TheRock pisze:Nie zgadzam się, ze stwierdzeniem ,że jakby Bon Jovi nagrali płytę hardrockową to ona by się nie sprzedała. Jeżeli byłby to solidny hardrock z elementami popu spokojnie by się wybronili. Widzę codziennie młodzież punkową, rockową i metalową dookoła City Hall-u w Belfaście w okresie maj-październik. Siedzą dosłownie wszędzie - trawa, ławki, krawężniki (więc niech nikt nie pisze, że dzisiejsza młodzież słucha tylko Biebera i 1direct.) Część z nich koszulki Metallica-i, Pantery, Gunsów... Młodzi ludzie potrzebują mocnej muzy w wydaniu popowym nawet na listach przebojów. Wierzę, że jeżeli Bon Jovi robiliby to co do nich należy i chcieliby - nawiasem pisząc - legenda zobowiązuje - byliby fantastyczną, mocną alternatywą do boysbandów, popu i "pedalskiego" rocka, nawet Ci słuchacze, którzy lubią wyżej wspomnianą mocniejszą muzę mogliby właśnie docenić jak nigdy, nasz zespół jako właśnie kontratak dla obecnego badziewia na listach.
Idealny czas na powtórzenie to co się stało w latach '80 z SWW i NJ

Tylko pytanie if John and his friends want to do that or stay as "popy rock" or lazy bastards.
Widzisz, TheRock, z Bon Jovi jest taki problem, że wśród fanów typowo czy stricte gitarowego grania - niekoniecznie totalnej sieczki - mają taką opinię "jaką mają". Czyli "najstarszy boysband świata". Bon Jovi są spaleni u słuchaczy mocniejszych brzmień i to jest FAKT. Chocbys nie wiem jak bardzo chciał kłócić się z tym argumentem jest on (niestety) conajmniej bliski prawdy. Zasłużyli sobie na taka opinię praktycznie od chwili powstania.
Szarmancki Jon tańczący tango w rytm "Bed Of Roses"... Jaki rocman to kupi? Nawet dla mnie jako słuchacza Bon Jovi jest to totalna wiocha. W rockowe Bon Jovi nikt nie uwierzy. Zawsze będzie to Jon Bon Jovi i ironiczny uśmieszek na twarzy rozmówcy.
Zespół (zaryzykuję) poprzez zmodyfikowanie swojego brzmienia dawno stracił słuchaczy ery "Slippery..." i "New Jersey". Lata 90 też przeminęły. Taka kolej rzeczy. Zespół bazuje na fanach "po-CRUSHowych".
Bon Jovi są niestety skazani na taki los i muszą szukać poklasku u masowego słuchacza. Stąd tez taka, a nie inna muzyka. Stąd taki producent, taka produkcja. Magia nazwy? Eeee tam, co najwyżej obecna marka dostarczycieli lekkich pogodnych kawałków. Oczywiście w przypadku nowszego pokolenia. It's My Life, Have A Nice Day, Because We Can... Plus namiastka rockowej otoczki.
U starszych fanów pozostaje coś takiego jak sentyment, przywiązanie. Dobrze, że zespół ma jakichś starych fanów. Aczkolwiek sądząc po miernym wyniku sprzedaży "Aftermath of the Lowdown" tych fanów jest niestety niewielu. Można by odnieść wrażenie że Bon Jovi słuchają tłumy fanatyków Jona, jego powierzchowności i aktorstwa. Cóż, the show must go on. Sztuka dla sztuki.
Twórczośc Bon Jovi ze sztuką wiele wspólnego niestety nie ma. Jesli jednak chodzi o zabiegi marketingowe jest to istny fenomen.
Szkoda mi tego zespołu, szkoda mi Jona. Nie ze względu na "łatkę" przyczepiona zespołowi. Swoje robią od lat. Liczba zer na koncie się zgadza. Muzyka jest jak jest.
Przykłady "Destination Anywhere" czy "These Days" dowodzą przecież, że Bongiovi potrafi pisać fajną, miłą dla ucha i ciekawą - niekoniecznie typowo rockową - MUZYKĘ. Muzykę o dużej wartości tekstowej i melodycznej. Dodatkowo "eksperyment" z "Bounce" pokazuje, że Bon Jovi wiedzą co to znaczy rockowy pazur. Może My albo niektórzy z Nas oczekują zbyt wiele?
Swoją drogą, ciekawe czy kiedykolwiek zespół nagra swoją płytę, czytaj - taką jaka chce, "tylko dla siebie"...