Należy to chyba jakoś podsumować.
Ten album, choć wydaje się niewiele znaczącym dodatkiem, jest kolejną rewolucją u Bon Jovi (bo tych możemy wyliczyć bardzo wiele pod wieloma względami). Zespół wydał koncertówkę, zaledwie trzecią w swoim dorobku i pierwszą skupioną wyłącznie na jednym albumie.
Taki rodzaj promocji krążył mi po głowie wielokrotnie i w końcu się z takim spotkałem. I to u Bon Jovi! Do tej pory całe albumy grane na koncertach spotykałem z okazji jubileuszu, dwukrotnie w 2014 (Wszystko Jedno hepisedu oraz Prymityw Tilawu). Teraz dostałem to na płycie.
Ruch taki wskazuje wyraźnie, że Jon i spółka chcą podkreślić, że jest to "nowe" Bon Jovi. W nowym składzie, z nowym materiałem i nową formą grania live. I dwunastoma nowymi teledyskami
A więc nową formą promocji.
Co do samego albumu - This House sprawia, że chce się być na koncercie. Ten utwór znamy, jest stadionowy i zagrany na tyle dobrze, że chce się tam być, skakać, klaskać i śpiewać. Ghost jest nic nie znaczącym przerywnikiem, jak na płycie. Z kolei KO i BAT, które w Survivorze odpadły jako pierwsze - zachęcają do siebie. Nie uważam, że wersje live są dużo lepsze od studyjnych, ale są inne, co sprawia, że dostajemy tak jakby drugą szansę na polubienie ich. I to działa.
Zawód przy Laborze, bo momentami Jon śpiewa... powiem łagodnie - dziwnie. Wolałbym żeby wykonał ten utwór bez jakiekolwiek wkładu, niż z takim wkładem, jaki tutaj zaprezentował. Po raz kolejny ukazuje się słabość jego wokalu, choć całościowo nie brzmi to źle. Stonowane instrumenty w każdej piosence, stonowany głos Jona. Nie było innego wyjścia. Lepsze to, niż nic.
A najlepsze w tym wszystkim jest to, że mam wrażenie, że to wszystko jest dla nas - fanów. Bon Jovi nie jest na topie, a oni mimo to nagrywają multum videoklipów, dają live z nowej płyty i... sprawiają, że zadajemy sobie pytanie - czy robią to, bo to ostatki, czy może szykują więcej i więcej? Tak czy siak, wszystko jest znacznie bardziej przemyślane, niż 3 lata temu, kiedy nic nie było przemyślane... a ludzie i tak to łykali. Przez to obawiałem się, że taki stan rzeczy zostanie utrzymany. Po części został, po części nie. Ten album live to niemały przełom.