Tegoroczną (chyba wyjątkową) zmianą jest to, że zamiast klasycznego Top 10 wskazuję najlepszą dwunastkę - nie muszę wyjaśniać, dlaczego
12. Jack White - Blunderbuss. Debiutancki album jednego z członków The White Stripes właściwie wymyka się zaszufladkowaniu. Ogólnie można uznać, że to soft rock, jednak zawiera w sobie pewne elementy bluesa i country. Ciekawe kompozycje, z którą chyba najlepszą jest nie żaden z singli, lecz tytułowe Blunderbuss.
:arrowr: Jack White - Blunderbuss
11. Europe - Bag of Bones. Przyznam szczerze - dla mnie chyba największe rozczarowanie muzyczne tego roku. Po absolutnie nieziemskim Last Look At Eden z 2009 roku, na którym to albumie hit gonił hit (przynajmniej połowa utworów naprawdę genialna) tym razem przesympatyczni (sprawdzono!
:arrowr: Europe - Doghouse
10. Slash - Apocalyptic Love. Płyta trochę w klimatach starego G'N'R, ale właśnie... trochę. Gdyby znów się zeszli z Axlem, efekt byłby pewnie dużo lepszy
:arrowr: Slash - You're A Lie
9. The Killers - Battle Born. Szczerze mówiąc, jak na Killersów, to płyta nie zachwyca. Bardziej przypomina solową płytę wokalisty, Brandona Flowersa, niż poprzednie albumy zespołu. Wciąż jednak jest płytą na dobrym poziomie. A promujące go Runaways, choć początkowo mi się niezbyt podobało, później dużo zyskało w moich uszach
:arrowr: The Killers - Runaways
8. Paul McCartney - Kisses On The Bottom. Ex-Beatles zaserwował nam w tym roku naprawdę przyjemny album. Taki ciepły pop z elementami jazzu, którego przyjemnie słucha się do romantycznej kolacji lub czytając książkę w mroźny wieczór
:arrowr: Paul McCartney - My Valentine
7. Aerosmith - Music From Another Dimension! Zaskakująco nisko? Być może, ale szczerze mówiąc - jako (umiarkowany) fan Aero czekałem na ten album kilka ładnych lat i... nie porwali mnie. Kilka piosenek daje czadu (Oh Yeah, Legendary Child, What Could Have Been Love), ale kilka prezentuje jednak poziom nie aż tak wysoki, jak oczekiwałem. Co nie zmienia faktu, że posłuchać można, a oryginał pewnie do kolekcji dołączy
:arrowr: Aerosmith - Legendary Child
6. KISS - Monster. Giganci. Płyta może nie jest najgenialniejszą w ich dorobku, nie zawiera też może utworów, które jakoś szczególnie by się wyróżniały, ale też - poniżej pewnego poziomu żadna piosenka nie schodzi. Klasyczny KISS jaki znamy od dziesięcioleci. Tylko tyle - i aż tyle
:arrowr: KISS - Hell Or Halleluyah
5. Lana Del Rey - Born To Die. Debiut roku. I pomyśleć, że to dziewczyna, która wybiła się dzięki internetowi. Początkowo byłem nastawiony do niej sceptycznie, ale po kilku odsłuchaniach stwierdziłem, że jest naprawdę dobra. Oryginalna muzyka, niebanalne teksty. Ciekawe, czy kolejnym albumem potwierdzi klasę?
:arrowr: Lana Del Rey - Off To The Races
4. Robbie Williams - Take The Crown. Popowy album roku. Robbie wydał naprawdę fajne dzieło, z kilkoma świetnymi utworami (Candy, Different, Hunting For You, Into The Silence). Pewien niedosyt pozostawia fakt, że trochę mało jest takich typowych stadionowych killerów, do jakich Rob nas drzewiej przyzwyczaił... może po prostu pan Williams się starzeje?
:arrowr: Robbie Williams - Different
3. Sabaton - Carolus Rex. Sama koncepcja tego albumu była świetna i, mimo wszystko, zaskakująca. Zespół, który do tej pory opierał swoją sławę na głoszeniu w swych utworach chwały XX-wiecznych bitew, postanowił odejść nieco od tego utartego wizerunku. Nieco - ale nie za daleko... Chłopaki wzięli na tapetę historię o kilkaset lat odleglejszą, tym razem zaznajamiając nas z dziejami szwedzkiego imperium z XVI-XVII wieku. I, szczerze mówiąc, wyszła im bodaj najlepsza płyta w dorobku. Zawiera nie tylko klasyczne, szybkie kawałki, ale również kilka epickich metalowych ballad. A przy tym - szczególnie edycja deluxe to arcydzieło wydawnicze - zawiera dwie płyty z albumem w dwu językach (angielski i szwedzki), a książeczka to mały, piękny podręcznik historii
:arrowr: Sabaton - A Lifetime Of War
2. Gotthard - Firebirth. Bardzo się obawiałem, czy po śmierci Steve'a Lee Gotthard będzie w stanie utrzymać klasę. Nowy wokalista, Nic Maeder, nie ma wprawdzie tak genialnego głosu jak Steve, ale trzeba przyznać, że brzmi i tak bardzo dobrze. Wbrew obawom zespół nie stracił swojego charakteru, album brzmi świetnie - ostro, z pazurem... i tylko z pewną, zrozumiałą dawką smutku w niektórych kawałkach.
:arrowr: Gotthard - The Story's Over
1. Richie Sambora - Aftermath of the Lowdown. Tu chyba zaskoczenia nie ma żadnego - bo nie mogło być. Oczywiście, ciężko się nie zgodzić z tym, że Richie wydał płytę niekoniecznie tak dobrą, jak dwie poprzednie. Że jest kilka utworów ciężkostrawnych (mi jakoś nie leży Weathering The Storm). I tak jednak jego nowy album jest po prostu niesamowity!
:arrowr: Richie Sambora - Seven Years Gone
Generalnie - muzycznie rok był całkiem niezły. Miałem dość spory problem z ustawieniem finałowej trójki - tak na dobrą sprawę poziom od miejsca szóstego był już bardzo wyrównany. Bardzo ciężko jest też wybrać pomiędzy płytami tak diametralnie różnych artystów, jak choćby Robbie Williams i Sabaton. Przeważyły, oczywiście subiektywne odczucia
A Wy? Jak wyglądają Wasze klasyfikacje? Dacie radę ułożyć swoje własne Top 12?
Może, gdy pojawi się tak z 10 list, zrobimy nominacje i głosowanie?