Co jest z polską muzyką? Lub może ze mną?

Wszystko co nie pasuje do pozostałych kategorii.

Moderatorzy: Adm's Team, Mod's Team

Awatar użytkownika
Kasaid
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
It's My Life
It's My Life
Posty: 206
Rejestracja: 27 lipca 2011, o 14:45
Lokalizacja: Ostrołęka

Post autor: Kasaid »

Choć temat już trochę uciekł na boczne tory to mam straszną ochotę się wypowiedzieć w imieniu rozhisteryzowanych nastolatek i ich happysadowych pasji. Wiem, wiem, rozumiem, że nie o tym mowa i to jest ubolewanie nad stanem polskiego przemysłu fonograficznego, ale lubię mówić to napiszę.

Jak najbardziej w imieniu, bo karierę nastolatki zakończyłam w maju, a histeryczki chyba jeszcze nie.
Prawdopodobnie moja znajomość tekstów happysad wciąż mogłaby przerazić forumowiczów, ale jak się skupię to wciąż pamiętam, że "kiedyś kupię nóż i powyrzynam wszystkich wkoło...", a zielarka była młoda i pisała pamiętnik.

Każdy ma taki bunt na jaki zasłużył, w jakich czasach się urodził i czego od tych swoich czasów oczekiwał. Wierzę, że byłam całkiem nie najgłupszą gimnazjalistką, ale moim szalonym symbolem buntu była CZARNA koszulka happysadu. I wierzyłam, że to czego słucham to polski rock, a powszechnie wiadomo, że wiara czyni cuda.
Wiedziałam wtedy, że moja klasa nie ma pojęcia, co to jest, a to wystarczało mi do satysfakcji z mojej natury nikłego buntownika.

I ja cały czas mam świadomość, że to wszystko nie ma specjalnie muzycznej wartości, ale nie tego w tym szukam. . Nie wszystko musi mieć głębszy sens. Ludzie, którzy oczekują od muzyki więcej nie znajdą w tym nic dla siebie, ale czasami zamiast wykwintnej kuchni można zjeść kebaba. I poskakać przy Farben Lehre. (które o dziwo gra już 25 lat). I zapewniam, że się miło skacze.

Myślę, że te wszystkie zespoły nie zamierzały zbawiać polskiej sceny muzycznej. Chcieli pograć swoje zabawne rzeczy, a rzeszom nastolatków potrzeba kogoś kto za nich wyśpiewa w zupełnie niepojętych metaforach jakieś prawdy o życiu.


Widać jestem wyjątkiem, bo targety Bon Jovi i artystów bez wokali, którzy mimo to próbują śpiewać swoje pseudoartystyczne teksty się nie łączą :).

I choć wiem, że te wynurzenia nic nie wnoszą, to czułam się w obowiązku napisać te kilka zdań w imieniu mnie sprzed kilku lat.
Geminiman019

Post autor: Geminiman019 »

Dla mnie ten cały Happysad w ogóle nie istnieje, bo go nigdy nie było w 30 Tonach. Jeżeli jakiś polski wykonawca nie pojawił się na tej liście, to dla mnie nie istniał. A właśnie, zdjęcie z emisji tego programu, przypieczętowało upadek polskiej muzyki. 30 Ton było jedyną całkowicie polską telewizyjną listą przebojów, która rządziła się swoimi własnymi oryginalnymi prawami (sprzężenie z OLIS-em, czyli listą najlepiej sprzedających się płyt w naszym kraju). Według mnie było to raczej wiarygodne, gdyż w Polsce nie ma rynku singlowego i tylko sprzedaż legalnych płyt się liczy. Te wszystkie nawiedzone nastolatki słuchające Happysadu, całą muzykę pewnie ściągają z Internetu i nigdy nie kupiły żadnej legalnej płyty. W naszym kraju Oficjalna Lista Sprzedaży płyt i playlisty komercyjnych rozgłośni radiowych w ogóle się nie pokrywają ze sobą. Wszystko przez brak rynku singlowego.
KondZik

Post autor: KondZik »

Zostawiam temat Happysad w spokoju bo tak jak fajnie Kasaid napisała, niektórzy mają dystans do tych "mega przemądrych" tekstów to niektórzy widzą w tym przesłania rodem z Coelho.

Co do kupowania to mam podejście jak Jon. Dzieciaki już nie czują zapachu nowej płyty, okładki, nie biegną do domu, żeby odtworzyć itd. Nie chcą nawet zrozumieć całej płyty bo liczy się tylko jeden kawałek który można ściągnać i spoko.
Ja pamiętam jak miałem radio włączone i czekałem żeby nagrać w latach '90 Always na kasete i byłem tak zadowolony jak nagrałem, że do tej pory to dobrze pamiętam.
Pierwsze co kupiłem, a raczej co dostałem od mamy to kaseta Mety z koncertu z orkiestrą symfoniczną. Rok '99 mam 10lat i za 40 czy 50 zł mama kupuje mi podwójną kasete. Szczyt marzeń. Potem kaseta się uszkodziła ale mimo to nadal stoi u mnie na półce i to dla mnie fajna pamiątka. Pierwsza płyta BJ to rok 2002 i Bounce, tuż po wydaniu jakoś w okolicach moich urodzin.
Podsumowując kupowanie płyt będzie dla mnie zawsze najlepszymi zakupami i ja tego nie zaprzestane, mam jeszcze tak wiele płyt na mojej liście marzeń, że pewnie do śmierci będe wydawał kase na ulubione płyty ;)
Tyle ode mnie, takie osobiste wywody.
Awatar użytkownika
Ricky Skywalker
Administrator
Administrator
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 1648
Rejestracja: 1 sierpnia 2005, o 21:17
Ulubiona płyta: NJ+KTF+SITT+AOTL
Lokalizacja: Bydgoszcz
Kontakt:

Post autor: Ricky Skywalker »

KondZik pisze:Co do kupowania to mam podejście jak Jon. Dzieciaki już nie czują zapachu nowej płyty, okładki, nie biegną do domu, żeby odtworzyć itd. Nie chcą nawet zrozumieć całej płyty bo liczy się tylko jeden kawałek który można ściągnać i spoko.
Ja pamiętam jak miałem radio włączone i czekałem żeby nagrać w latach '90 Always na kasete i byłem tak zadowolony jak nagrałem, że do tej pory to dobrze pamiętam.
Pierwsze co kupiłem, a raczej co dostałem od mamy to kaseta Mety z koncertu z orkiestrą symfoniczną. Rok '99 mam 10lat i za 40 czy 50 zł mama kupuje mi podwójną kasete. Szczyt marzeń. Potem kaseta się uszkodziła ale mimo to nadal stoi u mnie na półce i to dla mnie fajna pamiątka. Pierwsza płyta BJ to rok 2002 i Bounce, tuż po wydaniu jakoś w okolicach moich urodzin.
Podsumowując kupowanie płyt będzie dla mnie zawsze najlepszymi zakupami i ja tego nie zaprzestane, mam jeszcze tak wiele płyt na mojej liście marzeń, że pewnie do śmierci będe wydawał kase na ulubione płyty ;)
Tyle ode mnie, takie osobiste wywody.
Haha, ja mam podobnie, pamiętam okoliczności kupienia niemal każdej płyty/kasety, a liczba moich DCków powoli dobija do 200 :P i generalnie mam zasadę, że jak jakaś płyta mi się naprawdę spodoba, to kupuję, żeby być fair wobec artysty... nawet z komisu, ale oryginał musi być. I wkurzają mnie wydania bez książeczki (tzn. bez TEKSTÓW!), dlatego m.in. 2 ostatnie płyty około-BJ (czyli Aftermath i WAN) mam z Japonii ;)

No i też mam przynajmniej kilkanaście płyt na liście "do zdobycia" ;)
***
"these days all we got is hope, we got redemption and we got forgiveness. And we got one more thing - we got us these days..."
- Richie Sambora, 29-10-2007
Geminiman019

Post autor: Geminiman019 »

Ja nie jestem targetem docelowym grupy Happysad, ponieważ kiedy wydali pierwszą płytę, kończyłem naukę w liceum i miałem już dowód osobisty. Ponadto nigdy nie przykładałem dużej wagi do tekstów w piosenkach (nawet śpiewanych w ojczystym języku). Jeśli piosekarze chcą coś przekazać słuchaczom, to niech lepiej piszą ksiązki, niż nagrywają piosenki. Artystami pokroju Dylana czy Cohena raczej nigdy nie będą. To dlatego żywię absolutną pogardę i niechęć to tego całego pseudomuzycznego, rytmicznego bełkotu jakim jest hip-hop. Jak dla mnie muzyka hiphopowa ma być głosem pokolenia, skoro nie mieszkam w bloku z wielkiej płyty, tylko od zawsze w poniemieckim domu na peryferiach mojego miasta. Jak hip-hop stał się modny w 2003 roku, to szok po usłyszeniu polskich utworów hiphopowych był porównywalny z wsadzeniem śrubokrętu do gniazdka elektrycznego na ścianie.
Awatar użytkownika
Collie
Gdańsk Supporter
Gdańsk Supporter
Have A Nice Day
Have A Nice Day
Posty: 510
Rejestracja: 13 lutego 2013, o 12:35
Ulubiona płyta: Keep The Faith
Lokalizacja: Rzeszów
Kontakt:

Post autor: Collie »

KondZik pisze:
Co do kupowania to mam podejście jak Jon. Dzieciaki już nie czują zapachu nowej płyty, okładki, nie biegną do domu, żeby odtworzyć itd. Nie chcą nawet zrozumieć całej płyty bo liczy się tylko jeden kawałek który można ściągnać i spoko.
Ja pamiętam jak miałem radio włączone i czekałem żeby nagrać w latach '90 Always na kasete i byłem tak zadowolony jak nagrałem, że do tej pory to dobrze pamiętam.
Pierwsze co kupiłem, a raczej co dostałem od mamy to kaseta Mety z koncertu z orkiestrą symfoniczną. Rok '99 mam 10lat i za 40 czy 50 zł mama kupuje mi podwójną kasete. Szczyt marzeń. Potem kaseta się uszkodziła ale mimo to nadal stoi u mnie na półce i to dla mnie fajna pamiątka. Pierwsza płyta BJ to rok 2002 i Bounce, tuż po wydaniu jakoś w okolicach moich urodzin.
Podsumowując kupowanie płyt będzie dla mnie zawsze najlepszymi zakupami i ja tego nie zaprzestane, mam jeszcze tak wiele płyt na mojej liście marzeń, że pewnie do śmierci będe wydawał kase na ulubione płyty ;)
Tyle ode mnie, takie osobiste wywody.
Zgadzam się w pełni. Pamiętam moją wielką radość, gdy kupiłam za swoje oszczędności pierwszą płytę i przesłuchałam ją w domu. Jak obserwuje i czytam wypowiedzi dzieciaków to wolą kupować sobie koszulki zespołów jak płyty. A cieszą się z tego, że ściągnęli sobie piosenki z jakiegoś albumu na telefon.
In a world that gives you nothing, we need something to believe in
https://www.instagram.com/qeeriefire/
Geminiman019

Post autor: Geminiman019 »

Najgorszą zmorą polskiego rynku muzycznego jest całkowity brak rynku singlowego. U nas żeby zaistnieć, trzeba od razu wydać płytę długogrającą. Najpierw robią na szybko album takiemu debiutantowi, a potem wszyscy się dziwią, że nie chce się sprzedawać. W cywilizowanym (zachodnim) świecie debiutant najpierw nagrywa singiel, będący swego rodzaju balonem próbnym, mającym wybadać czy nowy artysta ma potencjał komercyjny, a ewentualny album po upływie minimum kilku miesięcy, gdy ludzie osłuchają się z piosenką. Jakieś pół wieku temu single na zachodzie były ważniejsze od albumów i to one promowały nowy materiał. Powszechnym zabiegiem jest wydawanie pierwszego singla z nowej płyty, na kilka miesięcy przed samym albumem.
Geminiman

Post autor: Geminiman »

Właśnie uświadomiłem sobie, dlaczego polska muzyka nie ma żadnych szans by podbić zachód. Wszystko dlatego że jesteśmy krajem katolickim, który na dodatek ma podpisany i ratyfikowany Konkordat z Watykanem. USA, Wielka Brytania czy państwa skandynawskie to kraje w których religią są protestanckie odłamy Chrześcijaństwa, a społeczeństwo jest zlaicyzowane. U nas jest zupełnie inaczej. To właśnie Religia Katolicka tak bardzo nas ogranicza kulturalnie, ponieważ bardzo silnie ingeruje w nasze życie.
usunięty użytkownik 4858

Post autor: usunięty użytkownik 4858 »

Siema Geminiman! Po pierwsze gratuluję powrotu :)

Co do Twojego posta - nie, nie sądzę, żeby stare przemyślenia Webera miały przełożenie na temat dzisiejszych szans podbicia "zachodu" przez polskich muzyków. :cfaniak:

P.S. A, co z avatarem? Będziesz miał ten co ostatnio? :) Pozdro!

[ Dodano: 2013-12-26, 23:20 ]
jeszcze w nawiązaniu do polskiej muzyki - zespół Andrzeja Citowicza ma nowego wokalistę :)
(pewnie wszyscy już wiedzą, ale słucham właśnie albumu Andrzeja i myślę co jeszcze chciałbym usłyszeć z wokalem) :)
http://www.bravewords.com/news/215303
a Picture This zmienia nazwę na The One ;)
Nie mogę się doczekać wokalu w Road 2 Heaven :)
Ostatnio zmieniony 26 grudnia 2013, o 22:21 przez usunięty użytkownik 4858, łącznie zmieniany 1 raz.
Geminiman

Post autor: Geminiman »

Będę miał avatara, ale najwcześniej jutro.

Czy zauważyliście może, że te wszystkie kraje, które wypromowały wiele światowych gwiazd muzycznych, to kraje protestanckie oraz zlaicyzowane. W Polsce jest zupełnie inaczej, gdyż Kościół Katolicki narzucił nam wiele ograniczeń, oraz jest religią która ma na nas bardzo silny wpływ. Dochodzi o tego jeszcze Konkordat z Watykanem, który zrobił z Polski państwo w którym religia katolicka jest uprzywilejowana. I to jest przyczyna, dlaczego polska muzyka jest taka kiepska. Jakby co to ja jestem praktykującym katolikiem i zwracam uwagę na takie rzeczy.
usunięty użytkownik 4858

Post autor: usunięty użytkownik 4858 »

Gemini, jak by iść Twoim tokiem rozumowania to całkowicie "laicki" związek radziecki miał najlepsza muzykę na świecie ;)
Na co im był Moscow Peace Festival ? ;D

[ Dodano: 2013-12-26, 23:38 ]
Nie mogę się doczekać wokalu w Road 2 Heaven
a z ballad... Bardzo polubiłem instrumentalne wykonanie Touch The Wind - dla mnie jedna z najczęściej słuchanych kompozycji w 2013... I chyba tego z wokalem sobie nie wyobrażam :D Za to z chęcią usłyszę Heart Rock... Jak dla mnie współpraca The ACE z Oliverem zapowiada się bardzo ciekawie :)
Geminiman

Post autor: Geminiman »

Tomker pisze:Gemini, jak by iść Twoim tokiem rozumowania to całkowicie "laicki" związek radziecki miał najlepsza muzykę na świecie ;)
Na co im był Moscow Peace Festival ? ;D
Niedokładnie to miałem na myśli. Rosja od bardzo dawna jest krajem Prawosławnym (ortodoksyjnie chrześcijańskim), który narzuca wiele ograniczeń. Ja tylko zwróciłem uwagę, na korzystny wpływ Protestantyzmu na rozwój kultury. Kościół Katolicki oraz Ortodoksyjnie Chrześcijański narzuca ludziom wiele wymagań oraz ograniczeń, w odróżnieniu od bardziej liberalnych odłamów Protestantyzmu (Anglikanizm, Kalwinizm, Luteranizm). Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak silną moc oddziaływania ma na nas religia.
usunięty użytkownik 4858

Post autor: usunięty użytkownik 4858 »

Gemini mylisz socjologiczne teorie Webera odnośnie rozwoju kapitalizmu (a nie kultury :) ) z wpływem religii na zaistnienie na anglojęzycznym rynku muzycznym :)

[ Dodano: 2013-12-27, 00:01 ]
Nie mogę się doczekać wokalu w Road 2 Heaven
chciałoby się jeszcze Without Warning... :)

ok, zniiikaaammm... naaaraaa!
Geminiman

Post autor: Geminiman »

Przeczytacie lepiej ten artykuł, który macie poniżej.
30-lecie boomu rockowego w Polsce

ELEGIA NA POLSKIEGO ROCKA
NARODZINY I ŚMIERĆ POLSKIEGO ROCKA (historia z czasów, gdy muzyka miała znaczenie)


Lead:
Bardzo trudno ustalić datę początku polskiego boomu rockowego. Jako zjawisko najprawdopodobniej można go jednak zaliczyć do elitarnego "Klubu 27", bo obok m.in. Hendrixa, Morrisona, Joplin, Cobaina, czy ostatnio – Amy Winehouse, bo zmarł w 27 roku życia. Precyzyjnie można bowiem ustalić datę jego śmierci. To jest 23 października 2009. Data wydania albumu Agnieszki Chylińskiej Modern Rocking. Polski boom rockowy nie umarł więc ze starości (co mu w istocie wkrótce groziło) ale raczej popełnił samobójstwo.

Święto rewolucji
Bez rocznicowych imprez, okolicznościowych orderów i bicia w dzwon Zygmunta umknęła nam okrągła rocznica jednego z najważniejszych wydarzeń kulturalnych w nowożytnych dziejach Polski. Choć może się to na pierwszy rzut oka wydać dziwaczne, głupie albo nawet obrazoburcze, dla milionów Polaków – najważniejszego! Potrafię bowiem (z trudem, ale jednak) wyobrazić sobie osobę, która nie widziała żadnego dzieła Polskiej Szkoły Filmowej, nie zna nagrodzonych Noblem wierszy Miłosza czy Szymborskiej, albo czytała czegokolwiek z polskiej prozy powojennej. Z o wiele większym trudem potrafię wyobrazić sobie kogoś, kto nie wie co to jest Maanam, Perfect, Lady Pank, Kult albo festiwal w Jarocinie. Nie wdając się tu w dyskusję o gustach i wartościach artystycznych, zaryzykowałbym tezę, że dla ogromnej większości Polaków z okolic roczników 1965-85, było to zjawisko w ogóle najważniejsze!

Brak wspomnianych uroczystości związanych z 30-tymi urodzinami polskiego rocka da się wytłumaczyć tym, że trudno ustalić kiedy te urodziny miałyby być. Podobnie jak w przypadku dat urodzin wielu postaci historycznych, można oszacować tylko ramy czasowe. To akurat nie jest trudne. Pod koniec 1983 roku na rynku płytowym są już trzy płyty Maanamu, dwie Perfectu i po jednej Lady Pank, Republiki, TSA, Brygady Kryzys, Oddziału Zamkniętego, Lombardu i kilku innych zespołów. Nakłady tych płyt są trudne do oszacowania, bo po prostu nie można ich było kupić. Zamówienia na każdą z nich sięgała miliona sztuk (taki nakład podobno osiągnął pierwszy Perfect). Czyli że już wtedy polski rock na pewno jest i czuje się świetnie. Nieco trudniej jest z dolną granicą.

Urodził się pomiędzy…
Boom rockowy eksplodował z jednej strony dlatego, że pojawił się w polskich mediach. Miało to charakter rewolucyjny, a przyczyną była liberalizacja mediów po Sierpniu ’80 roku. Kwestią dyskusyjną pozostaje, na ile było ta zasługą samych mediów, które poczuły że reżim słabnie i mogą wywalczyć sobie odrobinę więcej przestrzeni, a na ile cyniczną zagrywką samego reżimu, który nie mogąc dać ludowi chleba, postanowiły dać mu trochę igrzysk. Rock, erotyka, zagraniczne seriale, szczypta zachodniej pop kultury miały odwrócić uwagę od politycznej zawieruchy w kraju. Sam wskazywałbym raczej na cynizm władzy i reżimowych mediów. Tak czy inaczej, w prasie, radiu i telewizji pojawiła się obca ideologicznie, wroga klasowo, imperialistyczna muzy-ka rockowa, która swoją kontestacją wszelkiej władzy, indywidualizmem, pacyfizmem i kultem wolności godziła w integralność systemu socjalistycznego.

Druga sprawa, że lud chciał oglądać te igrzyska. Jeszcze rok wcześniej cała Polska Ludowa karnie bujała się rzędami przy gierkowskich przebojach. Rok później cały kraj wrzał, trwały strajki, pękały bariery informacyjne. A skoro był bunt, potrzebna była buntownicza muzyka.

Inna sprawa że ta muzyka była! Nie trzeba było jej szukać, pisać ani nagrywać. Była jak dżin uwięziony w butelce. Sierpień ’80 i złamanie bariery informacyjnej to było otwarcie butelki, do której dżin za żadne skarby nie chciał już wrócić, a pierwsze co zrobił, to ukręcił łeb temu, kto tam go zamknął.

Dwie gwiazdy
Czy więc z narodzinami boomu rockowego nie sięgać do czasów sprzed Sierpnia ’80? Ależ skąd! Maanam i Izabela Troja-nowska debiutowali na festiwalu w Opolu 21 czerwca, czyli na tydzień przed tym, jak w Polsce wybuchła pierwsza fala strajków. Tak tak! Właśnie ta Izabela Trojanowska! Dziś może trudno w to uwierzyć, ale to ona a nie Kora zapowiadała się wówczas na pierwszą gwiazdę rocka w Polsce. Występowała wówczas z rockową Budką Suflera, w której na gitarze grał Jan Borysewicz, a teksty pisał jej Andrzej Mogielnicki. Obaj założyli później i napisali największe przeboje dla Lady Pank. 25-letnia Iza wyglądała wówczas i zachowywała jak wokalistka zespołu punkowego. Nie mniej ekscentrycznie niż prawie łysa Kora. Trojanowska była też już wówczas znaną aktorką. Rok wcześniej telewizja wyemitowała 4-odcinkowy serial Strachy z jej główną rolą, a w kwietniu 1980 zaczęła emisję legendarnej już Kariery Nikodema Dyzmy.

Choć w czasach kiedy w Polsce były tylko dwa kanały potwornie nudnej telewizji, debiut na festiwalu w Opolu był rzeczą monumentalną, nic z tego wówczas nie wynikło. Iza została "Miss Obiektywu". Kora zaś, dla publiczności przyzwyczajonej do Wodeckiego, Połomskiego i Rosiewicza, musiała wydawać się postacią z innej planety. Dwa miesiące później to jednak był już zupełnie inny kraj.

Dziś Kora jest pierwszą damą polskiego rocka. Iza – aktorką z Klanu.

Kiedy 30-te urodziny?
Dat, które można zaproponować jako umowną datę narodzin polskiego boomu rockowego jest sporo, ale warto

6-8 czerwca 1980 – pierwszy festiwal w Jarocinie. Występuje m.in. Maanam, Exodus, Kombi i Porter Band, a w konkursie m.in. Dżem, była to lokalna impreza dla wariatów. Jak ogólnopolski zlot fanów czegoś-tam.

21 czerwca 1980 – debiut Maanamu w Opolu. Wykonują Boskie Buenos i Żądzę Pieniądza. Choć miliony telewidzów po raz pierwszy zobaczyły Korę, trudno żeby akt poczęcia polskiego rocka odbył się w bastionie gierkowskiego popu.

1980/81 – niestety trudno ustalić dziś daty nagrania i wydania pierwszego albumu Perfectu. Źródła mocno sobie przeczą. Sesje były chyba dwie. Z pierwszej wyszedł singiel m.in. z utworami Nie Płacz Ewka i Chcemy Być Sobą. Legendarny album wyszedł chyba w czerwcu.

11-13 czerwca 1981 – drugi Jarocin. Chyba słabszy od poprzedniego. Gra Dżem i Perfect. Konkurs wygrywa TSA, choć bez Piekarczyka.

Luty 1982 – rozwiązany na początku stanu wojennego zespół Brygada Kryzys reaktywuje się, żeby nagrać album łączący nową falę, punka i reggae.

Marzec 1982 – podczas koncertu w Teatrze STU w Krakowie na-grany zostaje pierwszy album zespołu TSA, który staje się megagwiazdą. Pierwszego zespołu w historii polskiego heavy metalu. Szkoda że do dziś niewiele z tej sławy zostało.

24 kwietnia 1982 – pierwsze notowanie Listy Przebojów "Trójki" Marka Niedźwieckiego. Chyba jasne.

24-26 sierpnia 1982 – trzeci, legendarny Jarocin Stanu Wojenne-go. Po raz pierwszy w kilkutysięcznym amfiteatrze. Historyczne koncerty Republiki i TSA. W konkursie pojawia się cała fala punk rocka i nowej fali.

18 września 1982 – na Liście Przebojów "Trójki" debiutuje Autobiografia Perfectu. Największy hit w dziejach listy, może dekady, albo nawet całego 30-lecia?

8-14 sierpnia 1983 – największy Jarocin w historii - siedem dni, 20 tysięcy publiczności, pierwszy raz na stadionie, na scenie 27 zespołów konkursowych i ok. 20 gwiazd. Potem już wszystko poszło z górki. Rewolucja stała się faktem.

Ja skłaniałbym się ku dacie spomiędzy 25 sierpnia a 10 września 1980. Zespół Maanam siedzi w tedy w studiu w Lublinie i nagrywa swoją pierwszą, genialną i historyczną płytę z takimi utworami jak Boskie Buenos, Szare Miraże, Oddech Szczura, Stoję Stoję, Czuję się Świetnie, Karuzela Marzeń czy Żądza Pieniądza, które wkrótce staną się wielkimi hitami. Kiedy wchodzili do studia Polska była jeszcze PRL-em. Kiedy wychodzili – trwał już Karnawał Solidarności! Więc może 31 sierpnia? Rocznica Porozumień Sierpniowych?

Gomułka ojcem polskiego rocka
Czym był boom rockowy? Najlepiej go opisać porównując to, co wydarzyło się w ciągu trzech lat, od połowy 1980 do poło-wy 1983 z całą poprzednią dekadą. Może to się wydać dziwne, ale w latach 70-tych największymi gwiazdami rocka i okolic były przeważnie gwiazdy lat 60-tych: Breakout, Niemen, późny Grechuta, Czerwone Gitary, Skaldowie, Stan Borys, Krzysztof Klenczon i kilku innych. Ważnych artystów rockowych, którzy debiutowali w latach 70-tych można policzyć na palcach jednej ręki. Było by to np. SBB, Budka Suflera, Kombi, Bajm i Exodus. Kariery czterech ostatnich przypadły zresztą na lata boomu rockowego. Dlaczego tak się stało? Dlaczego po kilku świetnych latach końca dekady lat 60 nagle przychodzi zupełny regres? Czy polscy muzycy rockowi nagle zgłupieli i ogłuchli? Oczywiście nie. Znowu swoją rolę odegrały media, polityka i propaganda. Otóż szef Radiokomitetu w latach 60, generał Sokorski z rozbrajającą szczerością opowiadał, jak przyszedł do Gomułki i powiedział mu, że młodzież nie chce słuchać radia (a zatem i komunistycznej propagandy). Żeby temu zaradzić należy tam wpuścić rock and rolla. I Gomułka się zgodził. Ot i cała tajemnica narodzin rocka w Polsce!

Polityczna historia rocka
Potem jednak przyszedł Marzec’68 i imperialistycznie nastawiona młodzież stanęła przeciw socjalizmowi. Stało się to po Wojnie Sześciodniowej z czerwca 1967, kiedy to popierany przez USA Izrael spuścił tęgi łomot popieranym przez ZSRR krajom arabskim. Gomułka w swojej paranoi (albo politycznym geniuszu) uznał, że pro-amerykańska młodzież, zwłaszcza żydowskiego po-chodzenia, poparła nie tę stronę sporu co trzeba. To posłużyło ja-ko pretekst do brutalnej rozprawy z opozycją i dokręcenia śruby. Już w czerwcu 1968 w Opolu postawiono szlaban wszystkim długowłosym, a laury zdobyła prawomyślna, partyzancka pieśń Biały Krzyż w wykonaniu Czerwonych Gitar.

Po wydarzeniach Grudnia ’70 przyszedł Gierek, który rocka szczerze nienawidził. Dał tego dowód w 1960 roku osobiście rozwiązując (jako pierwszy sekretarz KW PZPR w Katowicach) pierwszy polski zespół rockowy Rhythm and Blues. Jako człowiek w świecie bywały wierzył jednak w rozrywkę. To za jego sprawą TVP z narzędzia propagandy stała się narzędziem rozrywki i propagandy. Miała temu służyć nowa polityka rozrywkowa, której podstawowym założeniem było zabawianie ciemnego ludu, żeby nie interesował się polityką, a której flagowymi elementami były festiwale w Opolu i Sopocie z których raczej wyrugowano rocka, zastępując go tzw. opolskim szansonizmem i "gierkowskimi przebojami" w wykonaniu Maryli, Sipy, Zdzichy, Połomskiego i paru innych wampirycznych wykonawców, których kariery w większości leżą dziś w grobach przebite osinowym kołkiem. Polski rock zstąpił wtedy do podziemia.

Genialni i sfrustrowani
Co robili wtedy rockmani, którzy będą tworzyli pierwszą falę boomu rockowego w Polsce? Zwróćmy uwagę, że jest to pokolenie 30-latków z dużym doświadczeniem estradowym.

Zbigniew Hołdys, twórca Perfectu, w chwili debiutu ma 31 lat. Wcześniej, oprócz projektów rockowych z którymi nie miał szans się przebić, akompaniował na gitarze popowym wykonawcom, takim jak Maryla Rodowicz, Andrzej i Eliza, Anna Jantar czy 2 plus 1. Później wyjechał do USA. Perfect założył ze swoich rówieśników – najzdolniejszych muzyków swojego pokolenia. Grzegorz Markowski ma 28 lat o omal nie został członkiem boysbandu Vox.

Marek Jackowski, twórca Maanamu, ma 35 lat i doświadczenie w grupach Anawa Marka Grechuty i niszowym Osjanie, wykonującym muzykę orientalną. Tam gra m.in. z Wojciechem Waglewskim, który w chwili debiutu Voo Voo ma 33 lata. Kora w chwili debiutu Maanamu ma 29 lat.

Jan Borysewicz w chwili debiutu Lady Pank ma 27 lat, ale aż 12 lat estradowych doświadczeń, m.in. w Budce Suflera.

Te przykłady można by mnożyć, a życiorysy są zaskakująco podobne – wszyscy mają ok. 30-tki, kilkanaście lat muzycznych doświadczeń, wielki talent i głód sukcesu, bo z powodu sytuacji panującej od ponad dekady na polskim rynku muzycznym niewiele udało im się osiągnąć. W każdym razie nie pod własnym szyldem. Ale kiedy po Sierpniu ’80 roku ta sytuacja zmienia się o 180 stopni, całe to pokolenie wkracza na scenę z całym swoim talentem, doświadczeniem, a może też frustracją, żeby rozpocząć profesjonalne kariery muzyczne grając własną muzykę.

Z czasem ta średnia wiekowa zacznie się obniżać, pojawią się nowe pokolenia i nowa muzyka. Grzegorz Ciechowski w chwili debiutu ma 25 lat, Robert Brylewski z Brygady Kryzys – 20. Tyle samo mniej więcej Muniek Staszczyk i Kazik Staszewski. Wykonawcy którzy debiutują dzięki konkursowi w Jarocinie to już przeważnie nastolatki: Dezerter, Paweł Kukiz, Moskwa, Siekiera i dziesiątki innych, którzy są przed maturą i mieszkają z rodzicami.

Krajobraz po rewolucji
Co zmieniło się w polskiej muzyce w ciągu tych trzech lat? Wydaje się, że wszystko. Pojawiło się kilkudziesięciu nowych wykonawców, o których przed rokiem 1980 nikt nie słyszał. Większość z nich jest popularna do dzisiaj niezależnie od tego czy nagrywa i gra koncerty (jak Lady Pank, Perfect czy Dżem), czy już nie istnieje (jak Maanam, Republika czy Brygada Kryzys).

W ciągu kilku miesięcy do lamusa zostaje odesłany cały top gierkowskiego popu lat 70-tych. Ukazuje się kilkadziesiąt albumów, które osiągają horrendalne nakłady – w zależności od tego czy można je w ogóle kupić. Plus niezliczone ilości winylowych singli, w tym tak znaczących jak Whisky Dżemu.

Pojawia się około setki przebojów, które są powszechnie znane do dzisiaj. Maanam, Perfect i Lady Pank mają ich po kilkanaście.

Wcześniej nie było ani jednego festiwalu na miarę rockowego odpowiednika Jazz Jamboree. W 1983 roku jest ich kilkanaście.

Zespoły z czołówki polskiego rocka odbywają niekończące się trasy koncertowe, grając nawet 2-3 koncerty dziennie dla wielotysięcznych publiczności w klubach studenckich, halach sportowych, domach kultury, amfiteatrach i na stadionach.

Agencje, sale koncertowe i studia nagraniowe pozostają państwowe, ale złamany zostaje państwowy monopol w fonografii (Polton wydaje m.in. Nowe Sytuacje Republiki, Savitor – Unu Perfectu i dziesiątki innych). Same zespoły rockowe są już niezależnymi przedsiębiorstwami. Podobnie wielu organizatorów koncertów, firm nagłaśniających, producentów gadżetów itd. Środowisko rockowe może istnieć bez ingerencji państwa i lansować własne gwiazdy w dużej mierze bez pomocy reżimowych mediów, a więc poza kontrolą (np. Dżem, Dezerter, Kult itd.).

Media pozostają oczywiście reżimowe, ale w każdej gazecie pojawia się rubryka rockowa, a plakaty robią im wielkie nakłady. „Trójka” nadaje wyłącznie muzykę boomu rockowego, a całe koncerty największych gwiazd pokazywane są nawet w TVP!

Najważniejszą zdobyczą jest jednak rockowa publiczność. W czerwcu 1980 na jedyny festiwal do Jarocina przyjeżdża kilkaset osób. W 1983 roku są to już miliony fanów, którzy czekają na nowe płyty, przeboje i koncerty swoich zespołów w całej Polsce.

Można śmiało zaryzykować tezę, że przez te trzy lata wydarzyło się więcej niż przez pozostałe 25. Nie wiem czy debiutujące później zespoły takie jak De Mono, Wilki, Edyta Bartosiewicz, Hey, Varius Manx i Myslowitz wygenerowały więcej przebojów i sprzedały więcej płyt. Dziś podaż płyt jest nieporównanie większa, ale Złotą Płytę dostaje się za "zaledwie" 15 tysięcy nakładu a i tak rzadko kto ją dostaje. Perfect za swoją pierwszą płytę, która rozeszła się w milionowym nakładzie musiałby dostać 70 Złotych Płyt!

Samobójstwo rocka
Po 1983 roku było raz lepiej, raz gorzej, ale fala popularności polskiego rocka nie opadała. W 1989 roku przyszły pierwsze przetasowania, bo w nowym ustroju publiczność nie chciała już muzyki buntu i walki, tylko rozrywki i ładnych piosenek. Tego samego chciały komercyjne media. Stąd popularność markowych wykonawców popowych: Edyty Górniak, Varius Manx, Steczkowskiej, Kayah, Maleńczuk i innych. W kolejnych latach rock tracił popularność również na rzecz hip-hopu, muzyki klubowej oraz telewizyjnego obciachu w rodzaju Ich Troje, Dody oraz wielu innych wykonawców festiwali w rodzaju Opola, Sopotu czy Top Trendów, które powróciły z siłą większą niż w latach gierkowskich.

Jarocin zmienił się w skansen i punkową Cepelię, ale powstał Przystanek Woodstock, na który potrafi przyjechać nawet pół miliona nastoletnich sierot po czasach i muzyce, o których opowiadali im ich rodzice.

Pojawiały się oczywiście nowe, znakomite zespoły rockowe, jak Lao Che, Pogodno czy Kumka Olik, ale żaden nie potrafił osiągnąć poziomu popularności zespołów z lat 80. jak Kult, T.Love czy Republika.

Na rynku koncertowym najdroższymi zespołami, które potrafiły przyciągać tłumy pozostały Budka Suflera, Bajm, Kult, Maanam (dopóki grał) czy Perfect. Krzysztof Cugowski i Romuald Lipko mają dziś po 61 lat. Beata Kozidrak – 51. Marek Jackowski ma 66 lat a Kora 60 (choć nadal jest w fantastycznej formie). "Rockowa młodzież" z lat 80 mocno już dojrzała – Kazik i Muniek po 48. Nawet rockowe gwiazdy następnej epoki mają swoje lata. Kasia Nosowska – 40, Artur Rojek – 39, Maleńczuk – 50. A nowych jakoś na horyzoncie nie widać. Wszystko wskazywało na to, że polska muzyka rockowa umrze w końcu ze starości. Zespoły się rozwiążą, a gwiazdy Muzyki Młodej Generacji, "muzyki młodzieżowej", czy śpiewających o miłości nastolatków, zajmą się wychowywaniem wnuków i pisaniem pamiętników o czasach wielkiej chwały. Aż tu nagle zdarzył się wypadek. A raczej samobójstwo.

Danse macabre
W sumie nie byłoby potrzeby zajmowania się tak niesłychanie złym albumem jak Modern Rocking (cóż za tytuł! Nawiązanie do wampirycznego zespołu Modern Talking?!) gdyby nie osoba artystki, która ją wydała. Otóż przez całą karierę zespołu o jakże feministycznej i skierowanej na wokalistkę nazwę O.N.A., Agnieszka Chylińska udawała tę najbardziej radykalną, nieprzejednaną i zbuntowaną przeciwko pokoleniu rodziców, wychowawców i nauczycieli którym, odbierając Fryderyka powiedziała: fuck off! Nienawidzę was! Przy niej inni rockowi buntownicy jak Kazik, Brylewski czy Tymański to były "cienkie Bolki"! I ta właśnie wokalistka nagrała ultrakomercyjną, pozbawioną krzty talentu i polotu płytę w stylu "danse macabre", z męczącym wokalem i niesłychanie bełkotliwymi tekstami ("chcę byś mnie miaaauu"). Część publiczności była zachwycona, część skonsternowana. Krytyka też była podzielona. Niektórzy napisali pochlebne recenzje, inni nie zostawili na płycie suchej nitki. Płyta odniosła umiarkowany sukces komercyjny (do końca roku 45 tys. egzemplarzy), dostała za to tylko jedną nominację do Fryderyka (w kategorii pop) którego zresztą nie dostała. Wideoklip do piosenki Nie Mogę Cię Zapomnieć zrobił za to furorę w Internecie, bo ludzie którzy pamiętali wytatuowaną Chylińską z czasów O.N.A. nie wierzyli własnym oczom!

Ton wielu publikacji był jednak taki, że "jakiż to wspaniały i wychowawczy przykład dojrzewania". Agnieszka jest teraz dobrą mamą, wstydzi się za błędy młodości, nagrała komercyjną płytę, dzięki której zarobi pieniądze na emeryturę i w ogóle stała się wzorowym wcieleniem ideałów pokolenia nauczycieli, którym kiedyś kazała spierdalać. Innymi słowy – cały rockowy boom i cały bunt lat 80. to była aberracja, a ówcześni buntownicy, którzy nie przyjęli ideałów swoich rodziców, to niedojrzali idioci.

Używając jakże nieprzystającego do dzisiejszych czasów języka buntów z czasów gniewu, można by powiedzieć, że to jest "zdrada ideałów". Ale nie taka zdrada, jaka fani Barcelony zarzucali Luisowi Figo po przejściu do Realu Madryt. To raczej taka zdrada jak w sytuacji kiedy okazałoby się, że samozwańczy przywódca rewolucji okazuje się agentem służb specjalnych reżimu. Ci, którzy dali mu się nabrać, mogą się poczuć lekko oszukani.

Ideały na sprzedaż
Agnieszka Chylińska nie miała oczywiście świadomości tego, że symbolicznie kończy pewną epokę (w istocie strzeliła jej w głowę). Nagrała po prostu złą płytę. Tyle, że ta płyta pokazała, że wszystko wolno. Można dokonać aktu zdrady ideałów które się kiedyś wyznawało i wszyscy będą klaskali, że jest super!

Oczywiście to nie znaczy, że po wydaniu tej płyty polski rock się nagle skończył. Niepoprawni idealiści jak Kazik, Tymon, Nosowska, Spięty, Rojek czy Maleńczuk nadal będą nagrywali swoje niedojrzałe emocjonalnie płyty, a setki tysięcy dzieciaków będą przyjeżdżały na Przystanek Woodstock. Tyle, że wyznawane przez nich ideały mogą się kiedyś okazać ściemą, konfekcją, towarem na sprzedaż. Epoka się skończyła

Cóż to zresztą były za "ideały"! Że jesteśmy po stronie wolności a nie porządku? Po stronie "być" a nie "mieć"? Po stronie indywidualizmu a nie uniformizacji? Po stronie sztuki a nie rozrywki? Otwarci na świat i nowe rzeczy, a nie zamknięci i konserwatywni? Feministyczni a nie homofobiczni? Otwarci na inność a nie nieufni?

Tak, i cały ten bullshit.
To przecież tylko rock and roll!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Hyde Park”