EUROPE - come back po latach
Moderator: Mod's Team
- sobol_77
- Have A Nice Day
- Posty: 1987
- Rejestracja: 17 września 2005, o 10:45
- Ulubiona płyta: New Jersey +TD +SWW
- Lokalizacja: Michałowice / Wa-wa, od lat już Głogów
EUROPE - come back po latach
To recenzja z sieci:
Europe - Start from the dark.
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8
Europe znają chyba wszyscy. Choćby za sprawą megaprzeboju "The Final Countdown", dzięki któremu zespół prawie dwie dekady temu sprzedał parę milionów płyt i regularnie gościł na wszystkich listach przebojów, a nawet w naszej smutnej, socjalistycznej telewizji publicznej. Widowiskowe fajerwerki w teledysku robiły wrażenie zwłaszcza na tej nieco młodszej młodzieży, zaś śnieżnobiałe zęby i natapirowana szopa Joeya Tempesta zapewniały mu miejsce na meblościankach dziewczyn pod każdą szerokością geograficzną.
Po paru latach Europe powraca z niebytu, aby... totalnie zakoczyć słuchaczy. Muzyka na "Start From The Dark" niewiele ma wspólnego z gładkim i sterylnym "pudel-metalem" z lat osiemdziesiątych. Obecnie grupa jawi się jako rasowy, rockowy band, brzmiący ciężko, stosujący jak najbardziej nowoczesne środki ekspresji. Nie zniknęła jednak pewna charakterystyczna dawna przebojowość, słodycz w głosie Tempesta także czasem drażni, ale jego wokal to jedyne, co łączy nowe Europe z tym znanym z dawnych lat. A i to nie do końca, ponieważ także wokalista nieco się "wyrobił". Najkrócej mówiąc Europe AD 2004 to zespół zupełnie inny, daleki od tandetnego wizerunku i sztampowego grania. Takie numery jak utwór tytułowy, czy "Wake Up Call" to po prostu fajna, czadowa jazda z nisko nastrojonymi gitarami i jakby wylde'owskimi flażoletami, zaś "Song no. 12" przywołuje nieco grunge'owe skojarzenia (nawet Tempest brzmi tu nieco jak Cornell). Nie zabrakło też (czasem odrobinę przesłodzonych) balladowych momentów. Przykładowo "Roll With You" to niemal jak jakaś zaginiona ballada Dream Theater z okresu "Falling Into Infinity". Nieco progmetalowe smaczki pojawiają się też w refrenie "Spirit Of The Underdog", "America" to fajny kawałek czadu, "Sucker" natomiast kojarzy mi się z radosnym amerykańskim alternatywnym graniem - chwytliwym i bezproblemowym. Ogólne wrażenie psuje nieco "Settle For Love" - numer do bólu słodki i pretensjonalny. Ale to ostatnia ścieżka - zawsze można wcześniej nacisnąć przycisk "stop".
Takie zmiany stylistyki naprawdę bardzo cieszą. Mam nadzieję, że Europe w takiej postaci nagrywać będzie kolejne, równie dobre płyty. Bo póki co jest naprawdę dobrze.
autor: Adam "kalisz" Kaliszewski
[ Dodano: 2006-01-19, 13:32 ]
Nazwa zespołu: Europe
Tytuł płyty: "Start From The Dark"
Utwory: Got To Have Faith; Start From The Dark; Flames; Hero; Wake Up Call; Reason; Song No. 12; Roll With You; Sucker; Spirit Of The Underdog; America; Settle For Love
Wydawcy: Sanctuary Records
Rok wydania: 2004
Skład: Joey Tempest, John Norum, Mic Michaeli, John Levén i Ian Haugland
Europe - Start from the dark.
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8
Europe znają chyba wszyscy. Choćby za sprawą megaprzeboju "The Final Countdown", dzięki któremu zespół prawie dwie dekady temu sprzedał parę milionów płyt i regularnie gościł na wszystkich listach przebojów, a nawet w naszej smutnej, socjalistycznej telewizji publicznej. Widowiskowe fajerwerki w teledysku robiły wrażenie zwłaszcza na tej nieco młodszej młodzieży, zaś śnieżnobiałe zęby i natapirowana szopa Joeya Tempesta zapewniały mu miejsce na meblościankach dziewczyn pod każdą szerokością geograficzną.
Po paru latach Europe powraca z niebytu, aby... totalnie zakoczyć słuchaczy. Muzyka na "Start From The Dark" niewiele ma wspólnego z gładkim i sterylnym "pudel-metalem" z lat osiemdziesiątych. Obecnie grupa jawi się jako rasowy, rockowy band, brzmiący ciężko, stosujący jak najbardziej nowoczesne środki ekspresji. Nie zniknęła jednak pewna charakterystyczna dawna przebojowość, słodycz w głosie Tempesta także czasem drażni, ale jego wokal to jedyne, co łączy nowe Europe z tym znanym z dawnych lat. A i to nie do końca, ponieważ także wokalista nieco się "wyrobił". Najkrócej mówiąc Europe AD 2004 to zespół zupełnie inny, daleki od tandetnego wizerunku i sztampowego grania. Takie numery jak utwór tytułowy, czy "Wake Up Call" to po prostu fajna, czadowa jazda z nisko nastrojonymi gitarami i jakby wylde'owskimi flażoletami, zaś "Song no. 12" przywołuje nieco grunge'owe skojarzenia (nawet Tempest brzmi tu nieco jak Cornell). Nie zabrakło też (czasem odrobinę przesłodzonych) balladowych momentów. Przykładowo "Roll With You" to niemal jak jakaś zaginiona ballada Dream Theater z okresu "Falling Into Infinity". Nieco progmetalowe smaczki pojawiają się też w refrenie "Spirit Of The Underdog", "America" to fajny kawałek czadu, "Sucker" natomiast kojarzy mi się z radosnym amerykańskim alternatywnym graniem - chwytliwym i bezproblemowym. Ogólne wrażenie psuje nieco "Settle For Love" - numer do bólu słodki i pretensjonalny. Ale to ostatnia ścieżka - zawsze można wcześniej nacisnąć przycisk "stop".
Takie zmiany stylistyki naprawdę bardzo cieszą. Mam nadzieję, że Europe w takiej postaci nagrywać będzie kolejne, równie dobre płyty. Bo póki co jest naprawdę dobrze.
autor: Adam "kalisz" Kaliszewski
[ Dodano: 2006-01-19, 13:32 ]
Nazwa zespołu: Europe
Tytuł płyty: "Start From The Dark"
Utwory: Got To Have Faith; Start From The Dark; Flames; Hero; Wake Up Call; Reason; Song No. 12; Roll With You; Sucker; Spirit Of The Underdog; America; Settle For Love
Wydawcy: Sanctuary Records
Rok wydania: 2004
Skład: Joey Tempest, John Norum, Mic Michaeli, John Levén i Ian Haugland
It's a bitch, but life's a roller coaster ride,
The ups and downs will make you scream sometimes...
The ups and downs will make you scream sometimes...
- Twisted Sister
- Have A Nice Day
- Posty: 981
- Rejestracja: 17 września 2005, o 08:18
- Lokalizacja: Bydgoszcz
Mam rozumieć, że ci, co SFTD znają, mają tu wyrazić opinie na rzeczony temat?....
Well...
Hmmm, jak już wspominałam kocham Europe poodel-metalowe (XD) i ta zmiana troszkę mnie zaskoczyła-ale nie powiem, żeby negatywnie
:mrgreen: . Faktycznie dobrze, żeby każdy zespół chcący zerwać z dawnym pop-metalowym image'em szedł w tym właśnie kierunku, w którym podążyli Tempest i spółka . Cieszy też ofc powrót Noruma do składu-to genialny szarpidrut .
Ale.... jakby to powiedzieć....
*zasłuchana w Europe The Best Of-186-1991*
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
Well...
Hmmm, jak już wspominałam kocham Europe poodel-metalowe (XD) i ta zmiana troszkę mnie zaskoczyła-ale nie powiem, żeby negatywnie
:mrgreen: . Faktycznie dobrze, żeby każdy zespół chcący zerwać z dawnym pop-metalowym image'em szedł w tym właśnie kierunku, w którym podążyli Tempest i spółka . Cieszy też ofc powrót Noruma do składu-to genialny szarpidrut .
Ale.... jakby to powiedzieć....
*zasłuchana w Europe The Best Of-186-1991*
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
"I know life sometimes can get tough and I know life sometimes can be a drag, but people, we have been given a gift/a road and that's road's name is ROCK'N'ROLL" Kiss
- sobol_77
- Have A Nice Day
- Posty: 1987
- Rejestracja: 17 września 2005, o 10:45
- Ulubiona płyta: New Jersey +TD +SWW
- Lokalizacja: Michałowice / Wa-wa, od lat już Głogów
niestety musze stwierdzic, ze Europe przerwa zrobila dobrze - to plyta niestety lepsza od HAND - i przykro mi to mowic. Nowoczesna - owszem - ale nie na sile, jak to zrobili BJ, ciezka jak nigdy wczesniej, zero kompromisow i przeslodzen. A i tak od razu wiadomo, ze to Europe.
Dla mnie to taka Keep The Faith - plyta na przypomnienie, z jajami i porzadnym wykopem. Az milo sluchac.
A, jeszcze jedno - premiera byla na koniec 2004.
[ Dodano: 2006-01-20, 09:51 ]
I rzeczywiscie, bylo troche lepszych plyt od HAND w 2005, moze nie masa .
Dla mnie to taka Keep The Faith - plyta na przypomnienie, z jajami i porzadnym wykopem. Az milo sluchac.
A, jeszcze jedno - premiera byla na koniec 2004.
[ Dodano: 2006-01-20, 09:51 ]
I rzeczywiscie, bylo troche lepszych plyt od HAND w 2005, moze nie masa .
It's a bitch, but life's a roller coaster ride,
The ups and downs will make you scream sometimes...
The ups and downs will make you scream sometimes...
Strat.. jest takie sobie kawałek o nazwie "Hero" jest godny uwagi, ale ja czekałem na album "Secret Society" i musze powiedzies ze o wiele lepszy od SFTD a tym bardziej od HAND
zreszta macie tu jakas recke.
„Słyszałeś nową płytę Europe?...A to oni jeszcze istnieją?” – taką odpowiedź słyszę od każdej znajomej mi osoby, której zadaję takie pytanie. O zespole Europe słyszał chyba każdy (no może poza małolatami wychowanymi na nowoczesnej, komercyjnej papce), zespół stworzył jeden z najbardziej znanych motywów klawiszowych w muzyce rockowej, rozpoznawalny w każdym miejscu o każdym czasie. No i właśnie po The Final Countdown przypięto do zespołu etykietkę rockowego boysbandu z „pięknym” wokalistą Joey Tempest’em na czele. Po wydaniu znakomitego (najlepszego jak dla mnie) Prisoners In Paradise w 1991 roku zespół postanowił zawiesić działalność. Powstawały kolejne kompilacje rodzaju "The Best Of” no a fani czekali…czekali na reaktywację wielkiego Europe. Powrotu grupy doczekali się wszyscy dopiero po 13 (!!!) latach, kiedy to w 2004 roku światło dzienne ujrzał krążek Start From The Dark. Euforia związana z tym wydarzeniem była ogromna, no ale cóż… płyta okazała się czymś zupełnie innym, zespół obrał kompletnie nową muzyczną drogę i tak naprawdę tylko głos wokalisty przypominał, że to ta sama grupa. Jednym Start… się spodobał, inni (w tym i ja) rzucali przekleństwami co też Tempest & co. zrobili.
Jak można się było tego spodziewać, jako taki sukces komercyjny Start From The Dark sprawił, że zespół postanowił wydać kolejną płytę. I tutaj zaskoczę wszystkich. Najnowsze dzieło Europe - Secret Society jest płytą dobrą, powiedziałbym nawet bardzo dobrą. Chłopaki nie zapuścili wprawdzie długich włosów, nie porobili sobie trwałych i nie pomalowali oczu, jednak słychać, iż pisząc kawałki na Secret Society włożyli w to więcej serca, niż ostatnim razem. Brzmieniowo płyta nie odbiega od drogi obranej na Start…, mamy więc siarczyste brzmienie gitary Noruma oraz mocny wokal Tempesta. Co jednak od razu rzuca się w oczy to to, iż słychać znacznie wyraźniej klawisze Michaeliego, tak jakby zespół wreszcie przypomniał sobie o ogromnej roli jaką oddaje muzyce ten instrument. Wokal Tempesta także poszedł w wyższe niż na Start... rejestry, co zdecydowanie zdało się płycie na dobre. Generalnie płyta dzieli się na dwie części. Mamy więc tutaj utwory typowo „Startowe”: przeciętne Human After All ze świetnym wstępem na smyczkach potem jest już jednak gorzej i tak naprawdę utworu broni jedynie rewelacyjny refren. Mamy przypominające Hero z ostatniej płyty Wish I Could Believe – balladka oscylująca w stronę modern rocka czy zupełnie niepotrzebny moim zdaniem typowy wypełniacz Brave And Beautiful Soul. Tytułowe Secret Society także nie powala, w miarę ciekawie się go słucha, na pewno jednak był to błąd, aby utwór ten reprezentował i otwierał zarazem całą płytę. Druga większa część to już same smakowite kąski, które czynią tę płytę tak dobrą: singlowy Always The Pretenders, Love Is Not The Enemy, Let The Children Play to przepełnione energią i ogromną dawką melodyki kawałki, których słucha się niesamowicie przyjemnie, a melodyjne refreny na długo pozostają w pamięci. Na pierwszy plan wysuwają się jednak znakomite: The Getaway Plan – ostry, dynamiczny rocker ze świetnym mocnym wokalem Tempesta, liryczna ballada A Mothers Son, no i moi zdecydowani faworyci, a więc przepełniony magicznym klawiszowym tłem Forever Travelling (ukłon w stronę 80’s) oraz Devil Sings The Blues – te ostatnie utwory z powodzeniem mogłyby się znaleźć na płycie Prisoners In Paradise.
Podsumowując zespół nie stworzył niczego niesamowice oryginalnego, już na płycie Start From The Dark pokazali, jaką zamierzają obrać muzyczną drogę, a tym samym dali do zrozumienia swoim starym fanom, że utwory takie jak Final Countdown czy Cherokee spod ich skrzydeł już nie wyfruną. Jeśli jednak ktoś spojrzy na zespół świeżym okiem i będzie chciał posłuchać dobrego, melodyjnego, znakomicie wyprodukowanego melodic hard rocka gorąco polecam Secret Society.""
zreszta macie tu jakas recke.
„Słyszałeś nową płytę Europe?...A to oni jeszcze istnieją?” – taką odpowiedź słyszę od każdej znajomej mi osoby, której zadaję takie pytanie. O zespole Europe słyszał chyba każdy (no może poza małolatami wychowanymi na nowoczesnej, komercyjnej papce), zespół stworzył jeden z najbardziej znanych motywów klawiszowych w muzyce rockowej, rozpoznawalny w każdym miejscu o każdym czasie. No i właśnie po The Final Countdown przypięto do zespołu etykietkę rockowego boysbandu z „pięknym” wokalistą Joey Tempest’em na czele. Po wydaniu znakomitego (najlepszego jak dla mnie) Prisoners In Paradise w 1991 roku zespół postanowił zawiesić działalność. Powstawały kolejne kompilacje rodzaju "The Best Of” no a fani czekali…czekali na reaktywację wielkiego Europe. Powrotu grupy doczekali się wszyscy dopiero po 13 (!!!) latach, kiedy to w 2004 roku światło dzienne ujrzał krążek Start From The Dark. Euforia związana z tym wydarzeniem była ogromna, no ale cóż… płyta okazała się czymś zupełnie innym, zespół obrał kompletnie nową muzyczną drogę i tak naprawdę tylko głos wokalisty przypominał, że to ta sama grupa. Jednym Start… się spodobał, inni (w tym i ja) rzucali przekleństwami co też Tempest & co. zrobili.
Jak można się było tego spodziewać, jako taki sukces komercyjny Start From The Dark sprawił, że zespół postanowił wydać kolejną płytę. I tutaj zaskoczę wszystkich. Najnowsze dzieło Europe - Secret Society jest płytą dobrą, powiedziałbym nawet bardzo dobrą. Chłopaki nie zapuścili wprawdzie długich włosów, nie porobili sobie trwałych i nie pomalowali oczu, jednak słychać, iż pisząc kawałki na Secret Society włożyli w to więcej serca, niż ostatnim razem. Brzmieniowo płyta nie odbiega od drogi obranej na Start…, mamy więc siarczyste brzmienie gitary Noruma oraz mocny wokal Tempesta. Co jednak od razu rzuca się w oczy to to, iż słychać znacznie wyraźniej klawisze Michaeliego, tak jakby zespół wreszcie przypomniał sobie o ogromnej roli jaką oddaje muzyce ten instrument. Wokal Tempesta także poszedł w wyższe niż na Start... rejestry, co zdecydowanie zdało się płycie na dobre. Generalnie płyta dzieli się na dwie części. Mamy więc tutaj utwory typowo „Startowe”: przeciętne Human After All ze świetnym wstępem na smyczkach potem jest już jednak gorzej i tak naprawdę utworu broni jedynie rewelacyjny refren. Mamy przypominające Hero z ostatniej płyty Wish I Could Believe – balladka oscylująca w stronę modern rocka czy zupełnie niepotrzebny moim zdaniem typowy wypełniacz Brave And Beautiful Soul. Tytułowe Secret Society także nie powala, w miarę ciekawie się go słucha, na pewno jednak był to błąd, aby utwór ten reprezentował i otwierał zarazem całą płytę. Druga większa część to już same smakowite kąski, które czynią tę płytę tak dobrą: singlowy Always The Pretenders, Love Is Not The Enemy, Let The Children Play to przepełnione energią i ogromną dawką melodyki kawałki, których słucha się niesamowicie przyjemnie, a melodyjne refreny na długo pozostają w pamięci. Na pierwszy plan wysuwają się jednak znakomite: The Getaway Plan – ostry, dynamiczny rocker ze świetnym mocnym wokalem Tempesta, liryczna ballada A Mothers Son, no i moi zdecydowani faworyci, a więc przepełniony magicznym klawiszowym tłem Forever Travelling (ukłon w stronę 80’s) oraz Devil Sings The Blues – te ostatnie utwory z powodzeniem mogłyby się znaleźć na płycie Prisoners In Paradise.
Podsumowując zespół nie stworzył niczego niesamowice oryginalnego, już na płycie Start From The Dark pokazali, jaką zamierzają obrać muzyczną drogę, a tym samym dali do zrozumienia swoim starym fanom, że utwory takie jak Final Countdown czy Cherokee spod ich skrzydeł już nie wyfruną. Jeśli jednak ktoś spojrzy na zespół świeżym okiem i będzie chciał posłuchać dobrego, melodyjnego, znakomicie wyprodukowanego melodic hard rocka gorąco polecam Secret Society.""
It's not where we're coming from
It's how we turn from here
We know where we want to go
We just need the light to get us there
It's how we turn from here
We know where we want to go
We just need the light to get us there
- sobol_77
- Have A Nice Day
- Posty: 1987
- Rejestracja: 17 września 2005, o 10:45
- Ulubiona płyta: New Jersey +TD +SWW
- Lokalizacja: Michałowice / Wa-wa, od lat już Głogów
Teken, az milo czytac takie posty jak Twoj . Co robisz na forum BJ??
Od kilku dni slucham Secret Society i jestem pod wrazeniem. Genialny album, ciezki w cholere, BJ mogliby sie wiele od nich nauczyc. Zero kompromisow, gitarowe granie - ale z fajnymi melodiami, zero smucenia typu Wild Flowers hehe. Sluchanie tej plyty to czysta przyjemnosc. A kawalek nr 5 ze spiewajacymi dziecmi w finalne - ciary na plecach.....
Od kilku dni slucham Secret Society i jestem pod wrazeniem. Genialny album, ciezki w cholere, BJ mogliby sie wiele od nich nauczyc. Zero kompromisow, gitarowe granie - ale z fajnymi melodiami, zero smucenia typu Wild Flowers hehe. Sluchanie tej plyty to czysta przyjemnosc. A kawalek nr 5 ze spiewajacymi dziecmi w finalne - ciary na plecach.....
It's a bitch, but life's a roller coaster ride,
The ups and downs will make you scream sometimes...
The ups and downs will make you scream sometimes...
- sobol_77
- Have A Nice Day
- Posty: 1987
- Rejestracja: 17 września 2005, o 10:45
- Ulubiona płyta: New Jersey +TD +SWW
- Lokalizacja: Michałowice / Wa-wa, od lat już Głogów
Cos Ty Lordi taki wrazliwy . Slyszalem setki plyt o niebo gorszych. A SS podoba mi sie bardzo .
A to recenzja:
Nazwa zespołu: Europe
Tytuł płyty: "Secret Society"
Utwory: Secret Society; Always The Pretenders; Love Is Not The Enemy; Wish I Could Believe; Let The Children Play; Human After All; The Getaway Plan; A Mothers Son; Forever Traveling; Brave And Beautiful Soul; Devil Sings The Blues
Wydawcy: Sanctuary Records
Rok wydania: 2006
Data napisania recenzji: 19.10.2006
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8
Parę lat temu z "pudlami" tworzącymi legendarną formację Europe stało się coś bardzo dobrego. Nie wiem, czy panowie nasłuchali się Black Label Society, czy po prostu zaczęli się golić, ale od pewnego czasu ta - niegdyś stanowiąca synonim tandety - formacja prze do przodu jak kawaleria pancerna, nie biorąc jeńców. Tak było na poprzedniej płycie, "Start From The Dark", tak jest i na najnowszej "Secret Society". Kto wie, może nowy materiał Tempesta i kolegów nawet przebija poprzednią produkcję.
Zaczyna się od okraszonego błyskotliwymi solówkami utworu tytułowego, "Always The Pretenders" z niezwykle chwytliwą melodią (Asia się kłania) podtrzymuje napięcie, a "Love Is Not The Enemy" to już hicior z najwyższej półki. I tak jest przez całą płytę. Ciężkie i mięsiste riffy, kapitalne melodie, solówki na fenomenalnym poziomie. Europe w XXI wieku definiuje na nowo hard rocka, wprawdzie czerpiąc garściami z dokonań innych (od wylde'owskiego riffowania po nieco grunge'ową psychodelię w spokojniejszych fragmentach), ale dokładając także od siebie mnóstwo nieskrępowanego uroku chwytliwych melodii, luzu i swobody. O ile dwie dekady temu "luz" Tempesta i kolegów kojarzył się raczej z "Błękitną Ostrygą", to dziś jest niewymuszony i po prostu rock'n'rollowy.
I niech was nie zmyli znakomita zresztą okładka - na nowej płycie Europe nie gra rocka progresywnego.
autor: Adam "kalisz" Kaliszewski
I moze jeszcze:
=============================
Oto recenzje z dwóch pism:
„Teraz Rock”, nr 11 (45) listopad 2006-11-16
EUROPE
„Secret Society”
<Sanctuary>
****
(4 gwiazdki/na 5 możliwych)
Poprzednia płyta, „Start From The Dark”, była ciężka. „Secret Society” jest inna, bardziej tradycyjnie rockowa, kipiąca od rajcownych riffów i frapujących melodii. Weźmy chociażby otwierający całość kawałek tytułowy. Riff, którego nie powstydziłby się Velvert Revoler, trochę inny sposób śpiewania Joey’a Tempesta. Szkoda tylko, że w środku następuje duże zwolnienie, lekko psujące charakter całości. Ale w takim „Always The Pretenders” nie ma się już do czego przyczepić. Mocny riff, tempo wprawiające głowę w miarowe kiwanie, refren zostający w pamięci. Podobnie w „Love Is Not The Enemy”, gdzie Tempest w zwrotce wykombinował naprawdę fajną linię melodyczną. Frapujący jest także „Let The Children Play”, gdzie lekko podniosły refren kontrastuje z agresywnym, ciętym riffem w zwrotce. Do tego pod koniec pojawia się chłopięcy chór.
Wpadki? Są. Mdły wstęp do „Human After All” zupełnie nie pasuje do charakteru utworu. Ale to tylko chwila. Za to cała kompozycja „A Mother’s Son” to pomyłka. Joey Tempest potrafi pisać naprawdę niezłe wolne kawałki, ale to niestety nie wyszło na całej linii. Nudne, bez polotu i charakteru. Banalne melodie, aranżacje, mocno średnia kompozycja. Niepotrzebnie wybija człowieka z właściwego rytmu płyty. Bo taki „Forever Traveling”, a zwłaszcza „Brave And Beautiful Soul” to naprawdę zacne rzeczy. Po ich klimacie można się domyślić, że Tempest już dłuższy czas mieszka na Wyspach...
Poza wspomnianą balladą, bardzo równa i dobra płyta. Najbardziej energetyczna propozycja tego zespołu w całej karierze.
Marcin Pawlak
=============================
„Mystic Art”, nr 5 (37)/2006-11-16
EUROPE
„Secret Society”
<Sanctuary>
(9 pkt./na 10 pkt.)
Może jestem wieśniakiem, ale lubię ten zespół! Nawet wtedy, kiedy grali „Final Countdown” i mieli mega pudle na głowach, też lubiłem. Taka słabość. Po premierze ich poprzedniego albumu, „Start From The Dark”, wiedziałem, że moja niezrozumiała sympatia, nie była tak całkiem bez sensu. Do zespołu wrócił znakomity gitarzysta John Norum i wszystko nabrało rumieńców. Muzyka dostał konkretnego kopa i, zupełnie nagle, okazało się, że na ten zespół jest wielkie ssanie! Koncerty Europe na letnich festiwalach spotkały się z entuzjazmem, którego nie spodziewali się nawet sami muzycy. Kiedy ochłonęli po tak radosnym przyjęciu ze strony fanów, Norum, Tempest i pozostali muzycy, rozpoczęli prace nad kolejną płytą, „Secret Society”. I znowu spisali się doskonale! Nowa płyta jest kontynuacją tego, co , co zaczęli na „Start From The Dark”, mocnego, hard rockowego łojenia z dużą dawką zniewalających, chwytliwych melodii. To jest coś, co wyróżnia tę kapelę z tłumu innych starzejących się rockmanów, niesamowity talent do pisania dobrych piosenek. Prawda jest taka, że wpiąć gitarę do wzmacniacza potrafi nawet małpa, , ale skomponować dobrą, rockową piosenkę, mogą naprawdę nieliczni. Szwedzi z Europe mają to w małym palcu. Wystarczy posłuchać singlowego „Always The Pretenders”, rewelacyjnej ballady „Wish I Could Believe” czy „Let The Children Play” z ujmującą partią zaśpiewaną przez dzieciaki. Nie bez znaczenia jest także fakt, że obok bezdyskusyjnej przebojowości, piosenki Europe mają w sobie charakterystyczne piętno, które sprawia, że po kilku dźwiękach słychać, kto gra. To także unikalna w dzisiejszych czasach cecha. Album kończy znakomity numer „Devil Sings The Blues” i to jest bardzo dobra prognoza dla kolejnych wydawnictw tego zespołu! Europe to nie tylko pamiątka z przeszłości, to zespół z zadatkami na klasykę!
Piotr Miecznikowski
A to recenzja:
Nazwa zespołu: Europe
Tytuł płyty: "Secret Society"
Utwory: Secret Society; Always The Pretenders; Love Is Not The Enemy; Wish I Could Believe; Let The Children Play; Human After All; The Getaway Plan; A Mothers Son; Forever Traveling; Brave And Beautiful Soul; Devil Sings The Blues
Wydawcy: Sanctuary Records
Rok wydania: 2006
Data napisania recenzji: 19.10.2006
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8
Parę lat temu z "pudlami" tworzącymi legendarną formację Europe stało się coś bardzo dobrego. Nie wiem, czy panowie nasłuchali się Black Label Society, czy po prostu zaczęli się golić, ale od pewnego czasu ta - niegdyś stanowiąca synonim tandety - formacja prze do przodu jak kawaleria pancerna, nie biorąc jeńców. Tak było na poprzedniej płycie, "Start From The Dark", tak jest i na najnowszej "Secret Society". Kto wie, może nowy materiał Tempesta i kolegów nawet przebija poprzednią produkcję.
Zaczyna się od okraszonego błyskotliwymi solówkami utworu tytułowego, "Always The Pretenders" z niezwykle chwytliwą melodią (Asia się kłania) podtrzymuje napięcie, a "Love Is Not The Enemy" to już hicior z najwyższej półki. I tak jest przez całą płytę. Ciężkie i mięsiste riffy, kapitalne melodie, solówki na fenomenalnym poziomie. Europe w XXI wieku definiuje na nowo hard rocka, wprawdzie czerpiąc garściami z dokonań innych (od wylde'owskiego riffowania po nieco grunge'ową psychodelię w spokojniejszych fragmentach), ale dokładając także od siebie mnóstwo nieskrępowanego uroku chwytliwych melodii, luzu i swobody. O ile dwie dekady temu "luz" Tempesta i kolegów kojarzył się raczej z "Błękitną Ostrygą", to dziś jest niewymuszony i po prostu rock'n'rollowy.
I niech was nie zmyli znakomita zresztą okładka - na nowej płycie Europe nie gra rocka progresywnego.
autor: Adam "kalisz" Kaliszewski
I moze jeszcze:
=============================
Oto recenzje z dwóch pism:
„Teraz Rock”, nr 11 (45) listopad 2006-11-16
EUROPE
„Secret Society”
<Sanctuary>
****
(4 gwiazdki/na 5 możliwych)
Poprzednia płyta, „Start From The Dark”, była ciężka. „Secret Society” jest inna, bardziej tradycyjnie rockowa, kipiąca od rajcownych riffów i frapujących melodii. Weźmy chociażby otwierający całość kawałek tytułowy. Riff, którego nie powstydziłby się Velvert Revoler, trochę inny sposób śpiewania Joey’a Tempesta. Szkoda tylko, że w środku następuje duże zwolnienie, lekko psujące charakter całości. Ale w takim „Always The Pretenders” nie ma się już do czego przyczepić. Mocny riff, tempo wprawiające głowę w miarowe kiwanie, refren zostający w pamięci. Podobnie w „Love Is Not The Enemy”, gdzie Tempest w zwrotce wykombinował naprawdę fajną linię melodyczną. Frapujący jest także „Let The Children Play”, gdzie lekko podniosły refren kontrastuje z agresywnym, ciętym riffem w zwrotce. Do tego pod koniec pojawia się chłopięcy chór.
Wpadki? Są. Mdły wstęp do „Human After All” zupełnie nie pasuje do charakteru utworu. Ale to tylko chwila. Za to cała kompozycja „A Mother’s Son” to pomyłka. Joey Tempest potrafi pisać naprawdę niezłe wolne kawałki, ale to niestety nie wyszło na całej linii. Nudne, bez polotu i charakteru. Banalne melodie, aranżacje, mocno średnia kompozycja. Niepotrzebnie wybija człowieka z właściwego rytmu płyty. Bo taki „Forever Traveling”, a zwłaszcza „Brave And Beautiful Soul” to naprawdę zacne rzeczy. Po ich klimacie można się domyślić, że Tempest już dłuższy czas mieszka na Wyspach...
Poza wspomnianą balladą, bardzo równa i dobra płyta. Najbardziej energetyczna propozycja tego zespołu w całej karierze.
Marcin Pawlak
=============================
„Mystic Art”, nr 5 (37)/2006-11-16
EUROPE
„Secret Society”
<Sanctuary>
(9 pkt./na 10 pkt.)
Może jestem wieśniakiem, ale lubię ten zespół! Nawet wtedy, kiedy grali „Final Countdown” i mieli mega pudle na głowach, też lubiłem. Taka słabość. Po premierze ich poprzedniego albumu, „Start From The Dark”, wiedziałem, że moja niezrozumiała sympatia, nie była tak całkiem bez sensu. Do zespołu wrócił znakomity gitarzysta John Norum i wszystko nabrało rumieńców. Muzyka dostał konkretnego kopa i, zupełnie nagle, okazało się, że na ten zespół jest wielkie ssanie! Koncerty Europe na letnich festiwalach spotkały się z entuzjazmem, którego nie spodziewali się nawet sami muzycy. Kiedy ochłonęli po tak radosnym przyjęciu ze strony fanów, Norum, Tempest i pozostali muzycy, rozpoczęli prace nad kolejną płytą, „Secret Society”. I znowu spisali się doskonale! Nowa płyta jest kontynuacją tego, co , co zaczęli na „Start From The Dark”, mocnego, hard rockowego łojenia z dużą dawką zniewalających, chwytliwych melodii. To jest coś, co wyróżnia tę kapelę z tłumu innych starzejących się rockmanów, niesamowity talent do pisania dobrych piosenek. Prawda jest taka, że wpiąć gitarę do wzmacniacza potrafi nawet małpa, , ale skomponować dobrą, rockową piosenkę, mogą naprawdę nieliczni. Szwedzi z Europe mają to w małym palcu. Wystarczy posłuchać singlowego „Always The Pretenders”, rewelacyjnej ballady „Wish I Could Believe” czy „Let The Children Play” z ujmującą partią zaśpiewaną przez dzieciaki. Nie bez znaczenia jest także fakt, że obok bezdyskusyjnej przebojowości, piosenki Europe mają w sobie charakterystyczne piętno, które sprawia, że po kilku dźwiękach słychać, kto gra. To także unikalna w dzisiejszych czasach cecha. Album kończy znakomity numer „Devil Sings The Blues” i to jest bardzo dobra prognoza dla kolejnych wydawnictw tego zespołu! Europe to nie tylko pamiątka z przeszłości, to zespół z zadatkami na klasykę!
Piotr Miecznikowski
It's a bitch, but life's a roller coaster ride,
The ups and downs will make you scream sometimes...
The ups and downs will make you scream sometimes...
zawsze byłem wrazliwysobol_77 pisze:Cos Ty Lordi taki wrazliwy . Slyszalem setki plyt o niebo gorszych. A SS podoba mi sie bardzo .
tez słyszałem gorsze:P
no własnie te recenzje... neistety pisma te nie maja w moich oczach uznania wogole promuja oni tylko nowoczesne i czesto z rockiem nie majace praktycznie nic wspolnego zespoly, a taki MH to poprostu gazetka promocyjna wytworni... )jedzne pismo na wysokim poziomie to dla mnie HMP)
gdyby nagrali cos w stylu TFC czy nawet album lepszy to został by on zjechany na całej lini