Rarytasów tym razem nie było, ale setlista dla mnie ciekawsza niż przedwczoraj. I po Livin' nikt nie chciał wychodzić (wyglądało, że tak wcześnie zagrany na życzenie Jona, ciekawe czy faktycznie taka kolejność miała być).
Było głośniej, pełen stadion śpiewających fanów i lepszy wokal (nawet Raise lepiej brzmiało) oraz więcej luzu Jona od początku (pozował w trakcie do selfie z pierwszymi rzędami) plus frajda z gry reszty zespołu (KTF w obecnej wersji to mistrzostwo).
Było też więcej Shanksa, ale nawet reżyser obrazu wolał Phila pokazywać (dobrze to widać na I'll be there for you, gdy rozeszli się na krańce sceny, na obu swiatła, ale na telebimie tylko Phil).
A na koniec 4 gitary razem w Someday - super to brzmiało i wyglądało
Myślę, że po dzisiejszym występie następny koncert w Sydney też się wyprzeda. Widać, że JBJ lubi tu występować już od 31 lat (jak sam kilka razy podkreślał - a patrząc po reakcjach zadowolonych fanów - sporo rodziców z dziećmi - kolejne pokolenie słuchaczy ma zapewnione).
Na These days lub Dry county muszę jeszcze poczekać na Wembley lub Monachium (tam muszą je zagrać), ale te 2 koncerty pokazały, że JBJ wie, jak porwać kilkadziesiąt tysięcy osób a zespół w poszerzonym składzie daje świetne show:) i trzymam kciuki, by w Warszawie też dali taki występ, jak dziś lub przedwczoraj:)
Tylko chyba o koncertach ponad 2,5h można już zapomnieć i 22/23 utwory w Europie to będzie standard.
Wgrałem pełne: Someday, KTF, We don't run, I'll be there for you; plus fragmenty Rollercoster i God bless.