Gdy patrzę na okładkę "One Wild Night Live", to mam same dobre wspomnienia. Jeżeli jednak skupię się na zawartości albumu, to odczuwam spory niedosyt.
Wszystkie utwory są zagrane perfekcyjnie. Nie ma tu ani jednego nieczystego dźwięku. Można odnieść wrażenie, że głównym wyznacznikiem przy selekcji utworów była nie tyle poprawność wokalna, co właśnie instrumentalna, wykonania. Każdy utwór, każda partia jest zagrana bezbłędnie.
Dlaczego odczuwam niedosyt? Trzeba zaznaczyć, że 9 na 14 utworów było już wcześniej znanych fanom z rozmaitych DVD, singli i limitowanych edycji albumów. Innymi słowy, już w dniu wydania tego albumu, fani mogliby zrobić podobną kompilację własnym nakładem sił. W tym aspekcie nasz dźwiękowiec, Obie O'Brien poszedł na łatwiznę.
Jeżeli zaś chodzi o jakość dźwięku, to tutaj należą się same pochwały, bo wszystko brzmi o wiele lepiej, niż na wspomnianych poprzednich oficjalnych wydawnictwach, gdzie można było usłyszeć te wykonania.
Można zadać pytanie, dlaczego tak mało utworów z ery Aleca, skoro JBJ dysponował wówczas najlepszym wokalem? Wygląda na to, że album miał reprezentować Bon Jovi takim jakim jest (i jak brzmi) tu i teraz. I dlatego połowa utworów (w tym największe przeboje grane na każdym koncercie) została nagrana podczas "The Crush Tour". Przypadek? Nie sądzę. Raczej świadoma prezentacja tego, czego fani mogą spodziewać się kupując bilet na trwającą już wówczas "One Wild Night Tour".
Głosy oddałem na:
1. Rockin' in the Free World (Johannesburg 1995) - na potrzeby albumu utwór nieco edytowany przez Obiego, który m.in. skrócił intro wycinając słowa JBJ "This is song Neil Young wrote" oraz powielił kilka okrzyków Richiego podczas ostatnich wersów drugiej zwrotki.
2. Something to Believe In (Yokohama 1996) - jedyna ballada na albumie. Chyba, że zaliczymy za takową "Wanted". Szkoda, że druga solówka Sambory została wycięta, ale to zrozumiałe z uwagi na czas trwania pozostałych utworów.
3. Bad Medicine (Zurich 2000) - wersja na pewno oklepana, ale niezmiennie kapitalna. Warto dodać, że wykonanie w oryginale trwało o kilka minut dłużej.
4. Saturday Night (Melbourne 1995) - niepublikowana wcześniej perełka
