adam2311 pisze:zgadza się panowie,jakas masakra.wedlug tych panow crush jest o wiele lepsze od these days czy KTF dla mnie to oni sa chyba jacys szaleni. sorry lubie crush ale to ze osiagnela ona sukces komercyjny nie znaczy ze to jest rewelacyjna plyta no bo obiektywnie patrząc to crush należy do słabszej polowy plyt bon jovi
(...)
dla ciebie naprawdę crush jest lepsze od TD czy KTF??
Widzę macie kompleks "Crush-a"... Cóż, ja nie mam problemu związanego choćby z kultywowaniem "These Days". Wszak to dobra płyta. Dla większości z Was wybitna. Moim zdaniem (widać nie tylko moim) "Crush" jest od niej lepszy. Chyba mam prawo tak uważać? No chyba, że całe życie żyjemy w mentalnej komunie i dostosowujemy się do ogólnego myslenia. Wiesz, obiektywnie patrząc "Crush" należy do lepszej połowy płyt Bon Jovi. To oczywiście moje zdanie. Twoje naturalnie szanuję.
Za najlepszą płytę Bon Jovi uważam "Keep The Faith". Nie mam jednak problemu z tym, że Pan Redaktor (bez złośliwości) ocenił ten album na trójeczkę z plusem. Dla mnie jest najlepsza. Gwiazdkowanie ma to do siebie, że "nie przypasuje każdemu". Dzięki "Keep The Faith" zespół praktycznie zredefiniowal swój pobyt na rynku muzycznym.
"Slippery..." to klasyka. Dla mnie świętość i jedna z trzech najważniejszych płyt w twórczości tego bandu. Trzecia jest (ten beznadziejny) "Crush" - drugie życie, powrót w wielkim stylu. Autor recenzji fajnie odnosi się do nawiązań klasyki. Ta płyta naprawdę kipi pomysłami i jest to "ostatnia taka płyta". Jako przykład jej wartości (właśnie) niech posłuży fakt, iż dla wielu słuchaczy była/mogłaby być to pierwsza płyta Bon Jovi. Argumenty o popowatości albumu jakoś też do mnie nie przemawiają. Dla mnie to zawsze było (możecie pukać sie w czoło) klasyczne Bon Jovi i nie oddzielam twórczości do "These Days" i end of story.
Dla mnie to głupie. Tym bardziej, że była to (kolejna) chwila na szczycie...
"Powiem" coś jeszcze o "These Days" - skądinąd albumie wyjatkowym. Do tego albumu nie jest wcale łatwo sie ustosunkować. Przecież jak na Bon Jovi jest to nonkonformizm. Nieoczekiwany skręt. Kiedyś mnie powalał. Sięgałem po niego najczęściej. Dzisiaj zastanawiam się czy nie była to jednak wyrachowana próba odzyskania straconego pola w uszach amerykańskich słuchaczy. Jakby spojrzeć na to co wtedy święciło triumfy w muzyce gitarowej możan zaryzykować, że tak. Z drugiej strony album ma sporo naleciałości z klasycznego grania. Tylko... czy taki "Superunknown" Soundgarden czy "Get A Grip" Kowalskich tego nie ma?
Abstrachując jednak od tego czy za mało gwiazdek czy w sam raz powiem, że Bon Jovi to ekstraklasa, klasyka gatunku, zespół z przebogatym dorobkiem artystycznym będący niedoścignionym wzorem - inspiracją - dla wielu naśladowców. Dzisiaj nie muszą sie z nikim ścigać. Wręcz przeciwnie. Sami są standartem do którego wielu musi równać.