Dand pisze:monjovi pisze:
Właśnie się zastanawiałem dlaczego nikt w temacie Adamsa nic nie pisze o wczorajszym koncercie...
Szkoda Dand i Wojtek, że nie udało się spotkać, bo była tam niemała forumowa ekipa
Ja miałem troche zakręconą sytuację z biletami i samym wyjazdem ale w końcu się udało. Nie wiedziałem też,że forumowa ekipa się na koncert udała...to jakie wrażenia ?
Ja się bawiłem super. Miałem miejsca na trybunach i wiem,że już nigdy tam miejsc nie kupie. Byłem tam 1 raz i dla mnie koncert na trybunach jest niemal tożsamy z tym jakbym oglądał na dvd przed telewizorem, ciężko poczuć klimat koncertu. Całe szczęście jeszcze na początku płyta była bardzo słabo zaludniona, chyba zajęta jakoś w 1/3 więc już przy drugiej piosence udało nam się zbiec na płytę no a tam już było świetnie.
Bryan w fenomenalnej formie,bardzo pozytywny choć bywał też lekko zgryźliwy raz dla swojego basisty a raz dla operatora świateł ale to tylko taki niuans. Ogólnie widać było,że mu się podoba zwłaszcza,że po otwarciu bramek płyta zapełniła się w całości a i trybuny były pełne, chyba było sporo spoźnialskich. Ja sam pojawiłem się jakoś 19:50 będąc przekonanym,że koncert zaczyna się o 21. Wokalnie Adams fantastyczny, bije młodszego od siebie JBJ na głowę. Nie wiem czy tak dbał przez lata o głos czy po prostu natura obdarzyła go wyjątkowo szczodrze ale JBJ może mu pozazdrościć tego jak ich głosy się zmieniały na przestrzeni lat.
Adams świetnie bawił się z Keithem , widać było,że mają super relację. Nawet moja żona, która muzyką się niemal w ogóle nie interesuje od razu porównała relację Bryan&Keith do JBJ&Sambora uznając,że ta druga była często wyreżyserowana i sztuczna a tu było widać szczerość i spontaniczność. Takie jej małe spostrzeżenie...
W ogóle Scott to niedoceniony gitarzysta,podobała mi się jego gra na scenie i jak mówił Bryan - ma naprawdę szybkie palce
Wszystkie hity, które chciałem usłyszeć usłyszałem, najbardziej zależało mi na 18 til I die i całe szczęście to było.
To był mój 1 koncert Adamsa ale na pewno nie ostatni, nawet moja druga połówka stwierdziła,że od dziś jest fanką, czego nigdy nie mówiła po koncertach BJ ;p
PS
Koncert jednak wygrała Lady in Black

O to widzę, że nie tylko my mieliśmy przygody przed koncertem, na szczęście wszystko skończyło się dobrze
Faktycznie ludzie na trybunach wyglądali dość smutno, co prawda nigdy nie spędziłam tam koncertu, ale podejrzewam, ze tez średnio bym się bawiła. Fajnie, że udało się wam zejść w rezultacie na płytę, bo tam najlepiej czuć klimat
To był mój drugi koncert Bryana, ale moich niektórych współtowarzyszy byl to n-ty z kolei, a jeden z nich nawet miał meet&greet z samą gwiazdą wieczoru! Bryan podobno niesamowicie sympatyczny i przyjazny

Rok temu setlista podobała mi się bardziej, ale wtedy była rocznicowa trasa Reckless, więc odtworzył cały album plus największe hity, wtedy dostaliśmy też nigdy wcześniej nie grany cover Roya Orbisona no i Christmas Time

Akcja ze strzałkami bardzo udana, Bryan był zadowolony i zadedykował nawet piosenkę pomysłodawczyniom, te dziewczyny są mu znane od lat, to takie die-hard fans, pare lat temu w Poznaniu były nawet na piwie ze samym Keithem ! Co to relacji pomiędzy panami, to miałam identyczne wrażenie jak Twoja żona, JBJ & RS, aż się łezka w oku kręciła. Duet fantastyczny, chociaż ten układ choreograficzny całego zespołu, gdy się żegnali, był również fenomenalny

Niby panowie w garniturach a dali do pieca, Keith - fastest fingers in Poland, robi cuda z gitarą, na ostatniej trasie grał na leżąco i udawał, ze płacze krzycząc w niebogłosy
Co do głosu to faktycznie śpiewa bez najmniejszych problemów, wszystko brzmi jakby odtworzone z CD ! Chociaż on ma dość specyficzny sposób śpiewania, mało poprawny technicznie, podobnie jak Springsteen, zawsze miał głos jakby go już go w połowie stracił, zachrypnięty i mało dźwięczny. Wydaje mi się, że tym samym mniej zdarł struny głosowe niż JBJ wydzierający się i łapiacy najwyższe dźwięki. Niestety Jon nie miał tyle szczęścia, właściwie jest bezradny w związku z tym co się stało z jego wokalem, myślę, że jest podobnie jak ze wzrokiem czy słuchem, jednym się niszczy innym nie, a śpiewa nie każdy.
Haha gwiazdą nr 2 była zdecydowanie Dancing Queen, płakaliśmy ze śmiechu, kobieta z werwą, dużą werwą !
Reasumując w BA można się zakochać od pierwszego wejrzenia, oj tak
