Bez prądu...
Moderator: Mod's Team
Bez prądu...
Szybkie pytanie. Czy lubicie albumy z cyklu Unplugged? I tutaj oczywiste pytanie, jakie są wasze ulubione wykonania i albumy bez pradu?
- Załączniki
-
[Rozszerzenie jpg zostało wyłączone i nie będzie dłużej wyświetlane.]
Dodaj do zadanych przez Ciebie pytań "Po której płycie pytasz «Czemu tak krótkooooo?»" i "Który występ Twoim zdaniem skończył się zdecydowanie zbyt szybko?", a odpowiedź będzie i tak ta sama: Pearl Jam MTV Unplugged. Nawet tego de facto nie wydali, dopiero w 2009 pojawiło się oficjalne DVD jako dodatek do reedycji Tena.
Najbardziej rozpoznawalne "Bezprądowce" to (na świecie) Nirvana i (w Polsce) Hey. Ten pierwszy zawsze powoduje u mnie stworzenie jakiegoś Hall Of Fame "Ludzie, którzy są sławni, ale o tym nie widzą" albo "Ludzie, których zna cały świat, ale nikt nie wie kto to". Pierwszy na liście widniałby wówczas "Facet, który zrobił WOOO! kiedy Kurt zaczął śpiewać Man Who Sold The World" Przecież to najsłynniejsze WOOO! w historii.
Unplugged Hey to dobry przykład do porównania z normalnym koncertem. Zdecydowanie częściej wracam do Live'a z 1994. Nosowska jest tam takim pozytywnym nieogarem, że aż chciałoby się ją przytulić, a forma wokalna - nie ma słów, żeby to opisać. Unplugged nagrany w 2007, więc repertuar już nie tak dobry, a samo wykonanie ciekawe i pomysłowe, ale jakoś nie moja bajka. Wolałbym to usłyszeć na samych gitarach.
Krótko mówiąc, jeśli bez prądu to też bez dodatkowych fajerwerków. Osobiście wolę prostotę - gitara, perkusja i tyle. Nie słucham zbyt wielu występów Unplugged. Ma to swój klimat, ale zawsze lepiej z prądem.
Najbardziej rozpoznawalne "Bezprądowce" to (na świecie) Nirvana i (w Polsce) Hey. Ten pierwszy zawsze powoduje u mnie stworzenie jakiegoś Hall Of Fame "Ludzie, którzy są sławni, ale o tym nie widzą" albo "Ludzie, których zna cały świat, ale nikt nie wie kto to". Pierwszy na liście widniałby wówczas "Facet, który zrobił WOOO! kiedy Kurt zaczął śpiewać Man Who Sold The World" Przecież to najsłynniejsze WOOO! w historii.
Unplugged Hey to dobry przykład do porównania z normalnym koncertem. Zdecydowanie częściej wracam do Live'a z 1994. Nosowska jest tam takim pozytywnym nieogarem, że aż chciałoby się ją przytulić, a forma wokalna - nie ma słów, żeby to opisać. Unplugged nagrany w 2007, więc repertuar już nie tak dobry, a samo wykonanie ciekawe i pomysłowe, ale jakoś nie moja bajka. Wolałbym to usłyszeć na samych gitarach.
Krótko mówiąc, jeśli bez prądu to też bez dodatkowych fajerwerków. Osobiście wolę prostotę - gitara, perkusja i tyle. Nie słucham zbyt wielu występów Unplugged. Ma to swój klimat, ale zawsze lepiej z prądem.
- Damned
- Gdańsk Supporter
-
Have A Nice Day
- Posty: 4971
- Rejestracja: 7 listopada 2012, o 03:16
- Ulubiona płyta: These Days
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
Jak dla mnie temat na czasie, bo w niedzielę wybieram się na Hey Unplugged.
Moim zdaniem takie koncerty są bardzo potrzebne. Przede wszystkim chodzi o nietypową oprawę takich wydarzeń. Jak wiadomo podczas występów Unplugged muzycy występują (podobnie jak publiczność) w pozycji siedzącej. Ma to swój specyficzny, kameralny klimat.
Z polskiego podwórka trzeba pamiętać o kapitalnym koncercie Kult. Zawiódł mnie z kolei występ Wilków. Gawliński chyba nie był w najlepszej dyspozycji wokalnej, ale może to tylko moje odczucie (lub brak wiedzy na temat jego koncertowych predyspozycji).
Z zagranicy nasuwa mi się przede wszystkim koncert Erica Claptona:
https://www.youtube.com/watch?v=w24A2eesrUA
Za występem bez prądu Nirvany nie przepadam. Oglądałem go kilka razy i moim zdaniem to nic specjalnego. Zwyczajnie przereklamowany koncert.
Moim zdaniem takie koncerty są bardzo potrzebne. Przede wszystkim chodzi o nietypową oprawę takich wydarzeń. Jak wiadomo podczas występów Unplugged muzycy występują (podobnie jak publiczność) w pozycji siedzącej. Ma to swój specyficzny, kameralny klimat.
Z polskiego podwórka trzeba pamiętać o kapitalnym koncercie Kult. Zawiódł mnie z kolei występ Wilków. Gawliński chyba nie był w najlepszej dyspozycji wokalnej, ale może to tylko moje odczucie (lub brak wiedzy na temat jego koncertowych predyspozycji).
Z zagranicy nasuwa mi się przede wszystkim koncert Erica Claptona:
https://www.youtube.com/watch?v=w24A2eesrUA
Za występem bez prądu Nirvany nie przepadam. Oglądałem go kilka razy i moim zdaniem to nic specjalnego. Zwyczajnie przereklamowany koncert.
Trudno się dziwić. Możemy dosłownie usłyszeć, jak Kurt wyzionął ducha. Tak to pewnie wyglądało w 94 "Kupujcie, kupujcie! Tylko u nas ostatnie WEEEEEEAAAAAAGHFTHGDF jakie wydał z siebie Cobain!"Damned pisze:Za występem bez prądu Nirvany nie przepadam. Oglądałem go kilka razy i moim zdaniem to nic specjalnego. Zwyczajnie przereklamowany koncert.
No tak, pozycja siedząca to kolejna z zasad panujących na koncertach Unplugged. Swego czasu była jeszcze jedna - nie przeklinamy. Z czasem jednak została olana przez niektórych artystów, co było sporym błędem. Wtedy występy miałyby jeszcze bardziej klasyczny, dostojny klimat.