2016: Najbardziej oczekiwane albumy

Wszystko co dotyczy szeroko pojętego działu muzyki, innych zespołów itp.

Moderator: Mod's Team

Brand New EVENo

Re: 2016: Najbardziej oczekiwane albumy

Post autor: Brand New EVENo »

Obawiałem się nowych Red Hotów i przewidywałem rozczarowanie, ale Dark Necessities faktycznie daje nadzieje na ciekawy album. A nowy Hey, cóż, gdybym kupił w ciemno, to po szóstej piosence najzwyczajniej w świecie wyjąłbym płytę z odtwarzacza i połamał kompakt, a potem oprawiłbym go w ramkę, bo jeszcze nikt wcześniej nie zdobył takiego osiągnięcia.
Lodynapatyku

Re: 2016: Najbardziej oczekiwane albumy

Post autor: Lodynapatyku »

Jedną z najpiękniejszych składowych życia jest jego nieprzewidywalność… W zasadzie trudno stwierdzić gdzie będziemy za 10, 15, 20 lat… Zastanawiam się co pomyślałby Artur Gadowski o najnowszej płycie zespołu IRA gdyby powiedzmy w 1992 roku ktoś mu ją puścił i poinformował go, że za 20 lat z okładem nagra coś takiego… Czy uznałby album „My” za dojrzały materiał „gniewnego” rockmana, czy też z zażenowaniem spaliłby się ze wstydu… To jedynie gdybanie.

Wszystko ma przecież swoje miejsce i czas. Obecna IRA jest wszakże tylko ubogą imitacją zespołu, który w pierwszej połowie lat 90 ubiegłego stulecia święcił swoje największe triumfy stanowiąc jednocześnie prawdziwą potęgę polskiego hard rocka. Nie tylko im zresztą to się przytrafiło.

Artur Gadowski do mistrzów pióra nigdy nie należał. Jego teksty w większości przypadków zahaczały o grafomanię bądź trącały banałem. Siłą IRY była natomiast praca gitar (Płucisz, Łukaszewski) i rozpoznawalny wokal Gadowskiego. Szkoda, że tamto wcielenie zespołu bezpowrotnie odeszło…

„My” to 11-sty w karierze, a 6-ty już licząc od reaktywacji, album Radomskiej grupy. Poprzednie krążki dostarczały słuchaczom większych lub mniejszych hitów. Skupmy się na nowym wcieleniu zespołu. W 2002 roku dość popularne były osadzone w mocnej gitarowej stylistyce piosenki „Mocny” i „Bez Ciebie znikam”. Album „Ogień” przyniósł z kolei przebój „Ikar”. W 2007 w radiu posłuchać mogliśmy natomiast piosenki „Londyn 8;15”…
IRA AD2016 tkwi w marazmie, z którego nie chce bądź nie potrafi wyjść. Zespól na dobre okopał się w wygodnej popowej stylistyce dojrzałość rozumiejąc przez patetyczne ballady. Z dawnego gniewu nie zostało już nic. Zresztą nie od dzisiaj wiadomo, że złość piękności szkodzi, a w pewnym wieku nie ma się już przeciw czemu buntować. Najnowszy album straszy już samą okładką. Zdecydowanie bliżej temu materiałowi do brzmienia kapel, które swego czasu masowo pojawiały się na naszym rynku (Virgin, Video, Feel, Pectus) niż do choćby słabszych dokonań Radomian.
I tak na dzień dobry dostajemy utwór z pogranicza ubogiego Bon Jovi (No Apologies) i U2. Miałkie, płytkie chordy, sporo elektroniki… Trochę ożywienia przynoszą odważniejsze i zdecydowanie mocniejsze „Kamienie” z dobrym tekstem okraszone niezłą solówką. Piosenka może kojarzyć się nawet z upopowionym obliczem Wilków, co w tym przypadku obrazą nie jest.
„Tam gdzie czas” przemija bez historii (choć przez moment barwa głosu Gadzia dość mocno podchodzi pod Janusza Panasewicza). I tak do samego końca mniej („Na krawędzi” tematycznie kojarzyć się możę z kawałkiem „Zew Krwi” z albumu 1993) lub bardziej („Nie wszystko już było”, „Prawdę mów”) przewidywalnie i statycznie. Razi również brak ekspresji wokalu Gadowskiego. Tendencyjność czy pretensjonalność tekstów można by wybaczyć , gdyby przeciwwagę stanowiły wyraziste partie gitar jak to bywało w przypadku IRY w przeszłości.

Możemy jednak przymknąć ucho i udawać, że nadal jest fajnie… Tylko po co?

Bardzo słaba IRA… 2/5
Fromasz1899
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 945
Rejestracja: 24 lutego 2013, o 14:11
Ulubiona płyta: The Circle
Lokalizacja: Nowy Dwór Mazowiecki
Kontakt:

Re: 2016: Najbardziej oczekiwane albumy

Post autor: Fromasz1899 »

kurde, bardzo podoba mi się Twój wpis, szczególnie 2 pierwsze akapity do mnie przemawiają. WSZYSTKO MA SWOJE MIEJSCE I CZAS.. równie dobrze tak można napisać o Bon Jovi ciekawe jakby zareagował Jon gdby mu pokazać dzisiejsze płyty czu jednak poszli by w tą samą stronę, czy byli by z siebie dumni. materiał na bardzo długą rozmowę :)

a ja w sumie chyba czekam chyba tylko na to co zaprezentują Bon Jovi :) i może Richie jeśli do tego dojdzie :D
I'm still living, yeah, semper fi!

When you want to give up and your heart's about to break
Remember that you're perfect
God makes no mistakes
Lodynapatyku

Re: 2016: Najbardziej oczekiwane albumy

Post autor: Lodynapatyku »

Póki co przesłuchane w 2016...

1. MEGADETH - Dystopia (świetny "come back". Perfekcyjnie wyprodukowany i uzbrojony w kapitalne solówki album)
2. Anthrax - For All Kings (Bardzo dobry krążek. Może nie tak techniczny jak w przypadku Megadeth ale równie dobrze wyprodukowany, pulsujący ciekawym groovem i masywnymi gitarami Iana)
3. Wilki - Przez dziewczyny (album zagadka. Album "stoi Gawlińskim". Bardzo udane (z małymi wyjątkami) poprockowe piosenki)
4. Black Stone Cherry - Kentucky (Southern metal ożeniony z post grungem. Mocarna to płyta. Z nadziejami na nr1)
5. Hey - Błysk (zdecydowanie zyskuje. Z trzech ostatnich albumów grupy w tym jest "najwięcej Heya w Hey-u". Pod prąd.)
6. Lady Pank - Miłość i władza (W połowie majstersztyk, w połowie banał i gniot. Szkoda)
7. Treat - Ghost Of Graceland (Co prawda nie przepadam za melodic rockiem ale... Szwedzi dają radę. Świetna praca gitar, fajne zwrotki i kiczowate w większości przypadków refreny. )
8. Last In Line - Heavy Crown (grrrRRRrrr.... Powrót do klasyki rocka. Wymaga jeszcze "oswojenia się")
9. Deftones - Gore (Specyficzny to album. Również wymaga "wgryzienia się")
10. Red Hot Chili Peppers - The Getaway (Popowa papka. Szkoda... Singiel nie zapowiadał takiej biedy)
11. Radiohead - A Moon Shaped Pool (Radiohead trzeba po prostu lubić... Nie moja bajka)
12. IRA - My (Chciało by sie napisać SzmIRA... Dla nikogo. )
Brand New EVENo

Re: 2016: Najbardziej oczekiwane albumy

Post autor: Brand New EVENo »

No tak, półmetek 2016 roku już za pasem. Zdaje się jednak, że to co, dobre dopiero nadejdzie. Jeśli nie jesienią, to dopiero w 2017. Póki co światło dzienne ujrzały tylko średnio dobre, średnio średnie i kompletnie słabe albumy.

Tymczasem A Day To Remember już zapowiedział, że w sierpniu pojawi się ich nowy album. Drugi singiel, zatytułowany Bad Vibrations, nie jest już tak przekonujący jak Paranoia, ale i tak powinno być warte odsłuchania. Nowych Red Hotsów jeszcze nie słuchałem, dam sobie na to czas.

1. Kaliber 44 - Ułamek Tarcia
To, że album hip hop jest u mnie na pierwszym miejscu tylko potwierdza, że dobrych płyt w tym roku jeszcze nie było. Abradab i Joka pokazali jednak, że wciąż są czołówką polskiego rapu i jako jedni z nielicznych w tym kraju robią to dobrze, mieszając przy tym inne gatunki i wprowadzając słuchacza w różne, często pozytywne klimaty.

2. Skunk Anansie - Anarchytecture
Skunki znów pokazują, że za pomocą gitar można zrobić muzykę z pogranicza rocka alternatywnego i muzyki tanecznej, można powiedzieć, że wręcz disco, a i tak może to brzmieć naprawdę fajnie.

3. The Cult - Hidden City
No i w sumie już na najniższym stopniu podium umieszczam płytę naprawdę średnią, ale utrzymaną w lubianym przeze mnie, hard rockowym klimacie.

4. Dream Theater - The Astonishing
Przekonuję się coraz bardziej do tego arcydługiego wydawnictwa. Nie słucha się źle, słucha się dobrze. Wciąż ma jednak tyle samo wad, co zalet.

5. PJ Harvey - The Hope Six Demolition Project
Barwa głosu Pidżejki powinna z góry skazywać ją na porażkę w moich gustach, ale ta wykonuje niesamowitą robotę tworząc naprawdę miłe dla ucha numery, w których jej typowo kobiecy głos przestaje być wadą, a zaczyna atutem. Płyta ma jednak zbyt wiele słabych momentów, jak na tak krótki materiał.

6. Luxtorpeda - Mywaswynas
Luxtorpeda po swojemu, czyli dobrze. Czwarty raz tego samego jednak nie da się sklasyfikować wysoko. Mimo to, do tej płyty wracać będę równie często, co do poprzednich (może poza Robakami, te są wyraźnie lepsze)

7. Julia Marcell - Proxy
Zaczyna się dziwna strefa mojej listy. Marcell trochę jak Mela Koteluk, ale inaczej. Czy lepiej? Nie sądzę.

8. Birdy - Beautiful Lies
Dalej dziwna strefa mojej listy. Birdy miała fajne single, ale album wieje nudą, a momentami śmierdzi Laną Del Rey. Balladom zdecydowanie czegoś brakuje.

9. David Bowie - Blackstar
Bowie nigdy nie był moją bajką, więc jego twórczość, szczególnie z tej płyty, nie ma szans na moje uznanie. Lazarus jest jednak jednym z największych dzieł w historii muzyki.

10. IRA - My
Tak przewidywalna, że głowa boli. Solidna kupa.

11. Hey - Błysk
Błysk z automatu dostał się do mojego Hall Of Joey's Fame. Jedno z najmniej przyjemnych doświadczeń w moim życiu. Też kupa, ale zdecydowanie ostra sraczka.
Lodynapatyku

Re: 2016: Najbardziej oczekiwane albumy

Post autor: Lodynapatyku »

Ajaj! Zapomniałem o Joe Bonamassie! "Blues of Desperation" to przeciez bardzo udany album choć... Na kolana niestety mnie nie rzucił.

Jednakze kawałka "Drive" nadal slucham z niekłamnaną przyjemnością.
Lodynapatyku

Re: 2016: Najbardziej oczekiwane albumy

Post autor: Lodynapatyku »

Brand New EVENo pisze:No tak, półmetek 2016 roku już za pasem. Zdaje się jednak, że to co, dobre dopiero nadejdzie. Jeśli nie jesienią, to dopiero w 2017. Póki co światło dzienne ujrzały tylko średnio dobre, średnio średnie i kompletnie słabe albumy.

Tymczasem A Day To Remember już zapowiedział, że w sierpniu pojawi się ich nowy album. Drugi singiel, zatytułowany Bad Vibrations, nie jest już tak przekonujący jak Paranoia, ale i tak powinno być warte odsłuchania. Nowych Red Hotsów jeszcze nie słuchałem, dam sobie na to czas.

1. Kaliber 44 - Ułamek Tarcia
To, że album hip hop jest u mnie na pierwszym miejscu tylko potwierdza, że dobrych płyt w tym roku jeszcze nie było. Abradab i Joka pokazali jednak, że wciąż są czołówką polskiego rapu i jako jedni z nielicznych w tym kraju robią to dobrze, mieszając przy tym inne gatunki i wprowadzając słuchacza w różne, często pozytywne klimaty.

2. Skunk Anansie - Anarchytecture
Skunki znów pokazują, że za pomocą gitar można zrobić muzykę z pogranicza rocka alternatywnego i muzyki tanecznej, można powiedzieć, że wręcz disco, a i tak może to brzmieć naprawdę fajnie.

3. The Cult - Hidden City
No i w sumie już na najniższym stopniu podium umieszczam płytę naprawdę średnią, ale utrzymaną w lubianym przeze mnie, hard rockowym klimacie.

4. Dream Theater - The Astonishing
Przekonuję się coraz bardziej do tego arcydługiego wydawnictwa. Nie słucha się źle, słucha się dobrze. Wciąż ma jednak tyle samo wad, co zalet.

5. PJ Harvey - The Hope Six Demolition Project
Barwa głosu Pidżejki powinna z góry skazywać ją na porażkę w moich gustach, ale ta wykonuje niesamowitą robotę tworząc naprawdę miłe dla ucha numery, w których jej typowo kobiecy głos przestaje być wadą, a zaczyna atutem. Płyta ma jednak zbyt wiele słabych momentów, jak na tak krótki materiał.

6. Luxtorpeda - Mywaswynas
Luxtorpeda po swojemu, czyli dobrze. Czwarty raz tego samego jednak nie da się sklasyfikować wysoko. Mimo to, do tej płyty wracać będę równie często, co do poprzednich (może poza Robakami, te są wyraźnie lepsze)

7. Julia Marcell - Proxy
Zaczyna się dziwna strefa mojej listy. Marcell trochę jak Mela Koteluk, ale inaczej. Czy lepiej? Nie sądzę.

8. Birdy - Beautiful Lies
Dalej dziwna strefa mojej listy. Birdy miała fajne single, ale album wieje nudą, a momentami śmierdzi Laną Del Rey. Balladom zdecydowanie czegoś brakuje.

9. David Bowie - Blackstar
Bowie nigdy nie był moją bajką, więc jego twórczość, szczególnie z tej płyty, nie ma szans na moje uznanie. Lazarus jest jednak jednym z największych dzieł w historii muzyki.

10. IRA - My
Tak przewidywalna, że głowa boli. Solidna kupa.

11. Hey - Błysk
Błysk z automatu dostał się do mojego Hall Of Joey's Fame. Jedno z najmniej przyjemnych doświadczeń w moim życiu. Też kupa, ale zdecydowanie ostra sraczka.

Kupa... Sraczka... Jpey's HoF...

A moze po prostu dobry i udany album? Cenie te nieprzewidywalnosc Hey.
Brand New EVENo

Re: 2016: Najbardziej oczekiwane albumy

Post autor: Brand New EVENo »

Jak zbiorę siły i dam Błyskowi drugą szansę to Ci powiem. Za pierwszym razem wytrzymałem do szóstej piosenki.
Lodynapatyku

Re: 2016: Najbardziej oczekiwane albumy

Post autor: Lodynapatyku »

Red Hot Chili Peppers to niewątpliwie jeden z ważniejszych przedstawicieli łagodniejszego oblicza hard rocka na przełomie ostatnich 20-25 lat. Droga jaką przeszły Papryczki od momentu ukazania się debiutanckiego krążka zatytułowanego po prostu „The Red Hot Chili Peppers” po najnowszy album „The Getaway” jest zdecydowanie długa i zawiła, a brzmieniowa ewolucja bezsprzeczna.

Za główny powód takiego obrotu spraw można by uznać fakt, że między 1983, a 2016 rokiem na etacie gitarzysty przewijało się wielu „mistrzów wiosła”. Począwszy od Jacka Shermana (The Red Hot Chili Peppers), Hillella Slovaka (Freaky Styley, The Uplift Mofo Party Plan), Dave’a Navarro (One Hot Minute) przez Johna Frusciente, z którym grupa odniosła wielki komercyjny sukces (Mother’s Milk, Blood Sugar Sex Magik, Californication, By The Way, Stadium Arcadium) po obecnie grającego Josha Klinghoffera (I’m With You, The Getaway). Możemy zatem mówić o swoistej różnorodności w kwestii gitarowego „flow”. Tutaj wyróżnia się oszczędność Frusciente i gęste bogactwo gitarowe Navarro…
Przeciętny słuchacz rocka wie, iż dla Chili Peppers przełomowy okazał się ich piąty album długogrający zatytułowany „Blood Sugar Sex Magik”, który przyniósł takie hymny jak „Give It Away” oraz „Under The Bridge”. Do dziś jest to bezsprzeczne opus magnum tego zespołu.
Po wielkim sukcesie wydanego w 2006 roku dwupłytowego „Stadium Arcadium” (pierwszy nr 1 Papryczek na liście Billboardu) grupę nieoczekiwanie opuścił John Frusciente, a jego miejsce zajął Josh Klinghoffer. Wybór wydawał się bezpieczny biorąc pod uwagę fakt, że Fru to gitarowy mentor Klinghoffera.
Wydany w 2011 roku następca „Stadium Arcadium” delikatnie mówiąc – rozczarował. Nie przyniósł zespołowi żadnego hitu, nie sprzedawał się również tak dobrze jak poprzednik. Przy kolejnym albumie grupa nie mogła pozwolić już sobie na wpadkę…. Warte odnotowania jest choćby to, że po raz pierwszy od 1991 roku producentem nowej płyty RHCP nie jest Rick Rubin. W jego miejsce Kiedis i spółka zatrudnili Dangera Mouse’a . Zmiany wyszły na dobre. Egzamin zaliczony. RHCP AD 2016 brzmi świeżo i wielopoziomowo choć w kilku momentach nie ustrzegli się banału.

Weźmy pierwszy z brzegu – utwór tytułowy otwierający album. Jest fajny groove, jest miło funkująca gitara ale… czegoś zabrakło. W momencie kiedy wita nas głos Kiedisa (w tym numerze mało efektowny i wyrazisty) ciężko jest dotrwać do końca piosenki. Na szczęscie dalej jest już zdecydowanie lepiej. Singlowy „Dark Neccesites” to utwór wręcz perfekcyjny i z miejsca przywodzący na myśl sztandarowe dokonania zespołu z czasów multiplatynowych albumów „Californication” oraz „By The Way”, w czasie gdy Kalifornijczycy przeżywali renesans formy. Braku Frusciente w ogóle się nie odczuwa. Kolejny na liście „We Turn Red” stałym słuchaczom Papryczek może skojarzyć się momentami z utworem „Readymade” z albumu „Stadium Arcadium”. Co prawda nie jest to kawałek tak udany jak utwór go poprzedzający ale następny w kolejce „The Longest Wave” wszystko w pełni wynagradza. Jest stylowo, jak zwykle oszczędnie. „Goodbye Angels” to znów penetrowanie brzmieniowych okolic „Californication” („Parallel Universe”) Ech, ten refren!
Ujmy nie przynosi również „Sick Love” z przyjemnie klangującą gitarą we zwrotkach i jak zwykle cudnie tłustym basem. Kiedis również wreszcie się rozgrzał.
„Go Robot” spokojnie mógły stać się kolejnym hitem Red Hotów. Przebojowy rytm, nieco nerowe „zawodzenie” Kiedisa i pięknie „gadająca” gitara w tle. Palce lizać!.
Bardziej ortodoksyjnym słuchaczom do gustu powinny przypaść piosenki „Detroit” oraz „This Ticongeroga”. Obie mocne, gitarowe, oscylujące w okolicach „Blood Sugar Sex Magik”.
Okazale wypada również końcówka albumu. Miłośnicy „Road Trippin’” na pewno nie raz złapią się nad tupaniem nogą w rytm „Encore”.
W najlepszym na albumie “The Hunter” zespół zabrzmiał wstrząsająco. Świetny tekst oraz pinkfloydowy klimat utworu dały doskonały efekt. Na koniec panowie serwują nam jeszcze najdłuższy w zestawieniu „Dreams of A Samurai” – kolejna udana kompozycja.
Jest dobrze. Nawet bardzo. W Ameryce debiut na 2-gim miejscu… Można?
4.5/5
Brand New EVENo

Re: 2016: Najbardziej oczekiwane albumy

Post autor: Brand New EVENo »

Piosenki które pochwaliłeś również mnie najbardziej przypadły do gustu. Dark Neccesites, Detroit, Encore, zdecydowanie na plus. Na takie utwory warto było czekać, a i cała płytka miła do słuchania, choć ciężko zapamiętać więcej dobrych momentów. Mimo to jest naprawdę dobrze.
usunięty użytkownik 4858

Re: 2016: Najbardziej oczekiwane albumy

Post autor: usunięty użytkownik 4858 »

dziesiątka brytyjskiego Kultu... Jestem trochę zawiedziony, bo więcej obiecywałem sobie po tej płycie.
jak dla mnie niewątpliwym plusem jest nadal dobry charakterystyczny wokal Astburyego. A co poza tym? no właśnie... można by się zastanawiać jak ktoś nie ma co robić.
Tak na marginesie - styl The Cult, wbrew szufladkowym opiniom był mi zawsze bliższy brytyjskiej odmiany punka, rockowej psychodelii czy melodyjnego gotyku niż typowego hard rocka. Może najbliżej
tej ostatniej szuflady byli pod producencką opieką dobrze znanego nam Boba Rocka. Ale nawet wtedy zachowali swój charakterystyczny styl. I kolejnym
plusem najnowszego krążka jest własnie zachowanie tego stylu. Może nie ma przebojów, może nie ma niczego co powala na kolana wieloletniego fana,
ale jest... ich styl. No i ten niesamowity wokal...

Jednakże do Hidden City podchodzę na raty. Płyta jako całość nie chwyciła mnie zupełnie. Tu jest raczej dobieranie łyków dobrego
trunku ze znanej nam piwniczki niż zachłyśnięcie się smakiem i pochłonięcie zawartości duszkiem ;)
Czas pokaże czy zadowolą mnie te pojedyńcze łyki, czy tez zacznę częściej sięgać do zawartości pełnej propozycji Południowego Kultu Śmierci na ten rok.

Wspomniana kilka postów wyżej płyta Bonamassy... Dla mnie jak na razie to numero uno A.D. 2016.

Nowego RHCP jeszcze nie słuchałem. Ich płyty raczej nie kupię, ale po komentarzach widzę, że warto sięgnąć do jakiejś "wypożyczalni". Dzienx za info
Awatar użytkownika
Damned
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 4971
Rejestracja: 7 listopada 2012, o 03:16
Ulubiona płyta: These Days
Lokalizacja: Polska
Kontakt:

Re: 2016: Najbardziej oczekiwane albumy

Post autor: Damned »

Red Hot Chili Peppers zagrali w czwartek na Open'erze...
Zamiast oglądać mecz Polska - Portugalia, w przerwie pomiędzy utworami zaśpiewali "Polska, Biało-czerwoni" ;)

https://www.youtube.com/watch?v=s_mxGHuIgX4
(12:15 - Polskaaa, Biało - czerwoni)
Lodynapatyku

Re: 2016: Najbardziej oczekiwane albumy

Post autor: Lodynapatyku »

Tomker pisze:(...)Jednakże do Hidden City podchodzę na raty. Płyta jako całość nie chwyciła mnie zupełnie. Tu jest raczej dobieranie łyków dobrego
trunku ze znanej nam piwniczki niż zachłyśnięcie się smakiem i pochłonięcie zawartości duszkiem (...)
Nie słuchałem jeszcze... i raczej mało prawdopodobne, żebym posłuchał. Celowo jednak zaznaczyłem ten fragment Twojej wypowiedzi. Wydaje mi się, że jest to dobre zobrazowanie ogólnego stanu rzeczy w kwestii współczesnej muzyki, premierowych wydawnictw... gustów, guścików, "starzenia się"...
Dużo zależy również od tego ja dobrze znamy twórczość (dyskografię) danego artysty. Rzadko jednak zdarza się, żeby każda kolejna płyta była taka sama... No chyba, że jesteś AC/DC cały czas nagrywasz ten sam album ;)
Często jednak bywa tak, że poniekąd nowy materiał jest naturalnym procesem wynikającym z poprzedniego...

Dla mnie póki co niekwestionowanym nr 1 tego roku jest "Dystopia" grupy Megadeth. Mustaine znalazł wreszcie gitarzystę umiejącego przemieszczać się po gryfie z gracją i elegancją Marty'ego Friedmana, przez co muzyka Megadeth znowu nabrała tej wyjątkowej dynamiczności i mocy huraganu. Poprzednie kilka albumów to było jedynie poprawne thrashowe łojenie bez "pierwiastka magii".
Poprzedni album "Super Collider" wydawał się był upadkiem po którym zespół już się nie podniesie.A tu proszę!
Niespodziewanie ciężki singlowy "The Threat Is Real" okraszony wspaniałą dawką gitarowej popisówy. Utwór tytułowy tak bardzo rodzący skojarzenia z kultowym albumem "Rust In Peace"... Masywny 'Post American World, czy niesamowity "Poisonous Shadows"... "Death From Within" ma z kolei w sobie coś z "Captive Honour".

Największym zawodem są natomiast płyty Lady Pank i Wilków... Pierwsi po bardzo fajnym (odczucie subiektywne) "Maratonie" nagrali płytę miałką i po prostu nudną. Dziesięć piosenek.. Połowa solidna, połowa zbędna z evergreenami "Z niczego coś" i "Mogę sobie pójść" na czele. Niestety jest to granie zachowawcze i wtórne...Szkoda, bo takie piosenki jak "Władza", "Trochę niepamięci" albo "Na dowód" to klasa sama w sobie. Przy pierwszym odsłuchu po pierwszych 3 kawałkach byłem zachwycony! Po kolejnych 3-ech zasypiałem, a po następnych 3-ech nie pamiętałem poprzednich 9-ciu... ;)

Drugie rozczarowanie to oczywiście Wilki. Panowie chyba zrazili się - delikatnie rzecz ujmując - umiarkowanym powodzeniem niezwykle udanej płyty "Światło i mrok"... To smutne... Cóż, po sukcesie "Baśki" ludzie od Gawlińskiego oczekują takiego popowego grania w stylu "Urke", "Bohema", "Na zawsze i na wieczność" niż hymnów pokroju "Son Of The Blue Sky", "Eli Lama Sabachtani", "Eroll"... Trudno sie dziwić zatem, że nowe Wilki są bardzo "radio friendly" z zawstydzającym utworem tytułowym na sztandarze - do garnka trzeba przecież coś włożyć. Może jest to również smutna konkluzja obrazująca słuchacza XXI w.

Polecam również najnowszy Anthrax. Panowie graja "jak nigdy". Kawałki pokroju "Monster At The End" czy "All Of Them Thieves" z miejscą nokautują.

Wielbiciele brzmień spod znaku Soundgarden, Stone Temple Pilots, Pearl Jam znajdą sporo dobrego dla siebie w najnowszym dziecku grupy Black Stone Cherry "Kentucky" (tutaj Soundgardenowo jest m.in. w "The Way Of The Future" i rewelacyjnym "Hangman")
Tomker pisze:Wspomniana kilka postów wyżej płyta Bonamassy... Dla mnie jak na razie to numero uno A.D. 2016.

Nowego RHCP jeszcze nie słuchałem. Ich płyty raczej nie kupię, ale po komentarzach widzę, że warto sięgnąć do jakiejś "wypożyczalni". Dzienx za info
Osobiście potrzebowałem 2-3 podejść do tego albumu. Zniechęcał mnie utwór otwierający. Ale im dalej w las tym lepiej. Red Hoci od zawsze kojarzyli mi się z luzem i pewną niezależnością twórczą. Oni nigdy "nie wmontowywali się" na siłę w obowiązujące trendy. Inna sprawa, że pewien trend sami wykreowali ;)
Oczekiwanie od tej kapeli "Californication II" to jak spodziewanie się dwudziestostopniowego mrozu w lipcu we Wrocławiu.
Chciałbym, żeby nowy album Bon Jovi miał taki "approach" do muzyki.

A Joe B.? Już nie wracam w ogóle... ;)
usunięty użytkownik 4858

Re: 2016: Najbardziej oczekiwane albumy

Post autor: usunięty użytkownik 4858 »

a dlaczego takie paskudne bębny tam są? Po 43 sekundzie miks totalnie leży. Potem co prawda trochę się podnosi, ale przy kolejnym refrenie znowu... Walą w plastikowe miski?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Muzyka”