#1 - Ed Sheeran - Na koncerty chodzę od wielu lat i zawsze miałem nieodparte wrażenie, że najlepsze koncerty (poza paroma wyjątkami) dają artyści którzy w danym etapie swojej kariery są na absolutnym topie. Mają wtedy najwięcej energii, nie kombinują nad rozwiązaniami tylko idą na fali swojej popularności, na fali swojego flow i na pokładzie rozbudzonej w sobie energii. Z biegiem lat ta energia zanika, koncerty są równie dobre, ale nie ma tego "czegoś". Dlatego postanowiłem, że jak będzie możliwość to będę chodził na koncerty topowych artystów w ich najlepszym czasie. Obecnie nie ma popularniejszego solowego artysty, który jest po wydaniu prawdopodobnie swojego najlepszego albumu (ciężko mu będzie go przebić). Co zabawne przed jego wydaniem należałem do grona osób, które za Edem nie przepadały, natomiast nowy album i zapoznanie się z twórczością Sheerana trochę to zmieniło.
Sam koncert to niewątpliwie fantastyczne przeżycie. Po pierwsze Ed występuje na scenie sam z gitarą + tło muzyczne efekty / czasami bas / drugi wokal Eda. Daje to momentami wrażenie klubowego koncertu (gdy efektów jest mniej lub sam akustyk), a czasami normalnego rockowego show (rewelacyjne "Sing"). Dlaczego tak wysoko oceniam koncert? Ed jest w dobrej wokalnej kondycji, a że potrafi śpiewać to każdy znający się na muzyce jest w stanie docenić (niekoniecznie go lubiąc). Publika była prze-genialna. Coś jak koncerty Bon Jovi w Chile itp. Przypomniał mi się również koncert Bon Jovi w Gdańsku, aczkolwiek nastolatki EDa w Warszawie zrobiły jeszcze więcej hałasu. Powiem szczerze, że większych pisków w oczekiwaniu na bis nigdy nie słyszałem. To był szał i musiałem sobie uszy przytkać, bo poziom był wręcz nie do zniesienia przez bębenki. Ja jako, że jestem dosyć wysoki (187cm) to wszystkie te krzyki doskonale zbierałem. Sam Ed był wyraźnie pod szczerym wrażeniem i podchwycił temat tego, że jesteśmy tak głośni. Widać, że sprawiało mu to przyjemność. A artysta szczęśliwy na scenie daje z siebie wszystko. Nie ma co tutaj za dużo opisywać. Wystarczy posłuchać kilku utworów na YT aby wiedzieć jak to wyglądało. Mnie oprócz wspomnianego "Sing", "Thinking Aout Loud", "Photograph" urzekło wykonanie "Perfect". Publika stanęła na wysokości zadania i chociaż tego utworu nie lubię, to brzmiało to po prostu pięknie i miałem ciary na ciele. Kto by nie miał przy takim wykonaniu? (link poniżej). Ed włożył dużo wysiłku aby porwać publikę.. rozmawiał, żartował, reagował na tłum i doskonale się bawił. W miejscu w którym byłem (na wprost sceny, jakieś 10-15 metrów) była bardzo fajna akustyka jeśli chodzi o reakcje publiki. Rewelacyjny efekt jak płyta zaczynała śpiew, a rozchodziło się to do tyłu i na odwrót kiedy trybuny zaczynały klaskać/śpiewać i ten hałas "zbliżał" się do płyty. Na żadnym stadionie nie słyszałem tak fajnego i robiącego świetne wrażenie efektu. Podsumowując. Koncert wpada w moje top10 ulubionych koncertów na jakich dane mi było być.
Polecam:
https://www.youtube.com/watch?v=UZXkQfoGeT4
https://www.youtube.com/watch?v=42eJ32Nq2LU
#1 - In Flames - drugi raz z rzędu okazuje się, że ostatni Woodstockowy koncert okazuje się najlepszy. Zespół raczej mało mi znany. Przesłuchałem kilka kawałków przed wyjazdem, ale nie zachwycił mnie zbytnio. Traf chciał, że trafiłem wtedy na najmocniejsze kawałki, a okazało się, że mają jednak bardziej przyjazne dla ucha. Godzina 2 w nocy nie sprzyja dobremu odbiorowi koncertów (o czym przy GGDolls), ale byłem w miarę dobrym stanie. Stawiłem się przed duża sceną razem ze sporym gronem innych Woodstokowiczów (wystarczy spojrzeć na filmiki że jak na tą godzinę to było ich mnóstwo). Gdy wszedł wokalista na scenę to przez pierwsze kawałki wyglądał na wkurzonego i skupionego na przesłaniu swoich piosenek. Powiedziałem po 3cim kawałku do swoich znajomych, że wokalista jest konkretny i bije od niego szczerość emocji. Czułem, że wokalista porwie tłumy i nie pomyliłem się. Na kolejnych kawałkach tłum pobudzony bawił się na całego. Skakali, biegali, pogowali, a ja razem z nimi. W pewnym momencie zrobili taki rozpiernicz, że na ciele pojawiły mi się ciarki. Jak na zespół którego piosenek nie znam, to wielki wyczyn. Po kilku kolejnych kawałkach wokalista "pękł" i jego nastrój zmienił się diametralnie. Był ewidentnie w szoku widząc co się dzieje. Sam powiedział coś w stylu, że spodziewał się o tej godzinie kilku pijanych polaków, a tu takie niesamowite tłumy i to jeszcze bawiących się jakby była godzina popołudniowa. Cały zespół był mega szczęśliwy z tego co widzą i dało się to odczuć w ich reakcjach, zachowaniu i zabawie. Jak tylko pojawi się koncert na kręciole to z miła chęcią zobaczę go jeszcze raz. Dla takich koncertów warto jechać na drugi koniec polski. Możliwe, że koncert wyląduje w moim top10 najlepszych koncertów jakie mi było widzieć.
Ocena: 6/6!
#3 You Me At Six - Przez długi czas myślałem, że będzie to najlepszy tegoroczny Woodstockowy koncert. Show pełne energii, zespół zachwycony dobrą zabawą publiczności. Tak powinien wyglądać dobry rockowy koncert.
Ocena: 5.5/6
#4 Damian Syjonfam - Jestem pod ogromnym wrażeniem jak pochłonął mnie koncert tego Pana. Reggae to jeden z gatunków bliskich mojemu sercu, ale ze względu na ilość płyt rockowych nie mam czasu się na nim skupić. Koncert bardzo szczery z pozytywną energią. Zdecydowanie chłopak porwał ludzi znajdujących się w namiocie jak i poza nim. Pomimo, że znałem 2-3 numery, to bawiłem się doskonale na całości. Koncerty grane od serca zawsze porywają tłumy.
Ocena: 5/6
#5 Goo Goo Dolls - Niestety nie jest to zespół zbyt popularny w naszym kraju i widać to było po frekwencji. Poprzedzający artyści mieli 2-3 większą publikę. Niestety godzina koncertu też nie pomagała (2 w nocy). Natomiast sam koncert jak najbardziej na plus, chociaż początkowo większe show zrobił wykonaniem swojego utworu Robby Takac, to potem Rzeźnik również porwał tłum. Wokalnie John trzyma się trochę lepiej od naszego Jona, ale scenicznie to inna liga. "Iris" wypadło bardzo fajnie i od razu pojawiły się ciary na nogach jak tylko weszło intro. Niektóre utwory mają coś w sobie i ten jak najbardziej ma.
Ocena: 5/6
#6 Judas Preist - Nie jest to mój ulubiony odłam rocka, ale mimo wszystko chciałem zobaczyć ich na żywo. Wyszedłem pozytywnie zaskoczony i doskonale wybawiony się wśród ogromnej Woodstockowej publiczności. Jeden z najbardziej obleganych zespołów w tym roku.
Ocena: 4.5/6
#7 Ann-Marie - Wchodzi sobie na scenę zwykłą popowa gwiazdka, a robi rozpierdziel godny rockowych gwiazd. Szczerość, spontaniczność, zabawa i chwytliwe kawałki (pomimo, że nie moja bajka) porywają publikę, a to był przecież zwykły support. Niesamowite jak kawałki które lecą w radiu i z miłą chęcią człowiek przełącza potrafią na koncercie zrobić niesamowite wrażenie. "Rockabye" - wow na żywo to kapitalny kawałek. W sumie jak na popowy koncert to powinienem dać 6/6, ale nie jest mój typ więc trochę zaniżam pomimo, że się dobrze bawiłem.
Ocena: 4.5/6
#8 Guns 'N' Roses - No mam tutaj mieszane uczucia. Zobaczyć legendy i idoli z dzieciństwa to coś wspaniałego. Zobaczyć ich w takiej formie (zupełnie innej niż w latach 90tych) to jednak lekki zawód. Na plusy to fakt, że Panowie są w bardzo dobrej formie wokalnej i scenicznej (muzycy). Dali kilka wspaniałych wykonań jak np. cover "Wish You Were Here". Koncert 3,5 godzinny mimo wszystko trzeba uznać za pozytywny aspekt. Pisze mimo wszystko, bo ewidentnie trochę przynudzali i duża cześć publiki wyszła przed bisem. Niektóre rozbudowane partie nie miały uzasadnienia poza pokazaniem umiejętności poszczególnych muzyków, ale można to było pokazać w 2-3 numerach a nie w 15. No i tutaj przejdźmy do minusów. To nie jest zespół. To jest zbiór muzyków, którzy wychodzą na scenę, grają swoje i pomimo, że robią to bardzo dobrze, to brak tam jakiejkolwiek chemii. Raz mi się udało zauważyć jak Axl dotknął Slasha! Na 3,5h koncertu tyle było ich wspólnej interakcji. Czuć graniem dla kasy na kilometr. Każdy z muzyków ma chyba zagwarantowane 30 minut gdzie błyszczy tylko on a Axl jest spoiwem łączącym te indywidualności. Stąd taki długi koncert. Drugi i największy zarazem zarzut to fakt, że Axl jest bardzo słabym frontmanem w tym momencie. Absolutnie nie był w stanie nawiązać kontaktu z publiką, ba nawet nie próbował! Byłem w szoku, że nawet nie próbuje poderwać fanów do wspólnej zabawy. Był to pierwszy koncert na którym widziałem, aby publiczność na trybunach w 99% siedziała! Aż nagrałem sobie filmik z Sweet Child Of Mine, aby udokumentować, że nikt praktycznie nie stoi! Nie wierzyłem, że można siedzieć na Sweet COMine na tyłku! No, ale uważam, że 99% winy ponosi Axl, który udowodnił, że z absolutnego topu artystów jest chyba najsłabszym frontmanem jakiego widziałem (nie mówię o wokalu, bo był zaskakująco dobry). Po takich koncertach człowiek docenia pracę, energię i wysiłek jaki wkłada Jon w koncert i w to aby każdy się dobrze bawił. Między tymi Panami jest obecnie kilometrowa przepaść. Oczywiście nie tylko Jon wypada rewelacyjnie na tle Axla, ale również np. Bono czy wokalista In Flames. Koncert oceniam na plus, bo to jednak świetni muzycy, genialne utwory i kawał historii, ale ocena i tak jest zawyżona przez to, że to Gunsi. Warto było ich zobaczyć raz, ale drugi raz na nich się nie wybiorę. Ocena może troche niska, ale co do takich zespołów mam większe wymagania niż do artystów których nie słucham na codzień (typu Judasi, Ann-Marie czy Damian S).
Ocena: 4/6
Inne tegoroczne koncerty na plus (ale bez szczegółowej oceny): Cała Góra Barwinków, Alestorm, Hunter, Gojira, W.Mazolewski, PPNOU, Dreamheart, Alpha Blondy, Lao Che, Big Mountain, E.Lisowska, Volbeat, Margaret, Transexdisco, Elektryczne Gitary, RLObyczajów
Na minus: Coma - największy zawód roku. Mój chyba 5ty koncert tego niegdyś genialnego zespołu. W tym roku dane mi było zobaczyć Come a dzień później trafiłem na .. Lisowską. Jakie było moje zdziwienie, że w porównaniu z wypaloną, wygładzoną i totalnie bez jaj Comą, zespół Lisowskiej dał istny hard-rockowy show z mocnym gitarowo-perkusyjnym pierdyknięciem. Świat staje na głowie w momencie kiedy Coma gra na żywo tak popowo jak radiowe wersje Lisowskiej, a zespół lisowskiej gra na żywo tak mocno jak Coma na pierwszych swoich albumach. Coś tu poszło nie tak..
Najbliższe koncerty: Możliwe, że pójdę na McCartneya i Franka Turnera