Gdy zespół się kończy

Wszystko co dotyczy szeroko pojętego działu muzyki, innych zespołów itp.

Moderator: Mod's Team

ODPOWIEDZ
Brand New EVENo

Gdy zespół się kończy

Post autor: Brand New EVENo »

Pragnę opowiedzieć Wam coś bardzo świeżego i poruszyć moim zdaniem ciekawy temat. Ciekawy, bo moja historia jest dla mnie czymś nowym, czymś czego jeszcze nie doświadczyłem na taką skalę i wiem, że znajdą się na forum osoby, które mają już podobne doświadczenia. Ale po kolei - najpierw trochę prywaty.

Jak być może wiecie z postów poprzedniego EVENo, zespół Tabu ma w moim sercu specjalne znaczenie. Nie jest to miłość do bandu, bo jest to zupełnie inny gatunek muzyczny, niż te, których słucham, ale ta grająca reggae grupa jako jedyna tak bardzo spodobała się całej grupie moich najbliższych przyjaciół. Skutek był jeden - gdy blisko odbywał się koncert, nie było trudno o zebranie paczki. Zespół poznaliśmy po tym, jak wydali swoją trzecią płytę i występ promujący ten krążek był dla większości z nas pierwszą imprezą z Tabu w roli głównej. Kawałków z poprzednich płyt nawet nie znaliśmy, nawet tych, które stały się znakami rozpoznawalnymi grupy.

Jak wyglądał koncert? Cóż, były to Dni Miasta, więc nie mogło być za dobrze - rodziny z dziećmi siedzące i czekające na niewiadomoco, mocno spici indywidua i mała, maluteńka grupka ludzi, którzy kumali klimat, znali zespół i bawili się na tyle, ile pozwalało niewielkie płaskie miejsce w amfiteatrze. Tabu jeszcze przed wydaniem trzeciej płyty był zespołem jeszcze bardziej niszowym, więc dla nich sukces dopiero się zaczynał. Niedługo później wystąpili na Małej Scenie 19. Przystanku Woodstock, gdzie choć frekwencja była spora, bywało lepiej.

I tak minął rok. Rok podczas którego zaliczyliśmy kilka występów Tabu, w tym pamiętną noc w chorzowskiej Leśniczówce, kiedy after party przekroczyło wszelkie granice. Zespół brał udział w Plebiscycie Złotego Bączka Małej Sceny Woodstocku - nagroda za zwycięstwo to zaproszenie na główną estradę. Choć konkurencja w postaci Artura Andrusa miażdżyła wynikami przez pierwsze dwa etapy, w finale to Tabu okazało się zwycięskie i zagrali na Dużej Scenie 20. Przystanku Woodstock. Ogłosiliśmy ten dzień jako "Najcieplejszy dzień na świecie", bo było strasznie upalnie, a rozpiska na tamten dzień festiwalu składała się głównie z ciepłych klimatów.

Byliśmy dumni. Przez rok awansowaliśmy Tabu z niszowego koncertu na Dni Miasta na wielką bibę podczas wielkiego wydarzenia. Pod koniec roku to właśnie Tabu grało na WOŚPie tuż przed światełkiem do nieba i w studiu pod sam koniec Finału. Czuliśmy, że dorzuciliśmy dużą cegłę w ten sukces, a album Endorfina pozostanie dla nas ponadczasowy.

I tu dochodzę do punktu tego tematu - w moim podsumowaniu roku 2015 pominąłem jeden album, o którym nie wiem, co myśleć. Jeszcze przed wydaniem Meteorów wiedziałem, że Tabu prawdopodobnie już nigdy nie wyda drugiej Endorfiny i... to się dzieje na naszych oczach. Ten band swój najlepszy czas ma za sobą, wiemy to już dziś. To jest cios, bo tak się dzieję cały czas, z każdym artystą. Czy nie jest tak, że zazwyczaj to czwarta płyta jest najtrudniejsza?

Jakie Wy macie doświadczenia z zespołami, które się "kończyły", a Wy musieliście to jakoś przełknąć? W przypadku których artystów i w których momentach bolało Was to najbardziej? Także w przypadku Bon Jovi, które przecież drastycznie zmieniło styl jeśli nie w latach 90., to przy Crushu już na pewno.

Meteory od Tabu to nie jest zła płyta. Nawet nie średnia, bo oceniam ją pomiędzy 6/10, a 7/10, ale nie ma w niej perełek, poziom ogólny jest słabszy od poprzedniego wydawnictwa, a o dwóch, trzech piosenkach wolałbym się nigdy nie dowiedzieć. Jak Wy radziliście sobie z myślą, że jeden z Waszych ulubionych bandów już nigdy nie wróci do swojej świetności?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Muzyka”