Mi album spodobał się od samego początku. Nie był to szał jak przy HANDzie czy New Jersey, ale z przyjemnością słuchałem go w całości + dema. Jest na nim kilka utworów do których bardzo często i chętnie wracam, ale przez ten rok bardzo przyjemnie mi się go słuchało od początku do końca jadąc samochodem. Widać, że Panowie spędzili sporo czasu nad jego dopracowaniem i dzięki temu jest to spójny album. Nie brzmi to jak zbiór singli (poprzednie dwa wydawnictwa "BB" i "WAN"), a brzmi jak coś co ma początek, środek i zakończenie. Najbardzie próbe czasu przetrwały te utwory które u Bon Jovi uwielbiam najbardziej czyli szybkie rockery - "Born Again Tommorow" i "Roller Coaster". Szkoda, że Panowie zawalili promocje, bo kawałki miały szanse ugrac coś w radio. "Born" nawet był grany w BBC, ale bez wsparcia zespołu, który totalnie olał promocje trudno aby piosenka się utrzymała na liście. Bon Jovi to nie nowy Indie Rockowy zespół żeby radzić sobie od tak bez wysiłku. Generalnie nie przełączam żadnej piosenki, ale jeśli miałbym gorszy nastrój to "Scars", "Come Up", "NYDay" i "Reunion" mogłyby zaznać przycisku "skip". Sa to też najsłabsze punkty albumu, ale utwory, które nadają płycie klimat. "Thse Days", "Bounce", czy "Keep Tha Faith" również zawierają utwory pełniące tego typu role. "Zapychacze" potrafią dodawał płycie wartości jak np na albumi e"These Days" lub powodować spadek jakości jak na albumie "Bounce". "Zapychaczom" z "This House" bliżej do roli jaką pełnią ich odpowiedniki na "These Days". Utwór który zyskał najwięcej od pocZątku jest "God Bless This Mess". Początkowo brałem go za zapychacz, ale zwłaszcza po obejrzeniu teledysku zyskał mocno w moim odczuciu. Z Dem na album na pewno wrzuciłbym "Drive You Home". Interpretacja jakoby tekst odnosił się do relacji zespołu-fani bardzo do mnie trafia. Podejrzewam, ze ten utwór miał zamykac album, ale Jon po nagraniu "Come Up To Our House" podmienił utwory (nawet chyba była wzmianka, że to ostatni nagrany kawałek na album). Na płytę trafiłby klimatyczny zapyczhac "All Hail The King" oraz żywsze "Touch Of Grey".
Njwiększą zaletą tego wydawnictwa jest jego spójność i to o czym opowiadają. Pomimo, że mamy tutaj utwory które mogłyby trafić na różne płyty (NYDays/RCoaster - Hand, BAT - WAN, Scars - Bounce, Reunion - LH) to tworzą całość. Drugim powodem dlaczego ta płyta się nie nudzi jest szczerość tekstów. Jon wziął na warsztat wszystkie swoje problemy i za namową L.Coxa potraktowął płytę jako terapie. Widać to w wyrazistych i dopasowanych tekstach.
Generalnie oceniam ten album jako solidne wydawnictwo mmieszczące się w górnej połówce najlepszych płyt zespołu. BArdzo chętnie i często do niego wracam, pomimo że przez ten rok prześłuchałem go więcej razy niż np Bounce od 2002 roku. Mogliby Panowie pomyślec już o następnym wydawnictwie