Muzyczne podsumowanie roku 2019

Wszystko co dotyczy szeroko pojętego działu muzyki, innych zespołów itp.

Moderator: Mod's Team

Awatar użytkownika
Adrian
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 4410
Rejestracja: 17 września 2005, o 17:02
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza

Muzyczne podsumowanie roku 2019

Post autor: Adrian »

W tym roku muzyczne podsumowanie będę tworzył aktualizować przez cały rok.

Albumy przesłuchane w 2019 roku:
Avril Lavigne - Head Above Water
Bat for Lashes - Lost Girls
Billie Eilish - When We All Fall Asleep, Where Do We Go?
Blink-182 - Nine
Bring Me the Horizon - amo
Bruce Springsteen - WESTERN ST
Coldplay - Everyday Life
Ed Sheeran - No.6 Collaborations Project
Coma - Sen o 7 Szklankach
Daria Zawiałow - Helsinki
Emeli Sandé - Real Life
Frank Turner - No Man's Land
Goo Goo Dolls - Miracle Pill
In Flames - I, The Mask
Interpol - A Fine Mess
Jimmy Eat World - Surviving
Kaiser Chiefs - Duck
Keane - Cause and Effect
Lana Del Rey - Norman Fucking Rockwell!
Lewis Capaldi - Divinely Uninspired to a Hellish Extent
Liam Gallagher - Why Me? Why Not.
LSD - Labrinth, Sia & Diplo Present... LSD
Of Monsters and Men - Fever Dream
Puddle of Mudd - Welcome to Galvania
Rammstein
Rival Sons - Feral Roots
Slipknot - We are not your kind
Stereophonics - Kind
Sum 41 - Order in Decline
Taylor Swift - Lover
The Cranberries - In the End
Tove Lo - Sunshine Kitty
Weezer - Weezer


Album roku:
Coma - Sen o 7 Szklankach - 10/10 - Od dwóch albumów Coma to był dla mnie zespół zagubiony. Próbowali coś nagrać oryginalnego, ale było to nudne, nijakie i bez pazura. Gdy usłyszałem, że zespół bierze się za piosenki z bajek to od razu pomyślałem, że Coma nie uczy się na błędach. Nic bardziej mylnego. Tym razem wszystko zagrało idealnie. Od bardziej agresywnego (wręcz krzykliwego) wokalu, dobrych riffów, całej oprawy muzycznej na doborze utworów kończąc. Roguc zebrał piosenki, które w oryginale miały dwuznaczne teksty. dały one możliwość zinterpretowania ich jako dosyć odważne a czasami mroczne spojrzenie na dzisiejsze czasy. "Marsz robotów" czy "Wędrówka" są tego idealnym wręcz przykładem. Gdyby dać komuś do przesłuchania album nie mówiąc, że to utwory z bajek to mógłby w ogóle nie poznać przebojów sprzed lat. Fajny psychodeliczny, ale melodyjny klimat. Najbardziej trafiła do mnie genialna wersja "Meluzyny", "Pożegnanie z bajką" oraz "Z poradnika młodego..". Naprawdę wszystko mi tu gra i nawet futurystyczno/kosmiczne wstawki na tym albumie dodają jakości, a nie odpychają jak w "YU55". Z chęcią usłyszę ten album na żywo i mam nadzieję, że zespół nagra kolejny album w takim stylu.


Top10:
Chaos From The Top Down - Stereophonics
Chlorine - twenty one pilots 
Fantazja - Coma
Hej hej! - Daria Zawiałow
Najnowszy Klip - Dawid Podsiadło
Nothing Breaks Like a Heart - M.Cyrus & M.Ronson
Old Town Road (Diplo Remix) - Lil Nas X feat. Billy Ray Cyrus
Pola - Muniek Staszczyk
Sobie i wam - Męskie Granie Orkiestra 2019
Someone You Loved - Lewis Capaldi

Singiel roku
Someone You Loved - Lewis Capaldi

Piosenka z albumu (nie singiel)
Meluzyna - Coma

Dosyć słaby muzycznie rok. Pomimo kilku naprawdę interesujących premier, po wydaniu większość okazywała się niewypałem.
01.Stuttgart 2006
02.Lipsk 2008
03.Drezno 2011
04.GDAŃSK 2013!!
05.WARSZAWA 2019!!

Please Wait.....Loading....
Awatar użytkownika
EVENo
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 1584
Rejestracja: 9 października 2016, o 11:51
Ulubiona płyta: New Jersey
Lokalizacja: Siemianowice Śląskie
Kontakt:

Re: Muzyczne podsumowanie roku 2019

Post autor: EVENo »

W sumie jest dopiero maj, a dla mnie ten rok już teraz jest znacznie atrakcyjniejszy muzycznie, niż dwa poprzednie. Powroty grupy Rammstein, Sabatona i Dream Theater (najlepsza płyta od lat!), do tego kapitalne krążki Eluveitie i Cellar Darling, a to dopiero muzyka metalowa. Po drugiej stronie barykady wysyp nowej muzyki z gatunku hip hop - i tej dobrej, i tej ultrakoszmarnej, ale z pozytywów na pewno Abradab, Hans Solo i O.S.T.R. Długo oczekiwane albumy Millencolin, The Cranberries oraz RPWL nie zawodzą, a swoje trzy grosze niespodziewanymi singlami dorzucili Hunter, Organek, Agata Karczewska, Florence oraz Lighthouse Family. No i Daria Zawiałow - jak ona to robi, że nagrywa taki fajny pop? :D Przy tym wszystkim płyta Nocnego Kochanka wypada niesamowicie słabo. Kto by pomyślał? ;)
Telewizja kłamie, a Radio Epsilon
REHABILEJKO

Re: Muzyczne podsumowanie roku 2019

Post autor: REHABILEJKO »

13 długich lat przyszło fanom metalu czekać na nowy album TOOL-a. W końcu jest... "Fear Inoculum". Świetna, mocna, kuszaca, wciągająca płyta. Póki co smakuje jej raczej "po kawałku". "Pneuma", "Invincible", "Decending", "Culling Voices" czy niesamowity "&empest" smakuja wybornie. Oczywiście znajdą się zapewne malkontenci twierdzący, że nowy TOOL to przysłowiowy przerost formy nad treścią... Każdy ma prawo do własnego zdania. Album aż kipi od dobrych zagrywek, transowych rytmów i niesamowitej przestrzeni. Chyba najlepsze dzieło jakie w tym roku dane mi było słyszeć.

Na swoiste podsumowanie przyjdzie oczywiście jeszcze czas, poniewaz cały czas wysoko stoja u mnie akcje "The Verdict" odmienionego Queensryche. Album co prawda nowym "Operation: Mindcrime" czy tym bardziej "Empire" nie będzie, ale jest to najlepszy Queensryche od...1994, czyli od czasów "Promised Land.

Witalnością poraża za to "Rewind, Replay, Rebound" Volbeat. Niestety, słabsze momenty zdarzają się Duńczykom zbyt często, przez co płyta jest tylko dobra. Mój faworyt to chyba "Pelvis On Fire" z niesamowitym, VelvetRevolverowym riffem i porywającym "Elvisowskim" refrenem. Mocną średnią trzyma też "Maybe I Believe".

Dołuje najnowsza propozycja grupy Slipknot, która brzmi jak gówniany soundtrack do "Koszmaru minionego lata". nie wiem czy bardziej mnie to męczy czy śmieszy.

Gówniany (za słownictwo przepraszam) jest tez najnowszy Adams. Jego "Shine A Light" to płyta stetryczała i lajtowa do kwadratu. Duuuuuuuża zniżka formy wobec poprzednika, który atakował fajnym rockability już w "You Belong to Me".

Rammstein słuchałem póki co wyrywkowo i... po tym co usłyszałem raczej jeszcze poczekm do momentu gdy najdzie mnie ochota na disco ;)

Czekam na nowe wydawnictwo Williama DuValla oraz pierwszy od 10 lat studyjny krązek... Puddle of Mudd. Ten ostatni za sprawą singla "Uh oh" uświadomił mi jednak, że pewne rzeczy już bezpowrotnie minęły i taki prosty hard rock już nie bierze mnie tak jak 20 lat temu. Z sentymentu jednak posłucham...

No i na koniec.... KoRn... "The Nothing"...
Dwa pierwsze single świetne. Album będzie dobry.
Awatar użytkownika
EVENo
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 1584
Rejestracja: 9 października 2016, o 11:51
Ulubiona płyta: New Jersey
Lokalizacja: Siemianowice Śląskie
Kontakt:

Re: Muzyczne podsumowanie roku 2019

Post autor: EVENo »

Tool jest bardzo dobry, ale nie rewelacyjny. 10-minutowe single powinny jednak brzmieć bardziej "ponadczasowo", aby zasługiwały na taką sławę, ale trzeba zespołowi oddać, że wydał album z certyfikatem najwyższej jakości.

Na Korna też czekam, fanem nigdy nie byłem, ale bardzo szanuję ten zespół i chcę się nim bardziej zainteresować. Zacznę od nowej płyty :)
Telewizja kłamie, a Radio Epsilon
REHABILEJKO

Re: Muzyczne podsumowanie roku 2019

Post autor: REHABILEJKO »

EVENo pisze:Tool jest bardzo dobry, ale nie rewelacyjny. 10-minutowe single powinny jednak brzmieć bardziej "ponadczasowo", aby zasługiwały na taką sławę, ale trzeba zespołowi oddać, że wydał album z certyfikatem najwyższej jakości.

Na Korna też czekam, fanem nigdy nie byłem, ale bardzo szanuję ten zespół i chcę się nim bardziej zainteresować. Zacznę od nowej płyty :)

Wiesz, każdy ma prawo do swojego zdania, ale jeśli np. masz z góry narzuconą awersję do długich kompozycji to taka muzyka nie ma prawa Ci się podobać. Album brzmi świetnie, przestrzennie, złowieszczo momentami.

Utwory trzymają poziom. Angażują. To rzecz lepsza niż 10,000 days i najlepsza rzecz z tej kategorii jaką słyszałem od czasów Fear of a blank planet.
REHABILEJKO

Re: Muzyczne podsumowanie roku 2019

Post autor: REHABILEJKO »

Jakoś z wiekiem jestem coraz mniej na bieżąco... Myślami już przy "2020" ;)

W tym roku póki co nowości to ogarnąłem w całości chyba sztuk 8... Może 9. Były oczywiście kwestie sentymentalne, były pozycje obowiązkowe...

9. Shine A Light (Bryan) - dla nikogo. No może dla psychofanek. Szkoda... Do zapomnienia.

8. Flash and Blood (Whitesnake) - poziom muzycznej przewidywalności i lirycznej żenady przeskoczony kilkukrotnie. Rozumiem jednak że na świecie są też entuzjaści takich rytmów.

7. Welcome home (Hellyeah) - nihil novi... Kilka momentów się jednak znalazło.

6. We are not your kind (Slipknot) - Birth of the cruel naprawdę mnie wziął... Jest to jednak "brutalność" kontrolowana.

5. The things that we can't stop (Cold) - świetny album! Chyba najmniej mainstreamowy w tym zestawieniu. Jakby urocmowione R.E.M z wpływami postgrunge i psychopopu. Gęste, lepkie... Melancholijne. Snowblind to masterpiece.

4. Welcome to Galvania (Puddle of Mudd) - co znaczy sentyment... Dobry powrót po 10 letniej przerwie.

3. The nothing (KoRn) - świetna ciężka plyta. Davies histeryczny jak zawsze, gitary rzeżące, a bas wypruwa jelita. Produkcja krystalicznie brudna ;) selektywna. Można pokusić się nawet o elementy bardziej progresywne jak na KoRna.

2. Fear Inoculum (Tool) - Długie 13 lat czekania... Warto było. Tool jak to Tool... Bawi się metrum, rozwija powoli, angażuje. Do gustu najbardziej przypadł mi Invincible.

1. The Verdict (Queensryche) - bez Chisa? Ech... bez Geoffa? Cóż... bez Scotta nawet. Queensryche nagrał najlepszy album od 1994 czyli od czasów Promised land. Mi nieobecność dwóch wielkich liderów nie przeszkadza jeśli mają nagrywać takie dobre albumy. Czy to jeszcze Ryche czy cover band to już temat na inną okoliczność.
Polecam każdemu. Metal solidnie wykuty!
Awatar użytkownika
EVENo
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 1584
Rejestracja: 9 października 2016, o 11:51
Ulubiona płyta: New Jersey
Lokalizacja: Siemianowice Śląskie
Kontakt:

Muzyczne podsumowanie roku 2019

Post autor: EVENo »

Tworzę już podsumowanie roczne. Postanowiłem je podzielić na sześć rozdziałów. Już wiem jakie płyty trafią do każdego z nich, pozostaje tylko napisać tekst. Pierwszy rozdział mam gotowy, więc zamieszczam jako przystawkę ;) Resztę udostępnię, gdy będzie gotowa całość. Oczywiście później przyjdzie też pora na wystawienie ocen i piosenkowy ranking. Zapraszam do dzielenia się swoimi podsumowaniami.

Rozdziały mojego podsumowania roku 2019:
  • Feniks z popiołów
    Powrót na właściwe tory
    Konsekwencja przede wszystkim, cz. 1: Zielone światło
    Konsekwencja przede wszystkim, cz. 2: Żółta kartka
    Pozytywne niespodzianki
    Rozczarowania mniejsze i większe
---

Feniks z popiołów

Tool - FEAR INOCULUM
Rammstein – RAMMSTEIN
Lighthouse Family - BLUE SKY IN YOUR HEAD
RPWL - TALES FROM OUTER SPACE


Kiedy grupa Rammstein objawiła się bez większej zapowiedzi ze swoim „Deutschland” to wydawało się, że tytuł powrotu roku powinien z automatu wylądować w ich rękach. Wtedy zza rogu wychylił się Tool i powiedział „Hola, hola!”.

Nie da się ukryć, że zarówno o „Zapałce”, jak i Fear Inoculum było głośno nie ze względu na to, że to albumy wybitne, a ze względu na to, że długo kazano nam na nie czekać. Teraz już są i udowadniają, że apetyt nie zawsze rośnie w miarę jedzenia, a wręcz przeciwnie. Głodni fani nie mają powodów do niezadowolenia, a i ci, którzy fanami jednej lub drugiej grupy nigdy nie byli, mogli się nimi zainteresować. Wrażenie robią też fizyczne wydania tych albumów, co oczywiście również jest częścią promocji, ale też pewnego rodzaju rekompensatą dla najwierniejszych wielbicieli Toola i Rammsteina (niepotrzebne skreślić).

Wracając do samej muzyki, Tool nie zmienił się nic, a nic. To nadal to samo granie, które nikogo nie zmusza do zainteresowania się nim i otwiera się na słuchacza dopiero wtedy, gdy ten sam tego chce. Dla mnie Fear Inoculum jest imponującym doświadczeniem, które za każdym razem pokazuje coraz więcej i więcej. Niektóre fragmenty potrafiły przejść obok mnie bez echa, by dopiero za którymś razem stać się godnymi zapamiętania. To oczywiście sprawia, że warto do tej płyty wracać.

Niezatytułowany album Rammsteina to zupełnie inna para kaloszy, która na dłuższą metę nie broni się tak dobrze. Tutaj kompozycje są stosunkowo proste i choć słucha się tego przyjemnie, to nie zachęcają one do ponownego odtworzenia. Co dziwi tym bardziej, że każda sesja z albumem zdaje się trwać tak krótko, jak żywot zapalonej zapałki, widniejącej na okładce. Tool jest przy tym jak znicz olimpijski, który płonie tygodniami, ale ma w sobie coś takiego, że chce się na niego patrzeć (a potem czekać w nieskończoność, aż znów zapłonie). Po wypaleniu się zapałki nie ma się ochoty wyciągać kolejnej – jest obawa, że można się poparzyć.

Tyle o wielkich, czas zająć się mniejszymi. Powrotu Lighthouse Family chyba nie spodziewał się nikt. Z jednej strony nie jest on zbyt udany komercyjnie, słupki oglądalności ich nowych tworów są bardzo niskie, a z drugiej tego właśnie się spodziewano, więc nowy album połączony został w dwupłytowe wydawnictwo, zawierające przeboje zespołu sprzed lat. Jak się mają nowe kompozycje na Blue Sky In Your Head? Dokładnie tak, jak należało się spodziewać – są lekkie jak piórko i nie celują w żadną konkretną grupę odbiorców. Lighthouse Family z jakiegoś powodu robiło to dobrze 25 lat temu i robi to dobrze teraz.

No i zostało RPWL, które zamieściłem na tej liście, bo nie za bardzo pasowało mi do którejkolwiek. Grupę poznałem dopiero w tym roku i wciąż nie znam ich poprzednich płyt, ale ta najnowsza jest… OK. Klimat przypominający trochę Blackfield, trochę Riverside. Piosenki raczej zachęcające tylko na początku, później nieco się dłużą. Ale jeśli ktoś lubi takie granie, to płyta jest w porządku.
Telewizja kłamie, a Radio Epsilon
REHABILEJKO

Re: Muzyczne podsumowanie roku 2019

Post autor: REHABILEJKO »

Feniks z popiołów... Dobre...

Fakt, album TOOL w dużej mierze idealnie pasuje do tego określenia, ale czy nie bliżej mu jednak do pkt 3, czyli "ble ble coś tam ZIELONE ŚWIATŁO"? Podejrzewam, że sugerujesz się tutaj tymi 13 latami oczekiwania, a to cholernie błędne rozumowanie, ponieważ wcześniej, czyli do płyty 10,000 Days (i po niej) nie wydarzyło się NIC co by zachwiało wizerunkiem TOOL-a... Ani Aenima, ani Lateralus, ani wspomniany wcześniej poprzednik Fear Inoculum nie były rozczarowaniem, nie nastąpił okres błędów i wypaczeń jak choćby u Pearl Jamy po albumie Vitalogy.

Feniks z popiołów to Alice in Chains AD2009, to Testament i Formation of Damnation, to również Bon Jovi po perturbacjach z Samborą. To też ostatni Def Leppard czy wreszcie Faith no more (który przed Sól Invictus nie istniał). Feniks z popiołów to także Queensryche 2013, a w największym stopniu, obok wspomnianej Alicji, prawdopodobnie Gunsi w Chinskiej Demokracji. Fear Inoculum jest stabilny. Jak sam TOOL zresztą... Można rzec - na Zachodzie bez zmian...

Dla mnie taki Feniks z popiołów AD2019 to nowy Puddle of Mudd... 10 lat posuchy, a wcześniej sukcesywne sięganie dna i totalna destrukcja wizerunku. I nagle ni stąd ni zowąd wracają z albumem "Welcome to Galvania". Oldschoolowy post-grunge z przełomu wieków. It's good to be back ? Obok kapitalnego krążka Queensryche, to chyba jedyna tegoroczna premiera do której chciało mi się wracać.
Awatar użytkownika
EVENo
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 1584
Rejestracja: 9 października 2016, o 11:51
Ulubiona płyta: New Jersey
Lokalizacja: Siemianowice Śląskie
Kontakt:

Re: Muzyczne podsumowanie roku 2019

Post autor: EVENo »

REHABILEJKO pisze: Feniks z popiołów to Alice in Chains AD2009
Dla mnie to bardziej rozmienianie się na drobne, niż powstawanie z popiołów ;)
Telewizja kłamie, a Radio Epsilon
Awatar użytkownika
EVENo
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 1584
Rejestracja: 9 października 2016, o 11:51
Ulubiona płyta: New Jersey
Lokalizacja: Siemianowice Śląskie
Kontakt:

Re: Muzyczne podsumowanie roku 2019

Post autor: EVENo »

Powrót na właściwe tory

Coldplay - EVERYDAY LIFE
Dream Theater - DISTANCE OVER TIME
Taylor Swift – LOVER
The Cranberries - IN THE END


Coldplay jest idealnym przykładem artysty, który w ostatnim czasie zboczył nieco z utartego wcześniej szlaku, by budować nową drogę. Sukces komercyjny grupy został pociągnięty w kierunku radiowego popu i gościnnych występów wielkich gwiazd showbiznesu. Nie wszystkim się to podobało i właśnie dlatego album Everyday Life można śmiało uznać za powrót na właściwe tory. Na najnowszym wydawnictwie jest sporo zabawy muzyką, nieliniowości i nieoczywistych manewrów, a mniej stawiania na przebojowość i próbę trafienia do szerokiego grona odbiorców. Znacznie łatwiej odnieść tutaj wrażenie, że to płyta stworzona przez zespół, a nie producentów, czy też potrzeby rynku.

No właśnie, a skoro o potrzebach rynku już mowa, to postanowiłem zamieścić na tej liście również Taylor Swift. Artystka przez lata kojarzyła mi się z łagodnymi piosenkami do radia, które były raczej przyjemne, a nie irytujące. Wszystko zmieniło się z nadejściem „reputation”, gdzie kompozycje stały się bardziej agresywne i próbujące dorównać współczesnym trendom. Był to dla mnie spory zawód, bo nigdy wcześniej nie ściszałem radia, gdy grano w nim utwory Taylor, a teraz zacząłem to robić. Lover zdaje się nie mieć tego problemu i prezentuje bardziej stonowaną, kolorową muzykę.

Zmieniamy gwałtownie klimat, bo oto Dream Theater wydał… dobrą płytę! Zespół nie miał ostatnio szczęścia do zaspakajania potrzeb fanów. Ostatnie albumy okazywały się rozczarowaniem, a szczyt szczytów nadszedł w 2016 roku, gdy ponad dwugodzinny The Astonishing został zjedzony przez słuchaczy, choć otrzymał świetne oceny od recenzentów. Miłym zaskoczeniem jest więc najnowszy Distance Over Time, który nie stara się wypełnić krążka CD do ostatniej sekundy, a zamiast tego częstuje nas kilkoma piosenkami z najwyższej półki. Niby wszystko jest po staremu – imponujące riffy, ciekawe solówki, niemożliwy wokal LaBrie (AKA magia studia), interesujące efekty… ale tutaj podane jest to w jedno składne danie, a nie w rozlatującą się tortillę, w którą wepchano więcej składników, niż zamawialiśmy. Teraz tylko mieć nadzieję, że kolejne wydawnictwa Dream Theater będą prezentowały podobny poziom.

Niestety, następnego albumu nie nagra już grupa The Cranberries. Umieszczam ją tutaj, ponieważ materiał nagrywany przed śmiercią Dolores O’Riordan miał zostać wydany na pierwszej od wielu lat płycie grupy. Stało się inaczej, In The End to gorzkie pożegnanie, pokazujące, że The Cranberries mogło wydać na świat jeszcze wiele dobrego. Tutaj powrót na tory pozostał tylko w planach, które zostały pokrzyżowane przez całkowite wykolejenie...

---

Konsekwencja przede wszystkim, cz. 1: Zielone światło

Alter Bridge - WALK THE SKY
Korn - THE NOTHING
Liam Gallagher - WHY ME? WHY NOT.
Whitesnake - FLESH & BLOOD
Millencolin – SOS
Rival Sons - FERAL ROOTS


W tym dziale przyjrzymy się artystom, którzy w zasadzie cały czas nagrywają to samo, ale robią to dobrze, z klasą i jak nikt inny. I właśnie przez to niewiele mam do powiedzenia na temat tych albumów. Są dokładnie tym, czym miały być. Spełniają oczekiwania i nie starają się wychylać tam, gdzie nie trzeba.

Na pochwałę zasługuje grupa Alter Bridge. O wielu zespołach zwykłem mówić, że wszystkie ich piosenki są 5/10 i… tutaj jest podobnie, z tym, że o jeden poziom wyżej. Wbrew pozorom to nie takie proste utrzymać równy, wysoki poziom, bo gdy ten jest równy cały czas, to ostatecznie sprawia wrażenie średniego. Z Alter Bridge nie mam takiego problemu i Walk The Sky to kolejny dobry album w ich dorobku.

Korn to Korn. I to właściwie tyle. Nic się w tej kwestii nie zmieniło, Korn to Korn. Szanuję ten zespół, choć nie jestem jego wielbicielem. Za tę konsekwencję właśnie i za w miarę unikatowe brzmienie, które przychodzi im całkowicie naturalnie, nic na siłę. Podobnie sprawa ma się z Rival Sons, który… po prostu wydał kolejny świetny album.

Są też takie albumy, które znasz jeszcze zanim zostaną wydane i do takich z pewnością zaliczyć można SOS grupy Millencolin oraz najnowsze dziecko Liama Gallaghera. I tu ponownie zachwycać się można tym, że coś tak oklepanego może wciąż brzmieć dobrze i świeżo. Podobnie sprawa ma się z nową płytą Whitesnake, choć ta akurat wydawać się może trochę za bardzo oklepana i może nie do końca świeża… ale wciąż dobra! Tutaj konsekwencja i nagrywanie nowych utworów w dokładnie tej samej stylistyce jest atutem.

---

Konsekwencja przede wszystkim, cz. 2: Żółta kartka

Pidżama Porno - SPRZEDAWCA JUTRA
Stereophonics – KIND
Nocny Kochanek - RANDKA W CIEMNOŚĆ
Kensington – TIME


Niestety, nie zawsze jest tak, że powtarzanie cały czas tego samego motywu można uznać za zaletę. O ile Millencolin wciąż dostaje ode mnie zielone światło, pomimo ponownego nagrywania praktycznie tej samej piosenki, tylko z nową energią i innym tekstem... tak Nocny Kochanek staje się powoli nieświeży. Randka w ciemność może nie jest zła, ale nie przedłuża terminu ważności dla samej kapeli. Jaranie się ich muzyką stało się po prostu nudne i zespół potrzebuje czegoś nowego, by przywrócić zainteresowanie.

Podobne wrażenie mam przy Kensington. Styl grupy mi leży i cieszę się gdy kolejne single przypominają mi to, co grupa grała wcześniej… ale na dłuższą metę każdy kolejny album przemawia do mnie coraz mniej i mniej. Różnica nie jest wielka, ale jest i choć oceniam płytę Time podobnie jak dwie poprzednie, to zmuszony jestem dać zespołowy żółtą kartkę, bo po prostu czuję, że moje zainteresowanie może wkrótce zgasnąć.

Podobne ostrzeżenie otrzymuje Stereophonics, czyli właśnie jeden z tych zespołów, które każdą piosenkę ma 5/10. Nigdy nie byli oni jakoś szczególnie zapamiętywalni… ale stają się coraz mniej. Nie jest to nic fajnego, gdy po usłyszeniu pierwszej piosenki na płycie Kind jestem święcie przekonany, że lepszej już nie usłyszę i nie mylę się w tej kwestii ani trochę. Daje to raczej uczucie straty czasu i eliminuje powody, aby do albumu wracać.

A co tu robi reaktywowana po latach Pidżama Porno? Cóż, nie oszukujmy się – Pidżama to Grabaż z zespołem, a Grabaż z zespołem to Strachy Na Lachy. A w porównaniu do tego, co robił Grabaż ze Strachami, Sprzedawca Jutra zdaje się być krokiem w tył, a nie naprzód. To fajny krążek, ale oczekiwania były znacznie większe.

---

Pozytywne niespodzianki

Wojtek Mazolewski & John Porter - PHILOSOPHIA
Bruce Springsteen - WESTERN STARS
Sabaton - THE GREAT WAR
Eluveitie – ATEGNATOS
Hunter – ARACHNE
Daria Zawiałow – HELSINKI
Sum 41 - ORDER IN DECLINE


Nie każda zamieszczona w tej sekcji płyta była wielką niespodzianką, ale każda w jakiś sposób była. No bo, czy spodziewałem się, że nowa płyta Darii Zawiałow będzie dobra? Tak. Ale czy spodziewałem się, że aż tak?

A jako, że kobiety mają pierwszeństwo to od Darii zacznę. Debiut z 2017 roku był wyśmienity i powtórzenie tamtego sukcesu było nie lada wyzwaniem. Zawiałow tymczasem stworzyła album jeszcze lepszy, dając poważne obawy o to, jak daleko może powędrować jej kariera. A nie da się ukryć, jej sława wystrzeliła ostatnio niebywale i cieszę się, że mogłem być jednym z pierwszych, którzy docenili jej niebywały talent i zakochali się w jej twórczości. Na Helsinkach każda piosenka nadaje się na singla.

Przejdźmy teraz do innych niespodzianek – tych brzmieniowych. Zaskoczeniem bowiem dla mnie było jak dobrze i jak rockowo wypadła wspólna płyta Mazolewskiego i Portera. Wkład obu panów jest wyraźny i harmonizuje się to ze sobą fantastycznie. Zauważyć również można jak elastyczny potrafi być Wojtek Mazolewski, a kapitalne, pełne charakteru teksty Johna Portera dopełniają dzieła.

Ciekawostką okazała się być dla mnie nowa płyta Bruce’a Springsteena. Stylistycznie nie różni się to zbyt wiele od tego, co na starość robi chociażby Mark Knopfler… a z jakiegoś powodu podoba mi się dużo, dużo bardziej. Odważę się nawet powiedzieć, że Springsteen nigdy wcześniej nie przekonywał mnie tak bardzo, jak teraz. Western Stars to bardzo fajna, wyciszająca płyta, idealna na wieczory… niekoniecznie zimowe.

Nigdy wcześniej nie zachwycałem się również Sabatonem, a w tym roku coś się jednak odmieniło. Zespół nie zmienił swojego stylu, ale w moich oczach znacznie go poprawił. Będąc kapelą już bardzo doświadczoną i ani trochę niewypaloną, Sabaton robi świetną robotę. Jest to wprawdzie ocena bandu i wszystkiego co robił w 2019 roku, a nie samej płyty The Great War, ale przyznać należy, że zespół wie co robi i do każdego swojego projektu przykłada się równie mocno.

A czym zaskoczyło mnie Eluveitie? Przecież nowy album to niemal mieszanka wszystkiego, co zostało stworzone już wcześniej. Znajome melodie, oklepany styl. Co tutaj może być pozytywną niespodzianką? Cóż… to, że Ategnatos mi się podoba. Bo faktycznie, zazwyczaj bardzo krytycznie podchodzę do takiego autocoverowania, ale to dlatego, że wydaje mi się być po prostu gorszą wersją czegoś, co już słyszałem. A Eluveitie zrobiło moim zdaniem lepszą wersję samych siebie. Remaster tego, co w nich najlepsze. Bardzo się cieszę, że wciąż do mnie przemawiają.

Pozostał Hunter i Sum 41. Ich płyty nie są wybitne, ale cechują się zaskakująco ambitnym podejściem do muzyki. Hunter dawno nie zrobił czegoś tak nieszablonowego, jak Arachne, a Sum 41… po nich to już w ogóle nie spodziewałem się czegokolwiek. Tymczasem Order In Decline jest naprawdę porządnym kawałem gitarowego grania i do tego jest zaskakująco różnorodna. To wciąż tylko „średniak” w świecie rockowych gigantów, ale należy docenić jak ładnie dojrzała ta kapela i jak godnie prezentuje się w swojej obecnej formie.

---

Rozczarowania mniejsze i większe

The Black Keys - LET'S ROCK
Muniek - SYN MIASTA
happysad - REKORDOWO LETNIE LATO
Tabu - SAMBAL


Zacznę od Black Keys, bo mam najmniej do powiedzenia. Dałem im szansę i… po prostu się zawiodłem. Myślałem, że tak cenioną i popularną grupę stać na więcej. Nie przekonali mnie.

No to teraz Polskości. I to nie byle jakie, bo mówimy tu artystach, których słuchałem na żywo najwięcej razy, a ich płyty kupowałem niegdyś w ciemno. Dziś już tego nie robię – z różnych powodów. Tak, jak w tytule: mniejszych lub większych.

To na początek te najmniejsze. Okej, płyty Muńka nadal kupuję w ciemno, bo trochę szkoda na tym etapie przestać kolekcjonować wszystko, co ten człowiek kiedykolwiek stworzył. Tym bardziej, że wstydu przecież nie przynosi, co najwyżej strach. Tak, strach, bo tematyka jego solowej płyty momentami zaskakująco mocno pokrywa się z wydarzeniami, które miały miejsce po jej nagraniu. Muniek jest świadomy tego, że starość go dopadła i jego punkt widzenia się zmienił. Niestety, nie mogę być dla niego tak łaskawy, jak łaskawy był dla niego wylew. Album mi się po prostu nie podoba i to pod wieloma względami. Muzycznie nie ma na nim nic godnego uwagi, a i teksty, choć z fajnym przekazem, to są zarówno napisane, jak i zaśpiewane dosyć kiepsko. Sława, jaką zyskała ta płyta dzięki singlowi Pola jest zdecydowanie niezasłużona i chyba to mnie najbardziej w tym wszystkim irytuje, bo wolałbym, żeby Syn Miasta przeszedł przez rynek bez echa.

O ile na koncert Muńka nawet po wylewie chętnie się przejdę, tak o mojej obecności na koncertach happysadu możecie zapomnieć. To już po prostu nie moja bajka. Z resztą, zauważcie, że nadal zapisuję nazwę tego zespołu małą literą, tak jak było to w czasach jego świetności. Choć obecny, ambitnie grający Happysad nie jest w kręgu moich zainteresowań, to nadal szanuję tę kapelę i w pełni rozumiem kierunek w jakim podążyli. Świat najwyraźniej potrzebuje takiej muzyki i jeśli panowie czują się na siłach, by takową tworzyć, to proszę bardzo. Ja jednak wolałem na ich koncertach tańczyć, skakać i głośno śpiewać, niż stać w miejscu i patrzeć się na awangardowy wystrój sceny. Wracając do samej płyty – jest nieco lepsza od dwóch poprzednich. Obiecująco się zaczyna, ale po dwóch piosenkach wracamy do atmosferycznego grania, który nie do końca pasuje do tekstów Kuby. Ale nie jest to złe – po prostu nie w moim guście.

No i na koniec Tabu. Tabu i odrobina prywaty z mojej strony. Tabu to zespół, któremu kazać bym musiał oddać pieniądze za wszystkie koncerty, na których byłem. Kibicowałem im, gdy nikt ich nie znał. Byłem pełen podziwu ich energii i temu, jak się rozwijają. Trzymałem za nich kciuki, gdy grali na dużej scenie Przystanku Woodstock. Liczyłem na to, że ich kolejne płyty będą zapamiętane przeze mnie na lata.

Zamiast tego w 2015 zespół wydał średnie Meteory, które okazały się być początkiem końca. Lider kapeli zaczął mieć nawet jawne pretensje do ludzi, że przestali chodzić na ich koncerty. Na początku myślałem, że po prostu ubrał to w złe słowa, że nie to miał na myśli, ale nie – Rafałowi najwyraźniej trochę odbiła szajba. W tym roku Tabu przybiło sobie gwóźdź do trumny. Płyta Sambal jest krótka, ma paskudną okładkę, brzmi tak, jakby wokalista zapomniał jak idzie jego własny głos, kompozycje dają wrażenie napisanych bez pomysłu i na siłę, a obraz nędzy i rozpaczy podsumowuje ostatnia piosenka na płycie – Kasia, czyli singiel wydany dwa lata przed premierą albumu. I to nie jest bonus track – to jest zapychacz, aby ten album w ogóle można było nazwać long playem! Nie pozostaje mi nic innego, jak brutalnie stwierdzić, że najlepsze, co może się teraz przydarzyć grupie Tabu, to zakończenie działalności.

Wiem, że to dosyć ostre i negatywnie nastawione zakończenie tegorocznego podsumowania, ale hej – mało to słodziłem poprzednim płytom? Nie, niemało, bo to był naprawdę dobry rok. Jak wyglądają moje oceny dla każdego z zaprezentowanych albumów, ujawnię jednak za jakiś czas.
Telewizja kłamie, a Radio Epsilon
REHABILEJKO

Re: Muzyczne podsumowanie roku 2019

Post autor: REHABILEJKO »

EVENo pisze:
REHABILEJKO pisze: Feniks z popiołów to Alice in Chains AD2009
Dla mnie to bardziej rozmienianie się na drobne, niż powstawanie z popiołów ;)
Ufff... Co za szczęście, że to tylko Twoje zdanie?
REHABILEJKO

Re: Muzyczne podsumowanie roku 2019

Post autor: REHABILEJKO »

Powrót na właściwe tory

Mógłbym tak myśleć do 2050...

Konsekwencja przede wszystkim, cz. 1: Zielone światło

Przede wszystkim - "The Verdict" Queensryche. Trzeci album z Toddem LaTorre na wokalu. Tym razem z jeszcze większym wkładem twórczym nowego frontmana. Doskonały pod względem technicznym, potężny i zabójczo chwytliwy. I gdyby "tylko" nie ta czkawka z podróbką Geoffa to śmiało można by go postawić na równi z Empire, Promised Land i Oper... Nie, nie przesadzajmy.

Slipknot "We are not your kind". Lata lecą, Slipknot robi swoje. Mocarnie, schizolowo i... z rozmachem.
Podobnie jak KoRn, który od "Paradigm Shift" wrócił do nagrywania dobrych albumów czego dowodem jest najnowszy "The Nothing".

TOOL "Fear Inoculum". Nic odkrywczego. Mozolnie budowane napięcie, sprytne bawienie się tempem. Tym razem jednak forma (czasami) przerosła treść i nie chodzi o samą obszerność materiału, ponieważ warstwa muzyczna i sama produkcja materiału jest najwyższej proby, ALE jak na zespół który czarował "Aenimą" i "Lateralusem" TOOL jawi się nagle jako zespół na wskroś przewidywalny i stetryczały. Najbardziej zawodzi Maynard, który chyba zapomniał jak się krzyczy i tutaj niestety największy niedosyt.


Konsekwencja przede wszystkim, cz. 2: Żółta kartka

Bryan Adams zaskoczył mnie poprzednim albumem na tyle, że "Gry Up" pręży się na półce. Najnowsze dzieło to jednak totalne nieporozumienie i strata czasu.

Hellyeah "Welcome Home" Hellyeah utkwił w twórczym marazmie i chyba nie wie jak z niego wyjść. Szkoda...


Pozytywne niespodzianki:

Cold "Things that we can't stop". Świetny album. Nie jest to coś na listy przebojów, ale na jesienne mgliste poranki jak znalazł.

Nick Cave and The Bad Seeds "Ghosteen"
Istne cudo. Już poprzedni "Skeleton Tree" był bardzo mocna pozycja w dorobku Cave'a, ale najnowsze dzieło zdaje się przebijać go o dwie klasy.

Rozczarowania mniejsze i większe:

Dużo obiecywałem sobie po niejakim Flawed Design Saint Asonia. Single były mocne, album - niesłychany. Szkoda, bo była szansa na kawał rasowego radiowego heavy metalu. Wyszło co wyszło. Prezent dla wroga.
Awatar użytkownika
EVENo
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 1584
Rejestracja: 9 października 2016, o 11:51
Ulubiona płyta: New Jersey
Lokalizacja: Siemianowice Śląskie
Kontakt:

Re: Muzyczne podsumowanie roku 2019

Post autor: EVENo »

Nowego Dream Theater nie słuchałeś? Nie wiem jaki masz stosunek do tego zespołu, ale wydaje mi się, że kilka niezłych momentów możesz wychwycić na tej nowej płycie.

Zabawne, że umieszczasz Korna i Slipknota w tym samym akapicie, bo w sumie to trochę mnie to nurtuje, czemu od zawsze mam ogromny szacun do tego pierwszego, a tych w maskach uważam za szajs, kicz, wstyd i nie wiem co jeszcze :P I właśnie często stawiam ich obok siebie, porównuję, widzę podobieństwa... i nie mam na to recepty! Korna szanuję, a Slipknota ani trochę :P Gdy widzę kogoś z naszywką Korna to sobie myślę "Ok, spoko, fajnie", a gdy tylko widzę logo Slipknota "Błe, bez gustu, hańba". Jestem aż tak bardzo uprzedzony? :P
Telewizja kłamie, a Radio Epsilon
REHABILEJKO

Re: Muzyczne podsumowanie roku 2019

Post autor: REHABILEJKO »

EVENo pisze:Nowego Dream Theater nie słuchałeś? Nie wiem jaki masz stosunek do tego zespołu, ale wydaje mi się, że kilka niezłych momentów możesz wychwycić na tej nowej płycie.

Zabawne, że umieszczasz Korna i Slipknota w tym samym akapicie, bo w sumie to trochę mnie to nurtuje, czemu od zawsze mam ogromny szacun do tego pierwszego, a tych w maskach uważam za szajs, kicz, wstyd i nie wiem co jeszcze :P I właśnie często stawiam ich obok siebie, porównuję, widzę podobieństwa... i nie mam na to recepty! Korna szanuję, a Slipknota ani trochę :P Gdy widzę kogoś z naszywką Korna to sobie myślę "Ok, spoko, fajnie", a gdy tylko widzę logo Slipknota "Błe, bez gustu, hańba". Jestem aż tak bardzo uprzedzony? :P
Dream Theater nigdy nie oscylował w okolicach moich muzycznych fascynacji. Lata temu po kontakcie z "Awake" dałem sobie z nimi spokój. Petrucci to świetny fachura, absolutny Top Of The Game. Zresztą czy zespół to techniczna supermachina. LaBrie jednak jakoś mi nie leży. Brakuje mi też w muzyce Dreamów ciężaru typowego dla choćby Testament czy Machine Head (tak, wiem - inne stylistyki). Jest ładnie, klimatycznie, progresywnie i bardzo przestrzennie. Brakuje zwartości.

Nowy album Teatru Marzeń jest naprawdę solidny. Kawał mięsistego heavy metalowego rzemiosła. Brakuje tylko "tej" przysłowiowej kropki nad i. Produkcja (i LaBrie) sprawia, że zbyt często mam wrażenie, że słucham jakiegoś kindermetalu w stylu Asking Avantasia. Same "guitar tones", licki, precyzja - fenomenalne. Kompozycje cholernie równe.

Co do KoRna i Slipknota... Nie jestem wielkim fanem KoRn, choć można zaryzykować stwierdzenie że pod koniec ubiegłego stulecia był to największy zespół świata w tematyce Hard and Heavy. Pierwszy album uwielbiam do dziś. Untouchebles i Issues również mają ten nerw z pogranicza powiedzmy schyłkowej Sepultura ery Maxa Cavalery i Machine Head, choć KoRn z oczywistych powodów nigdy nie był tak techniczny jak grupa Roba Flynna. KoRn to przede wszystkim brzmienie, wszędobylski dół, klimat i Jonathan Davis.

Slipknot jest pod tym względem zdecydowanie bardziej techniczny, urozmaicony, oscylujący pomiędzy względną radiową przystępnością, a brutalnym łojeniem poniekąd będącym przedłużeniem czasów Pantery. Fakt, w swoim wizerunku scenicznym cierpią niestety na "slasherowy amerykanizm" jednak można też doszukać się w tym nurtów deathowych. Szanuję Slipknot za ciężar, ryk Coreya Taylora i niepowtarzalny wkład w popularyzację gitarowego łojenia.
Awatar użytkownika
Adrian
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 4410
Rejestracja: 17 września 2005, o 17:02
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza

Re: Muzyczne podsumowanie roku 2019

Post autor: Adrian »

Up. Moje podsumowane roku 2019 w pierwszym poście
01.Stuttgart 2006
02.Lipsk 2008
03.Drezno 2011
04.GDAŃSK 2013!!
05.WARSZAWA 2019!!

Please Wait.....Loading....
ODPOWIEDZ

Wróć do „Muzyka”