prezes1 pisze:Dokładnie. Prawda(i wina) leży po środku jak napisałem. Co nie zmienia faktu, że Johnny Shanx świetnie sytuację wykorzystał, right? Właściwy człowiek we właściwym miejscu i czasie.REHABILEJKO pisze:Ja osobiście Shanksa bym aż tak mocno nie demonizował. Obwinianie tylko jego jest po prostu nie fair, ponieważ na bank przyłożyli sie do tego dwaj główni zainteresowani. Rycha nie ma co wybielać, a JBJ tłumaczyć czy żałować. To dwoch mega dojrzalych facetów... Tak przynajmniej wypadało by napisać.
Wiele wspaniałych bandów się rozpadło bo nie mieli swojego Shanxa.
Piter, ja myślę, że Rychu padł ofiarą swojego talentu i ego. Jest za ambitny i za dobry na pelnienie roli sidemana i jednocześnie za slaby na bycie liderem. Osoba JBJ mogła go przytłaczać. Rychu to taki Harris BJ... Snake nie pasował bo miał charyzmę by dowodzić Skid Row...
JBJ umiejetnie uniezaleznil swoj band od drugiego lidera. Poprzez nazwę, gębę po aktorstwo itd. BJ to teatr jednego aktora. Shanks sytuacji byc moze nie wykorzystal.... Wydaje mi sie, ze on po prostu podąża za Jonem. Realizuje jego projekt. Dlatego jest wygodnym partnerem w biznesie. Przyjacielem.
Bolesne jest to, ze wielu fanow BJ w pompie ma vibrato, legato, staccato i takie tam. Stad akceptacja Shanksa. Gitarowego kunsztu tam nie ma... Pojawia sie dopiero na koncertach gdy partie JS przejmuje Phil X.