Top 10 albumów grunge

Wszystko co dotyczy szeroko pojętego działu muzyki, innych zespołów itp.

Moderator: Mod's Team

EVENo

Top 10 albumów grunge

Post autor: EVENo »

Tak się niedawno zacząłem zastanawiać, jak to się stało, że pomiędzy 1990, a 1994 wydano na rynek co najmniej dwanaście przegenialnych płyt typu grunge, a po 1994 ani jednej?

Jedne zespoły się wypaliły, inne zmieniły nieco swój styl. I chcecie mi powiedzieć, że to wszystko przez śmierć Cobaina? Gatunek nazywany post-grungem początkowo był po prostu współczesną odmianą wcześniejszego, ale gdy zaczęto tak tagować Nickelback, to Eddie Vedder pewnie wolałby teraz leżeć zamiast Kurta.

Oto moje Top 10 płyt grunge, a Wy dzielcie się swoimi wrażeniami związanymi z tym podgatunkiem rocka.

10. Bleach, Nirvana (1989)
Nie mógłbym pominąć w rankingu albumu, na którym zawarto mój ulubiony utwór zespołu, About a Girl. Płyta zyskała międzynarodowy rozgłos dopiero po sukcesie Nevermind, ale już w 1989 amerykańscy krytycy bardzo dobrze ocenili Bleach.

9. Badmotorfinger, Soundgarden (1991)
Znakomita zapowiedź kolejnego krążka bandu. Zadziwiające, że Chris Cornell był w stanie napisać kolejny, blisko godzinny materiał, trzymający równy, dobry poziom, choć chwilę wcześniej zajęty był innym projektem, który za chwilę się tu pojawi.

8. Lightning Bolt, Pearl Jam (2013)
I tu mam problem, o którym pisałem wcześniej, bo brzmienie zespołu przestało przypominać grunge, a rock jak ogół. Nowy album zespołu jest bardzo różnorodny, ale dźwięki w nim zawarte bardzo dobrze się spisują. Skoczne Getaway, punkowe i trafne przekazem Mind Your Manners, czy spokojne Sirens z prostym, choć niebanalnym tekstem.

7. Facelift, Alice in Chains (1990)
Płyta, która otwarła karierę kolejnemu bandowi z Seattle, który w odróżnieniu od kolegów ukazał nieco inny typ grunge'u, bardziej podobny do hard rocka w wykonaniu Guns N' Roses. Moim faworytem jest Man in the Box.

6. Nevermind, Nirvana (1991)
Bestseller, który prawdopodobnie ukształtował ówczesną, amerykańską młodzież, jak i cały rynek muzyczny. Oprócz oczywistych hitów, których nie trzeba nikomu wymieniać, album zawierał tak skrajne kawałki, jak Territorial Pissings, Something in the Way oraz On a Plain.

5. Temple of the Dog (1990)
Jednorazowy projekt utworzony przez Chrisa Cornella, w którym pomogli m.in. Eddie Vedder, Matt Cameron i Stone Gossard. Płyta jest po prostu esencją grunge'u, gdyż została stworzona na cześć zmarłego Andy Wooda.

4. In Utero, Nirvana (1993)
Kolejna płyta, która przyniosła kilka wielkich hitów, takich jak Rape Me, czy Pennyroyal Tea. Oceny krytyków były zdumiewające: co najmniej sześć pełnych i trzy z minimalnym minusem.

3. Ten, Pearl Jam (1991)
Status diamentowej płyty zobowiązuje. To tutaj znajdziemy hymny zespołu, takie jak Alive, czy Jeremy, zaś ósmy na trackliście Porch jest jednym z najlepiej spisujących się numerów na koncertach.

2. Superunknown, Soundgarden (1994)
Niezliczona ilość piosenek to po prostu dzieła skończone, idealne od startu do mety. Krążek przyniósł Cornellowi wieczną sławę dzięki Black Hole Sun, ale nie można zignorować faktu, że większość pozycji na albumie jest równie doskonała.

1. Vs., Pearl Jam (1993)
Po prostu mógłbym tej płyty słuchać bez końca. Wyraźne Go, przejmujące Daughter, aż w końcu całkowicie perfekcyjne Rearviewmirror, to utwory, które na długi czas zainstalowały się w moim systemie operacyjnym.

Jacy są Wasi faworyci?
M

Post autor: M »

Barrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrdzo miły temat . Grunge… Rock I połowy lat 90-tych XXw. Schyłkowość, dekadentyzm, brud i duża dawka surowizny. Zadziwiające jest jednak to, że pomimo ogólnego brudu piosenki grunge’owe posiadały ciekawe melodie. Najczęściej były to proste patenty, suche akordy, Power chordy i jakiś nośny overload. Nie bez znaczenia też pozostawał – często wciągający – wokal. I ten ładunek emocjonalny. Nowa, świeża twarz szeroko pojętego rocka, hard rocka, poprocka czy nawet bluesa i… metalu.

Zastanawiające jest to, że z reguły – post EVENo jest tego doskonałym przykładem – mówi się o 4 bandach z Seattle czyli: Nirvana Kurta Cobaina, Pearl Jam, Soundgarden i (niesamowity) Alice In Chains. Mniej znane zespoły jak Mudhoney, Screaming Trees, Smashing Pumpkins traktuje się nieco po macoszemu. Szkoda…

Pierwsze co 9/10 osobom (z małym prawdopodobieństwem pomyłki procentowej) przyjdzie na myśl na hasło GRUNGE to zapewne Kurt Cobain albo… Nirvana. Nic dziwnego. Sam zresztą zaczynałem wieki temu od „Teen Spirit” i Nirvany. Cobain bez wątpienia był geniuszem. Takie proste riffy, a takie kapitalne utwory!!! „Teen Spirit”, „In Bloom”, „Come As You Are”, „Scoff” czy porażający prostotą i zarazem piękny „Something In The Way”. Musze wspomnieć również o perełce w postaci “Big Long Now”.

Druga siła to Pearl Jam. Na debiutanckim albumie dziki, pełen pasji, społeczny I klasyczny… Unikalny śpiew Veddera. “Alive”, “Once”, “Even Flow”, „Why Go”, „Jeremy” – petarda za petardą… I wspaniały „Garden” z tym rewelacyjnym przełamaniem. Aż szkoda, że na albumie nie znalazł się doskonały „Yellow Ledbetter”.

Soundgarden… Z wielkiej „czwórki” grunge to zdecydowanie najmniej ciekawy przedstawiciel gatunku. Cornell drzeć się potrafi co pokazał na świetnym „Badmotorfinger”. Albumie równym, mocnym, momentami miażdżącym. Terry Date zrobił świetną robotę (potem poprawił się jeszcze na rewelacyjnym i nokautującym „Vulgar Display Of Power” Pantery by na „Far Beyond Driven” podnieść poprzeczkę jeszcze wyżej). Soundgarden traktowałem jednak zawsze jako ciekawostkę, uzupełnienie, coś „na fali czegoś innego”.

No i Alicja. Frapujący to zespół. Niemalże perfekcyjny, momentami doskonały. Nawet w nowym wcieleniu urzekający. Przejmujące solówki, pełzające nisko riffy, sporo akustycznych gitar, harmonie wokalne i ten przecudowny zgiełk, niepokój.

A co ze Stone Temple Pilots? Co ze Screaming Trees Marka Lanegana? Gdzie Foo Fighters? Gdzie albumy zespołów flirtujących z gruntem jak choćby Kyuss czy ich spadkobiercy? „Blues For The Red Sun”, „Lullabies To Paralyze”…

Jeśli już muszę ograniczać się do „dychy”…

10. Alice In Chains „Devil Put Dinosaurs Here” (2013)


Doskonały przykład na to, że można. Mimo upływu lat, kilku dodatkowych kilogramów, ściętych włosów i… braku Layne’a Staleya. Brzmienie jest solidne, brudne ale z „połyskiem”. Jest mrok („Hollow”, „Breath On A Window”), ciężar (‘Stone”, „Phantom Limb”), jest akustyczny luz („Voices”, Scalpel”) i kawałki które zamiotą tobą podłogę (tytułowy „Devil…”, „Hang on A Hook” i świetny „Choke”) czyli klasyczna Alicja…

9. Pearl Jam „Backspacer” (2009)


Cóż, album który przywrócił moją wiarę w chłopaków z Seatlle. W zasadzie od „Vs” Pearl Jam zjeżdżał po równi pochyłej, gdzieniegdzie tylko doskakując do swojego dobrego poziomu. „Vitalogy” mimo świetnych momentów jest nieco wydłużony i – już – udziwaczniony (np. „Bugs”). Trochę światła rzuca niezły „Yield” („Brain Of J”, „Wishlist”, „Faithful”, ‘Given To Fly” by zabić w „Push Me Pull me”) i „Binaurel” („Evacuacion”, „Light Years”). Przysłowiowe “Avocado “ (“Pearl Jam” 2006) to juz natomiast dobry, wznoszący się Pearl Jam. Jeszcze bez dawnej melodyjności ale za to solidnie. Na „Backspacer” zespół osiągnął piękny kompromis i dosłownie wrócił. Ten album to samonakręcająca się sprężyna. Dziki „Gonna See My Friend”, Versusowy „Got Some”, bezczelny „Johnny Guitar” czy najlepszy w zestawieniu “Amongst The Wave”. Zupełnie jakby cofnąć się do debiutu!!! A mamy tutaj jeszcze przebojowy „Force Of Nature” gdzie Vedder śpiewa jak za dawnych czasów i nostalgiczny „The End” na sam koniec… Zasłużona jedynka na Billboardzie.

8. Stone Temple Pilots „Core” (1992)

Z kronikarskiego obowiązku należało by odnotowac, że płyta ukazała się tego samego dnia co słynny „Dirt” Alice In Chains. Cóz… Jest Alice’owo-nirvanowo-pearljamowska… Na początek najlepszy z albumu „Dead And Bloated. Ciągliwe gitary, pogłos, melodyka i świetny Weiland. „Ohhh yeah…. And U think it’s naturaaaal…”. Taki Vedderowski zaśpiew. Potem podobne patenty usłyszymy np. u… Nickelback. Przynajmniej tego do czasów „Silver Side Up”. Jest nirvanowy „Sex Type Thing” czy hitowy „Plush”. Jest, a raczej było też 1 miejsce na Billboardzie.


7. Soundgarden „Badmotorfinger” (1991)


Bardzo dobry album. Co by było gdyby nie „Nevermind”? Czy byłby duży sukces „Badmotorfinger” czy raczej nie byłoby popytu na grunge? W każdym razie. Ciężko i czadowo. Momentami („Jesus Christ Pose”) psychodelicznie. Cornell robi należyty pożytek ze swojego gardła („New Damage”, Jesus…”, „Outshined”, „Holly Water”). Są też monumentalne „Slaves And Bulldozers” czy „Room A Thousand Years Wide” czyli moja osobista jedynka…

6. Screaming Trees “Last Words – The Final Recordings” (2011)

Pośmiertne wydawnictwo Drzew. Pośmiertne, ponieważ od 1999 zespół nie istnieje. Barret Martin postanowił zebrać dema z sesji po albumie “Dust” (świetny krążek) i wydać dla fanów. Cholera! Byłby to najlepszy album Screaming Trees! Ten wokal Langana, niepodrabialny. Luz w grze braci Conner też jedyny w swoim rodzaju, co można usłyszeć w „Ash Grey Sunday”, „Revelator” „Crawlspace” itd… No i teksty. Weźmy taki tytułowy „Last Words”. Świetny…

5. Hey „Ho!” (1994)

„A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają!”. No to się porobiło. Jeden z najlepszych albumów w historii polskiego rocka. Album dość Seattle’sowski. Choćby takie intro w „O drugim policzku” natychmiast przywodzi na myśl „Alive”, a „Ja, sowa” ma w sobie coś z „Down In A Hole”. Mocna to płyta. Gitarowa, basowa, ciężka… Gardłowy „Empty Page”, podniosły „Cudownie”, pięknie rozwijający się „That’s A Lie” czy też cholernie prawdziwy „Maliny się kończą”. Nie ma tutaj hitów na miarę debiutu („Dreams”, „Moja i Twoja Nadzieja”, „Fate”) ale jest równej. Najlepszy swój album Hey wyda dopiero za 5 lat…


4. Mad Season “Above” (1995)

Świetny projekt. Staley, Matrin, McCready i anonimowy Saunders. Grungeowa perełka. Swoje trzy grosze dołożył jeszcze Lanegan. Pierwsze co rzuca się w uszy to Staley w świetnej formie, przynajmniej twórczej. Klasyczny „Woke Up”, pulsujący „Artifictial Red”, fajny „X Ray Mind”… Szkoda, że zespół nie nagrał kolejnej płyty.

3. Pearl Jam “Ten” (1991)

… a jednak podium. Bardzo mocny krążek. Przede wszystkim to opus magnum Pearl Jam. Oprócz świetnej tracklisty dużym plusem albumu jest bardzo ciekawy mastering. Klasyczny rock, klasyczna płyta. Lata 70-te u schyłku XXw… Wszystko co najważniejsze na albumie napisałem we wprowadzeniu. Cudo.

2. Nirvana „Nevermind” (1991)

Przereklamowany czy nie? Fakty są jednak takie jakie są. „Nevermind” to kluczowy album w gatunku. Być może nawet najlepszy w tej kategorii. Przede wszystkim świeżość, polot, prostota przekazu, wyrazu i ta niesforność. Wszystko zagrane niemal niechlujnie ale za to z powerem. Kamień milowy w historii nie tylko hard rocka ale muzyki popularnej. Bezpośredniość tego materiału jest wręcz niebywała. Właśnie ta bezpośredniość, a nie technika były kluczem sukcesu Nirvany. No i Cobain wyglądał na idola. „Nevermind” to rewolucja. Dwanaście kawałków. Pozornie banalnych. Prostych jak gwoździe. Ile zespołów próbowało potem naśladować Nirvanę? Ile zespołów uprościło swoje brzmienie? Nirvana była jednak tylko jedna. Czego chcieć więcej?

1. Alice In Chains „Dirt” (1992)


Ha! Postaram się nie używać mocnych słów. Alicja otwiera 10-kę i Alicja ja zamyka. Kiedy „Dirt” trafił w moje ręce grunge rozumiałem głównie przez Nirvanę i albumy „Bleach”, „Incesticide” czy „Nevermind”. To było coś zupełnie innego. Bałem się tej płyty. Mrok. Gęste brzmienie, przeciągane samogłoski i ten niepokój. Bardzo neurotyczny, elektryzujący to album. Pierwsze kawałki, które wyłowiłem to „Rooster” i „Down In A Hole”. Nawet nie pamiętam kiedy uzależniłem się od tego albumu. Gościł w moim odbiorniku, w moich uszach codziennie. Cantrell trafiał do mnie z każdym dźwiękiem, a Staley śpiewał „takie wielkie rzeczy”. Weźmy pozornie kanciasty, a mimo to wręcz płynący, bolesny i prawdziwy, szczery „Junkhead”. Bardzo sugestywny. Obraz chwili, tego co w tamtym czasie siedziało w głowie Layne’a. Psychika ćpuna… I to miażdżące przełamanie po refrenie. „Seems so Sick …” echhhhhh. Tą płytę można albo pochłonąć albo znienawidzić. Nie ma tutaj kompromisów. Z reguły jest wolno, ospale, ociężale. Brzmienie oscyluje w granicach klasycznego rocka i heavy metalu („Angry Chair”, „Dirt”, „Them Bones”). Przeszywające solówki, rozdzierające refreny. Kurde… chyba zaraz sobie włącze! Polecam
EVENo

Post autor: EVENo »

Odważny ruch z wymienieniem "Ho!", ale pełna zgoda. Sam bym tego tak nie przemyślał, bo jak niby robić grunge w Polsce? Trudno to nazwać gatunkiem muzycznym, bardziej ideologią czy raczej genealogią. Sam jednak pamiętam, kiedy pierwszy raz usłyszałem "Misie" w telewizji (znów temat początków mojej kablówki, drugi dzień z rzędu) i chociażby na przykładzie tego jednego utworu jestem w stanie stwierdzić, że Hey niczym nie ustępował najlepszym bandom z Seattle. Solówki, melodie, teksty i do tego wszystkiego wokal. Kobiecy wokal! Nosowska jest ewenementem na skalę światową.

Foo Fighters to już niestety nie jest grunge, a post-grunge. Tak jak Bon Jovi robi świetnego poprocka, ale słabego rocka, tak lepiej dla FF, aby nie nazywać ich zespołem grungowym, bo wtedy są zwyczajnie słabi. Nigdy nie słyszałem porządnej solówki o ile takowa w ogóle pojawia się na ich kawałkach. Wszystko zostało sprowadzone do prostego grania, przypominającego momentami Najkelbeka. Zdecydowanie nie ma klimatu, uroku który dostrzec mogą tylko smakosze. Jest za to przebojowość i wyraźne nawiązanie do korzeni, które słychać nawet na najnowszej płycie. Właśnie dlatego w 2015 roku są najlepszym kompromisem dla fanów gatunku.

Ja sam dopiero niedawno doceniłem "Avocado Album" i w tym momencie jest moim trzecim ulubionym krążkiem PJ. Chyba także u Soundgardenów nadeszła zmiana i Down On The Upside wydaje mi się lepszy, niż Badmotorfinger.
M

Post autor: M »

EVENo pisze:
Foo Fighters to już niestety nie jest grunge, a post-grunge. Tak jak Bon Jovi robi świetnego poprocka, ale słabego rocka, tak lepiej dla FF, aby nie nazywać ich zespołem grungowym, bo wtedy są zwyczajnie słabi. Nigdy nie słyszałem porządnej solówki o ile takowa w ogóle pojawia się na ich kawałkach. Wszystko zostało sprowadzone do prostego grania, przypominającego momentami Najkelbeka. Zdecydowanie nie ma klimatu, uroku który dostrzec mogą tylko smakosze. Jest za to przebojowość i wyraźne nawiązanie do korzeni, które słychać nawet na najnowszej płycie. Właśnie dlatego w 2015 roku są najlepszym kompromisem dla fanów gatunku.
Wiesz, u schyłku lat 90-tych i na początku tego stulecia nastąpił wysyp post-grungeowych kapelek... Mnie osobiście denerwuje sposób śpiewania frontmanów... Taki, cholera, żałosny... Jakby wszyscy chodzili do tego samego "korepetytora śpiewu". Seethery, Hindery, Hoobastanki czy byc może znany Ci Puddle Of Mudd Wesa Scantlina. Cale lata nie słuchałem juz tego bajzlu.

https://www.youtube.com/watch?v=pDdeOncpD5E
https://www.youtube.com/watch?v=BYE4CVhVkhw

Na jedno kopyto. Ta druga ma w sobie coś z "Rape Me" czyli banalnej pioseneczki na 4 akordy. Dla zabawy i rozgrzewki fajnie grywa sie takie kawałki ;)
EVENo pisze: Ja sam dopiero niedawno doceniłem "Avocado Album" i w tym momencie jest moim trzecim ulubionym krążkiem PJ. Chyba także u Soundgardenów nadeszła zmiana i Down On The Upside wydaje mi się lepszy, niż Badmotorfinger.
Cóż, wszystko przed Tobą. Czasem chciałbym cofnąć się o te 15-20 lat i na nowo odkrywać to wszystko. Pamietam, jak w 1994 roku "uderzył" mnie kawałek T.Love "I Love You". Fajny klip, oryginalny "wokal" Muńka, gęsty bas... Troszkę polskie RHCP... Nieśmiertelne "Zawsze Tam gdzie Ty" też smakowało wówczas inaczej. Takie "Crying" to był prawdziwy cios w splot słoneczny! Jedno jest pewne... Sentyment. Pozdrawiam
Awatar użytkownika
prezes1
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 3514
Rejestracja: 4 maja 2010, o 21:48
Ulubiona płyta: These Days i NJ
Lokalizacja: Lublin

Post autor: prezes1 »

Z grunge słuchałem(i dalej słucham) tylko Pearl Jam. Oczywiście słuchałem płyt(i miałem kasety Nirvany i Soundgarden) ale jakoś Vedder przemawiał do mnie najlepiej.
Więc nie wiem czy dam radę 10 płyt znaleźć. Na pewno Pearl Jam: Ten, Yield, Backspacer i najnowsza. Soundgarden - Superunknown. Temple of the Dog. Nirvana - Nevermind i 3 pierwsze płyty Heya. Jest 10-tka! :)
Fajne były Mother Love Bone i Mudhoney. No i Hole zanim poszli w pop...:)
"Opinions are like assholes...Everybody has one!"
M

Post autor: M »

Trochę odbiegnę od głównego tematu... Jak waszym zdaniem mógłby wyglądać grunge'owy album Bon Jovi i czy dałoby się taki złożyć ze znanych nam/Wam piosenek tej grupy? Jak sądzicie?

P.S. Tylko nie wciskać mi tu proszę kitu, ze "These Days" to grunge ;)
EVENo

Post autor: EVENo »

Trochę odbiegnę od głównego tematu... Jak waszym zdaniem mógłby wyglądać grunge'owy album Bon Jovi i czy dałoby się taki złożyć ze znanych nam/Wam piosenek tej grupy? Jak sądzicie?

P.S. Tylko nie wciskać mi tu proszę kitu, ze "These Days" to grunge
Może nie grunge, ale płyta zrobiona pod grunge. Jak ktoś tu niedawno napisał "Nie wierzę, że ten kawałek powstał przed Cobainem". These Days choć dobre i chwalone, mogło być tak naprawdę pierwszym objawem robienia muzyki wyłącznie pod publiczkę. Taki pop-grunge.

Ciekawe zapytanie i niewątpliwie zabieram się za ułożenie potencjalnej składanki Bon Jovi. Nie będzie oczywiście grungowa, choć znajdą się wspólne elementy: mroczny, dołujący klimat, krzykliwość w wokalu i przytup gitar z najlepszymi solówkami. Zabraknie jednak najważniejszego składnika grunge'u, czyli... grunge'u, to znaczy tego brudu, zaniedbań w dźwiękach instrumentów. Swoją drogą, tak się zastanawiam jakim cudem Black Hole Sun stał się hitem, skoro ma taką chaotyczną i nieskładną solówkę. Ale do rzeczy:

Jedyne, które się moim zdaniem nadają to:

1. My Guitar Lies Bleeding In My Arms
2. (It's Hard) Letting You Go
3. Something To Believe In
4. Hey God
5. If I Was Your Mother
6. Fear

Pierwsze dwie mają coś z pierwszej płyty Pearl Jam. Lies Bleeding to idealna kompozycja dźwięków, zakończona długim śpiewem i wyraźną gitarą z przejmującym tekstem. Letting You Go może być nieco naciągane, ale takich łagodnych utworów na albumie "Ten" nie brakuje. Something To Believe In podobnie jak pierwsza wymieniona, ale tym razem Jon wydarł się tak, że w radiu go raczej nie puszczą, ale fana mocniejszego uderzenia zadowoli. Hey God na tej samej zasadzie, co Lies Bleeding.

If I Was Your Mother to chyba jedyny "brudny" kawałek Bon Jovi i wybór ten był oczywisty. Natomiast czym byłaby dobra płyta grunge bez jednego szybszego numeru? Zawsze musi być coś pachnącego punkiem i w tej roli jest właśnie Fear.
Awatar użytkownika
Damned
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 4971
Rejestracja: 7 listopada 2012, o 03:16
Ulubiona płyta: These Days
Lokalizacja: Polska
Kontakt:

Post autor: Damned »

M pisze:Jak waszym zdaniem mógłby wyglądać grunge'owy album Bon Jovi i czy dałoby się taki złożyć ze znanych nam/Wam piosenek tej grupy?
EVENo pisze:Jedyne, które się moim zdaniem nadają to:

1. My Guitar Lies Bleeding In My Arms
2. (It's Hard) Letting You Go
3. Something To Believe In
4. Hey God
5. If I Was Your Mother
6. Fear
Dodałbym jeszcze Welcome to the Good Times, Prostitute, Outlaws of Love, Standing i... Let's Make it Baby, choć cała ta jedenastka raczej naciągana ;)
M

Post autor: M »

Panowie, duzo zależy od tego co rozumiemy albo jak rozumiemy (przez) grunge. Przyjmijmy, ze Pearl Jam i Screaming Trees (pomijając barwy wokalistów) brzmią dość podobnie. Przynajmniej ten nowszy Pearl Jam... Wspólnych rodników jest w sumie w samy grunge'u niewiele.

Za produkcję przy pierwszej płycie Pearl Jam odpowiadał nieżyjacy juz Rick Parashar, który pomagal również przy "Have A Nice Day " Bon Jovi...

Weźmy takie "Dirty Little Secret". Ostro, jak na Bon Jovi brudno i z fajnym pogłosem... Rozpędzone i przybrudzone "Good Guys Don't Always..." też niebezpiecznie siedzi w rejonach "Nearly Lost You" albo "Shadows Of The Season".

Mi z grunge'm od zawsze kojarzył się bonusowy "I could make a living out of lovin You". Gdyby pozbawić połysku "Missundarstood"... Wyrazista gitara "ciosana" pod proste Nirvanowe patenty ("Lithium", "Polly").

To oczywiście jedynie luźne skojarzenia. Bon Jovi nigdy nie tworzył grunge choć momentami na skutek inspiracji (blues, poprock, hard rock,itp.) mógł się twórczo zbliżac/ocierać o ten nurt (wszak w muzyce flanelowców gatunki nawzajem przenikają się). Oczywiście nie mam tutaj na myśli buntu cechującego rocka z Seattle ale choćby prace gitar i w niektórych kawałkach zaangażowanie społeczne.
TheRock
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 735
Rejestracja: 21 września 2006, o 14:59
Lokalizacja: Belfast

:)

Post autor: TheRock »

wiedziałem, wiedziałem...dzięki -M- ..., że HAND ma coś z KTF. Nie wiem, ja jakoś czuję takie podobieństwo tych dwóch albumów. Co by nie mówić, raczej na tak dobry krążek jakim był HAND w tym zespole nie ma co już liczyć...
...and just only rock...
M

Re: Top 10 albumów grunge

Post autor: M »

A gdyby wybrać najlepszą piosenkę nurtu grunge - zapominając uprzednio o obiegowej opinii na temat hymnu tego nurtu...

https://www.youtube.com/watch?v=oNO6pAJBCs4 Pearl Jam - Jeremy (1991, Ten)
https://www.youtube.com/watch?v=3mbBbFH9fAg Soundgarden - Black Hole Sun (1994, Superunknown)
https://www.youtube.com/watch?v=hTWKbfoikeg Nirvana - Smells Like Teen Spirit (1991, Nevermind)
https://www.youtube.com/watch?v=Nco_kh8xJDs Alice In Chains - Would? (1992, Dirt)
https://www.youtube.com/watch?v=PE5f561Y1x4 Screaming Trees - Nearly Lost You (1992, Sweet Oblivion)
https://www.youtube.com/watch?v=V5UOC0C0x8Q Stone Temple Pilots - Plush (1992, Core)
https://www.youtube.com/watch?v=_nGsT_qFMBs Mudhoney - Touch Me I'm Sick (1990, Superfuzz Bigmuff)
https://www.youtube.com/watch?v=p9n9gW1wCks Mother Love Bone - Supergazer (1990, Apple)
https://www.youtube.com/watch?v=VUb450Alpps Temple Of the Dog - Hunger Strike (1991, Temple Of The Dog)
https://www.youtube.com/watch?v=R-MSfd2S7lo Kyuss - Green Machine (1992, Blues For The Red Sun) - troszkę naciągane z tym grungem ;)

Jak?
Brand New EVENo

Re: Top 10 albumów grunge

Post autor: Brand New EVENo »

Chciałem otworzyć osobny wątek na ten temat, ale obejdzie się bez tego. Są po prostu takie piosenki, które nie są złe, ale ich nie lubimy, a nawet nie uznajemy ich istnienia. Ja tak mam, gdy utwór nie wpasowuje się w klimat płyty lub co gorsza, całkowicie go psuje. I tak jest z moim niezmiennym numerem jeden wśród albumów grunge. Płytę "Vs." kończy piosenka "Indifference", której właściwie nigdy nie słucham. To najgorsze z możliwych zakończeń tracklist. Może dałoby się to przełknąć, gdyby numer ten został umieszczony gdzieś w środku, lub gdyby po prostu było na albumie więcej piosenek tego typu. Ale "Indifference" najzwyczajniej w świecie rujnuje cały klimat "Versusa".

Odpowiednikiem tego w świecie Bon Jovi jest naturalnie "Love For Sale", które nie jest piosenką złą, jest wręcz świetnym numerem. Problem w tym, że jeśli nie potraktujemy tego jako bonus, to zaczniemy się zastanawiać ile hard rocka zostało na New Jersey. Nie pasuje do reszty i tyle.

Odświeżony ranking Top 10 albumów grunge:
10. Soundgarden - Down On The Upside
9. Pearl Jam - Yield
8. Foo Fighters - Sonic Highways
7. Nirvana - Nevermind
6. Alice In Chains - Dirt
5. Temple of the Dog
4. Nirvana - In Utero
3. Soundgarden - Superunknown
2. Pearl Jam - Ten
1. Pearl Jam - Vs.

Top 10 piosenek:
10. Foo Fighters - Something From Nothing (FF dostało się na jedną i drugą listę, ponieważ ich nowa płyta bardziej przypomina mi grunge, niż którakolwiek wcześniej)
9. Temple Of the Dog - Times Of Trouble
8. Temple Of the Dog - Hunger Strike
7. Pearl Jam - Alive
6. Pearl Jam - State Of Love And Trust
5. Soundgarden - Pretty Noose
4. Alice In Chains - Would?
3. Nirvana - About a Girl
2. Soundgarden - The Day I Tried To Live
1. Pearl Jam - Jeremy
Lodynapatyku

Re: Top 10 albumów grunge

Post autor: Lodynapatyku »

Brand New EVENo pisze: Odświeżony ranking Top 10 albumów grunge:
10. Soundgarden - Down On The Upside
9. Pearl Jam - Yield
8. Foo Fighters - Sonic Highways
7. Nirvana - Nevermind
6. Alice In Chains - Dirt
5. Temple of the Dog
4. Nirvana - In Utero
3. Soundgarden - Superunknown
2. Pearl Jam - Ten
1. Pearl Jam - Vs.

Top 10 piosenek:
10. Foo Fighters - Something From Nothing (FF dostało się na jedną i drugą listę, ponieważ ich nowa płyta bardziej przypomina mi grunge, niż którakolwiek wcześniej)
9. Temple Of the Dog - Times Of Trouble
8. Temple Of the Dog - Hunger Strike
7. Pearl Jam - Alive
6. Pearl Jam - State Of Love And Trust
5. Soundgarden - Pretty Noose
4. Alice In Chains - Would?
3. Nirvana - About a Girl
2. Soundgarden - The Day I Tried To Live
1. Pearl Jam - Jeremy
'All the way and all the time the same' chciałoby się powiedzieć. Nirvana, Soundgarden i Pearl Jam... Czyli patrzymy na "grunge" nie jako na zjawisko ale... jako najbardziej komercyjne zespoły.

Foo Fighters... Grunge... To może od razu dodajmy Nickelbacki, Puddle of Mudd i innych im podobnych...

Ile tutaj "grandżu w grandżu"?

Szkoda, że nie wymieniłeś np. Mother Love Bone i albumu "Apple", który naprawdę kopie. Jakby Wood nie umarł to pewnie nie było by Pearl Jamu. Choćby pierwsze z brzegu "This Is Shangrilla" i "Stardog Champion" dosłownie zabijają :)
https://www.youtube.com/watch?v=k7CPIXnaeeQ

Gruntruck też bardzo blisko Pearl Jamu operował https://www.youtube.com/watch?v=MK73Y-W8JJg i... tutaj wokalista też juz nie zyje.

Najlepszym zespołem grunge'owym (obok Alicji) nazwijmy jednak Screaming Trees.
https://www.youtube.com/watch?v=eAhFxGVzuE4
https://www.youtube.com/watch?v=vujMy_r5NsY
https://www.youtube.com/watch?v=GAmZsfFKCxU

Natomiast Marka Lanegana - najlepszym wokalistą
https://www.youtube.com/watch?v=UJhR1tg8Ih8
https://www.youtube.com/watch?v=Sh_waGlEgpk
https://www.youtube.com/watch?v=2wVHRy_5euw
Awatar użytkownika
Badmotorfinger
It's My Life
It's My Life
Posty: 212
Rejestracja: 9 października 2013, o 22:20
Lokalizacja: Paradise City

Re: Top 10 albumów grunge

Post autor: Badmotorfinger »

Lodynapatyku - Pełna zgoda do wszystkiego co napisałeś w zasadzie. Chloe Dancer/Crown of Thorns to dla mnie najbardziej magiczny utwór MLB, ale Apple to mój faworyt zaraz po Temple of The Dog, jeżeli chodzi o grunge. Z zespołów, których nie wymieniłeś lubię Candlebox, mimo, że zrzynali nieco z dokonań innych, to jednak ich eponimicznej pierwszej płyty słucha się znakomicie ;)
"It's a bitch, but life's a roller coaster ride
The ups and downs will make you scream sometimes"
Lodynapatyku

Re: Top 10 albumów grunge

Post autor: Lodynapatyku »

Zastanawialiście się czemu polskim (znanym) kapelom, które ocierały się twórczością o grunge tak blisko do tego surowszego Pearl Jamu i Veddera?

https://www.youtube.com/watch?v=B8yz5la6PG4 utwór kompletny
https://www.youtube.com/watch?v=BZIdgdQzxjw jak wyżej
ODPOWIEDZ

Wróć do „Muzyka”