Sonda - One Wild Night Live 1985–2001
Moderator: Mod's Team
-
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 945
- Rejestracja: 24 lutego 2013, o 14:11
- Ulubiona płyta: The Circle
- Lokalizacja: Nowy Dwór Mazowiecki
- Kontakt:
Sonda - One Wild Night Live 1985–2001
Cześć!
Tym razem zapraszam was do wzięcia udziału w sondzie na temat koncertowego albumu "One Wild Night Live 1985–2001".
Na płycie znajduje się 15 utworów z lat 1995-2000 w tym 14 utworów live nagranych na koncertach na przestrzeni tych lat. Jedynym kawałkiem studyjnym jest jak wiecie "One Wild Night"
Które kawałki według was są dobre i nadają się na tą płytę a które zmienilibyście na inne?
tym razem daję wam do wyboru 4 piosenki w ankiecie ze względu na ilość piosenek na krążku.
I'm still living, yeah, semper fi!
When you want to give up and your heart's about to break
Remember that you're perfect
God makes no mistakes
When you want to give up and your heart's about to break
Remember that you're perfect
God makes no mistakes
Re: Sonda - One Wild Night Live 1985–2001
Ten "Live" jest dość lajtowy niestety. Jak pierwszy raz usłyszałem w 2001 to wykonanie "It's My Life LIVE" to niestety się podłamałem... Na "Crush" było nie było pazur (Jon brzmi świetnie),a live - heh, dyskoteka... "Livin' On A Prayer" podobnie jak na "Live from London" skocznie... "Bad Name" - automat... Hard Rockowcy z BJ żadni, ale... wyjadacze stadionowi 120 procentowi.
Na plus Youngowe "Rockin In The Free World" (naprawdę ROCKIN!) i magiczny "Something To Believe In" z rozkrzyczanym apogeum. I na dokładkę znajoma improwizacja do wstępu "Wanted Dead Or Alive" by po słowach "For all the cowboys out there" przeszły po plecach dreszcze Zdecydowanie najlepszy fragment tego "albumu".
I ze "zjadliwych" rzeczy dorzuciłbym jeszcze fajnie zagrany (bardzo ciekawe podejście do pierwszego refrenu) "Someday I'll Be Saturday Night"... Świetna rzecz.
Na plus Youngowe "Rockin In The Free World" (naprawdę ROCKIN!) i magiczny "Something To Believe In" z rozkrzyczanym apogeum. I na dokładkę znajoma improwizacja do wstępu "Wanted Dead Or Alive" by po słowach "For all the cowboys out there" przeszły po plecach dreszcze Zdecydowanie najlepszy fragment tego "albumu".
I ze "zjadliwych" rzeczy dorzuciłbym jeszcze fajnie zagrany (bardzo ciekawe podejście do pierwszego refrenu) "Someday I'll Be Saturday Night"... Świetna rzecz.
Re: Sonda - One Wild Night Live 1985–2001
Nie wiem jak bardzo trzeba by się było postarać, żeby Rockin' In The Free World zabrzmiało kiepsko Jeśli znajdę jakąś wersję tego numeru, która mi się nie spodoba, zapiszę w kalendarzu, bo póki co się jeszcze nie zdarzyło.
Re: Sonda - One Wild Night Live 1985–2001
Moja pierwsza płyta BJ (a raczej kaseta). Kupiłam ją 11 lipca 2001 roku, a więc w urodziny Richiego (ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam). Pamiętam, że zakochałam się w tym albumie, nie mogłam przestać go słuchać. Sentyment pozostał, stąd taki a nie inny avatar.
Zagłosowałam na te utwory, które najbardziej utkwiły w mojej pamięci, a więc:
1. Livin' on a prayer
2. You give love a bad name
3. Someday I'll be saturday night
4. Something to believe in.
P.s. W ankiecie jest parę błędów. Livin', Bad name i Bad medicine zostały nagrane w sierpniu, a nie w listopadzie. Oprócz tego Runaway i In & out of love to rok 85, a nie 95
Zagłosowałam na te utwory, które najbardziej utkwiły w mojej pamięci, a więc:
1. Livin' on a prayer
2. You give love a bad name
3. Someday I'll be saturday night
4. Something to believe in.
P.s. W ankiecie jest parę błędów. Livin', Bad name i Bad medicine zostały nagrane w sierpniu, a nie w listopadzie. Oprócz tego Runaway i In & out of love to rok 85, a nie 95
I got something to believe in...
- Damned
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 4971
- Rejestracja: 7 listopada 2012, o 03:16
- Ulubiona płyta: These Days
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
Re: Sonda - One Wild Night Live 1985–2001
Gdy patrzę na okładkę "One Wild Night Live", to mam same dobre wspomnienia. Jeżeli jednak skupię się na zawartości albumu, to odczuwam spory niedosyt.
Wszystkie utwory są zagrane perfekcyjnie. Nie ma tu ani jednego nieczystego dźwięku. Można odnieść wrażenie, że głównym wyznacznikiem przy selekcji utworów była nie tyle poprawność wokalna, co właśnie instrumentalna, wykonania. Każdy utwór, każda partia jest zagrana bezbłędnie.
Dlaczego odczuwam niedosyt? Trzeba zaznaczyć, że 9 na 14 utworów było już wcześniej znanych fanom z rozmaitych DVD, singli i limitowanych edycji albumów. Innymi słowy, już w dniu wydania tego albumu, fani mogliby zrobić podobną kompilację własnym nakładem sił. W tym aspekcie nasz dźwiękowiec, Obie O'Brien poszedł na łatwiznę.
Jeżeli zaś chodzi o jakość dźwięku, to tutaj należą się same pochwały, bo wszystko brzmi o wiele lepiej, niż na wspomnianych poprzednich oficjalnych wydawnictwach, gdzie można było usłyszeć te wykonania.
Można zadać pytanie, dlaczego tak mało utworów z ery Aleca, skoro JBJ dysponował wówczas najlepszym wokalem? Wygląda na to, że album miał reprezentować Bon Jovi takim jakim jest (i jak brzmi) tu i teraz. I dlatego połowa utworów (w tym największe przeboje grane na każdym koncercie) została nagrana podczas "The Crush Tour". Przypadek? Nie sądzę. Raczej świadoma prezentacja tego, czego fani mogą spodziewać się kupując bilet na trwającą już wówczas "One Wild Night Tour".
Głosy oddałem na:
1. Rockin' in the Free World (Johannesburg 1995) - na potrzeby albumu utwór nieco edytowany przez Obiego, który m.in. skrócił intro wycinając słowa JBJ "This is song Neil Young wrote" oraz powielił kilka okrzyków Richiego podczas ostatnich wersów drugiej zwrotki.
2. Something to Believe In (Yokohama 1996) - jedyna ballada na albumie. Chyba, że zaliczymy za takową "Wanted". Szkoda, że druga solówka Sambory została wycięta, ale to zrozumiałe z uwagi na czas trwania pozostałych utworów.
3. Bad Medicine (Zurich 2000) - wersja na pewno oklepana, ale niezmiennie kapitalna. Warto dodać, że wykonanie w oryginale trwało o kilka minut dłużej.
4. Saturday Night (Melbourne 1995) - niepublikowana wcześniej perełka
Wszystkie utwory są zagrane perfekcyjnie. Nie ma tu ani jednego nieczystego dźwięku. Można odnieść wrażenie, że głównym wyznacznikiem przy selekcji utworów była nie tyle poprawność wokalna, co właśnie instrumentalna, wykonania. Każdy utwór, każda partia jest zagrana bezbłędnie.
Dlaczego odczuwam niedosyt? Trzeba zaznaczyć, że 9 na 14 utworów było już wcześniej znanych fanom z rozmaitych DVD, singli i limitowanych edycji albumów. Innymi słowy, już w dniu wydania tego albumu, fani mogliby zrobić podobną kompilację własnym nakładem sił. W tym aspekcie nasz dźwiękowiec, Obie O'Brien poszedł na łatwiznę.
Jeżeli zaś chodzi o jakość dźwięku, to tutaj należą się same pochwały, bo wszystko brzmi o wiele lepiej, niż na wspomnianych poprzednich oficjalnych wydawnictwach, gdzie można było usłyszeć te wykonania.
Można zadać pytanie, dlaczego tak mało utworów z ery Aleca, skoro JBJ dysponował wówczas najlepszym wokalem? Wygląda na to, że album miał reprezentować Bon Jovi takim jakim jest (i jak brzmi) tu i teraz. I dlatego połowa utworów (w tym największe przeboje grane na każdym koncercie) została nagrana podczas "The Crush Tour". Przypadek? Nie sądzę. Raczej świadoma prezentacja tego, czego fani mogą spodziewać się kupując bilet na trwającą już wówczas "One Wild Night Tour".
Głosy oddałem na:
1. Rockin' in the Free World (Johannesburg 1995) - na potrzeby albumu utwór nieco edytowany przez Obiego, który m.in. skrócił intro wycinając słowa JBJ "This is song Neil Young wrote" oraz powielił kilka okrzyków Richiego podczas ostatnich wersów drugiej zwrotki.
2. Something to Believe In (Yokohama 1996) - jedyna ballada na albumie. Chyba, że zaliczymy za takową "Wanted". Szkoda, że druga solówka Sambory została wycięta, ale to zrozumiałe z uwagi na czas trwania pozostałych utworów.
3. Bad Medicine (Zurich 2000) - wersja na pewno oklepana, ale niezmiennie kapitalna. Warto dodać, że wykonanie w oryginale trwało o kilka minut dłużej.
4. Saturday Night (Melbourne 1995) - niepublikowana wcześniej perełka