czeka tylko i wyłącznie skip od razu.

Kolejne spostrzeżenie jest takie, że nie mam już wątpliwości, że to Shanks „zabił” stare BJ i jego osoba jest prawdopodobnie jednym z głównych powodów marginalizacji Richiego, różnic w kierunku między starymi liderami i finalnie odejścia. Jego produkcja, tak toporna, plastikowa i robiąca jeden wielki szum, i powtórzona któryś tam album z rzędu jest już po prostu dla mnie męcząca. W dodatku Shanksowe ściany hałasu wyparły to typowe i utęsknione przez nas wszystkich oryginalne brzmienie BJ. Akordowe walenie w gitary, brak solówek, brak charakterystycznych riffów. Wystarczy popatrzeć jak w sondzie Devil deklasuje resztę piosenek, a jest to przecież kawałek któremu brzmieniem najbliżej do starego BJ. I mimo, że album widzę zbiera tu bardzo pozytywne noty, wygląda, że nie tylko ja tęsknię za tym starym brzmieniem i trochę się wszyscy oszukują że jest tak różowo, bo głosy pokazują co innego. Wersje live pokazują zresztą, że jak znika „Shanks-plastik” to kawałki są spoko i dużo lepiej to wszystko brzmi na surowo. Mało tego widać, że mało że nie zanosi się na jego odejście w przyszłości to jest wręcz odwrotnie i stał się już chyba oficjalnym członkiem zespołu. Brzmienie tego albumu wg mnie mało różni się od tego z WAN, i obecność Richiego nic by tu nie zmieniła. Widać, że maszyną kręcą teraz (a w zasadzie od lat) Jon i John, i było tam zbyt tłoczno dla trójkąta. Chciałoby się powiedzieć: „Shanks is in the temple and he ain’t no friend of mine”.

Na ten moment nie wyobrażam sobie też siebie na koncercie obecnego BJ. Owszem po przesłuchaniu wersji live z koncertów słyszę, że są dość dobrze zgrani, Phil jest świetnym gitarzystą, Shanks na pewno lepszym niż Bobby, Everett dużo dodaje itd. Ale wizualnie obecny skład na scenie to jest już tylko 50% mojego BJ vs drugie 50% „obcych”. Obawiam się, że to jest widok nie do przejścia. W Gdańsku moja percepcja była znieczulona z innych powodów ale teraz świadomie mógłbym tego nie wytrzymać ponownie. Nigdy nie mów nigdy, ale na ten moment marnie to widzę. Chyba, że przekonam siebie, że idę na solowy koncert Jona, na który zawsze chętnie bym poszedł. Ale na pewno po całej Europie za nimi już w tej wersji jeździć nie będę, jak to było kiedyś. To se ne wrati.

Jeżeli ktokolwiek z Was myśli, że z wielkim zadowoleniem i satysfakcją pisałem tak momentami ostrą jak na mnie recenzję, że na pewno piszę tak dlatego, że nie ma mojego ulubionego Richiego i chcę się wyżyć na Jonie itd – grubo się myli i musiałby przeczytać wszystkie moje pozostałe recenzje albumów, z koncertów które widziałem, żeby zrozumieć jak dla mnie to trudny moment. Jest to chyba dla mnie najsmutniejsza recenzja bo uświadamia mnie, że mojego ukochanego BON JOVI już nie ma, i nie będzie. Będzie już tylko Jon solo, i Richie solo. Tylko tyle, ale może i „aż” tyle. Powiem Wam, że zazdroszczę tym, którzy cały czas mają ciarki słuchając nowego albumu. Zastanawiałem się nawet czy w ogóle wrzucać tę moją recenzję, żeby nie psuć pozytywnego odbioru i radości innym. Mi już zostały tylko wspomnienia z ciarkami, ale fakt, że są zarąbiste. Bez nich byłbym innym człowiekiem i dzięki im za to, że te 30 lat wytrzymali, bo dziś wiem, że nie było to łatwe zadanie. Życzę jak najlepiej każdej ze stron, niech każdy idzie tam gdzie go serce niesie.
Fajnie napisane, jak zresztą wszystkie twoje komentarze :)) Tylko smutno się robi jak to się czyta, bo niestety dużo w tym prawdy. Ja jeszcze mam ciarki jak słucham niektórych utworów z tej płyty, ale niestety to nie jest to co kiedyś :(
[font=Georgia]Nothing is as important as passion.
No matter what you want to do with your life,
be passionate.[/font]
Awatar użytkownika
prezes1
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 3514
Rejestracja: 4 maja 2010, o 21:48
Ulubiona płyta: These Days i NJ
Lokalizacja: Lublin

Re: Oceny - This House Is Not For Sale

Post autor: prezes1 »

Hello Kuba, Polish brother made in Gdańsk! ;)
Myślałem że do momentu wydania albumu-widmo RSO się nie pokażesz tutaj. :)
Fajnie by było gdybyś częściej pisał(ale i krócej ;) ), wszyscy na tym by skorzystali.
Ja też traktuję ten album jako Jona solo i w związku z tym nie mam żadnych problemów z country/folk czy nawet soul. Mało tego, 54-latek powinien się zachowywać jak na jego wiek przystało a nie machać łapkami w rytmy shanksowo-dancowe. Zobaczyć Jona na ganku w Texasie - jestem za. Teraz najlepsi tekściarze w USA to muzycy country/folk i Jon idzie drogą amerykańskich bardów co mi się podoba. Po stokroć wolę szczerość w piosence niż plastikowe bum bum i perkusję z automatu. A wszystkie utwory country/folk na tym albumie są świetne. I jestem b.pozytywnie zaskoczony wokalem Jona na Scars, pięknie sobie radzi... :)
U mnie bez zmian - skipować będę disco-dance ale powiem że Roller Coaster jest z nich najlepsze(najmniej irytujące i plastikowe).
A Touch of Grey to najlepszy bonus, powinien być zamiast New York!
"Opinions are like assholes...Everybody has one!"
usunięty użytkownik 4858

Re: Oceny - This House Is Not For Sale

Post autor: usunięty użytkownik 4858 »

z wyborem bonusów popłynęli za mocno. Skoro bonusy są lepsze niż 2/3 płyty to kto kupi podstawowa wersję? Przedobrzyli i grają dla piratów, bo wiele osób woli zrobić sobie wersję ze wszystkimi bonusami niż kupić płytę bez jednych z najlepszych piosenek. Sam się zastanawiam czy nie poczekać na jakieś extra terrestial edition zawierające Touch of Grey i Color Me In...
TheRock
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 735
Rejestracja: 21 września 2006, o 14:59
Lokalizacja: Belfast

Re: Oceny - This House Is Not For Sale

Post autor: TheRock »

Co Wy z tym Greyem i Colourem??!! Jak dla mnie przeciętne (takie flaki z olejem). Kolejne jakieś wolne śpiewanie. Tam nie mają gdzie się zmieścić na padstawę. Chyba, że za Reunion czy Coming Home 4. Chociaż i te wydają mi się lepsze -przede wszystkim żywsze. Też uważam najlepsze Bon Jovi zdecydowanie za lat 80-tych, uwielbiam Farenheita, ale chłopaki i dziewczyny zadziwiacie mnie. Tak, drive home też jest wolne, ale świeże, a grey i coloured brzmią jak z 10 innych piosenek Bon Jovi. Ja ich nie kupuję, i nie kupiłem :P

P.S. Born bardzo fajnie działa w samochodzie ;)
Ostatnio zmieniony 5 listopada 2016, o 17:12 przez TheRock, łącznie zmieniany 1 raz.
...and just only rock...
Awatar użytkownika
EVENo
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 1584
Rejestracja: 9 października 2016, o 11:51
Ulubiona płyta: New Jersey
Lokalizacja: Siemianowice Śląskie
Kontakt:

Re: Oceny - This House Is Not For Sale

Post autor: EVENo »

Koniec końców Born to chyba najlepszy utwór na płycie - 7/10. THINFS, Devils, God Bless This Mess i Labor z taką samą oceną, więc 5 utworów ma ode mnie pozytywa.

Niestety, w odróżnieniu od wyżej wymienionych, cała reszta z każdym kolejnym przesłuchaniem podoba mi się coraz mniej. I tak jest fajnie, mam co dorzucić do playlisty Bon Jovi i udawać, że to jedna płyta :P
Telewizja kłamie, a Radio Epsilon
Awatar użytkownika
Adrian
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 4410
Rejestracja: 17 września 2005, o 17:02
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza

Re: Oceny - This House Is Not For Sale

Post autor: Adrian »

BON JOVI - THIS HOUSE IS NOT FOR SALE
Miałem nadzieję na przesłuchanie tego albumu jak za dawnych dobrych lat czyli pierwszy raz trzymając oryginalną płytę w ręku, a jakby się udało to słuchając vinyla. Niestety współczesny sposób dystrybucji muzyki i brak dostępu albumu w sklepach w dniu premiery zmusił mnie do napisania tej recenzji w jeszcze inny sposób. JEst to pierwsza recenzja albumu po wysłuchaniu całości poprzez streaming w TIDALU. Zawsze coś ;)

Tytuł: Sam tytuł wydawał się odrobinę dziwny na samym początku. JW momencie kiedy Jon przedstawił swoją wizję i cały koncept albumu tytuł nabrał sensu i jak najbardziej mi się podoba, bo reprezentuję zawartość albumu.

Okładka: Bardzo piękne i metaforyczne zdjęcie. Kolejna okładka po KTF, Crossroads czy WAN któa jest albo dobrze wykonana albo ma przesłanie. Ciesze się, ze Jon kładzie ostatnio nacisk na ten aspekt.

Utwory - Podstawowa 12:
01.This House Is Not For Sale - Nie jest to najlepszy utwór na płycie. Patrząc na sukces komercyjny, to nie powinien być nawet singlem. Istnieją jednak albumy, które mają być za wszelką cenę sukcesem komercyjnym jak i albumy, które mają pewien koncept i wizję. Ten album należy do drugiej kategorii. Jon miał pomysł na ten album, a ten utwór jest doskonałym reprezentantem tego konceptu. Słyszymy tu klasyczne Bon Jovi opakowane wręcz w "skopiowane" zagrywki gitarowe z tytułowego "Have A Nice Day". Myślę, że o ile muzycznie jest poprawnie, to magia tego utworu zawarta jest w tekście i przesłaniu. Nie da się ukryć, że czuć tutaj jasny komunikat - Richie - zdradziłeś nas, mnie, Tico, Davida. Mogłeś dokonać tego wyboru w inny sposób, ale wybrałeś taki któRy nas zabolał. Zawsze wydawało mi się, że Jon bierze to odejście Ryśka bardzo osobiście i generalnie reszta chłopaków ma na to wyrąbane. Natomiast jak przeczytałem wywiad Davida i Tico, to ze strony Davida poleciały może nawet mocniejsze słowa niż słyszałem z ust Jona. Mówił on, że odejście Ryśka dało zespołowi kopa artystycznego, że Shanks i Phil X dodali kreatywności i świeżości. Nie wiem jakie są ich relacje, ale od tego wywiadu słowa Jona o tym, że powrót Ryśka byłby nie fair względem Davida i Tico nabrały trochę innego znaczenia. Wszystkie te zarzuty słyszę w tekście tego utworu:
"Ten dom zbudowano na zaufaniu
Jest tym czym jest, zawsze był
Żadne niszczące kule go nie zburzą
Ten dom został zbudowany na wyższym gruncie"
Sam utwór jak wspominałem to klasyczne i wręcz oklepane już Bon Jovi. Słucha się przyjemnie w szczególności w aucie. Idealny utwór na podróż do domu. Nie ma tu nic specjalnego może poza dobrym tekstem. Na pewno jeden z ważniejszych utworów tworzących "duszę" tej płyty. Co bym poprawił? Muzyka mogłaby być bardziej "świeża" i mniej podobna do starych kawałków Bon Jovi, natomiast mi to wygląda na bardzo celowy zabieg.
Ocena: 7.5/10

02.Living With The Ghost - Drugi utwór mógłby być jednym z najlepszych w karierze Bon Jovi. Mógłby takim być, bo ma porażająco szczery tekst, świetną melodię, dobry wokal, ale... muzyka jest zbyt wygładzona. Tutaj najbardziej przydałaby się ręka starego Ryśka lub pozwolenie na pobawienie się gitarami Philowi. Na plus to gra Davida i jego moment przed ostatnim tekstem. Tekst jak wspominaliśmy odnosi się bezpośrednio do sytuacji z Richiem. Nie da się ukryć, że Jon stawia mocne zarzuty i to pewnie kolejny mocny wpływ Lou Coxa. Najmocniejsze to:
1.Rysiek i jego problemy pchały Jona do grobu? Problemy tworzyły szubienice na której mógł kiedyś skończyć? Brzmi to dosyć irracjonalnie, ale tak naprawdę nie wiemy co się działo w zespole. Wiemy, że Jon zamyka przed Ryśkiem furtkę do zespołu, a David wypowiada się jakoby Richie był hamulcowym zespołu.
-> That's you to me on the shove thst's digging this grave
-> I found the tree I cut the rope
2.Jon zarzuca Ryśkowi, że to on z Shanksem brał na swoje barki nagrywanie dem, utworów na płytę, a Ryśka wkładem to było jedynie wzniesienie toastu.
-> I wrote each word, you gave the Toast
3.Jon jasno daje do zrozumienia, że dostał po tyłku i oprócz córki sytuacja z Ryśkiem sprawiła mu dużo bólu. Powiedział w jednym z wywiadów, ze oprócz podstawowego muzyka swojego zepsołu stracił przyjaciela. Jak było to bolesne niech świadczy o tym ten tekst:
-> He was crying trying to get some relief

Coś co sprawia, że ten utwór pomimo żadnej "nadzwyczajności"w warstwie muzycznej jest ponad przeciętny to:
- Zestawienie tragicznego tekstu ze sposobem śpiewania jakoby Jon był szczęsliwy i radosny, że to już koniec. Słychać ulgę i nieskrywaną radość.
- Wokal napędza utwór.
- Bridge Davida z fajnym wejsciem gitar
- Chwytliwość zwrotek i refrenu
- Ciekawe metafory
Ocena: 10/10
Pomimo wspomnianych i wiadomych braków ten utwór ma w sobie moc. Słuchając go z tekstem i rozumiejąc sytuacje utwór zyskuje.

03.Knockout - Nie ma co się rozwodzić. Typowy utwór "Live Your Life" opakowany w troche nowocześniejszą warstwę muzyczną. Imagien dragons? The Killers? Tak oczywiście słychać te nawiązania, ale to dla mnie raczej plus. Świetny utwór na rozpoczęcie dnia. Nie każdy kawałek musi być tak zwanym "masterpiece". Jako taki klasyczny "energetyk" jest jak najbardziej na plus.
Ocena: 9/10

04.Labor Of Love - I tutaj mamy w końcu Pana Shanksa, który pokazuje, że również potrafi zrobić coś ciekawego na gitarze. Świetna gitarowa zagrywka przywołująca na myśl "Wicked Game" Isaaka. Bardzo dobry utwór od strony muzyki, klimatu, tekstu i wokalu Jona! Jeden z tych kawałków, które na codzień nie słucham, ale jak usłyszę przypadkiem to prowadzi mnie w zupełnie inny świat. Ten zawsze mnie będzie prowadził na tą plaże na której kręcono teledysk. Jeżeli Jon ma nagrywać wolne kawałki to jak chcę takie jak Labor Of Love", a nie "Not Running Anymore". No a to powtarzanie linijek tekstu kapitalne. Bardzo zmysłowy numer.
Ocena: 9.5/10
Utwór sam w sobie kompletny, ale nie mogę dać maksimum, bo to nie jest kawałek któego chciałbym katować 24 godziny na dobe.

05.Born Again Tomorrow - Puściłem swojemu kumplowi ten numer. Generalnie jest wielkim fanem Nightwish, Rhapsody czy Ironów, ale Bon Jovi też słucha jak mu coś podrzuce. Kilka albumów ma w swojej kolekcji. Jego opinia była taka, że to jeden z najlepszych utworów Bon Jovi w historii i ma wszystko co powinien mieć dobry utwór. Szybki, chwytliwa melodia, dobre riffy, dobry wokal. Skomentował, że jest pod wielkim wrażeniem, ze po 33 latach i 13 albumach na koncie Jon potrafi ponownie "urwać dupę".
Dla mnie najbardziej kompletny utwór na tym albumie w którym absolutnie nic bym nie zmienił. Dla mnie to powinien być 1 lub 2 singiel z mocnym wsparciem promocyjnym. No i chyba najlepsza solówka na albumie. Utwór do dzisiaj na pewno przesłuchany więcej niż 100 razy, a to o czymś mówi. A fragment "Would you relive every moment.." zawsze mnie rusza pozytywnie.
Ocena: 11/10 ;D

06.Roller Coaster - To jest Bon Jovi które kocham najbardziej. Kiedy słucham takich numerów czuje w sobie produkujące się endorfiny. W porównaniu do Born Again Tomorrow RCoastej jest utworem muzycznie bezpiecznym. Coś podobnego jak "Living With The Ghost". Muzyka robi nam tło, które ma nie przeszkadzać. Moc tego kawałka jest w jego dynamice, melodii, tekście, przesłaniu i wylewającej się radości. Minusy? Chciałbym wyraźniejszej muzyki, ale z drugiej strony w tej wersji przywodzi mi ten kawałek lata 90te i bardziej akustyczne granie. Pierwszy refren brzmi jakby miał przyśpieszone tempo na początku co dużo słuchaczom po prostu przeszkadza. Mnie już nie aczkolwiek na początku lekko irytowało. Natomiast spowolnienie przed ostatnim refrenem jest genialne. Uwielbiam jak Jon to śpiewa - kwintesencja lat 90tych. Refren to już bardziej współczesna muzyka ;)
Ocena: 10/10

07.New Years Day - To mógłby być piosenka umieszczona na HANDzie ze względu na swoje brzmienie. Niestety nie posiada takiej przebojowości jak utwory z HANDa. Jest to dziwny kawałek bo słucha się go całkiem przyjemnie, ale jak się skończy to ja nie jestem w stanie nic zanucić.
Ocena: 7/10

08.The Devil Is In Temple - Najmocniejszy utwór na płycie. Kolejny kompletny kawałek z tym, że tutaj chciałoby się wydłużyć genialną końcówke o kolejne wrazski Jona i jakieś demoniczne outro. Początek utworu super, ale od ciekawej solówki utwór wskakuje na ponadprzeciętne wyżyny. Chciałbym zauważyć, że taki Pop-Rockowy zespolik potrafi zrobić tak mocny utwór (połączenie tekstu + muzyki), że ja autentycznie czuje emocje i mnie od środka wypełnia energia. Dla kontrastu nawalająca Metallika czy inne "mocne" zespoły robia muzykę, która przytłacza dźwiękami, ciężkościa, ale za tym nie idzie wypełnianie słuchacza emocjami. Dla mnie Bon Jovi udąło się zrobić to co powinien posiadać mocny kawałek czyli ostrzejsza muzykę i umiejętność przeniesienia emocji z wykonawcy na słuchacza. Dawno nie miałem tak aby mocniejszy utwór ładował mnie energią a nie przytłaczał. Nowa Metallika jest szybka, mocna, ale pusta jeżeli chodzi o przekazywanie tych emocji. I dla mnie taki Devil jest mistrzowski w swoim rodzaju.
Ocena: 10/10

09.Scars On This Guitar - Dla mnie klasyczne country. Jednak takie country które da się słuchać. Nie jestem fanem tego typu muzyki, ale czasami mogę posłuchać. Przyjemny kawałek, ale nie wzbudza we mnie większych emocji. Nie zdziwię się jak kiedyś mi się będzie bardziej podobał.
Ocena: 7/10

10.Good Bless This Mess - i mamy kolejny duet podobnych utworów na płycie. Kiedyś było Blame i Sleep, potem Distance i Love Me Back.. Fajny, rockowy, przyjemny i zachęcający do tupania nogą. Nic poniżej i nic ponad. Taka sama nota jak dla utworu tytułowego.
Ocena: 7.5/10

11.Reunion - i dlatego nie lubię słuchać wersji live przed wysłuchaniem normalnej wersji. Raz że może być to zupełnie inna wersja, a dwa, że można polubić coś czego w oficjalnym utworze nie będzie. Niby Whole Lot Of LEaving 2, ale jednak coś mu brakuje do tego abym go oceniał tak jak mój nr5 na liście najlepszych utworów Bon Jovi w historii.
Ocena: 9/10

12.Come Up To Our House - Jeżeli Brandon Flowers słuchał tego albumu, to przy tym numerze musiał się wzruszyć. Kawałek jak żywcem wyjęty klimatem i wykonaniem z albumu Sams Town. Jeden z tych utworów, których nie słucham pojedynczo natomiast nadaje on uroku albumowi. Jest to jeden z tych utworów który zamienia zbiór singli za płytę z duszą. Powinien dostać notę hmm z 6.5, ale jako utwór spełniający specjalną role na albumie i wiążący go w całość musi dostać wyższą ocenę. Niektórzy pisali o tym, że przywołuje im ten utwór na myśl święta. Ja myślę, że głównie z tego powodu iż niektóre wersy są tak samo zaśpiewane jak w "I Wish Everyday Could Be Like Christmas". Nigdy go nie będę słuchał osobno i nigdy nie przerzucę gdy będę słuchał w całości albumu.
Ocena: 8.5/10

Podsumowanie:
Jon miał pomysł na ten album i to słychać. Ewidentnie chciał przedstawić historię, wyczyścić się z brudów, zrzucić ciężar z barków. Lou Cox miał mu doradzić, aby potraktował ten album jako terapie i Jon też to uczynił. Na jednym z wywiadów na długo przed premierą powiedział, że chciał aby to ponownie była album zespołu. Żeby wpływ na jego tworzenie miał nie tylko on z Shanksem, ale również David i Tico. Chciał również przywrócić wspomnienia kiedy sława stała przed nimi otworem i stąd Jon zarezerwował Avatar Studio gdzie to jeszcze jako dzieciak przynosił kanapki Bowiemu czy Jaggerowi a po pracy mył podłogi. Uważam, że się udało. Od czasu "Lost Highway" nie było tak spójnego albumu. WAN był dla mnie super, ale był zbiorem różnorodnych singli, a tutaj mamy zbiór singli powiązanych ze sobą utworami budującymi "dusze" tej płyty. Takie "Come Up To Our House" normalnie uznałbym jako "wypełniacz", ale tutaj pełni bardzo ważną rolę.

Plusy albumu:
- Słychać tutaj zespół. Jest Jon, a David to postać nr2 na tym albumie i jest go pełno, a na dodatek wszędzie jest wyraźna perkusja Tico. Shanks z Philem robią raczej za tło (całkiem wyraźne) dla tej trójki.
- Teksty są ponad przeciętne i o czymś. Jon tak dobrze pisał ostatnio przy tworzeniu Destination Anywhere.
- Utwory są dopracowane i mają klimat. Można by spokojnie zastąpić piosenki z podstawowej tracklisty i nie zaburzyłoby to klimatu.
- Jest to bardziej album, a nie zbiór singli (chociaż i takie są)
- Muzyka jest klimatyczna, dużo ciekawych rozwiązań, dużo Davida, dużo klimatu lat 90tych i 80tych

Minusy:
- Gitary na tym albumie nie są przewodnim motywem, a do tego jako fani Bon Jovi byliśmy przyzwyczajeni. Przydałoby się więcej wkładu Phila X. Shanks ma swoje świetne momenty (Labor, Born Again, Devil, All Hail), ale to dla fanów rocka zdecydowanie jedynie minimum. Nie wiem czy takie nie były założenia, bo to że potrafią i Shanks umie pokazał np w Fingerprints, Who Would You Die For czy A Teardrop.

Utwory które mają szanse być w TOP 20 utworów Bon Jovi ever:
Roller Coaster
The Devil Is In Themple
Born Again Tomorrow

Bonusy:
Real Love - bardzo, ale to bardzo ładny i klimatyczny utwór. Spokojnie mógłby zastąpić Scars. "If it could break your heart It's real love" Ocena: 8/10
All Hail The King - Powinien być na albumie zamiast New Years Day i dodałby może nawet więcej klimatu tej płycie. Bardzo fajny tekst i przeciąganie w refrenie. Generalnie ma fajny klimat ten kawałek Ocena: 7.5/10
We Don't Run - Zdecydowanie za bardzo zajeżdża mi tu utworem Fall Out Boy i ich klimatami z ostatnich płyt. Utwór jest ok, ale brakuje mu czegoś co ma np Knockout czy Born Again Tommorow. Lubie zadziorność i to jak dobrze kawałek brzmi na Tidalowych koncertach. Ocena: 7/10
I Will Drive You Home - najlepszy bonus. Zamieniłbym go z Scars. Świetna interpretacja tekstu jakoby Jon śpiewał o przemyśle muzycznym i nowych zespołach. Gwiazdy pokroju Lady Gaga, OneRepublic, One Direction pojawią się, skradną Ci serce, będziesz za nimi szalał, ale to nasza muzyka zaprowadzi Cię do najpiękniejszych wspomnień, wywoła u Ciebie emocje. Ich sława przeminie, a nasza muzyka zawsze będzie na Ciebie czekać aby zaprowadzić Cię w bezpieczne i przepełnione spokojem i miłością miejcie. Mega klimatyczny kawałek. Dla mnie to typowe lata 80te. Ocena: 10/10
Goodnight New York - na każdym albumie Jon musi umieścić jakis plagiacik. Tutaj mamy zrżynę z Billego Idola i U2. Skleił 2 kawąłki ze sobą i powstał taki o to twór. Na pierwsze prześłuchanie okropny! Po 5ciu przesłuchaniach łapałem się, że nuciłem sobie refren ;O Teraz uważam, ze jest to jeden z tych nijakich kawąłków które się przyjemnie słucha. Ocena: 7.5/10
Color Me In - niby zwykłe, proste, ale... mi przywodzi na myśl kawałek Edie Brickell - Good Times, a to bardzo dobry utwór. Fajny soulowy utwór. Ocena: 9/10
Touch Of Grey - brzmi jak demo z Bounce, ale hmm jest to bardzo dobry kawałek! Ocena: 9/10

Czy zamieniłbym utwory z płyty na te z bonusów? All Hail za New Years, bo nie zmieniłoby to klimatu płyty, a wręcz przeciwnie jeszcze by go wzmocniło. Za Scars dałbym I Will Drive You Gome. Color Me In i Touch walczyłoby o miejsce za God Bless TM.

Ocena Albumu: Średnia wychodzi 8.75. Ja generalnie mam swój system oceniania płyty który uważam, że jest bardziej miarodajny, bo nie ma albumu na którym nie zdarzyłby się utwór z oceną niższą niż 10/10 a to oznaczałoby, że nie powstało żadne arcydzieło. Tym sposobem mam bardzo dużo albumów co mają u mnie notę 10/10. Nie oznacza, że taki album nie ma wad, bo zmian w trackliście dokonałbym nawet w swoich ulubionych - HANDZie i New Jersey. Natomiast ten album dostaje u mnie ocenę maksymalną głównie za to, że ta płyta brzmi jako dobry Pop-Rockowy album z dusza i klimatem. Nie jest to These Days i nie jest to HAND. Jest to jednak bardzo solidna płyta do której uważam, że będę wracał bardzo często.

Ocena Albumu: 10/10

Taka krótka recenzja ode mnie. A cytując klasyka:
Goodnight bonjovi.pl
Sleep tight bonjovi.pl
01.Stuttgart 2006
02.Lipsk 2008
03.Drezno 2011
04.GDAŃSK 2013!!
05.WARSZAWA 2019!!

Please Wait.....Loading....
Awatar użytkownika
Dand
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 2758
Rejestracja: 16 września 2005, o 18:52
Lokalizacja: Szczecin

Re: Oceny - This House Is Not For Sale

Post autor: Dand »

1. This House Is Not for Sale – chyba najbardziej bonjoviasty utwór na płycie. Fajny riff choć zerżnięty z HAND, fajne solo, dobry tekst, w gruncie rzeczy ma wszystko co trzeba. Typowa,standardowa piosenka Bon Jovi która zasługuje na ocenę 7/10

2. Living With The Ghost – świetny tekst jednak muzycznie widziałbym to inaczej. Rozumiem jednak koncept,że Jon w tekscie ostatecznie pokazuje,że uporał się z tymi problemami po odejściu Sambory i dlatego taka melodia. Pare zwrotów akcji, solo bardzo pasujące do całości. Świetny fragment gdy jest zmiana tempa i wchodzi tekst „I saw a men wash his feet…”. Daje 7/10.

3. Knockout – no brakuje gitary, nie ma co ukrywać. Mimo tego braku jest to fajny, dający kopa utwór. Dla mnie jest to kwintesencja nowego Bon Jovi, czyli zespołu bez gitarzysty ( choć nie ukrywajmy,że ta gitara może troche w tle, ale jednak jest słyszalna ). Dobra energia, rocker jakich brakowało na WAN, mi się podoba. Szkoda,że brakuje soczystego solo by byłaby wyższa ocena a tak daje 7/10.

4. Labor Of Love – dobra , klimatyczna ballada, dobry refren, który zatrzymuje się w głowie. Cały utwór oceniłbym tylko jako „poprawny”. Ciar wiele nie dostarcza. 6/10

5. Born Again Tomorrow – świetny, nowoczesny, energiczny. Aż chce się ruszyć i śpiewać. Daje mnóstwo energii i jest to jeden z moich faworytów na płycie. Na początku mi się jednak średnio spodobał, byłem wręcz w szoku, pachniało mi mocno disco. Im więcej jednak słuchałem tym lepiej się przy Born again czułem. Jakbym miał oceniać warstwę muzyczną i tekstową to bym grymasił ale oceniam uczuciami i tym jak się czuje słuchając a czuje się świetnie ! BAT ma wiele rzeczy by mi się nie podobać a jednak jest super. Aha no i świetne solo ! Daje z pełną odpowiedzialnością 9/10.

6. Rollercoaster – największe zaskoczenie na płycie. Jak wszedł refren to zrobiłem wielkie oczy. Niektórzy piszą,że za szybki ale mi leży. Szkoda,że nie ma jakiejś szybkiej solówki. Świetne zmiany tempa, zwłaszcza gdzie wchodzi krótki motyw z akustykiem. Utwór nowoczesny, radiowy, mógłby być singlem. 7/10

7. New Year’s Day – nijaki, gitara typowe U2 ( choć w sumie wiele utworów ma taką ). Dziwnie się z tą piosenką czuje bo niby mi się nie podoba a jednak stale rośnie w moich oczach. Brakuje jednak tego czegoś. Po pierwszym przesłuchaniu nawet jej nie zapamiętałem jednak rośnie i z poziomu 2/10 już ma 4/10 a kto wie co będzie dalej.

8. Devils In The Temple – No ! dziękuje bardzo, to jest to ! Konkret riff, zajebisty klimat, końcówka wymiata, czuć w śpiewie JBJ złość, która świetnie napędza klimat. Brakuje soczystej solówki ale w sumie ta instrumentalna część może nawet bardziej pasuje do całości. Długo czekałem na taki numer i cieszę się,że się doczekałem. Gdyby był singlem to by rządził na rockowych listach. Mocne 9/10.

9. Scars On This Guitar – początkowo mehh. Nudnie, za długo. Z czasem jednak poczułem ten klimat i jest to wg mnie najlepsza ballada na płycie ze świetnym tekstem. W warstwie tekstowej JBJ w tej płycie wzniósł się na wyżyny. Nie wyobrażam sobie tej płyty bez Scars. Bardzo fajnie pokazuje w jakim miejscu był JBJ przez te 3 lata, co czuł, jak się czuł pomimo braku jakiś większych konkretów. Minus jest taki,że jak się zapomnę, to tak słucham i czekam aż usłyszę Ryśka. Czekam aż wejdzie a go nie ma i nie ma…Idealnie skrojony numer na duet JBJ&RS. Razem brzmieliby nieziemsko ! No ale cóż, szkoda. Daje 8,5/10.

10. God Bless This Mess – kapitalny rock’n’rollowy kawałek ! Na pewno w trójce moich ulubionych. Uwielbiam to wejście i „I Got some blood under my nails, I Got some mud on my face”. Nie przeszkadza mi już motyw gitarowy z This House. Bardzo dobry tekst, świetna warstwa muzyczna. Kapitalny moment gdy Jon zaczyna ostatni refren na spokojnie i wchodzą bębny. Dobra produkcja i mix, instrumenty brzmią bardzo dobrze. Zdecydowane 9/10

11. Reunion – początkowo go nie cierpiałem jednak zaliczył spektakularny awans z poziomu 1/10 na 7/10. Gryzło mnie to,że to taka pioseneczka dla kończących liceum i pasująca tylko tam ale z czasem zauważyłem,że Reunion jest jednak bardziej uniwersalne. Podoba mi się motyw gitarki, czuje beatlesowskie I’ve Just seen a face, które cenie bardzo wysoko. Słucham go z wielką przyjemnością. 7/10.

12. Come On Up To Our House – najgorszy numer na płycie, zupełnie nie mój klimat. Zbyt banalny, przesłodzony. Zupełnie nie odnajduję się w takim BJ. Teledysk tylko utwierdził mnie w przekonaniu,że to nie dla mnie. Można sobie słuchać z całą rodzinką przy stole i kiwać się na prawo i lewo ale mnie to nie kręci. 1/10

13. Real Love – staram się poczuć klimat ale nie potrafię. Rozumiem nawiązania do Blind love i chyba Blind podobało mi się bardziej choć to jest bardziej urozmaicone muzycznie. Daje 3/10 choć zakładam, że może mi się z czasem bardziej spodobać.

14. All Hail the King – coś w tym numerze jest ale nie wiem co. Niezłe zwrotki, niezłe solo ale refren mnie lekko męczy. Koniec końców bije nijakością. Wsadzam do jednego wora z New year’s Day, no może ciut niżej- 4/10.

15. We Don't Run – ja to kupuje i bawie się doskonale. Lekko ulepszony mix niż na BB. Ciągle mi się nie nudzi a to spora zaleta, kapitalne solo. Szkoda,że pojawił się na BB bo przez to jego potencjał został niewykorzystany. Gdyby był singlem na This House to mógłby podbić listy przebojów i stać się dla zespołu nowym IML. Może sukces nie byłby aż tak spektakularny ale z pewnością by był. 8/10.

16. I Will Drive You Home – świetna piosenka skopana końcówką. Super klimat rodem z Destination ale to co się dzieje na końcu to jest szok. Po jaką cholere wchodzą te roboty ? Ni chu chu to nie pasuje do całości. Komputerowy wokal by nie gryzł w We dont run czy Rollercoster ale tutaj ? Szkoda, wielka szkoda bo do tej okropnej końcówki jest świetnie no ale zamiast 8/10 muszę dać 6/10.

17. Goodnight New York – bardzo fajne radosne zwrotki ale tragiczny refren. JBJ brzmi w refrenie jak jakaś 10 letnia dziewczynka. 4/10.


Całościowo płyta dość równa. Czuć brak Sambory choć tak już było na WAN. Jestem jednak zadowolony, katuje płytę dość sporo i ciągle mi się nie nudzi. Widać,że artysta jest najlepszy gdy czuje ból. Jon tekstowo na płycie wypadł znakomicie, o niebo lepiej gdy pisze o swoich uczuciach a nie jak czerpie inspiracje z gazet. Głupio to zabrzmi ale cieszę się,że te 3 lata tak go mocno doświadczyły. Nie jest to już dawne Bon Jovi ale nowe , które postanowiłem ( w bólach ) ale jednak zaakceptować. Gryzie mnie postać Shanksa i to jak wielki ma wpływ na muzykę BJ i choćbym mocno się starał to tej gadziny nigdy nie polubię. Cieszę się,że ta płyta powstała z większym udziałem Davida i Tico. Zwłaszcza ten pierwszy się mocniej zaangażował, pewnie głównie jeśli chodzi o aranżacje piosenek. Może da to JBJ do myślenia i wpływ na kolejną płytę Davida będzie większy także w sferze kompozycyjnej, zarówno muzycznie jak i tekstowo.
Obrazek
kikusia28
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 1310
Rejestracja: 26 maja 2008, o 20:49
Ulubiona płyta: These Days
Lokalizacja: Sosnowiec

Re: Oceny - This House Is Not For Sale

Post autor: kikusia28 »

Tyle się pisze o udziale Davida i Tico, a dla niektórych i tak jest to solowy projekt JBJ...

Dziś stwierdziłam, że Real Love zrobiło na mnie tak ogromne wrażenie, że spokojnie mogłoby zając miejsce Lie To Me, na mojej ukochanej płycie pt. These Days :)

Jak to jest, że jedne recenzje są tak długie i jakoś mnie nie nudzą ;)
Awatar użytkownika
monjovi
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 2553
Rejestracja: 4 lutego 2006, o 11:48
Ulubiona płyta: New Jersey
Lokalizacja: Turek/Poznań
Kontakt:

Re: Oceny - This House Is Not For Sale

Post autor: monjovi »

Pokaźne recenzje napisane przez panów, aż nie wiem jak się do tego zabrać, bo już chyba napisałam praktycznie wszystko na temat tego albumu.

W takim razie jak przystało na kobietę postaram się krótko i na temat ;) :D

1.This House Is Not For Sale - 7/10 - znajome dźwięki, nieco odgrzewane, ale to się zawsze sprawdza
2. Living With The Ghost – 7/10 - tekst to to majstersztyk, łezka się w oku kręci - fire&gasoline, melodia równie energetyczna, bridge pod koniec - emocje sięgające zenitu...
3. Knockout – 5,5/10 na początku łapałam się za głowę, potem zaczęłam się powoli przekonywać, następnie wgryzło mi się w głowie za którą wcześniej się łapałam, jednak w ostatecznym rozeznaniu chyba nie dam rady go pokochać, ze względu na otoczkę utworu.
4. Labor Of Love – 8/10 - piękne, seksowne, sensualne, przestrzenne, czyli to co lubię w BJ najbardziej.
5. Born Again Tomorrow – 4/10 - podobnie jak z Knockout tylko jednak... gorzej.
6. Rollercoaster – 7/10 - jeden z najjaśniejszych punktów, niby elementy elektro, ale na tyle wyważone, że tutaj to nie przeszkadza, refren to prawdziwa przejażdżka rollercoasterem !
7. New Year’s Day – 7,5/10- live mnie w ogóle nie ruszało, po usłyszeniu wersji studyjnej coś mnie uderzyło, świetny numer, klawisze Davida efektowne, solówka bardzo przewrotna i nietypowa.
8. The Devil’s In The Temple – 8,5 - tutaj wszystko się zgadza, tekst, gitary i ten zadziorny wokal ! Diabelsko dobre !
9. Scars On This Guitar – 7/10 - przyjemne, jednak nie porywa, taka piosenka w tle, chociaż tekst mi bliski.
10. God Bless This Mess – 6/10 - gorsze This House.
11. Reunion – 6/10 - nie moja bajka, raziło mnie już podczas występu na uniwerku.
12. Come On Up To Our House – 7/10 - miłe, folkowe, z przesłaniem, solówka na plus chociaż za krótka, teledysk robi wiele, jest ok.
13. Real Love – 8,5 - majstersztyk ! Wszelkie ballady po TD chowają się dla mnie w tym momencie (ok oprócz Fingerprints), ładunek emocjonalny, mimo tak minimalistycznej oprawy muzycznej jest przeogromny, tekst + fortepian + harmonia głosów ... rozkłada na łopatki !
14. All Hail The King – 6/10 bez fajerwerków.
15. We Don’t Run – 8/10 - gdy pojawiło się na BB nie lubiłam, teraz jednak - uwielbiam, rocker godny nowoczesnego BJ, w nowej wersji jest jeszcze lepszy!
16. I Will Drive You Home – 7/10 - hymn taksówkarzy ;) Fajne, klimatyczne, jeśli interpretacja tekstu jest taka jak domyślają się fani tym bardziej
17. Goodnight New York – 5/10, słabe.
18. Touch of Grey – 7,5/10 - bardzo mi się podoba, wręcz za dobre jak na bonus !
19. Color Me In - 7/10 - takiego BJ nie znałam, tak przyjemnie soulowo, delikatna bluesowa gitarka, bez produkcyjnych udziwnień.


Ogólna ocena wyszła prawie 7/10, nie zawiodłam się, ale chyba dom nie na sprzedaż nie wygrał z płonącymi mostami, za to na pewno pokonał What About Now, a już na pewno znokautował moje 'ukochane' (pozdrawiam Damneda :D) The Circle.

Sambory mi nie brakuję, zaakceptowałam stan rzeczy taki jaki jest, właściwie nie słyszę różnicy. Przeszkadza mi Shanks, za to B. Falcon sprawdza się znakomicie.

Teraz najgorsze jest to, że na nowy album trzeba czekać kolejne kilka lat ;)
[align=center]http://www.lastfm.pl/user/monjovi[/align]
ODPOWIEDZ

Wróć do „Albumy i Wydawnictwa”