UNDISCOVERED SOUL (1998)
****
----------------------------------------
Zastanawiam się dlaczego mam tak, że gdy myślę o solowej karierze Richiego Sambory to przed oczami widzę okładke
„Undiscovered Soul”, a w głowie rozbrzmiewaja dźwięki otwierajacego ten krążek nagrania, czyli
„Made In America”. Wszak drugi solowy krążek gitarzysty legendarnej już dziś grupy Bon Jovi w opinii publicznej znacznie częściej postrzegany jest jako słabszy od swojego poprzednika. Fakt, faktem, album nie odniósł tak dużego sukcesu jak debiutant. Wydaje się być jednak równiejszy, bardziej przemyślany niż kultowy dla fanów Sambory
„Stranger In This Town”. Do rzeczy...
„Made In America”...Hm, można by rzec Richie Sambora w trzech słowach „o sobie samym”... Opener poza warstwą tekstową, fajnie zaśpiewaną zresztą, posiada w dodatku spiętrzone – chyba znak rozpoznawczy tego artysty - dosadne solo będące równoważnią dla czyściuteńkich akordów w zwrotce. Bardzo obiecujący początek przygody.
Na drugi ogień idzie przebojowy, rewelacyjnie płynąco-bujajacy
„Hard Times Comes Easy”. Piosenka z bodajże największym komercyjnym potencjałem. Rzeczywiscie „it's amazing”. Ładne akcentowanie gitarowych fraz w zwrotce, fajny podjazd przed chwytliwym refrenem. Sambora może się wykrzyczeć i wygrać.
Trzeci utwór po drobnych szlifach można by z powodzeniem wrzucić na debiutanta w miejsce takiego
„One Light Burning”. Osobiście ma w sobie coś ze... Stinga. Nawet śpiew Sambory w tym kawałku wędruje momentami niebezpiecznie blisko barwy słynnego Brytyjczyka. Utwór okraszony ekspresyjnym wokalem w ostatniej fazie.
Na
„Undiscovered Soul” skojarzeń z klasyką światowej muzyki z wielkiej sceny jest znacznie więcej. Na przykład
„If God Was A Woman” wita nas iście aerosmithowską zagrywką w intro. Znowu – podobnie jak ma to miejsce w openerze – ładna, zwarta gra akordów w zwrotce, zaczepny śpiew Sambory i harmonijka ustna napędzająca refren. Świetny numer... Solo również ma w sobie więcej Perry'ego niż Sambory.
Wstęp
„All That Really Matters” kojarzy mi się znowu z... Eltonem Johnem. Na uwage zasługuje świetny wokal Richiego i … cholera! gunsowskie solo. Kubańsko-cygański
„In It Love” zaczepia słuchacza niemalże beatlesowską melodyjnością, a z kolei dnamiczny, momentami rozszalały
„Chained” z łatwo wpadającym w ucho refrenem ma w sobie sporo Cockera. Wyróżnia się także
„You're Not Alone” z przybrudzonym riffem.
Drugi album Sambory potrzebuje nieco więcej czasu na to by się w niego wgryźć. Jest to jednak płyta kipiąca pomysłami, równa. Plusem jest również fakt, że artysta zdecydowanie zredukował poziom patosu w piosenkach. Nawet jeśli nie jest to stwierdzenie popularne uważam
„Undiscovered Soul” za najlepsze dokonanie Richiego Sambory solowo, a kto wie czy nie jest to też jeden z najlepszych albumów jakie nagrał wliczając dokonania jego macierzystej kapeli.