Sam Bora pisze:Wiesz, The Rock, ja nie zgodzę się z opcją Dżonowego zakazu. Wydaje mi się, że nawet do spółki z Tico i z Dave'em Richie nie przyćmiłby Jona.
Przypominam, że
była już taka próba sił. To nieprawda, że po New Jersey tylko Alec miał dość swojego "szefa".
Richie, David i Tico ze współudziałem Levina stworzyli
"Strangers In This Town" Płytka zyskała świetne noty krytyków, została polubiona przez fanów, ale nr1 nie została. W tym samym czasie Jon ze swoją solową BOG wspinał sie na szczyty.
Tamta próba sił pokazała, że muzyczny szacunek mogą zyskać bez Jona, ale numer 1 bilboardu i ogromna kasa są możliwe tylko z "szefem".
[ Dodano: 2013-02-14, 01:24 ]
Sam Bora pisze:Potrafię wyobrazić sobie Bon Jovi bez któregokolwiek z trójki Sambora, Torres, Bryan...
Ja aż takiej wyobraźni niestety nie mam jeśli chosdzi o Richiego, natomiast
Because we can pokazuje jak może brzmieć Bon Jovi bez Sambory
P.S. Jeśli by spojrzeć wstecz na to co dali muzyce poprockowej muzycy BJ, to nasuwa się podstawowy wniosek: rozpropagowali i wmietli do niej "ostrą" solową GITARĘ. Dzisiaj nadal grają poprock, ale już bez solidnego "wiosła".
[ Dodano: 2013-02-14, 01:44 ]
Sam Bora pisze:Czy Jon jest aż taką mendą? To dobry, utalentowany muzyk.
Raczej jest twardym szefem, spinającym wszystko do koopy hehe. Taki kapitan drużyny to dobra rzecz pod warunkiem, że nie opieprza co chwilę, ale też i wspiera.
Co do
talentu:
1.
organizacyjny - tu jest the best!
2.
fajne teksty, ale pisane do spółki, niejasności co do twórców wielkich przebojów (chociażby tzw. LivinII czyli IML - gdy słyszę wypowiedź, że Jon sam by to potrafił napisać to pytam dlaczego nie napisał?).
3.
Głos - najwartościowszy dla fanów, ale idiotycznie nadszarpniety (jaki wokalista zaczyna palić ćmiki w przerwie przesłuchań do filmów? Czy ktoś to potrafi pojąć?).
Słynna dżonówka-nosówka (ja to nazywam gęsią gęgawą) podczas koncertów to zmora każdego fana. Zauważcie, że nowe piosenki tworzone są pod obecny stan głosu Jona, w starych kompozycjach głos nie daje rady - to straszne, ale ze ze względu na głos Jona wolę słuchać na koncercie What about now niż Bed Medicine...
Tak, że organizacyjnie ktoś szefowi może pomóc, podobnie z tekstami. Ale
jak straci głos (odpukać), to przy sprowadzonych do roli statystów Ryśku, Dawidzie i Tico będzie ciężko, tym bardziej, że latka lecą i coraz niej fanek będzie patrzeć jak na obiekt westchnień...
[ Dodano: 2013-02-14, 01:59 ]
sobol_77 pisze:JB trzyma łapę na zespole i tyle, dusi pozostałych muzyków swoim przerośniętym ego, szczególnie Samborę. A co ma do zaoferowania - irytujące buczenie przez nos i podskakiwanie jak pajacyk na scenie? Nowy album Bon Jovi może być najgorszy w karierze
Hmm... co do duszenia innych to oczywiście zgadzam się, ale w stopniu jak opisałem powyżej.
Nosówka też mnie martwi. Co do wygibasów to oczywiście brakuje mi latania na linach jak za czasów slippery, ale wiem, że jeśli dziadek w jego wieku nie szprycuje się sztucznie to
nie będzie fikał jak młodzieniaszek - więc tu nie mam do niego pretensji.
Obecny album wydaje się dużo lepszy niż "Okrąg" (nomen omen kojarzący mi się z zakreślaniem okręgu przy głowie w odpowiedzi na tekst że to dobra płyta) i tym bardziej Zagubiona muzyka, tj. Autostrada. I o ile What about now można i trzeba porównywać do Circle i Highway to nie można go porównywac do BJ, Fahrenheita, SWW, NJ, Faitha czy T-Days, bo wtedy pryska pozytywne nastawienie z melodyjnej, radosnej muzyki i przychodzi irytacja...
Mnie what about now nie irytuje, pozbyłem się emocjonalnych porównań do "legendarnych" płyt BJ. Cieszę się, że WAN jest lepsza od ostatnich dwóch płyt
