Do tej pory wciąż nie napisałam o swoich wrażeniach na temat THINFS. Myślę, że najwyższa pora bym i ja dodała coś od siebie
![Uśmiech... :)](./images/smilies/icon_usmiech2.GIF)
Płytę zamówiłam jeszcze przed premierą by dotarła do mnie w jej dniu. Tak też się stało. Zdecydowałam się na wersję deluxe, jak zwykle z resztą. Wciąż niezmiennie irytuje mnie jednak jej wykonanie.. niby deluxe, a to pudełko można zniszczyć na miliard możliwych sposobów. Często zabieram płyty do samochodu w podróże, dośc często też się przeprowadzam i taka forma opakowania jest absolutnie niepraktyczna do jakiegokolwiek transportowania płyt. Nad tym mocno ubolewam
![Suszę zęby :D](./images/smilies/icon_zeby.GIF)
No dobra, ale do rzeczy!
1. This House Is Not for Sale - jako, że jest to tytułowy singiel, który słyszelismy już długo przed premierą płyty zdążył mi się już dość mocno "osłuchać" i być może to sprawia, że już nieco zapominam o tym kawałku, gdy myślę o całej płycie. Po prostu w pewnym momencie nastąpił dla mnie jakiś przesyt w słuchaniu tej pozycji. Pisałam już jednak gdzieś po premierze teledysku, że podoba mi się, wpada w ucho i myślę, że stanowi fajne otwarcie dla całego krążka. Myślę też, że to trafny wybór jeśli chodzi o pierwszy singiel. Radiowy, chwytliwy, a jednak gdzieś tam z tupnięciem.
2. Living With The Ghost - przyjemny, lekki kawałek. Nic mi przy nim nie staje ani nie opada.. odbieram go dośc neutralnie, ALE podoba mi się refren, melodia, gitary w tle, nawet wokal Jona. Jest w tym coś fajnego, przyjemnego, ale nie na tyle bym wracała do tego utworu jakoś szczególnie często.
3. Knockout - pierwszy kawałek na płycie, który nieco mocniej potrafi mnie złapać za serce. Nie wiem, może to za sprawą świetnego teledysku, jaki do niego stworzono. Przypisałam sobie do tej piosenki jakieś takie mocne znaczenie i przesłanie typu "wyjdź z domu, nie marnuj życia na pierdoły!" i to mi się podoba. Wydaje mi się, że ten utwór to taki konkret, podoba mi się w nim niemal wszystko. Często do niego wracam.
4. Labor Of Love - czytałam opinie wielu z Was tutaj, bardzo pochlebne, na temat tego kawałka. Nie wiem, może zostanę obrzucona pomidorami, ale mnie to w ogóle nie przekonuje.. Widzę co może się w nim podobać, ale ja zwyczajnie klikam "next", gdy słyszę jego początek. Chyba zbyt rozlazłe klimaty jak dla mnie. Męczę się z każdą sekundą słuchania
5. Born Again Tomorrow - zarówno ten jak i następny utwór uważam za super materiał, choć trochę niedokończony. Mam wrażenie, że można było zrobić to lepiej. Zupełnie nie wiem jak, bo na nagrywaniu muzyki znam się tak samo dobrze jak na balecie.. natomiast zwyczajnie czegoś mi brakuje, może nieco mocniejszej gitary? Trudno okreslić. Mimo wszystko słucham tego utworu z dużą przyjemnością i myślę, że stanowi całkiem mocny punkt płyty.
6. Roller Coaster - chyba największy zawód na całej płycie.. ŚWIETNE, DOSKONAŁE zwrotki, budowanie naprawdę cudownego klimatu aż..dochodzimy do refrenu, który absolutnie burzy i niszczy wszystko co obiecywał wstęp. Jestem wściekła słuchając tej piosenki, że sprawia mi tak ogromny zawód. Wracam do niej i wracać będę za niesamowite budowanie klimatu, natomiast chyba zawsze w momencie refrenu będę się wściekać, że nie ma to takiego zakończenia jakie bym chciała.
7. New Year’s Day - jedna z perełek całej płyty. Nie wiem nawet co o niej napisać bo zwyczajnie nie wymaga ona żadnego komentarza
![Uśmiech... :)](./images/smilies/icon_usmiech2.GIF)
Piękny utwór!
8. Devil’s In The Temple - coś na co czekałam pół płyty! To jest muzyka jakiej chciałabym słyszeć więcej, o wiele więcej od Bon Jovi. Idealnie trafia w mój gust. Gitary, mocny wokal, rockowy klimat. Wszystko co tygryski lubią najbardziej. No i na wspomnienie zasługuje tu również teledysk, który jest świeny, bardzo trafny i aktualny. Perełka!
9. Scars On This Guitar - moja ulubiona ballada na całej płycie. Bije na głowę Labour of Love wielokrotnie
![Mruga 2 ;)](./images/smilies/icon_oczko.GIF)
Przepiękny, melodyjny utwór wprowadzający w zadumę. Bardzo cenię, nie pomijam go nigdy, jeśli już zacznie grać. Zwyczajnie nie potrafię!
10. God Bless This Mess - dobry punkt płyty, ale kolejny utwór, przy którym myślę "kurde czegoś brak..". Coś pomiędzy Roller Coaster i Devil’s In The Temple. Jest dobrze, jest fajnie, ale mogłoby byc jeszcze fajniej. Niemniej jednak uważam to za udany kawałek, typowy dla twórczości Bon Jovi w ostatnich latach. Chyba każdy przy pierwszym odsłuchaniu będzie wiedział czyja to twórczość.
11. Reunion - kolejny przyjemny kawałek, trochę pasuje mi bardziej do ery HAND. Lekki klimat country w niektórych momentach daje mi takie właśnie odczucie. Jest w porządku, nic specjalnego, natomiast jest to kolejny utwór bardzo mocno kojarzący się z twórczością Bon Jovi.
12. Come On Up To Our House - do tego utworu mam bardzo podobne odczucia co do Reunion. Niestety ten odbieram jako dużo słabszy, nie wbija mnie w fotel, nie powoduje żadnej ekscytacji. Bez wyrzutów go omijam i zapominam, że w ogóle był po drodze.
13. Real Love - nie słucham, nie wracam, nie odtwrazam praktycznie tego utworu. Nie oznacza to oczywiście w żadnym wypadku, że jest zły, natomiast zdecydowanie są na tej płycie lepsze ballady od Real Love, którym wolę poświęcić czas.
14. All Hail The King - kolejny mocny, wyrazisty punkt płyty, zaraz po Devil's In The Temple. To oznacza, że świetnie się rozumiemy i dogadujemy
![Mruga 2 ;)](./images/smilies/icon_oczko.GIF)
BAAARDZOO odpowiada mi ten utwór i uważam, że jest dość nietypowy jak dla Bon Jovi. Nie przypominam sobie podobnego w ostatnim dziesięcioleciu.. Życzyłabym sobie więcej tego typu grania. Nawet głos Jona brzmi inaczej, bardziej tajemniczo, lepiej (?). Sporo gitary, przyjemny klimat. Czemu to trwa tylko 5 minut?!
15. We Don’t Run - lubię! Ale jako, że jest to utwór z Burning Bridges pozwolę sobie pominąć dłuższy komentarz.
16. I Will Drive You Home - jedna z ładniejszych ballad na płycie, przyjemna i lekka, ale nie ciągnie się jak kluchy. Mój typ ballady, zaraz po Scars On This Guitar. Nic tu więcej nie trzeba dodawać w zasadzie
17. Goodnight New York - idealne zamknięcie całego albumu. Fajny, skoczny i krótki utwór. Ponownie bardzo "bondżowiowe" klimaty, ale w ogóle nie odbieram tego jako minus. Myślę, że to doskonały ostatni utwór. Może nie będzie hitem, natomiast dla mnie jest w porządku.
PODSUMOWUJĄC! Przy pierwszym odsłuchaniu byłam załamana pierwszą połową płyty. Poważnie, miałam ochotę płakać że tak słabo to wszystko brzmi, że wiele z tych utworów jest takich "niedokończonych". Natomiast sytuację uratowała druga połowa albumu, tak od Devil's In The Temple robi się coraz ciekawiej. Jest kilka perełek jak i kilka totalnych niewypałów (w mojej opinii), czyli równowaga została zachowana
![Mruga 2 ;)](./images/smilies/icon_oczko.GIF)
Oczywiście żartuję - zdecydowanie wolałabym zastać przewagę perełek, ale chyba już dawno pożegnałam się z tym marzeniem. I nie ubolewam nad tym jakoś specjalnie. To wciąż "moje" Bon Jovi, do którego będę wracać zawsze. I tak samo jak każdy z nas z biegiem lat ulega zmianom, tak samo ich muzyka nie może wiecznie stać w miejscu. Dlatego będziemy wiecznie z czegoś niezadowoleni jako fani wywodzący się z ery Crush czy nawet New Jersey. Takie oto pokolenie stanowimy tu w dużej mierze
Ogólnie daję płycie mocne
7/10. Jest to wysoka nota, ale wciąż chciałabym więcej..