Do założenia tego tematu - zatytułowanego dość trafnie - skłoniła mnie pewna przypadłość dwóch pierwszych albumów z repertuaru Bon Jovi. Wiadomo jakich rzecz jasna. Nie pozostaję czy też nie pozostanę osamotniony w przekonaniu, w twierdzeniu, że wśród słuchaczy Bon Jovi zarówno debiutant jak i jego następca są pomijane bądź niedoceniane. Takiż wniosek można wysnuć na podstawie wszelkich Waszych rankingów, w których z REGUŁY "Bon Jovi" i "Fahrenheity" to typowe ogony w zestawieniach.
Czy to naprawdę tak słabe wydawnictwa? Czy może piętno "Slippery..." i "New Jersey"? Osobiście nie potrafię wyobrazić sobie nie posiadania czy tez nie brania pod uwage dwóch pierwszych krążków amerykanskiej formacji. Dlaczego są tak niedoceniane. Brzmienie? Ilu z Was choć raz na jakiś czas słucha któregoś z tych krążków? Ilu potrafi z pamięci zanucić więcej niz "Runaway" i "In & Out Of Love"? Zapraszam do dyskusji
Reguła
Moderator: Mod's Team
Niedoceniane? Fakt. Słabe? W żadnym wypadku... 'Bon Jovi' jak na debiut jest dobrą płytą, Fahrenheit nie jest już tak przebojowy ( poza In & Out Of Love ) co nie znaczy że gorszy.
I'll never grow up, and I'll never grow old
Blame it on the love of rock n' roll!
https://www.facebook.com/bandmoonshiners/
Blame it on the love of rock n' roll!
https://www.facebook.com/bandmoonshiners/
Mnie również czasem takie przemyślenia, jak w rozpoczynającym poście, przechodzą przez głowę - np. wtedy kiedy słucham 7800... lub BJ.
Pytasz czy się zdarza raz na jakiś czas przesłuchać... - tak, raz na miesiąc, może dwa razy. Częściej jest to 7800.., dla mnie album o bardziej surowym brzmieniu, lepiej mi się go słucha
.
Problem chyba w tym, że faktycznie oba zostały przyćmione SWW i późniejszym sukcesem zespołu. I większość "zwykłych" ludzi (nie fanów/fanatyków
) nie zna niczego sprzed Livina czy Bad Name.
Dlatego masz rację, te krążki są pomijane.
Ale czy niedoceniane? Nawet tu na forum pojawiają się przecież liczne głosy, że chociażby 7800.. jest albumem porządnym, dobrym. Nie znam opinii fanów chociażby na JT czy na innych forach, a na pewno nie znam i nie sprawdzam wszelkich recenzji gazet czy innych Rock'owych źródeł - dla mnie raczej ważniejsze jest to co mi podchodzi i daje mi kopa
I tak samo jak mówicie - debiut też nie był niewypałem
Pytasz czy się zdarza raz na jakiś czas przesłuchać... - tak, raz na miesiąc, może dwa razy. Częściej jest to 7800.., dla mnie album o bardziej surowym brzmieniu, lepiej mi się go słucha
Problem chyba w tym, że faktycznie oba zostały przyćmione SWW i późniejszym sukcesem zespołu. I większość "zwykłych" ludzi (nie fanów/fanatyków
Dlatego masz rację, te krążki są pomijane.
Ale czy niedoceniane? Nawet tu na forum pojawiają się przecież liczne głosy, że chociażby 7800.. jest albumem porządnym, dobrym. Nie znam opinii fanów chociażby na JT czy na innych forach, a na pewno nie znam i nie sprawdzam wszelkich recenzji gazet czy innych Rock'owych źródeł - dla mnie raczej ważniejsze jest to co mi podchodzi i daje mi kopa
I tak samo jak mówicie - debiut też nie był niewypałem
Jak dla mnie '7800° Fahrenheit' jest jednym z najwspanialszych albumow, jakie bylo mi dane slyszec. Fenomenalne brzmienie zespolu, uwielbiam takie klawisze. Album jest ciezki klawiszami, a do tego siecze gitarowymi riffami i kapitalnymi solowkami. To, co sie dzieje na przyklad na nielubianym '(I Don't Wanna Fall) To The Fire' to jest dla mnie definicja amerykanskiego Hard Rocka polowy lat 80-tych. To jest Glam Metal, zanim nie zostal przedefiniowany m.in. przez samych Bon Jovi juz rok pozniej. To jest brzminie. Album jest w fantastyczny sposob wyprodukowany. O ile na debiucie Jon ma glosik jeszcze do roboty niezwykly, bo na przyklad takie 'Get Ready' wokalnie nie powala, to juz na Fahrenheicie Jon zaspiewal jak rasowy rockowy wyjadacz.
Wszyscy chyba pamietaja to pytanie Kerranga, 'co sie stalo z Bon Jovi, ktore pokochalismy, ble ble, ze to metal dla dziewczynek.', po czym, chlopaki cos przebakiwali, ze tak to jest, jak na napisanie pierwszej plyty ma sie cale dotychczasowe zycie a na drugi 6 tygodni. Ale do cholery. Czy te teksty sa zle? Mysle, ze na obu jest kilka slabych a kilka rewelacyjnych.'The Hardest Part Is The Night' jest po prostu przepiekne i tekstowo i muzycznie to nawet nie mowie, bo to jest NIEZWYKLE. Znow 'To The Fire' - poczujcie te muzyke, skupcie sie nad tekstem. Klimat, klawisze, gitara.. Dzungla!
Debiut? Cos swiezego. Uwazam, ze ma kilka slabszych stron, ale no ludzie... 'Breakout' na przyklad, to jest pieprzone, rozbujane monstrum... Potezny, lomoczacy kawal Hard Rocka w najlepszym wydaniu, jakie ludzie widzieli, bo mimo ciezkich riffow, wciaz melodyjne i chwytliwe. ZARAZLIWE! 'Shot Through The Heart'. 'Roulette'.. O czym my mowimy. Wiem, ze sa ludzie, ktorzy przesluchali te plyty po razie, ale nigdy tego nie zrozumiem. JEdynka zdecydowanie wiele nadrabia mlodziencza energia i ochota na wdrapanie sie na szczyt! Mowi sie, ze dzieki 'These Days' BJ dostali sie na rockowy Olimp. Jak dla mnie Fahrenheitem sie tam dostali a az do TD po prostu dobudowywali sobie kolejne pietra i wspinali sie coraz wyzej. Najwyzej.
'In And Out Of Love' i 'Tokyo Road' - kolejne niesamowite rockery. TO jest to, co DUPE URYWA! W ogole jakie oni wtedy grali koncerty! Wspomniane dwa kawalki plus 'Breakout' i 'King Of The Mountain' w wersji live, to jest nieujazmiona moc rocka! kiedy chlopaki grali na zywo numery z tych albumow wstawki gitarowe, ktore podkladal Sambora... MAGIA! Gdyby je tak nagrali na albumach to przeciez juz od tamtego czasu mowiloby sie o Richiem jako o gitarowej PETARDZIE!
Bardzo lubie debiut, a Fahrenheit to jest dla mnie kult, Swiety Graal Hard Rocka, Glamu, muzyki.
A to wykonanie 'Breakout' z Tokyo '85 to jedno z najwspanialszych momentow historii muzyki rockowej.. Chyba moj ulubiony:
http://www.youtube.com/watch?v=bgoddTgpFJI
ROCK ON!
Wszyscy chyba pamietaja to pytanie Kerranga, 'co sie stalo z Bon Jovi, ktore pokochalismy, ble ble, ze to metal dla dziewczynek.', po czym, chlopaki cos przebakiwali, ze tak to jest, jak na napisanie pierwszej plyty ma sie cale dotychczasowe zycie a na drugi 6 tygodni. Ale do cholery. Czy te teksty sa zle? Mysle, ze na obu jest kilka slabych a kilka rewelacyjnych.'The Hardest Part Is The Night' jest po prostu przepiekne i tekstowo i muzycznie to nawet nie mowie, bo to jest NIEZWYKLE. Znow 'To The Fire' - poczujcie te muzyke, skupcie sie nad tekstem. Klimat, klawisze, gitara.. Dzungla!
Debiut? Cos swiezego. Uwazam, ze ma kilka slabszych stron, ale no ludzie... 'Breakout' na przyklad, to jest pieprzone, rozbujane monstrum... Potezny, lomoczacy kawal Hard Rocka w najlepszym wydaniu, jakie ludzie widzieli, bo mimo ciezkich riffow, wciaz melodyjne i chwytliwe. ZARAZLIWE! 'Shot Through The Heart'. 'Roulette'.. O czym my mowimy. Wiem, ze sa ludzie, ktorzy przesluchali te plyty po razie, ale nigdy tego nie zrozumiem. JEdynka zdecydowanie wiele nadrabia mlodziencza energia i ochota na wdrapanie sie na szczyt! Mowi sie, ze dzieki 'These Days' BJ dostali sie na rockowy Olimp. Jak dla mnie Fahrenheitem sie tam dostali a az do TD po prostu dobudowywali sobie kolejne pietra i wspinali sie coraz wyzej. Najwyzej.
'In And Out Of Love' i 'Tokyo Road' - kolejne niesamowite rockery. TO jest to, co DUPE URYWA! W ogole jakie oni wtedy grali koncerty! Wspomniane dwa kawalki plus 'Breakout' i 'King Of The Mountain' w wersji live, to jest nieujazmiona moc rocka! kiedy chlopaki grali na zywo numery z tych albumow wstawki gitarowe, ktore podkladal Sambora... MAGIA! Gdyby je tak nagrali na albumach to przeciez juz od tamtego czasu mowiloby sie o Richiem jako o gitarowej PETARDZIE!
Bardzo lubie debiut, a Fahrenheit to jest dla mnie kult, Swiety Graal Hard Rocka, Glamu, muzyki.
A to wykonanie 'Breakout' z Tokyo '85 to jedno z najwspanialszych momentow historii muzyki rockowej.. Chyba moj ulubiony:
http://www.youtube.com/watch?v=bgoddTgpFJI
ROCK ON!
LET IT ROCK!!!!!!!!!!!!!!